sobota, 29 marca 2014

Moment For Me Rozdział 33



                              Długi sen i gorąca kąpiel całkowicie były mi potrzebne. Od razu poczułam się lepiej. Kiedy się obudziłam byłam sama, ale czego niby miałam oczekiwać? Moja rodzicielka zrobiła mi śniadanie, a ja powoli wracałam do normalnego trybu życia. Wróciłam do domu i to było najważniejsze. Do końca tygodnia zostało jeszcze kilka dni, ale nie opłacało się wracać do szkoły więc miałam wolne. Cieszyłam się z tego, bo mogłam popracować nad praca konkursową. Do oddania jej zostały dwa dni, a ja całkiem o tym zapomniałam. Miałam początek, ale to było praktycznie nic. Wygrana była wielka, bo wycieczka do Paryża o której wszyscy tak gadali. Nie wiedziałam ilu mam konkurentów, ale miałam nadzieje że niewielu. Zrobiłam sobie miejsce na biurku i rozłożyłam się ze wszystkimi materiałami. Musiałam wymyśleć coś powalającego, a temat był dość trudny. Było trzeba nawiązać się do Francji i jej kultury. Nie mogłam spisać wszystkiego z internetu i przełożyć na kartkę papieru. Każdy tak mógł zrobić, a ja musiałam wymyśleć coś oryginalnego. Pół godziny mojej pracy zamieniło się w ciężką harówkę. Myślałam, ze oszaleję. Nie mogłam się skupić, cały czas myślałam o czym innym. Nie wytrzymałam i musiałam wyjść.
- Niedługo wrócę. – Byłam w trakcie nakładania butów.
- Miałam zamiar z tobą porozmawiać. – Rodzicielka stanęła w drzwiach.
- O czym? – Każdy chciał ze mną rozmawiać właśnie o tym co się stało. Nie miałam ochoty, ale wiedziałam że muszę. W końcu nie złożyłam oficjalnych zeznań przeciw tym którzy mnie trzymali.
- O tym co się stało. Nie uciekniesz od tego.
- Mamo! – Krzyknęłam. – Nie mam ochoty, rozumiesz?
- Nie tym tonem. – Odburknęła. Wiedziałam, że nie mogę na nią krzyczeć. Jednak nie miałam zamiaru ani ochoty mówić o tym wszystkim.
- Wrócę wieczorem. – Zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam. Było mi ciężko, ale nie mogłam nic na to poradzić. Byłam pewna, że za kilka dni będzie inaczej. Wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Tylko, że sprawę komplikowało to, że widziałam śmierć człowieka. To mną wstrząsnęło i gdzieś dalej siedziało. Nie wiedziałam dokąd mam iść, ani co mam ze sobą zrobić. Dziewczyny chciały się ze mną zobaczyć, ale nie tylko one. Harry także był na tej liście. Twierdził, że musi ze mną porozmawiać. Do domu loczka miałam jakieś kilka minut drogi. Więc się tam wybrałam. Mogło go tam nie być, ale warto było spróbować. Stanęłam naprzeciwko jego drzwi i już miałam pukać, kiedy same się otworzyły. Moje oczy ujrzały Stylesa.
- Hej. – Przywitałam się. – Nie przeszkadzam?
- Charlie? Co ty tutaj robisz? – Wyglądał na zmieszanego.
- Chciałeś ze mną porozmawiać, ale jeśli przyszłam nie w porę… - Przerwał mi.
- Nie, wejdź. – Złapał mnie za nadgarstek. Od razu zareagowałam i prawie krzyknęłam. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Mimo, że brałam tabletki rany ciągle bolały. Strasznie bolały.
- Przepraszam, bardzo przepraszam. – Zaczął się tłumaczyć.
- W porządku. – Uśmiechnęłam się. Nie mogłam być na niego zła, przecież nic nie wiedział. Nie miał pojęcia co mnie boli i czego nie może. Weszliśmy w głąb mieszkania, nie powiem było jeszcze bardziej dziwnie niż ostatnim razem kiedy tu byłam. Nie potrafiłam powiedzieć, co takiego było nie tak.
- Harry! – Po mieszkaniu rozchodził się kobiecy głos. Byłam zdezorientowana, podobnie jak loczek. Spojrzeliśmy na siebie kilka razy, ale żadne z nas nic nie powiedziało. Po chwili stała przede mną dobrze znana mi dziewczyna. Wyglądała inaczej. Blond włosy i zupełnie inne ubrania. Uśmiechnięta od ucha do ucha, ale kiedy zobaczyła moją osobą zupełnie zaniemówiła.
- Co ty tu do cholery robisz? – Nie wiedziałam czy mam być wkurzona czy miałam się cieszyć.
- Mogłabym spytać o to samo Charlie.
- Skąd się znacie? – Spojrzałam na Harrego. Jego oczy nie patrzyły na mnie, tylko błądziły po ścianach. Jakby tam szukał odpowiedzi na pytanie. Nessa wyjechała praktycznie bez pożegnania nic nie mówiąc. Teraz jest sobie w mieszkaniu Stylesa i paraduje w skąpych ciuchach. Odrażało mnie to i ciekawiło co ona wyrabia.
- W porządku. – Nie usłyszałam odpowiedzi na pytanie, więc zaczęłam iść w stronę drzwi.
- Wracaj Charlie, wyjaśnię ci to. – Zatrzymałam się.
- Co mi wyjaśnisz?
- To co się tutaj dzieje. – Ciągnęła.
Wszyscy usiedliśmy przy stole, cały czas czekałam aż Harry cokolwiek powie. Jednak cisza, zaś ze strony Vanessy było inaczej. Próbowała zachowywać się tak jakby nigdy nie wyjechała. Tak jakby wszystko dalej się toczyło i było po staremu.
- Dobra. – Uśmiechnęła się. – Nigdzie nie wyjechałam, cały ten czas byłam w Londynie. Chciałam się od ciebie odciąć. Próbowałam cię chronić.
- Chronić? – Zaśmiałam się. – Ciekawe przed czym? Przed tym wszystkim co mnie spotkało dotychczas?
- Nie planowałam tego uwierz mi. – Broniła się.
- Też tego nie planowałam. Nie wiedziałam, że mnie tam zamknął. Nie miałam pojęcia że zechcą zabić człowieka na moich oczach. Nie miałam pojęcia. – Z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
- Nikt nie wiedział, że jesteśmy spokrewnione. Bałam się, że się dowiedzą. Więc uciekłam…tak stchórzyłam. Potem zatrzymałam się u Harrego, sprawy się skomplikowały. Nie chciałam aby tak to się potoczyło, przepraszam.
- Twoje przepraszam nic nie zmieni. Wiedziałaś o tym wszystkim tak? Mogłaś mnie poinformować, w jaki kol wiek sposób.
- Nie mogłam Charlie. – Wyciągnęła swoją dłoń, ale ją odepchnęłam.
- Nie mam ochoty z tobą dyskutować. Jesteś suką, której nie da się wybaczyć. Chroniłaś swój tyłek, a mnie wystawiłaś. Nie mogę inaczej tego wyjaśnić. – Mówiłam to co mi ślina przyniosła na język. Nie mogłam się powstrzymać. Tak to wszystko odczuwałam. Vanessa była gorsza niż myślałam, ale przyzwyczaiłam się do tego, że zbyt pochopnie ufam ludziom. Nie obchodziło mnie to, że przyszłam tam do Harrego, a totalnie go zignorowałam. Musiałam wyjść. Trzasnęłam drzwiami i zatrzymałam się na świeżym powietrzu. Zaczęłam cała się trząść. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Charlotte? – Loczek od razu mnie przytulił. Nie protestowałam, wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. Chyba właśnie tego potrzebowałam, musiałam się wypłakać.
- Tak bardzo się bałam Harry. – Nie wiedziałam dlaczego mu to mówię, ale to wszystko wychodziło z moich ust tak szybko. Dość rzadko nie kontrolowałam swoich słów.
- Nie musisz się już ich obawiać.
- Nie mogę zapomnieć, to wszystko mnie boli.
- Wiem, że to nie pomoże ale musisz przeczekać. To było zaledwie wczoraj. Nie da się tak od razu zacząć żyć jakby nic się nie stało.
- Myślałam, że tak właśnie jest. – Oboje usiedliśmy na schodkach, otwarłam łzy i próbowałam o tym zapomnieć. Chociaż na chwilę. W towarzystwie Harrego czułam się dobrze, jednak to było coś innego niż wspólny czas z Niallem. Chciałam go znowu zobaczyć i przytulić. Czułam się źle. Byłam w towarzystwie innego chłopaka, a myślałam całkiem o kim innym. Jednak nie mogłam inaczej, on nie chciał mi wyjść z głowy. Tak jak parę innych spraw.
- Przepraszam, ale muszę jechać do pracy. – Oderwałam się od tego wszystkiego i popatrzyłam się na Harrego, który właśnie skończył rozmawiać przez telefon. Byłam tak zajęta moimi myślami, że nawet tego nie zauważyłam.
- Jasne i tak powinnam już wracać. Właściwie to nie wiem dlaczego tu przyszłam, przepraszam.
- Ej, przestań. – Zaśmiał się. – Możesz przychodzić kiedy tylko będziesz miała ochotę. Jasne?
- Dziękuje.
- Za co? – Uśmiechnął się.
- Za to, że jesteś tak dobrym przyjacielem.
- Nie musisz za to dziękować.
Pożegnałam się z Harrym i odeszłam. Nawet z nim nie porozmawiałam, a chyba po to tu mnie przygnało. Musiałam znaleźć sobie jakąś inną „kryjówkę”. Chciałam się schować od tego wszystkiego, co się zdarzyło. Siedzenie w domu było najgorsze o czym mogłam pomyśleć. Nie miałam ochoty tam tkwić i wysłuchiwać marudzeń mojej mamy. Wiedziałam, że w pewnej części ma racje, sporo racji. Musiałam zrobić kilka rzeczy. Jedną z nich było pójście na policję i złożenie zeznać. Tylko nie miałam na to ochoty. Zero. Druga była przyjemniejsza. Kupno prezentów dla dziewczyn. Miały urodziny, a ja musiałam znaleźć coś niezwykłego. Nawet miałam już pewien pomysł, jednak chodzenie po sklepach wydawało się w tym przypadku przytłaczające. Ostatnią sprawą do załatwienia była praca na konkurs, którą musiałam dokończyć. Tak wiele do roboty, a tak mało czasu.
***Z perspektywy Nialla***
Zawsze wszystko musiałem załatwiać sam. Nawet jeśli dotyczyło to spraw mojego ojca. Chciał abym pojechał do domu pod Londyn. Nie miałem ochoty na jakiekolwiek wypad. Zwłaszcza, że plany co do wieczora miałem kompletnie inne. Mianowicie chciałem odwiedzić Charlotte i sprawdzić jak się czuje. Niestety on zawsze musiał wszystko popsuć. Wsiadłem do mojego Range Rovera i ruszyłem. Po drodze chciałem wstąpić po coś na ząb. Nie miałem zamiaru przesiedzieć całego wieczoru z pustym żołądkiem. Zazwyczaj w lodówce nie było nic, prócz zgniłej cytryny. Nikt tam nie przesiadywał, więc nie było sensu robić większych zakupów. Złapałem pierwszy lepszy koszyk i praktycznie wbiegłem do super marketu. Miałem sporo czasu, ale nie chciałem czekać aż wszyscy zlecą się do sklepu. Miałem na myśli osoby, które właśnie kończyły pracę. Przez nich w kolejce stało się ponad godzinę. Kiedy w moim koszyku znajdowało się wszystko wróciłem do przedziału ze słodyczami. Szukałem moich ulubionych żelków i prawie się potknąłem. Na podłodze siedziała dziewczyna.
- Charlie. – Kucnąłem i zobaczyłem jej niewyraźny wyraz twarzy. – Charlie.
Nic nie odpowiedziała. Była zamyślona i chyba mnie nie widziała. Tak jakby żyła w innym świecie. Byłem zdziwiony jej zachowaniem. Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem do samochodu. Dalej nie odezwała się ani słowem. Patrzyła się przed siebie i nic.
- Co się stało? – Dotknąłem jej ręki, drgnęła.
- Przepraszam. – Miała łamiący się głos.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłaś.
- Przepraszam. – Powtórzyła to po raz drugi i wysiadła z auta. Zaczęła biec w stronę lasu. W tamtej chwili byłem zamieszany i nie wiedziałem co się dzieje. Zachowywała się dziwnie, tak jakby była w jakimś transie. Dosłownie, jakby ktoś ją zaczarował. Jednak to nie było możliwe. Zacząłem za nią biec. Nie opierała się. Kiedy udało mi się ją zatrzymać zaczęła płakać. Nie był to zwykły płacz. Był on przepełniony nienawiścią i żalem. Złapałem ją i nie puszczałem dopóki się nie uspokoiła. Trwało to dość długo, ale nie obchodził mnie czas. Ważne było, aby doszła do siebie. Nie mogłem patrzeć jak płacze, jak cierpi. To było nie do zniesienia.
- Zabiorę cię do domu. – Złapałem za rękę i prawie ciągnąłem ją siłą.
- Nie! – Szarpnęła ręką. – Nie chce tam być Niall.
- Na pewno ciebie tutaj nie zostawię. Nie samej.
- Poradzę sobie. – Zaczęła iść w przeciwną stronę. Nie mogłem pozwolić na to, aby znowu była sama.
- Pojedziesz ze mną, dobrze?
- Nie chce ci przeszkadzać.
- Nie marudź, tylko wsiadaj. – Rozkazałem jej.
Siedziała skulona na siedzeniu. Cały czas patrzyła się w pustą przestrzeń przed siebie. Jej palce kreśliły malutkie kółka na udach. Była strasznie spokojna i mało mówna. Coraz bardziej się martwiłem. Działo się coś niepokojącego, coś czego nie chce mówić. Jednak w pewnej części to rozumiałem. Przeszła tyle, że takie zachowanie powinno być normalne. Tylko, nie umiałem tego zrozumieć. To było do niej nie podobne. Inaczej ją zapamiętałem.
- Może powinniśmy dać znać twojej mamie, że jesteś ze mną?
- Jak chcesz. – Mruknęła.
- W takim razie zadzwonię jak już dojedziemy.
- W porządku.
- Jesteś może głodna? Zaraz zadzwonię po coś do jedzenia, to może będzie tam kilka minut po nas.
- Jak chcesz. – Każda jej odpowiedź, była taka sama. Była bez żadnego entuzjazmu i totalnie bez życia. O nic więcej się nie pytałem, nic nie powiedziałem. Ona tak samo. Kiedy dojechaliśmy na miejsce od razu weszliśmy do salonu. Charlotte usiadła na fotelu i znowu patrzyła się w jeden punkt. W tamtym momencie trafiło do mnie, że jest w totalnej rozsypce.
- Zrobię herbaty. – Zawiadomiłem i powędrowałem do kuchni. Zacząłem się po niej krzątać i szukać czego kol wiek co się nadawało do zaparzenia. Wsypałem w dwa kubki zielonej zgranulowanej substancji i wróciłem do głównego pomieszczenia. Dziewczyny w nim nie było.
- Charlie? – Szepnąłem. Kubki z gorąca herbatą odstawiłem na stolik i zacząłem jej szukać. Pierwsze co zrobiłem to wyjrzałem na zewnątrz. Jednak nie wydawało się aby wychodziła, kurtka była powieszona, a buty stały na miejscu.
- Nigdzie nie wyszłam. – Usłyszałem jej głos. Podążyłem w tamta stronę, na zewnątrz. Siedziała przy samym wejściu. Skulona i strasznie smutna.
- Myślałem, że…zresztą nie ważne.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę. Pewnie miałeś coś zrobić, a ja ci tylko przeszkadzam.
- Miałem, ale to tylko kilka kartek, które mam zabrać. – Uśmiechnąłem się i usiadłem obok. Delikatnie ją objąłem i przysunąłem bliżej siebie.
- Tak naprawdę to nie wiem jak mam to sobie wszystko poukładać. Z dnia na dzień jest inaczej.
- Charlie, to było zaledwie wczoraj. Jeden dzień to za mało, żeby o tym zapomnieć.
- Nie mówię o tym Niall. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie i tandetnie. Tylko, że chyba powinnam ci o czymś powiedzieć. Nie wiem w sumie od czego mam zacząć.
- Tak normalnie Charlie. – Zaśmiałem się.
- Nie, tak się nie da. Boje się cokolwiek powiedzieć.
- Pamiętasz, jeszcze kilka dni temu mieliśmy porozmawiać. Więc może pogadamy? Tak serio.
Skoro chciała ze mną rozmawiać to musiałem jej powiedzieć co tak naprawdę czuje. Bez względu na zakłady i chorą przeszłość. To był ten czas w którym byliśmy sami i był spokój. Teraz albo nigdy. Tak po prostu. Zamknąłem drzwi na taras i w spokoju usiedliśmy w salonie. Zanim zaczęliśmy rozmowę rozpaliłem w kominku. Na dworze robiło się coraz bardziej ciemniej i zimniej. Zawiadomiłem także mamę Charlie, musiała wiedzieć, że jej córka jest bezpieczna.
- Wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej?
- Wiem, ale nie rozumiem dlaczego to robisz. – Odparła.
- Może dlatego, że się zakochałem? Może dlatego, że nie mogę przestać o tobie myśleć. Może dlatego, że cholernie mi się podobasz? – Nie mogłem uwierzyć, że to powiedziałem. Właśnie wyznałem swoje uczucia. Jednak to nie było aż takie trudne jak myślałem.
- O tym chciałeś ze mną porozmawiać? - W końcu mogłem ujrzeć jej wspaniały uśmiech.
- Nie umiem wyznawać uczuć. – Zaśmiałem się. – Nigdy tego nie robiłem.
- Ja też nie, to dla mnie nowość. – Wstała z miejsca i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Nie mogłem się powstrzymać i zgasiłem światło. W salonie i tak było dość jasno, od żaru w kominku. Podszedłem do brunetki delikatnie złapałem ją za rękę, była zimna.
- Nie jesteś zmęczona? – Spytałem, a ona mnie pocałowała. Nie był to nie wiadomo jaki pocałunek.
- Nie wiem czy jestem w stanie zasnąć.
- Chodź. – Złapałem ją za koniuszki palców i zaciągnąłem za sobą na górę. Miałem chęć zostać tutaj na noc. Nie widziałem sensu wracania do domu. Nawet jeśli ojciec naprawdę potrzebował tych papierów, mogłem je przecież przefaksować. Charlie była ważniejsza. Weszliśmy do mojego pokoju. Był dość spory, z wielkim łóżkiem. Jednak najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu była ściana po prawej stronie. Na samym środku były powieszone trzy gitary, a dookoła nich wyniki meczów Derby. Było to dosyć oryginalne, bo dwa światy połączone w jeden. Muzyka i sport.
- Dam ci coś na przebranie.
- Jasne – Uśmiechnęła się.
Zacząłem szukać czegoś w swojej szafce. Mimo, że rzadko tutaj przebywałem miałem pełno ubrań. Użyczyłem jej białej koszulki i wskazałam łazienkę. Sam zrobiłem to samo, postanowiłem się umyć. Po dwudziestu minutach wróciłem do pokoju. Miałem na sobie dresy i granatową koszulkę. Zazwyczaj spałem w samych bokserkach, jednak chodzenie w nich przy Charlotte mogło być nie na miejscu. W pokoju zastałem Charlie, która ocierała swoje łzy. Znowu płakała, a ja nie mogłem na to patrzeć. Dusiła w sobie wszystko i próbowała udowodnić, że nic jej nie jest. Jednak to nie było najlepsze. Usiadłem obok, a dziewczyna od razu wtuliła się we mnie jak w maskotkę. Przyciągnąłem ją bliżej i starałem się ją uspokoić. Z minuty na minutę jej powieki się zamykały, najwidoczniej była strasznie zmęczona. Była zimna, a koc który miała na sobie nic nie pomagał. Chciałem przykryć ją czymś grubszym więc zacząłem wstawać z miejsca.
- Nie idź, proszę. – Szepnęła.
- Zaraz wrócę. Nie bój się nie zostawię ciebie.
- W porządku. – Mruknęła.

Kolejny w środę :)

środa, 26 marca 2014

Moment For Me Rozdział 32


                       Nie sądziłam, że kiedy kol wiek będę się tak czuła. Moje całe ciało drżało. Byłam rozbita na tysiące malutkich kawałeczków, nie wytrzymywałam psychicznie. Zobaczyć czyjąś śmierć to coś okropnego. Nawet jeśli się tej osoby dobrze nie znało, jest to nie do wytrzymania. Patrzeć jak ciało bezwładnie opada, a potem leży bezruchu? To niszczy moją psychikę.
- To tylko kolejna laska, która mnie wkurzała. – Jay, chyba tak się nazywał. Zaczął się do mnie uśmiechać i nawet podał mi rękę abym wstała. Nie wiedziałam jak można być tak podłym, jak można zabić człowieka, a potem normalnie funkcjonować?
- Mnie też zamierzasz tak załatwić? – Nie miałam nic do stracenia, musiałam wiedzieć na czym stoję. Przecież mógł zrobić ze mną to samo. Mogłam równie dobrze zjechać po tej ścianie i nikogo już więcej nie obchodzić.
- Oj kotku. – Zaśmiał się.
- Chce wiedzieć. Co ze mną zrobisz? Co z Eleanor? – Nie dawałam za wygraną, ciągnęłam dalej.
- Eleanor? Ona sobie poradzi, a ty pójdziesz ze mną.
Nie miałam wyjścia, wstałam przeszłam obok ciała. Spojrzałam na nią jednym okiem i prawie zemdlałam. Nie mogłam przestać myśleć o niej. Ciągle tkwiła mi w głowie. Na chwilę zamknęłam oczy i pomyślałam o tym co zrobię kiedy wyjdę na wolność. Nie miałam pomysłów. Po prostu miałam ich brak. Kiedy znowu popatrzyłam na moje nadgarstki byłam przerażona, wyglądały okropnie. Jednak nie czułam bólu. Powinnam odczuwać go już dawno, jednak nic.
- Siadaj. – Usłyszałam męski głos. Zrobiłam co mi kazano, usiadłam na krześle. Zobaczyłam jak wszyscy się gdzieś rozchodzą, nikogo nie było. Co dziwne naprzeciwko mnie była malutka szafeczka, a na niej kępka kluczy. Ta sama, którą Emma zamykała mi kajdanki. Czy to nie dziwne, że zostawili mnie w tym pomieszczeniu samą jak palec? Przecież mogłam się uwolnić i uciec. Jednak może znowu myśleli, że po prostu nie dam rady. Tym razem nie podejmowałam decyzji zbyt pochopnie. Rozejrzałam się jeszcze z trzy razy i ukratkiem zabrałam jeden pasujący klucz do moich „bransoletek”. Miałam nadzieje, że się nie zorientują. Zresztą dziewczyna, która była za nie odpowiedzialna już nie żyła.
- Co to do cholery było? – Ktoś biegł w stronę pomieszczenia, w którym przebywałam.
- Mówiłem żeby się stąd wynosić, mówiłem! – Przekrzykiwali siebie nawzajem, a ja zastanawiałam się to to wszystko ma znaczyć.
- Gdzie jest ta brunetka? – Ich głosy ucichły, a ja zaczęłam widzieć potrójnie. Czy to było normalne? Siedziałam ze spuszczoną głową i nie mogłam jej podnieść. Tak jakby ważyła tonę. Oczy stawały się ciężkie i momentalnie się zamykały. Czułam zapach dymu papierosowego. Tak jakby ktoś dmuchał mi nim prosto w twarz.
***Z perspektywy Harrego***
Coraz bardziej się denerwowałem. Akcja trwała już jakieś trzy godziny, a oni dalej nic nie wskórali. Najchętniej to sam bym to załatwił, ale tak się nie dało. Musiałem czekać. Zresztą nie tylko ja. Wokół było mnóstwo ludzi i chociaż ich nie powinno być dalej czekali. Wiedziałem, że w środku jest Charlie i miałem nadzieje, że nic jej nie jest. Tak jak i Eleanor, która dla Louisa była wszystkim.
- Cholera ile można jeszcze czekać?! Jeżeli ona nie przeżyje to będzie wasza wina! – Brunet darł się ze wszystkich sił. Nie miałem ochoty jego powstrzymywać, bo dobrze wiedziałem że to nic nie pomoże. Zresztą miał racje. Mogli to lepiej zorganizować, przecież było ich więcej.
- Tak i wina Harrego. To przez ciebie Charlie tam jest, rozumiesz? – Przez całe cztery godziny słuchałem docinek Nialla, ale ile można? Wiedziałem, że to przeze mnie jest teraz z Jayem, ale ile można tego słuchać?
- Czego ty ode mnie chcesz?! – Krzyknąłem.
- Nie wiesz? Naprawdę nie wiesz? – Parsknął.
- Nie! Wytłumacz mi. – Dzieliło nas kilka kroków, w każdej chwili któryś z nas mógł wybuchnąć.
- Kurwa Styles, gdyby nie ty, ta dziewczyna byłaby w domu. Przynosisz same kłopoty!
- Chłopaki przestańcie! – Obok nas pojawił się ojciec Nialla, mogłem nazwać go również swoim ale dalej to brzmiało dziwnie. Nie miałem zamiaru z nimi rozmawiać, po prostu odszedłem. Kłótnie z blondynem nie były odpowiednie, zwłaszcza w takiej sytuacji. Usiadłem na poboczu z dala od tych wszystkich ludzi. Zacząłem obserwować budynek w którym toczyła się akcja, a raczej w którym była Charlie. Chciałem jej pomóc, ale nie wiedziałem jak. Przecież nawet bym się tam nie dostał. Budynek był obstawiony z każdej strony. Nie było szans, aby się wślizgnąć do środka. Jednak gdybym mógł zrobiłbym to. W końcu to przeze mnie tam tkwiła, ale ile można to wszystko rozpamiętywać. Ważne, aby była cała i zdrowa.
***Z perspektywy Charlie***
- Halo! Czy ktoś mnie słyszy? – Krzyczałam, darłam się już jakieś dziesięć minut. Niestety nikt nie przyszedł. Kiedy otworzyłam oczy w pomieszczeniu byłam sama, a na dodatek było zupełnie ciemno. Nie spodziewałam się, że ktoś mnie porzuci. Prędzej mogłam powiedzieć, że zostanę zabita. Jednak wszystko się inaczej potoczyło.
- Ratunku! – Niestety rozmawiałam praktycznie sama ze sobą. To było bez sensu, takie darcie się. Musiałam jakoś poradzić sobie sama. Próbowałam się ruszyć, ale nie mogłam. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, okropnie mnie bolały. Spojrzałam na swoje ręce, obie były spięte. Nagle przypomniało mi się co mam w kieszeni. Sięgnęłam po kluczyk i faktycznie był tam. Z łatwością go wyjęłam i zaczęłam rozpinać kajdanki. Jedna ręka została uwolniona, ale kiedy zaczęłam odmykać drugi zamek kluczyk się złamał. Jest to w ogóle możliwe? Z oczu zaczęły lecieć mi łzy. Byłam przekonana, że się ich w końcu pozbędę. Tylko niestety to było nie możliwe. Lewa ręka została uwolniona, a druga ciągle była raniona.
- Ogarnij się. – Powiedziałam sama do siebie i próbowałam wstać. Musiałam się ruszyć, przecież chciałam stąd wyjść. Ledwo stanęłam na nogi, a już leżałam na ziemi. Nie mogłam przestać krzyczeć, tak bardzo bolało. Całe moje ciało, było w siniakach i w ciągu tych kilku godzin, minut bolało jeszcze bardziej. Z każdym ruchem było coraz ciężej, jednak musiałam się ruszać. Musiałam stąd wyjść. Ze łzami w oczach podniosłam się z podłogi i chwyciłam za klamkę.
- Tylko nie to. – Szepnęłam. Drzwi były zamknięte, nie dało się ich ruszyć. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś klucza, jednak było zbyt ciemno aby cokolwiek znaleźć. Po omacku szukałam czegokolwiek, ale jedyne co znalazłam to kij do bejsbola. Odsłoniłam zasłonę i o dziwo na korytarzu także panowała ciemność. Włącznik był na zewnątrz więc musiałam się wydostać, aby cokolwiek sprawdzić. Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy i jak najmocniej uderzyłam w szybę. Usłyszałam wyraźny trzask, rozbiła się cała. Dziesięć minut potem byłam po drugiej stronie. Nie było to łatwe, bo dookoła było tysiące malutkich kawałeczków szkła. Wszystkie włączniki światła nie działały. Ktoś musiał całkowicie odciąć prąd. Tylko dlaczego mnie zostawili? Zaczęłam iść w stronę z której mnie przyprowadzili. Musiałam sprawdzić co się stało z Eleanor, przecież mogła tam dalej leżeć. Przed oczami wszystko mi się rozlewało, co było dość wkurzające. Minęłam kolejne drzwi i sama nie wiedziałam gdzie mam dalej iść. Korytarze były tak podobne, dosłownie jak w labiryncie.
- Eleanor! – Zaczęłam ją wołać.
- Eleanor, słyszysz mnie?!
Odpowiedziała mi głucha cisza. Było możliwe, że jej po prostu nie ma. Zabrali ją, albo druga opcja, że leży nieprzytomna. Nie dałam rady myśleć. Może było to trochę samolubne, ale musiałam jakoś stąd wyjść. Po drodze zaglądałam do wszystkich możliwych wyjść, wołałam, ale dalej nic. Byłam już zmęczona, czułam się jakbym przeszła kilka kilometrów. Choć to tylko było kilka korytarzy. Nie wiedziałam gdzie idę, ani czy znajdę jakieś wyjście. Chciałam wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem, a przede wszystkim przytulić Nialla. Powinnam myśleć o mojej mamie, która nie wiadomo co teraz przeżywa, ale nie. Wolałam podejść do blondyna. Usłyszałam strzały i zaczęłam panikować. Upadłam na podłogę i zaczęłam się czołgać. Nie wiedziałam czy strzelają do mnie. Nie chciałam wiedzieć, wolałam uciekać.
- Stój! – Ktoś zaczął na mnie się drzeć, ale nie zwracałam na to uwagi. Kolejne drzwi otworzyły się i wyszłam na zewnątrz. O dziwo było tu ciemno. Byłam pewna, że kiedy dostanę się na dwór będzie słońce. No cóż, myliłam się. Biegłam ile sił w nogach. Pod nogami miałam dobrze ugnieciony piasek, co ułatwiało mi ucieczkę. Serce biło mi jak oszalałe, a ciało opadało z sił. Po moich dwóch stronach były drzewa, a ja biegłam pod górkę. Obróciłam się tylko na chwilę, aby spojrzeć czy ktoś jest za mną. Nie myliłam się ciągle ktoś biegł i krzyczał.
- Zostaw mnie! – Krzyknęłam z całych sił i w jednej chwili upadłam na kolana.
- Spokojnie, kochanie spokojnie. – Poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Znajome perfumy i ten sam głos. Jak to możliwe, że w jednej chwili gonili mnie ludzie z pistoletami, a w drugiej znalazłam się w ramionach własnej matki?
- Tak się bałam. – Zaczęłam płakać.
- Cii. – Uspakajała mnie. – Już jesteś bezpieczna, nic ci nie grozi.
Dalej nie mogłam uwierzyć, że obok mnie jest moja rodzicielka. Jednak nie chciałam wchodzić w konwersacje na ten temat. Zaczęłam się uspokajać. Nikt nie kazał mi wstać, dalej siedziałam na ziemi. Do okrycia dostałam koc, a ludzie wokół prawie krzyczeli. Każdy chciał ze mną rozmawiać. Jednak ja nie miałam ani siły ani ochoty na dyskusje. Jakaś kobieta rozmawiała ze mną na temat który jako jedyny mi odpowiadał. Chciała mi dać leki przeciwbólowe. Potrzebowałam ich bardziej niż kiedykolwiek.
- Była ze mną dziewczyna, brunetka. – Zaczęłam mówić. Musicie ją znaleźć.
- Jakieś szczegóły? – Trzech policjantów stało nade mną jak sępy.
- Ma na imię Eleanor, po prostu ją znajdźcie.

- Jak wyglądała? Charlie? – Zaczęli zadawać więcej pytań, co mnie nurtowało. Wstałam z ziemi i od razu podbiegłam do osoby, na której mi zależało. Tak, po raz pierwszy mogłam to powiedzieć. Zależy mi na nim. Nic nie powiedziałam, po prostu się na niego rzuciłam. Nie obchodziło mnie to, że jestem brudna i cała w piachu. Musiałam się do niego przytulić i poczuć jego bliskość.
- Martwiłem się o ciebie. – Blondyn odwzajemnił uścisk.
- Zabierz mnie stąd, proszę. – Nie obchodziło mnie to, że chcieli mnie przesłuchać. Nie miałam ochoty tu zostawać, byłam zbyt zmęczona.
- Nie wiem czy twoja mama będzie zadowolona z tego, że cię zabieram.
- Proszę.
- Zaczekaj dobrze? – Uśmiechnął się do mnie i odszedł na chwilę. Nie trwało to zbyt długo, a kiedy wrócił był uśmiechnięty co oznaczało, że mogłam jechać. Jedyne co musiałam zrobić, to zbadać się w szpitalu. Bez tego nie było mowy o jakimkolwiek powrocie do domu. Bali się, że jestem zbyt poobijana i mogę zemdleć. Nie dziwiłam się, to było do przewidzenia. Jednak miałam taką cichą nadzieje, że uda mi się tego uniknąć.
***Z perspektywy Nialla***
Nie mogłem uwierzyć, że wyszła z tego cało. Kiedy ją zobaczyłem od razu zrobiło mi się lżej na sercu. Żyła i nic jej nie było, to było najważniejsze. Od godziny czekałem na nią przed salą zabiegową. Chcieli ją dobrze opatrzeć i dać lekarstwa. Nie dziwiłem się, Charlie nie wyglądała najlepiej. Była blada i schudła, choć to było tylko kilka dni.
- Możemy już jechać. – Jej głos był ochrypnięty, ale wyglądało nieco lepiej. To pewnie przez te wszystkie kroplówki, które jej dali.
- Jasne. Twoja mama dzwoniła, będzie za jakieś trzy godziny. Musi jechać jeszcze na komisariat.
- Zostaniesz, zanim nie przyjedzie? – Jej pytanie nieco mnie zaskoczyło.
- Jasne. – Uśmiechnąłem się.
Przez resztę drogi do domu nie rozmawialiśmy. Nie było to nie komfortowe, raczej lepsze od tego niż gadanie na bezsensowne tematy. Nie wiedziałem też, jak mam się zachowywać. Charlotte dużo przeszła, a ja nie potrafiłem zachować się normalnie w takiej sytuacji. Zostanie z nią na kilka godzin wymagało tego aby rozmawiać, chyba.
- Z chęcią poszłabym spać. – Ledwo co ją słyszałem. Jej głos był straszny.
- Nigdzie nie pójdę, będę cały czas obok. Więc możesz się położyć i spać spokojnie.
- Dziękuje.

- Po to tu jestem. – Zatrzymałem samochód i wyszliśmy z niego.
Po dwudziestu minutach Charlie siedziała na swoim łóżku. Miałem zostać, więc postawiłem obok krzesło i bacznie ją obserwowałem. Po jej minie widziałem, że naprawdę jest padnięta. Prawie spała na siedząco. Zanim się położyła musiałem ją przekonać że ze mną jest bezpieczna. Bo była. Nic jej nie groziło, byłem w stanie się za nią wstawić.

Jeśli są jakieś błędy to wybaczcie, ale nie miałam siły ich sprawdzać. A do jutra nie chciałam czekać.
Kolejny standardowo w niedziele.

sobota, 22 marca 2014

Moment For Me Rozdział 31


                                                         Zastanawiałam się ile to jeszcze potrawa. Przez ile będę tutaj trzymana? Miałam tak dużo pytań, a zero odpowiedzi. To mnie najbardziej nurtowało. Myślałam nad tym sporo czasu, bo aż całą noc. Sądziłam, że nie chcą mnie zabić. Bo po co by mnie chowali? Łatwiej byłoby zrobić to od razu. Jedną ręką dotknęłam mojej zranionej twarzy. Miałam ranę, ale nie tylko tu. Siniaki pokrywały całe moje ciało, ale to był najmniejszy problem. Nie wiedziałam co się dzieje z moją „współlokatorką”, jeśli można to tak nazwać. Zabrali ją kiedy spałam, a przynajmniej próbowałam. Nie zmrużyłam oka, w takim miejscu się nie dało. Kiedy zamykałam oczy widziałam coś czego nie powinnam widzieć. Tak jakby moje koszmary, o których próbowałam zapomnieć. Wszystko to wychodziło na jaw właśnie teraz, kiedy zostałam uprowadzona. W głębi duszy miałam nadzieje, że zaraz to się wszystko skończy. Wpadnie tu ktoś i mnie zabierze. Daleko od tego wszystkiego, w bezpieczne miejsce, gdzie nikt nie będzie mógł mi zrobić nic złego. Przez ten czas myślałam prawie o wszystkim. Także o Niallu. Dlaczego kiedy byłam…nawet nie potrafiłam nazwać gdzie, myślałam właśnie o nim? Może chciałam aby to on tu wpadł i mnie stąd zabrał? Nie wiedziałam czego chce. Nigdy nie wiedziałam. Nigdy nie miałam marzeń. Wszystko toczyło się z chwili na chwilę. Miałam czas aby się nad tym zastanowić wiele razy, ale nie potrafiłam. Moje życie było zbyt normalne, ale ja chciałam to zmienić. Chciałam zrobić tak jak w tych wszystkich filmach. Machnąć magiczną różdżką i to zmienić. Tylko, że to było nie możliwe. Musiałam zrobić to za pomocą własnych sił, bo inne by mi nie pomogły. Nie było takiej możliwości. Właśnie potrzebowałam tych zmian i mogłam ich dokonać. Za pomocą blondyna. Cały czas w głębi duszy czułam coś niezwykłego kiedy tylko o nim pomyślałam. Powinnam coś z tym zrobić, ale byłam zbyt głupia. Może to też przez to, że znamy się dość krótko. Przecież to za krótko, aby się…zakochać. A co jeśli jestem już zakochana? Czy to uczucie wiązało się z tymi wszystkimi niesamowitymi rzeczami? Kiedy myślałam o nim biło mi serce, tak jakby zraz miało uciec. Kiedy byłam z nim sam na sam czułam się wyjątkowa. Kiedy mnie całował…Czy to wszystko mogłam nazwać uczuciem, takim prawdziwym? Zakochałam się w chłopaku, którego znam tak krótko? Niektórzy mówią, że wystarczy jedno spojrzenie aby się zakochać. Tylko czy tak było w moim przypadku? Wystarczyło to jedno spojrzenie i wszystko stawało się jasne? Za dużo pytań. Musiałam z nim porozmawiać. Tylko rozmowa mogła mnie w tym upewnić, albo totalnie to wszystko zaprzeczyć.
- Nie płacz. – Jęknęłam sama do siebie.
Z niewiadomych przyczyn zaczęłam się mazać. Musiałam być silna, bo niby co da mi to że zacznę płakać? To oznacza, że jestem za słaba. Musiałam pokazać, że tak nie jest. Nawet jeśli to oznaczało kłamstwo. Nikt przecież nie jest idealny. Każdy ma prawo skłamać, a zwłaszcza takim ludziom jak ci, którzy mnie tu trzymali. Czułam się jak tygrys w klatce. Nie mogłam wyjść i praktycznie wykonywałam ich polecenia. Jednak taka była moja rola w tej całej grze. Co to za gra? Sama nie wiem, ale miałam nadzieje, że niedługo się skończy. Nie będzie pól do przejścia i wszystko wybuchnie. Skończy się, tak po prostu.
- Wypuście mnie, proszę. – Nie skończył się, mój płacz dalej trwał. Nic nie mogłam na to poradzić. Nie potrafiłam ukryć swoich emocji. Jedynie mogłam je zasłonić. Skuliłam się w mały kłębek i twarzą do materaca leżałam i szlochałam. Każda łza była dla mnie wyczerpująca, tak jakbym płakała całą moją energią. Wiem, to jest nie możliwe. Jednak ja się tak czułam. Jakby to wszystko wysysało całe moje emocje. W jednej chwili byłam bezsilna, jak jakieś warzywo.
- No hej. – Był to wesoły kobiecy głos, ale się nie obróciłam. Nie miałam ochoty ani siły. Słyszałam jak ta osoba podchodzi i staje nade mną. Dotknęła moich włosów i założyła je za ucho. Przez chwilę poczułam się bezpieczna, jakby to był ktoś mi bliski. Jednak się myliłam. Kobieta mnie uderzyła.
- Wstawaj słyszysz! – Krzyczała. Teraz także jej się bałam, cholernie się bałam. Obawiałam się co ze mną zrobi.
- Nie mogę. – Szepnęłam.
- To ci pomogę. – Zaśmiała się. Poczułam jak odchodzi, jak znika za tymi cholernymi drzwiami. Nie było jej z dwie minuty, a kiedy przyszła poczułam jak robię się cała mokra. Woda kapała ze mnie, tak jakbym została wrzucona do wanny. Kiedy się podniosłam zobaczyłam kim jest tajemnicza kobieta. Myślałam, że się załamie. Za szybko ufam ludziom, ale jak można zacząć ufać osobie którą zna się zaledwie kilka minut?
- Emma? – Mój głos drżał.
- Niespodzianka kochanie. – Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. 
***Z perspektywy Harrego***
Wiedziałem z kim jest Charlie, oczywiście. To było do przewidzenia w pewnym momencie, ale nie takim. Robiłem wszystko tak jak chciał, a teraz ją porywał. Co z nim jest nie tak? Nie powinien jej dotykać, śledzić a co dopiero porywać. Bałem się o nią. Jay nie jest zrównoważonym człowiekiem.
- Przestań tak chodzić, zaraz zrobisz dziurę w podłodze. – Nie mogłem usiedzieć na miejscu, to prawda. Ale Louis był ostatnią osobą która mogła mi mówić o takich rzeczach. Jeszcze nie dawno to on wyglądał jakby ze świrował, a teraz czepiał się mnie.
- Jadę jej szukać, nie będę na darmo tu siedział. – Zerwałem się i pobiegłem na górę po coś do ubrania. W końcu miałem na sobie tylko bokserki, co nie było dość mądre.
- Jadę z tobą, ale ja prowadzę. – Usłyszałem głos przyjaciela. Zrobiło mi się lżej na sercu, że nie będę musiał siedzieć sam w samochodzie przez najbliższe kilka godzin. Zresztą miałem wrażenie, że zniknięcie Eleanor ma również sporo wspólnego z Jayem. Miałem tylko nadzieję, że nic im obu nie jest. Po dwudziestu minutach byliśmy w drodze do jednego z miejsc na naszej liście. Louis zapisał na niej z piętnaście budynków, jednak od czegoś było trzeba zacząć.
- Te dokumenty…co w nich było Harry?
- Nie mam pojęcia. Wykradłem je, a potem zawiozłem Jayowi. Nic więcej.
- Jestem pewien, że to w nich tkwi przyczyna zniknięcie Charlotte.
- On jest zdolny do wszystkiego, więc jeśli mu się coś za marzy to to robi.
Szukaliśmy jakiej kol wiek wskazówki przez cały czas. Tylko na marne, nic nie znaleźliśmy. Do domu wróciliśmy praktycznie na drugi dzień, bo aż o drugiej w nocy. Byłem tak zmęczony, że nawet nie zdążyłem odrobić lekcji. Zresztą kogo ja oszukuje, nigdy nie odrabiam. Próbowałem zasnąć, ale nie mogłem. Cały czas myślałem o tym co się teraz z nią dzieje. Chciałem sprawić, aby pojawiła się obok mnie i była bezpieczna.
- W czym ci mogę pomóc? – Jej głos rozchodził się po całym mieszkaniu. – Harry do cholery!
- Tutaj. – Nie mogłem utrzymać powagi.
- Będziesz się teraz ze mną bawił w kotka i myszkę? – Zbliżała się, była coraz bliżej.
- Nie. – Kiwnąłem głową, mimo tego że mnie nie widziała. – Ułatwię ci to.
- Tak myślisz? – Była szybsza ode mnie, znalazła mnie. Usiadła obok i zaczęła przyglądać się  mojej klatce piersiowej. Było to dosyć dziwne, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiałem jak patrzy na mnie w ten sposób.
- To jak, co mam dla ciebie zrobić? – Zachichotała. Uwielbiałem jak się śmieje.
- Po prostu mnie nie opuszczaj. Nigdy.

To wszystko było tak realne, aż za bardzo. Zacząłem się kręcić i w końcu musiałem się obudzić. Dzwonił mój telefon. Numer nieznany. Przez chwilę byłem zbyt zamyślony, aby cokolwiek zrobić. „To tylko sen Harry”. Ocknąłem się i kliknąłem na zielony przycisk.
***Z perspektywy Charlie***
Nie wiedziałam ile jeszcze wytrzymam. To było ponad moje siły. Nigdy nie czułam się gorzej, to było nie do wytrzymania. Emma zabrała mnie do jakiejś klitki w której po prostu zaczęli mnie ćpać. Dostałam w żyłę, bo inaczej nie można o tym powiedzieć. To o czym myślałam w tamtej chwili było inne. Nie umiem po prostu tego określić. Nigdy się tak nie czułam, chyba że pod wpływem dużej ilości alkoholu. Jednak to dalej nie było to samo. Byłam silniejsza i mój mózg pracował inaczej niż zazwyczaj. Czy byłam szczęśliwa? Może wtedy wydawało mi się że tak, ale teraz wiem że to była nieprawda. Obok mnie leżała nieprzytomna Eleanor, nie wiedziałam co mam zrobić. Jednak trzęsienie nią nic nie dało. Krzyki i płacz również. Nie mogłam nic zrobić, nikt nie reagował. Pozostało mi czekać, musiałam czekać na jakikolwiek ruch z ich strony.
- Nie płacz. – Dziewczyna jęknęła.
- Nic ci nie jest? – Zrobiłam na odwrót, zaczęłam coraz bardziej płakać.
- Dali mi jakieś tabletki. – Jej głos się łamał, była słaba. – Nic mi nie będzie.
- Mówisz to tak jakby to było nic. – Nie mogłam opanować płaczu, był silniejszy. – Eleanor, proszę powiedz, że nam nic nie będzie. Błagam powiedz że wyjdziemy stąd cało. Chcę wrócić do domu, nie wytrzymam dłużej tutaj.
- Masz moje słowo. – Uśmiechnęła się, a potem zamknęła powieki. Przez chwilę bałam się, że po prostu coś jej się stało. Jednak na całe szczęście oddychała. Było to czuć i słuchać. Postanowiłam wziąć z niej przykład i także się przespać. Potrzebowałam snu, chyba był najbardziej realną rzeczą w tym miejscu i najbardziej potrzebną na tą chwilę. Zamknęłam powieki i próbowałam się zdrzemnąć. Tylko że to nie było takie proste. W mojej głowie miałam różne scenariusze. Były zbędne, ale nie mogłam sobie tego wbić. Nagle coś trzasnęło, nie potrafiłam powiedzieć co to było. Po prostu wielki huk, który obudził brunetkę.
- Co to mogło być? – Spytałam oczekując odpowiedzi, jednak jedyne co uzyskałam to kręcącą się głowę Eleanor. Serce zaczęło mi bić coraz bardziej, nie wiedziałam co mam robić. Czułam, że to nie był normalny trzask. Coś musiało się stać, coś poważniejszego. Siedziałam i czekałam z nadzieją, że ktoś tu wparuje i powie że idziemy do domu. Jednak nic takiego się nie stało. Moje powieki było coraz bardziej cięższe, ale coś nie pozwalało mi zasnąć. W pewnym sensie miałam racje. Drzwi do pomieszczenia raptownie się otworzyły. Pojawiła się w nich Emma.
- Idziemy Charlie. – Złapała mnie za nadgarstek. Nie pozwalała mi się ze sobą szarpać. Po prostu prowadziła mnie przed siebie, a ja nie wiedziałam co to ma wszystko znaczyć. Zatrzymałyśmy się dalej niż zwykle. Przywarła mnie do ściany i kazała się nie ruszać. Nie mogłam z nią dyskutować, za bardzo się bałam. Głównie dlatego, że stało za nią dwóch umięśnionych facetów. Złapała mój nadgarstek i szybkim ruchem wstrzyknęła coś do niego.
- Nie chcę! – Krzyknęłam jej prosto w twarz. Szybko tego pożałowałam, bo dostałam od niej w twarz. Czułam jak mój policzek płonie.
- Nie będziesz mi mówić czego chcesz. Jesteś tutaj, gdzie ja mam cię pilnować. I od teraz będziesz cicho jasne?
- Yhy. – Pokiwałam twierdząco głową.
- Emma! – Ktoś krzyczał z sąsiedniego pokoju, a ja prawie ogłuchłam.
- Już wszystko skończone. – Uśmiechnęła się sama do siebie. – Możemy jechać.
- Wspaniale. – Znowu krzykną.
Z lewej kieszeni kurtki wyjęła coś metalowego. Dwa kółka, którymi postanowiła mnie spiąć. Mogłam się domyśleć, że mnie nienawidzi. Ścisnęła tak mocno, że już w pierwszych minutach miałam rany. Na całe szczęście ręce miałam na przodzie. Co ułatwiało mi chodzenie. Musiałam wyglądać okropnie, włosy posklejane, a oczy opuchnięte. Tak, szłam nie wiadomo gdzie z nie wiadomo z kim i  martwiłam się o własny wygląd.
- Najlepiej jeśli wyjdziemy tędy. – Jeden z mężczyzn zaczął coś tłumaczyć Emmie. Wyglądali na bardzo zajętych, a ja pomyślałam o czymś głupim i jednocześnie mądrym. Zaczęłam biec, mimo braku jakich kol wiek sił. Musiałam, to była ta chwila kiedy mogłam się stamtąd wydostać. Mijałam pokoje, korytarze a nikt za mną nie biegł. Czy to nie dziwne? Pewnie, że nie. Wiedzieli że tak po prostu nie dam rady. Upadłam, tak jak się tego spodziewali. Zaczęłam płakać, a ktoś zaczął we mnie kopać.
- Zostaw ją! – Słyszałam jak ktoś biegnie, szybkie kroki.
- Zasłużyła. – Kobieta nie dawała za wygraną, chciała mnie zabić. Próbowała do tego dążyć, jednak oni zdecydowanie byli przeciwni. Oderwali ją ode mnie i przyłożyli jej pistolet do głowy. Przyparta do ściany patrzyłam na to wszystko jak przez mgłę. Mówili coś do niej, a ona się śmiała.
- No dalej strzelaj! – Krzyczała na cały głos.
- Dlaczego jesteś taka nadpobudliwa? – Nie rozumiałam tych ludzi, w jednej chwili chce ją zabić, a w drugiej dotyka ją po wszystkich intymnych miejscach. Nie mogłam na to patrzeć, ten człowiek był obrzydliwy. Brzydziłam się nim.
- Dalej chcesz mnie zabić? – Emma zaczęła się śmiać, tak jakby było coś w tym zabawnego. W tamtej chwili mogłam zacząć uważać ją za psychicznie chorą dziewczynę.
- Tak. – Jedno krótkie słowo i strzał.
Ciało opadło na dół, a on usiadł obok mnie. Złapał za kolano i się uśmiechnął. Wpadłam w histerię, wszędzie widziałam krew. Mój mózg w tamtej chwili wariował. Na moich oczach zbito człowieka. Widziałam jak umiera, jak jego czaszka się rozpryskuje. Nigdy nie byłam tak zdezorientowana. Pogubiłam się w tym wszystkim, miałam nadzieje że to tylko jakiś sen. Znowu.

Kolejny w środę.
PS. KOMENTUJCIE, PROSZĘ :)
Możecie tutaj wejść? Pytania do czytelników.