środa, 30 lipca 2014

Moment For Me Rozdział 63


Patrzyła się na mnie z wielką pogardą. Jej oczy byłe zapełnione złością, a ja nie miałam ochoty obok niej przebywać. Nie wiedziałam co mam zrobić, ale jedno było pewne. Ona nie odpuszczała i zdecydowanie chciała ze mną porozmawiać. Tylko, że ja nie miałam ochoty. Nie przepadałam za nią. Mało powiedziane, nienawidziłam suki.
- Nie mam ochoty, na jakąkolwiek rozmowę z tobą. – Zaczęłam otwierać drzwi, a ona stała z założonymi rękoma.
- Spójrz na chwilę na mnie. – Brzmiało to dosyć komicznie.
- Słuchaj, nie mam pojęcia co chcesz mi przekazać, ale nie za bardzo chce mi się tego wysłuchiwać. – Stanęłam naprzeciwko niej.
- No właśnie, nie masz. – Uśmiechnęła się. – Jednak lepiej, abyś się dowiedziała.
- Proszę, mów. – Dlaczego ona taka była? Nie mogła mi dać spokoju? Cały czas ciągnęła się za mną i przeszkadzała w normalnym życiu. Była jak…wrzód na tyłku. Dosłownie.
- Może mnie zaprosisz? – Nie wytrzymywałam psychicznie. Czy ona uważała, że zaparzę jej herbatki? Otworzyłam drzwi z hukiem i poszłam w stronę salonu. Nie obchodziło mnie czy łaskawie wejdzie i wyjawi mi to, po co przyszła. Miałam to gdzieś. Po raz pierwszy od wieków ruszyłam w stronę barku. Nie miałam pojęcia czy cokolwiek w nim się znajduje. Jednak byłam tym wszystkim zmęczona i potrzebowałam czegoś, dzięki czemu poczuję się lepiej. Na całe szczęście, coś się w nim znajdowało. Kilka butelek alkoholu. Popędziłam do kuchni po lód i jakikolwiek napój. Kiedy robiłam sobie drinka, mój „gość” zażyczył sobie tego samego. Dlaczego miałabym odmówić? Przecież picie z byłą swojego chłopaka jest jak najbardziej na miejscu.
- Zastanawiałaś się czasami czemu z nim jesteś? – Jej pytanie mnie zaskoczyło. Więc zanim na nie odpowiedziałam wypiłam do dna mojego drinka. O dziwo dziewczyna zrobiła to samo.
- Bo go kocham? – Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- A on ciebie? – Kolejne pytanie, kolejna pusta szklanka. – Mnie nie kochał, tak myślę.
- Dlaczego? – To samo wyleciało z moich ust.
- Po prostu nie chciałam, aby mnie tak traktował. Bawiłam się nim i mogę się do tego przyznać. Tylko, że kiedy nagle odszedł, zaczęło mi go brakować. – Dolała wódki do naszych szklanek. - Wkurza mnie to, że traktuje ciebie aż tak poważnie.
- I dlatego przychodzisz i cały czas mnie nękasz?
- Nękam? – Zaśmiała się. – Nic takiego nie robię.
- Droczysz się z nami, bawisz w kotka i myszkę. Nie rozumiem tylko dlaczego. Z zazdrości? Za to, że jest ze mną?
Zamilkła i wstała. Coś ją ruszyło czy może nie chciała już siedzieć? Podeszła do okna i przyglądała się, jakby za nim było coś wspaniałego. Nie miałam zamiaru ją popędzać, bo może układała sobie jakąś przemowę? Kto tam wie. Ona jest do wszystkiego zdolna.
- Nie chce cię martwić. – Zaczęła ostrożnie. – On nie jest taki kochany, na jakiego wygląda. Ma mnóstwo tajemnic, o których nie masz pojęcia i nawet nie zamierza ci ich zdradzić. To sukinsyn, który jeszcze nie pokazał swojego oblicza.
- Brawo. – Zaśmiałam się. – Coś jeszcze?
- Jak myślisz, dlaczego nie przyznawał się, że Harry to jego brat? Dlaczego tak bardzo bał się, że ktoś się dowie?  On jest taki sam jak Styles. – Prychnęła. – Wstydził się jego, tak to można wytłumaczyć. Tylko, że on się od niego nie różni.
- I co ja mam z tym teraz zrobić? – Mruknęłam. – Twoim zdaniem powinnam go rzucić?
- Po prostu miej go na oku. – Uśmiechnęła się. – Z chęcią bym ci jeszcze potowarzyszyła, ale muszę już uciekać. W końcu bal z rodziną Nialla jest o wiele ciekawszy.
Nie odezwałam się słowem. Zamknęłam usta i nie odpowiadałam. Miałam już tego dosyć. Co to miało znaczyć? „W końcu bal z rodziną Nialla jest o wiele ciekawszy.” Jaki bal? Czekałam tylko na zatrzaśnięcie się drzwi. Potem coś we mnie ruszyło. Cała wściekłość na tą osobę chciała się wydostać. Złapałam za pierwszą lepszą rzecz i tak po prostu trzasnęłam nią o podłogę. Czy mi ulżyło? Nie powiedziałabym tego. Dalej było mi niedobrze na samą myśl, że tutaj przebywała. Denerwowałam się, kiedy myślałam o nich. Razem. Wkurzałam się nie tylko na nią, ale i na niego. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Jak małe dziecko. Byłam zazdrosna mimo tego, że ich już nic nie łączyło.
To wszystko co powiedziała…czy to miało w sobie choć trochę prawdy? Czy była na tyle stuknięta, że tak po prostu to sobie zmyśliła?
****
Obudziłam się sama, a on dalej nie dał znaku życia. Nie przerosił za swoje zachowanie, ani nie spytał, co ze mną. Zostawił mnie w szpitalu i tak po prostu odszedł. Chociaż go wyrzuciłam, myślałam, że wróci. Byłam tego pewna. A teraz? Teraz jestem sama. Leżę na łóżku we wczorajszych ciuchach i nie dam rady wstać. Moja głowa jest zapełniona tysiącem myśli, które nie dają mi spokoju. Złość mi nie przeszła, a serce dalej cierpi.
Zastanawiałam się gdzie teraz jest i co robi. Czy o mnie myśli? Może ma wyrzuty sumienia za to całe zdarzenie? Nie miałam pojęcia, co siedzi w jego głowie. Co tak naprawdę o tym wszystkim sądzi i czy mówi mi wszystko. Może naprawdę ma jakieś tajemnice, tak jak zasugerowała Rose? Przestań o niej myśleć. Skarciłam samą siebie, ale to nic nie pomogło. Ta osoba nie chciała wyjść z mojej głowy. Ona była obecna przez cały czas.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i od razu zaczęłam tego żałować. Wczorajszego wieczoru nie pożałowałam sobie alkoholu, co było totalną głupotą. Zeszłam z łóżka i natknęłam się na koszulkę Horana. Dawno był w tym miejscu, a ja za tym tęskniłam. Właściwie to dość dawno czułam ulgę z jego obecności. Brakowało mi takiej bliskości, jaka kiedyś między nami była. Teraz to wszystko wyglądało inaczej. Jednak nie chciałam być tą osobą, która jako pierwsza się w tej sprawie odezwie. Niby dlaczego miałabym to robić? To on powinien o to zadbać, ale może wcale nie chciał.
Na zegarku widniała godzina siódma rano, a ja już byłam na nogach. Dziwne, prawda? Podążyłam do kuchni w której rozbrzmiewało radio. Najwidoczniej zapomniałam o jego wyłączeniu. Powolna piosenka źle wpływała na moje niesamowicie okropne samopoczucie. Jednak nie chciałam jej przełączyć. Wolałam usiąść i jej wysłuchać. Czy ja popadałam w depresje? Nagle podskoczyłam do góry. Ktoś chciał się dostać do środka. Dzwonek do drzwi, pierwszy, drugi.
- Otwarte. – Powiedziałam pod nosem, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że ten ktoś i tak nie usłyszy. Musiałam wstać z miejsca i temu komuś otworzyć. Nie miałam siły krzyczeć. W drzwiach stanął Harry. Harry Styles o siódmej rano. Ciekawe.
- Po co tu przyszedłeś? – Może było to nieco nieuprzejme, ale wiedziałam, że to Niall go wysłał. Jakby nie mógł sam.
- Słyszałem, że byłaś w szpitalu. – Usiadł naprzeciwko mnie i wpatrywał się ze współczuciem.
- Dobrze słyszałeś. – Odpowiedziałam chłodno.
- Słuchaj, jeśli myślisz, że on mi kazał…- Przerwałam mu.
- Tak. Dokładnie tak myślę.
- O niczym nie wie. Widziałem się z nim wczoraj, ale nie chciał nic powiedzieć. Co zrobił i jak do tego doszło. Wiem tylko tyle, że był tam jeszcze raz. Tylko, że ciebie już nie było. Wypisali ciebie.
- Był w szpitalu? – Spytałam zdziwiona.
- Tak, Charlie, był.
- A teraz gdzie jest? – Uśmiechnęłam się chytrze. – Może na tym całym balu?
- Czym? – Spytał zdziwiony. Wyglądał jakby o niczym nie wiedział.
- Nie wiem Harry, naprawdę. – Westchnęłam. – Rose mi powiedziała.
- Kto? – Zaśmiał się. – Nie wiedziałem, że się przyjaźnicie.
W tamtej chwili miałam małe zaćmienie. Wstałam od stołu i zaczęłam parzyć kawę. Musiałam się skupić, w ciszy. Powoli ułożyć wszystko w całość i zastanowić się nad tym wszystkim. Jednak przez kilka minut, nie było to do końca możliwe. Potrzebowałam czasu.
*** Z perspektywy Harrego ***
Nie nadążałem za tą dwójką. Cały czas między nimi było napięcie, które zanikało tylko na krótką chwilę. Spędziłem z nią trochę czasu i muszę przyznać, że mi tego brakowało. Gdyby nie to, że mnie o to poprosił za pewne bym do niej nie wpadł. Tak, okłamałem ją. Tylko, że dla jej dobra.
- Louis, ty idioto! – Wydarłem się. – Znowu nie posprzątałeś!
- Nie ma zapłaty, nie ma sprzątania. – Kiedy zszedł na dół doznałem szoku. Nie widziałem go dwa dni. Przez ten czas zmienił się nie do poznania. Był cały zapuchnięty i zarośnięty. Odkąd pojawił się Jackson, Lou przestał widywać się z El. Nie rozumiałem tego, ale z dnia na dzień to coraz bardziej do mnie dociera. Narkotyki, to jest to czym się teraz zajmują. Niestety nie mogłem nic z tym zrobić. Co więcej, sam się w to wplątywałem. Po tym co było parę miesięcy temu…te wydarzenia powinny nas czegoś nauczyć. Tylko, że tak nie było. My chcieliśmy więcej adrenaliny.
- Dzisiaj dostałem prochy. – Odparł dumnie. – Mamy je przekazać kolesiowi z Nowego Yorku.
- My? – Zdziwiłem się. – To, że pojechałem dwa razy z Jacksonem nie znaczy, że będę z wami cokolwiek kręcił.
Nagle ktoś zaczął się dobijać. Usłyszałem dźwięk dzwonka, a potem drzwi same się otworzyły. Kate wpadła do środka, wyglądała jak milion dolarów. Uśmiechnęła się do naszej dwójki i mnie przytuliła. Mimo tego, że widzieliśmy się zaledwie wczoraj już zdążyłem za nią zatęsknić.
- Musimy porozmawiać. – Westchnęła.
- Zostawię was. – Przyjaciel zaczął wychodzić z kuchni, ale ona go szybko powstrzymała. Usiedliśmy wszyscy przy stole i zerkaliśmy na siebie porozumiewawczo.
- Wiem więcej niż wam się wydaje chłopaki. – Nie wiedziałem co to ma znaczyć, ale zdecydowanie nie brzmiało najlepiej. - Nie chce aby coś wam się stało. Rozumiecie?
- Harry rozumiesz? – Louis zaczął się śmiać, ale kiedy dziewczyna na niego spojrzała, przestał. – Nie możesz tego ode mnie wymagać. Robię co mi się podoba. – Jęknął.
- Tak, ale przez to Harry także w tym ląduje. Po za tym nie sądzę, że Eleanor chce aby coś ci się stało.
- Przestańcie mi o niej pieprzyć! – Wrzasnął. – Dlaczego mi ciągle mieszacie w głowie?! Nie ma nas, jasne?!
- Uspokój się. – Złapałem przyjaciela za ramię, ale on mnie odepchnął.
- Dlaczego miałbym to zrobić? Mam prawo do własnych ruchów i własnego zdania. – Odchrząknął. – Jeszcze niedawno się kłóciliście, a teraz wszystko w porządku? Może Kate znowu z kimś się liże? Co Harry?
Co on powiedział? Moje dłonie zaciskały się w pięści. Popchnąłem go, ale śmiał mi się prosto w oczy. Zachowywał się jak dziecko, którego nie można upomnieć. Przesadził mówiąc o tym. Jest moim przyjacielem i nie powinien się w tej sprawie odzywać. Zwłaszcza przy niej.
- Harry. – Widziałem po minie Kate, że ją to dotknęło. Jednak jest taką osobą, że w każdej sprawie chce mnie powstrzymać.
- No Styles, powstrzymaj się. – Zaśmiał się.
- Masz chwilę, aby to odwołać! – Krzyknąłem. – To co się dzieje pomiędzy nami…nie powinieneś…
- Mówię tylko prawdę. – Uśmiechnął się, a ja nie wytrzymałem. Dostał raz, drugi i przestał. Był wystraszony i zdziwiony. Z jego nosa leciała krew co mnie cieszyło. Powinien dostać nauczkę i tak się stało.
- Popieprzyło cię. – Mruknął. – Wszystkich was popieprzyło.
Zniknął z mojego pola widzenia, a ja zmęczony opadłem na kanapę. Nie dowierzałem, że uderzyłem własnego przyjaciela. A może on już nim nie był? W końcu jest Jackson, jego kumpel od prochów. Poczułem jej rękę na moim ramieniu, dodawała mi otuchy. Za co byłem wdzięczny. Nie patrząc na nią pociągnąłem ją na górę. Nie miałam zamiaru dłużej tu siedzieć. W każdej chwili mógł się zjawić i znowu mogło się zacząć. Wolałem pobyć z nią sam na sam. Zaciągnąłem ją do pokoju i usiadłem na łóżku. Kiedy do mnie podeszła zauważyłem cieknące po jej policzkach łzy.
- Nie chce, abyś przeze mnie…- Urwała.
- Zmienił się i to wyłącznie jego wina Kate. – Dziewczyna usiadła na moich kolanach. Wyglądała na zamyśloną i zmartwioną.
- Masz coś wspólnego z Jacksonem, prawda?
- To nie jest temat na teraz. – Warknąłem.
- Jesteś w to zamieszany czy nie? Jedno proste pytanie Harry. – Jej oczy były zaszklone, nie chciałem aby dalej płakała.
- Nie tak, jak myślisz. – Odpowiedziałem wymijająco.
- Harry do cholery! – Teraz nade mną stała, z założonymi rękoma.
- Pomogłem mu dwa razy, nic więcej. – Burknąłem. – A teraz mnie przytul.
- Jeśli mnie oszukałeś…- Urwała.
- Czekam. – Próbowałem to wszystko załagodzić. – Kate.
****
Widać było, że się denerwuje. Siedział z założonymi rękoma i tupał nogami. Wszedłem do kawiarni i od razu wstał. Trochę mnie to śmieszyło, ale starałem się tego nie pokazywać. W końcu musiałem mu pomóc. Kto by pomyślał…
- Cała i zdrowa. – Zająłem miejsce naprzeciwko blondyna. Kelnerka od razu mnie obsłużyła, a ja podziękowałem jej najpiękniejszym uśmiechem pod słońcem.
- Mówiła coś…no wiesz o tym. – Skrzywił się.
- Nie, ale jest gorsza sprawa. – Wiedziałem, że to się jemu nie spodoba. – Rose z nią gadała.
- Kurwa! – Wrzasnął, a wszyscy ludzie dziwnie na nas spojrzeli. – Co jej powiedziała? – Tym razem ściszył głos.
- O jakimś balu. – Wywróciłem oczami. – Naprawdę nie chcę robić za waszego pośrednika.
- Gdybyś nim był, przekazywałbyś wiadomości. – Prychnął. - Hmm…dzięki Harry.
- Też dziwnie się czujesz w tej sytuacji? – Zaśmiałem się.
- Taa…- Na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek. – Tylko nie mówmy o tym nikomu.
*** Z perspektywy Charlie ***
Rozłożyłam się w salonie przed telewizorem i zaczęłam oglądać kolejna komedie romantyczną. Niedawno doznałam wielkiego zdziwienia ze strony Naomi. Przyniosła mi własnoręcznie upieczone babeczki. Nie miałam pojęcia, że ta dziewczyna umie piec.
- Trzymaj. – Podała mi ciasteczko. – To jest o smaku jagód.
- Są naprawdę pyszne, ale więcej nie wcisnę. – Zaśmiałam się.
- Co jest z Niallem? – W tym momencie poczułam skurcz w żołądku. Ona o niczym nie wiedziała. Nie miała pojęcia o wypadku i naszym braku porozumienia. Nikomu nic nie mówiłam, bo po co? Udawałam, że jestem zainteresowana właśnie lecącą scenką. Jednak ona dalej czekała na moją odpowiedź. Co ja miałam do diaska robić? – Ziemia do Charlie. – Machnęła mi ręka przed oczami. Chciała odpowiedzi. Cholera.
- Hmm…poszedł do Zayna. – Mruknęłam.
- Pewnie i tak ciągle siedzicie razem. – Zaśmiała się. – Nie mogę trochę w to uwierzyć, że zaraz znikniesz z Londynu.
- Tak…ja też. – Nie miałam pojęcia, czy przez to całe zajście coś się zmieniło. Musiałam z nim porozmawiać, ale nie miałam zamiaru jako pierwsza wyciągać ręki. Przecież nic nie zrobiłam. To on od samego początku się na mnie rzucał. Zachowywał się…tak jakby chciał mnie się pozbyć. A co jeśli chciał iść na ten bal. Co jeśli kogoś ma? Nie chodzi mi o Rose, bo już dawno by o tym gadała. Tylko o kogoś…innego. Może to jest ta tajemnica o której wspomniała blondynka. Opanuj się! Moja podświadomość znowu wysyłała mi znaki ostrzegawcze, ale to by miało sens.
- Słyszysz mnie w ogóle? – Zerknęłam na Naomi. Siedziała wpatrzona we mnie i miała dość dziwną minę. Co mnie ominęło?
- Tak, jasne. – Uśmiechnęłam się przepraszająco.
- To otwórz drzwi…ale sama to zrobię. – Wstała z kanapy i podążyła korytarzem. Nie słyszałam nawet dzwonka. To wszystko mnie wykańcza, za dużo o tym wszystkim myśleć. Zdecydowanie. Rozpraszam się i tracę poczucie czasu. Wszystko wtedy dzieje się w mgnieniu oka.
I to się stało. Znowu. Serce przyśpieszyło, a nogi zmiękły. Nie widziałam go tylko kilka dni, a teraz nie mogę złapać oddechu. Dlaczego on tak na mnie działa? To tak jakbym widziała go po raz pierwszy. Miłość od pierwszego wejrzenia. Miał na sobie biały t-shirt, który idealnie na nim leżał. Przegryzłam wargę, ale mam nadzieje, że nic nie widział. Mam być na niego wściekła. Nie może mnie pociągać, ale te włosy. Przeczesuje je i zbliża się do mnie. Opanuj się! Postrząsam głową i wracam do żywych.
- Dziewczyna uciekła sprzed ołtarza…- Naomi wyjaśnia fabułę mojemu chłopakowi, ale jestem przekonana, że ma to gdzieś. Czuje, że chce ze mną porozmawiać. Tylko, że sam na sam. Niech ona nie odchodzi. Muszę wymyśleć strategie. Nie spodziewałam się go aż tak szybko.
Blondyn siada po mojej prawej stronie na fotelu. Ufff…lepiej wybrać nie mógł. Nie jestem zmuszona zerkać w jego stroną, ani go dotykać. Chociaż, chciałabym. Raz, dwa, trzy. Potrząsam głową i znowu czuje gotującą się we mnie złość. Muszę mieć jakiś plan. Nie może wygrać, znowu.
Do końca filmu zostało dwie minuty. Za cztery powinniśmy zostać sami. Zaczynałam się denerwować, ale miałam nadzieje, że tego nie zdradzam. Zamknęłam oczy tylko na chwilkę i usłyszałam ulgę z ust przyjaciółki. To koniec. Teraz czekało mnie istne piekło lub gorące pojednanie.
- Do zobaczenia. – Zamknęłam za nią drzwi, a moje serce o mało co nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Okropnie się bałam. Weszłam do kuchni i po prostu czekałam na jakikolwiek ruch z jego strony. Oparłam się o blat kuchenny i zaczęłam się zastanawiać jak to wszystko będzie wyglądać. Usłyszałam kroki, szedł tutaj.
- Porozmawiamy? – Jego głos był dość cichy.
- Znowu nic nieznacząca rozmowa, po której znowu będziemy się kłócić? – Specjalnie naciskałam na jedno ze słów.
- Jeszcze nic nie powiedziałem, a ty już wiesz jak będzie. Dlaczego? – Stanął blisko mnie. Nie miałam zamiaru się odwracać i patrzeć na niego. To by wszystko popsuło.
- Dlaczego? – Zaśmiałam się nerwowo. – Może ty mi powiesz?
- Nie rozumiem ciebie…nie możemy usiąść i spokojnie porozmawiać? – Zaczynał się denerwować.
- Możemy, ale odpowiedz mi na jedno pytanie. – Przytakną, a się odwróciłam. – Jak myślisz czego chciała ode mnie Rose? – Widziałam ten strach w jego oczach. Otworzył usta, a potem natychmiast je zamknął. Tego właśnie się obawiałam, miał coś na sumieniu.

___________________
Ta dam :)
Kolejny w niedziele ;)

PS. Jeśli macie twittera to zapraszam do obserwowania, z chęcią się odwdzięczę, tylko musicie dać znać :D
@Bellezzael
A jeśli rozdział wam się spodobał, możecie go skomentować również na TT - wpisujecie:
, swój komentarz i gotowe :D

poniedziałek, 28 lipca 2014

Moment For Me Rozdział 62



Chciałam być na czas i próbowałam nie zaspać. W końcu zdarzało mi się to dość często. Zapięłam walizkę i zaciągnęłam ją pod same drzwi. Zostało mi tylko czekać na moją „taksówkę”. Niestety Niall się spóźniał, co bardzo mnie irytowało. A co jeśli o mnie zapomniał? Zaczęłam do niego wydzwaniać, ale to nic nie dawało. Nie odbierał moich telefonów. Zamknęłam szczelnie drzwi i wyszłam przed dom. Postanowiłam, że tam na niego zaczekam. Do świtu zostało jeszcze kilka godzin. W oddali zauważyłam światła auta. To był on, pojawił się. Jednak dziesięć minut za późno. Mieliśmy małe spóźnienie.
- Wszystko wzięłaś? – Spytał na powitanie. – Nie mamy czasu, aby się wracać.
- Ciekawe dlaczego. – Ruszył, a ja aż drgnęłam. Czułam, że jest zły. Sposób w jaki prowadził auto…to źle wróżyło. – Nie zamierzasz się do mnie odzywać?
- A co chcesz wiedzieć? – Uśmiechnął się głupkowato.
- Cokolwiek. – Wywróciłam oczami.
- Tak, najlepiej się obraź. Dlaczego ty taka jesteś? Za każdym razem się czegoś czepiasz. – Nie spodziewałam się tego. Przecież nic nie zrobiłam. Prawda?
- O co ci chodzi? – Głos mi się uniósł.
- Nic. – Burknął.
Nie zamierzałam się do niego odzywać. Niby nic nie zrobił, a byłam na niego zła. Popsuł mi humor, na całe najbliższe kilkanaście godzin. Nie rozumiałam go. Odwróciłam się w drugą stronę i próbowałam na niego nie patrzeć. Wszystko oddalało się w mgnieniu oka. Zdecydowanie jechał za szybko. Czy się bałam? Można tak powiedzieć. Wsunęłam się bardziej w fotel, a kątem oka patrzyłam na wzrastającą prędkość.
- Możesz zwolnić? – Spytałam zdenerwowana.
- Spóźnimy się.
- Zwolnij. – Rozkazałam.
- Spóźnimy się. – Powtórzył.
- Niall, do cholery! – Wrzasnęłam, ale to nic nie dawało. Jechał jeszcze szybciej, a jego ręce były zaciśnięte na kierownicy. Miał napięte mięśnie. Co się z nim działo? Próbowałam nie panikować, ale się nie dało. Na zewnątrz jeszcze panował mrok. Nie widzieliśmy, co dokładnie dzieje się na zewnątrz. Nagle stało się to, czego się obawiałam. Samochód wpadł w poślizg. Kręciliśmy się w kółko kilka sekund, nie mogłam nic zrobić.
Wydawało się, że blondyn stracił panowanie nie tylko nad sobą, ale także nad kierownicą. Zdławiłam krzyk, kiedy pas bezpieczeństwa wbił się boleśnie w moje ciało. W uszach mi szumiało i słyszałam pisk opon, gdy Niall próbował hamować, jednak nadaremno. Samochód wciąż się ślizgał, a przez przednią szybę widziałam wirujące kolorowe liście, które jakiś czas temu opadły z drzew.
I właśnie wtedy poczułam silne uderzenie, a samochód zatrzymał się. Kręciło mi się w głowie, mimo iż staliśmy w miejscu. Spojrzałam na siedzącego obok chłopaka. Jego czoło opierało się o kierownicę. Byłam przerażona nie na żarty. Co jeśli coś mu się stało? Nie interesowało mnie teraz to, że jeszcze kilka minut temu byłam na niego zła.
Szarpnęłam go za rękę, lecz on nie podnosił głowy. Teraz byłam zmartwiona jeszcze bardziej. Ku mojej uldze wyjęczał coś nieskładnie, więc przynajmniej wiedziałam, że jest przytomny. Rozejrzałam się na około i zobaczyłam, że większość tylnej części auta była wgnieciona w żółtą barierkę, a za nami na ulicy powoli tworzył się korek.
Do mojej już i tak bolącej głowy, dochodziły kolejne bodźce, a mianowicie dźwięki klaksonów i krzyki ludzi, którzy zaczęli zbierać się wokół naszego pojazdu. Wszystkie emocje ze mnie wyparowały i nagle stałam się całkowicie zmęczona. Czułam jak powieki mi ciążą, zdążyłam jedynie wyciągnąć dłoń i złapać Nialla za rękę. Wydawało mi się, że uścisnął mnie mocniej, jednak nie miałam pewności i chwilę później zapadła ciemność.
****
Obudził nie piszczący dźwięk. Otworzyłam oczy i od razu je zamknęłam. Biel, która była na około, raziła nieprzyjemnie w oczy. Usłyszałam ruch, gdzieś obok mnie i ponownie uniosłam powieki, jednocześnie podnosząc się na łokciach do góry. Obok mnie, na drewnianym krześle, siedział Niall i trzymał okład przy twarzy.
- Co się stało? – Spytałam niewyraźnie, mój głos brzmiał strasznie słabo.
- Nastąpiły pewne komplikacje.  – Odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc.
- Jakie, Niall? – Poprawiłam poduszkę i rozejrzałam się po szpitalnej sali. Świetnie, chyba ukryte upodobania w szpitalach. – Niall – powtórzyłam twardo, gdy nie odpowiadał.
- Mieliśmy wypadek – mruknął i mocniej przycisnął lód do twarzy.
- Wypadek? – I nagle przypomniałam sobie wszystko. Ślizg, kołka, liście… - Mówiłam, żebyś zwolnił! Jak zwykle mnie nie słuchasz! – Wydarłam się.
- No nie wierzę… - Sapnął urażony. – Znów masz pretensje?!
- To nie ja się spóźniłam. – Odpowiedziałam lodowato, a on pod siłą mojego głosu, cofnął się krok do tyłu. Och, czyżby dopadły go wyrzuty sumienia? – Czemu tak bardzo zależy ci na moim wyjeździe? Chcesz się mnie pozbyć? – W tym momencie uwierzyłam w tę myśl, która w jednej sekundzie pojawiła się w mojej głowie. Teraz to właśnie to było moją poręczą, czymś, czego mogłam się złapać. - - Wyjdź - Szepnęłam i odwróciłam od niego wzrok.
Gdy tylko usłyszałam jak drzwi zamykają się z cichym trzaskiem, do moich oczu napłynęły łzy i znów byłam na niego zła. A może nawet wściekła. Sama już nie wiedziałam. Położyłam się na boku i zwinęłam, a twarz wcisnęłam w białą poduszkę. Dlaczego tak się zachowywał? Przyjechał zbyt późno i to właśnie na mnie się wyżywał za swój własny błąd? Gdzie się podział ten czuły i uroczy blondyn?
*** Z perspektywy Nialla ***
Nie byłem na nią zły, ale wiedziałem, że przesadziłem. To nie była jej wina. Sam do tego wszystkie doprowadziłem i wszystko działo się prze ze mnie. Charlotte nie miała o niczym pojęcia, a ja zamiast zamartwiać się jej stanem martwiłem się o siebie. Co będzie za parę godzin. Przecież miałem zabrać Rose na ten głupi bal. Jeden pocałunek i wszystko się wywracało do góry nogami. Dosłownie.
Wyszedłem na zewnątrz. Musiałem odetchnąć i zaczerpnąć świeżego powietrza. Nagle w mojej kieszeni coś zaczęło wibrować. Złapałem za telefon i przyłożyłem go do ucha.
- Gdzie jesteś? – Jackson…czego on znowu chciał? Bo za pewne nie dzwonił, aby poplotkować.
- W szpitalu. – Mruknąłem.
- Co to cholery? – W jego głosie mogłem usłyszeć zdziwienie zmieszane z irytacją.
- W szpitalu. – Powtórzyłem.
- Musisz mi pomóc, dasz rade? – Cały Jackson. To nic, że byłem w szpitalu. To nic, że mogło mi się coś stać. Ważny był tylko on.
- Jak po mnie przyjedziesz to ci pomogę. – Burknąłem. Musiałem dać czas Charlie na przemyślenia, a nie zamierzałem stać cały czas na dworze i marznąć. Oczywiście mogłem wejść do środka, ale irytowało mnie to miejsce.
- Wyślij tylko adres i zaraz będę.
Rozłączyłem się i zrobiłem to o co prosił. Byłem także ciekawy o co znowu ode mnie chce. Jak mam mu pomóc? Usiadłem na schodach i czekałem. Zastanawiałem się nad planem B. Musiałem go mieć i jakoś pogodzić te dwie sprawy. Wypadek i bal. Może i byłem samolubny myśląc o tym w tym momencie, ale nie miałem wyjścia. To cały czas siedziało mi w głowie. Co jeśli postąpił bym inaczej? Powiedział jej o tym wszystkim? Przecież miałbym spokój. Tylko co jak mnie znienawidzi, za to co jej zrobiłem. Wtedy nie tylko ja będę przez nią odrzucony. Danielle, ona także nabroiła.
Podniosłem się do góry, mój transport już na mnie czekał. Kiedy do niego wsiadłem zaskoczył mnie fakt, że w środku jest jeszcze jedna osoba. Harry. Co on do cholery tu robił?
- Co ci się stało? – O dziwo loczek jako pierwszy zadał mi to pytanie.
- Miałem wypadek. – Mruknąłem. – Nic mi nie jest.
- To super. – Kuzyn pisnął. – Mamy do ciebie sprawę Niall.
- Tak i to wielką. – Brunet go poparł.
- Nie pożyczę wam pieniędzy. – Od razu zaznaczyłem.
- Nie chodzi o kasę. Bardziej o jej dostarczenie. – Jackson był nie przewidywalny. Nie miałem zamiaru dostarczać pieniędzy jakimś bandytom.
- Co takiego? – Zmrużyłem oczy. – O czym wy mówicie?
- Musisz oddać kasę takim kolesiom. – Uśmiechnął się chytrze. Zaś Harry zagłębił się w świstki papieru.
- Dlaczego jeden z was tego nie zrobi? – Zadałem proste pytanie, a oni zaczęli się śmiać.
- Harry ma z nimi na pieńku, a teraz za zwlekanie z pieniędzmi ja także. – Skrzywił się. – Jeśli im zaraz tego nie oddamy…będzie źle Niall.
- Błagam cię. – Jęknąłem. – Dlaczego ty zawsze w coś się wplątujesz?
- Zawsze? – Zaśmiał się. – Nie zawsze.
Dalsza rozmowa nie miała sensu. Nie chciałem nigdzie iść, ale wiedziałem, że on mnie i tak przyciągnie na swoją stronę. Zawsze tak jest, on wygrywa, a ja się poddaje i ulegam. Gdybym był dziewczyną byłbym na każde jego skinienie, ale na całe szczęście tak nie jest.
Nie miałem pojęcia, kiedy mam to dostarczyć. Jednak zbyt szybko się dowiedziałem. Miałem dosłownie kilka minut na przetrawienie tej sytuacji. Jechali w miejsce spotkania. Tylko, skąd wiedzieli, że się zgodzę? Jackson znał mnie zbyt dobrze.
Dostałem czarną teczuszkę, która prawdopodobnie była wypełniona pieniędzmi. Nie miałem pojęcia za co jest ta kasa, ani ile jej jest konkretnie. Wysiadłem z auta i ruszyłem w stronę opuszczonego budynku. Miał tam na mnie czekać, a raczej na Jacksona. Wszedłem do środka. Nie powiem, miałem lekkiego stracha. Przecież to był koleś od Willa, a on nigdy nie trafia na porządnych ludzi. Usłyszałem kroki i śmiech. Nie chciałem stać w miejscu więc podążyłem w jego stronę.
- Nie wierze, że ten idiota znowu kogoś wysyła. – Przejechał mnie wzrokiem, jak laskę klubie. – Masz kasę? Całą?
- Nie wiem ile był ci dłużny. – Rzuciłem teczką w stronę umięśnionego kolesia i zacząłem odchodzić. Niestety to nie był najlepszy pomysł. Usłyszałem strzał. – Co ty robisz?! – Wrzasnąłem.
- Nie powiedziałem, że możesz odejść szczeniaku. – Wycelował we mnie pistoletem.
- Spokojnie, dobra? – Starałem się zachować zimną krew. – Nic ci przecież nie zrobiłem. Masz kasę, więc co jeszcze?
- Jackson miał tutaj być, osobiście. – Prychnął. – Powiedz mu, że jak się nie zjawi następnym razem to powystrzelam jemu przyjaciół. Włącznie z tobą.
- Rozumiem. – Odparłem. – Przekaże.
Zniknął w mgnieniu oka, a mi spadł kamień z serca. Co to był za człowiek? Wyszedłem z budynku i poszedłem w stronę auta. W tamtej chwili wiedziałem jedno: dalsze zadawanie się z kuzynem, może być problemowe.
****
Nie miałem kluczy do jej mieszkania, więc pojechałem do siebie. Siedziałem w pokoju i gapiłem się na moją ulubioną ścianę. Wisiały na nich moje gitary, które były dla mnie wszystkim. Dalej nie wiedziałem jak mam to wszystko odegrać. Charlie i tak była na mnie wściekła, a co dopiero po powiedzeniu jej prawdy. Wtedy nasz związek przestałby istnieć.
- Niall?! – Ocknąłem się. – Niall!
Ktoś mnie wołał, a ja nawet wiedziałem kto. Dlaczego ona tu przychodziła? Wstałem z łóżka i podążyłem na dół. Stała rozwścieczona z założonymi rękami na piersi.
- Co ty do cholery odwalasz? – Wrzasnęła. – Mieliśmy gdzieś jechać, nie pamiętasz?
- Charlie jest w szpitalu. – Albo mi się zdawało, albo na jej twarzy pojawił się chytry uśmiech.
- Ohh…- Zamilkła. – Więc?
- Nie mogę nigdzie z tobą jechać, ona mnie potrzebuje.
- W porządku. – Chyba nie dosłyszałem. Spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- Co proszę? – Zmarszczyłem brwi.
- To co słyszałeś Niall.
- Naprawdę nie jesteś zła, że nie zrobię tego czego chcesz?
- Nie. Wiesz dobrze jaka była umowa. Ty robisz coś wbrew niej, a ja postaram się aby informacja o Danielle dotarła do twojej miłości.
- Czy ty kurwa nic nie rozumiesz?! – Krzyknąłem, ale to nie zrobiło na niej żadnego wrażenia.
- Rozumiem wiele rzeczy, naprawdę. Tylko nie tego dlaczego ty z nią jesteś. Miałeś mnie dość? Jest lepsza w łóżku? Nic nie rozumiem.
- I nie zrozumiesz. – Odparłem poważnie.
- Ta twoja miłość się skończy. Prędzej czy później. Runie, jak piasek z zamku i ja ci to obiecuje.
- Jesteś największą suką jaką znam i nic tego nie zmieni.
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie na mój temat. – Uśmiechnęła się. – Martw się o siebie…ahh i pozdrów Charlie.
Teraz nie miałem wyjścia, nie mogłem z nią nigdzie jechać. Manipulowała mną, a ja się jej dawałem. To było poniżające. Jednak sam do tego doprowadziłem. To było prze mnie. Nie poniżaj się bardziej. Skarciłem samego siebie, ale nie mogłem inaczej. O tym wszystkim nie dało się nie myśleć.
*** Z perspektywy Charlie ***
Miałam go głęboko gdzieś. Nie obchodził mnie już, bo byłam na niego wściekła. Byłam pewna, że wróci. Porozmawia ze mną. Wyjaśni cokolwiek. Jednak się myliłam, nie przyszedł. To nic, że go wygoniłam. Potrzebowałam jego i to bardzo.
Czasami zachowywał się jak małe dziecko, którego nie rozumiałam. Innym razem zamieniał się w kobietę w ciąży, a potem nagle jest przesiąknięty złością. Ten człowiek cały czas mnie zaskakiwał, jednak ostatnio na gorsze.
Do domu wróciła taksówką, sama. Jednak kiedy z niej wysiadłam moja złość była jeszcze większa. Przed domem stała znienawidzona prze mnie osoba.
- Musimy porozmawiać. – Jej głos był strasznie poważny.
_________________________
Tak, tak ;c
Wiem, że nawaliłam i  nie ma usprawiedliwienia. Wakacje, tyle mogę powiedzieć.
Nie było mnie trochę czasu i nie mogłam pisać, a jak wróciłam siedziałam przed ekranem i pustym Wordem. Nie wiem co mi się stało. Cała wena odpłynęła, dosłownie.
Przepraszam, za tą przerwę. Mam nadzieje, że więcej takiej nie będzie.
Ten rozdział nie jest najdłuższy, ale mam nadzieje, że chociaż ciekawy.
Dziękuje Patrycji, która mi pomogła :)

PS. JEŚLI PRZECZYTALIŚCIE ZOSTAWCIE KOMENTARZ, JAKIKOLWIEK. CHCE ZOBACZYĆ ILE WAS JESZCZE ZE MNĄ ZOSTAŁO :)
Kolejny w czwartek, tak na przeprosiny za długą nieobecność :D

piątek, 11 lipca 2014

Moment For Me Rozdział 61


Naleśniki czy może jajecznica? Nie miałam pojęcia na co przyjdzie mu ochota. Stanęłam za blatem kuchennym i zaczęłam roztrzepywać jajka na słodkie śniadanie. Przygotowania zajęły mi niecałe pół godziny. Kiedy miałam już po niego iść, sam zjawił się w kuchni. Jednak jego humor nie był wyśmienity. Stanął naburmuszony w progu i nawet się ze mną nie przywitał.
- Hej. – Wymamrotałam. – Zrobiłam śniadanie.
Cały stół zastawiony był jedzeniem, a on się nawet głupio nie uśmiechnął. Usiadłam na krześle i badawczo mu się przyglądałam. Nie mówił nic, nie odzywał się. Nic już nie rozumiałam. Czasami zachowywał się jak kobieta w ciąży. Miał swoje humorki i trzeba było się jemu podporządkować.
- Odezwiesz się dzisiaj do mnie, czy będziesz cały dzień taki nieobecny? – Odparłam.
- Hmm…taa. – Burknął.
- Niall do cholery! – Krzyknęłam. – Co się dzieje?
- Nic. – Prychnął. – Czy zawsze musi się coś dziać?
- Gdybyś normalnie za mną rozmawiał o nic bym nie pytała.
Jego wzrok zatrzymał się na jednym z moich obrazów. Wiedziałam, że dzisiaj się z nim nie dogadam. Zaczęłam jeść sama. Nie mogłam czekać w nieskończoność. W końcu jedzenie kiedyś stygło.
Czekałam na pewną osobę. Miała w końcu mnie odwiedzić. W końcu tyle czasu nie dawała o sobie żadnego znaku życia, ale jakoś się z tego wytłumaczyła. Po skończonym posiłku przenieśliśmy się do salonu. Oczywiście przed telewizor, bo co innego mogliśmy robić? Nagle tą cholerną cisze przerwał długo oczekiwany dzwonek. Uradowana podbiegłam do drzwi i wpuściłam Danielle do środka. Na całe szczęście na jej twarzy gościł uśmiech, nie to co u Horana. Obie weszłyśmy do salonu. Blondyn nawet jej nie zauważył, był zbyt zajęty serialem.
- Nie rozumiem tego. – Ciągnęła swoją wypowiedź, a on się zerwał. Spojrzał na nią jakby zobaczył ducha. Dosłownie.
- H…Hej. – Pisnął. – Dobrze cię widzieć.
- Cześć Niall. – Przez chwile patrzyli na siebie jak na kogoś obcego. Po minucie brunetka zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę ogrodu. To było dosyć dziwne, ale nie chciałam w to wnikać. Kiedy usiadłyśmy z kubkami kawy na zewnątrz zaczęła się nasza pogawędka. Oczywiście nie mogłam wytrzymać i pierwsze o co spytałam, a raczej kogo to Liam.
- Chcemy spróbować jeszcze raz. – Kiedy to mówiła na jej twarzy nie widziałam uśmiechu, tylko zawód.
- Nie chcesz?
- Nie chce…nie chce przeżywać tego drugi raz. Kocham go, ale boje się znowu w to wszystko angażować. – Odpowiedziała ze smutkiem. - Kiedy jestem z nim czuje się szczęśliwa, ale jednocześnie cały czas zadaje sobie pytanie…co by było gdyby…
- Jeśli nie spróbujesz możesz tego żałować, wiesz?
- Tak. – Uśmiechnęła się lekko. – I to mnie przeraża.
*** Z perspektywy Nialla ***
Nie miałam pojęcia dlaczego ona tu przyszła. Chciała wszystko powiedzieć? Jednak kiedy na nie zerkałem to Charlie była tą wesołą w ich towarzystwie. Więc może jednak nie wszystko stracone i Danielle wcale nie chciała nic mówić.
Wiedziałem, że muszę jechać do domu po to cholerne zaproszenie. Miałem jeszcze kilka innych spraw do załatwienia, a Charlotte wcale nie musiała o nich wiedzieć. Pożegnałem się z dziewczyną i ruszyłem do miejsca w którym ostatnio bywałem cholernie rzadko.
W głowie siedziałam mi tylko jedna sprawa. Bal. Zastanawiałem się jak zrobić tak, aby nikt się o tym nie dowiedział. Co powiedzieć Charlie? Musiałem ją znowu okłamać, nie chciałem tego robić. Jednak to było jedyne dobre wyjście. Złe także było, ale zdecydowanie nie chciałem jego używać. Wpakowałem się w to wszystko na własne życzenie, ale czy mogło być gorzej?
Kiedy wszedłem do mieszkania przeraziłem się. Nie sądziłem, że kiedykolwiek mnie coś takiego spotka. Rose siedziała na kanapie w salonie…tak jak za starych czasów.
- Właśnie o tobie rozmawiałyśmy. – Pisnęła. Jednak ja dalej stałem osłupiały.
- My? – Patrzyłem na nią jak na wariatkę.
- Tak, Niall. – Moja mama trzymała w ręku dwa kubki herbaty i zachowywała się tak jakbyśmy dalej byli razem. Tylko do cholery tak nie było. Nie byłem z tą suką! – Rozmawiałyśmy na temat balu. Dlaczego nam nie powiedziałeś, że zabierasz Rose?
- Nie wiem. – Mruknąłem.- Lepiej będzie jak pójdę do siebie.
Za dużo tego wszystkiego. Wolałem zabrać to cholerne zaproszenie i w końcu stąd wyjść. Za kilka dni miałem być wolnym człowiekiem. Rose nie mogła mnie dłużej szantażować. Tak, właśnie tak to się nazywa. Ona mnie szantażowała, a ja się na to godziłem.
Opuściłem dom wychodząc tyłem. Nie chciałem znowu jej spotkać i przyglądać się jej, jak dobrze się bawi. To była jedna wielka gra, w której ja byłem pionkiem. Nie mogłem się doczekać, kiedy to wszystko się skończy.
Moim kolejnym celem na dzisiejszy dzień był dom Zayna. Musiał mi pomóc. Tak jakby wiedział już o tym wszystkim, musiałem wdrążyć go w ten temat. Był nieco zaskoczony i mnie nie podziwiał. Uważał, że sam powinienem wyznać Charlie całą prawdę. Tylko, że…nie potrafiłem. Wolałem bawić się w to wszystko. Kiedy wparowałem do środka Malik spał na kanapie. Najwidoczniej nie było Perrie, co tylko polepszało całą sytuacje.
- Musisz mi pomóc. – Burknąłem. – Znowu namieszała.
- Hmm? – Podniósł głowę i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Wstawaj! – Zaśmiałem się.
- Jak ty…? – Urwał. – Pewnie nie zamknąłem drzwi.
- Tak, nie zamknąłeś i nie zdziwię się jak kiedyś ciebie obrabują. – Zgarnąłem z lodówki puszkę zimnego picia i usiadłem obok przyjaciela. Bałem się, że może się na to wszystko nie zgodzić. W końcu to był dość głupi plan. Rozmawialiśmy z dwie godziny. Nie był co to tego przekonany, ale w końcu mi uległ. Obiecał zająć się wszystkim i nie pisnąć ani słowem na ten temat.
Z wielkim bólem serca pojechałem załatwić ostatnia sprawę. Zarezerwowałem stolik w restauracji, kupiłem kwiaty i krawat. Oczywiście to ostatnie nie było dla Charlotte. Tylko po to, aby podpasować się Rose. Myślałem, aby pójść w zupełnie innym, ale nie chciałem się kłócić. Marzyłem o tym, aby to wszystko zakończyć.
****
- Z jakiej to okazji? – Próbowała być na mnie zła, ale jej to nie wychodziło.
- Bez okazji. – Mruknąłem.
Siedzieliśmy przy stoliku, na którym stało mnóstwo jedzenia. Dookoła nie było tłumów, a w całej Sali panowała cisza. To właśnie lubiłem w tym miejscu. Można było spokojnie porozmawiać, nie przejmując się niczym.
- To dla ciebie, na przeprosiny za ranek. – Serce biło mi jak oszalałe. Kłamałem. Podałem jej białą kopertę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Ten, który tak bardzo kochałem.
- Co to? – Spojrzała w moje przestraszone oczy.
- Nie pytaj, tylko otwieraj. – Uśmiechnąłem się.
Byłem ciekawy jej reakcji. Ucieszy się czy może przestraszy? Chciałem, aby to wszystko wyglądało jak najbardziej naturalnie, ale chyba tak nie było. Denerwowałem się jak nigdy, ale może w ogóle tego ne zauważyła?
- Dlaczego tylko jeden? – W kopercie znajdował się bilet. Tylko dla niej. No i dla jeszcze jednej osoby, która tak jak ona nie miała o niczym pojęcia.
- Bo nie mogę jechać z tobą. – Skrzywiłem się. – Muszę…muszę załatwić formalności związane z przeprowadzką.
- Nie chce jechać sama. – Z jej twarzy zniknął uśmiech. – Możemy przecież poczekać i pojechać tam razem.
- Nie będziesz tam sama. Perrie ci potowarzyszy. – Uśmiechnąłem się. – Zayna też ma nie być, więc stwierdziliśmy, że coś wam się od życia należy.
- Pewnie masz coś do ukrycia. – Spojrzała na mnie, tak jakby o wszystkim wiedziała. Byłem zmieszany tym wszystkim. – Nie patrz się tak na mnie. Zawsze tak jest, chłopak nie daje dziewczynie nic bez przyczyny.
- Kocham cię. To jest przyczyna. – Uśmiechnąłem się, ale w środku wszystko mi się gotowało.
- W porządku, mogę jechać, ale pod jednym warunkiem. – Pokiwałem głową. – Zawieziesz mnie jutro na lotnisko.
Odetchnąłem z ulgą. Wszystko szło zgodnie z planem, a za te kilka dni wszystko miało wrócić do normy. Po pysznej i stresującej kolacji wróciliśmy do domu. Niestety nie mogłem dłużej u niej zostać. Ona zaczęła iść w stronę salonu, a ja nie ruszałem się z miejsca.
- Muszę jechać do siebie Charlie. – Powiedziałem smutnym tonem.
- Myślałam, że zostaniesz. Przecież masz tutaj rzeczy.
- Tak, ale nie mogę. – Przybliżyłem się do niej. – Przepraszam.
- Jasne, rozumiem. Tylko pamiętaj co mi obiecałeś Niall.
- Do zobaczenia rano. – Pocałowałem ją delikatne w czoło i wyszedłem. Nie mogłem tam zostać, za dużo to mnie kosztowało.
Jak na złość na dworze zaczęło padać. Jechałem w straszną ulewę, co jeszcze bardziej mnie dołowało. Deszcz wziął się praktycznie znikąd. Po drodze postanowiłem wstąpić po coś do jedzenia. Nikt w domu mnie się nie spodziewał, więc nie liczyłem na wypchaną lodówkę. Chińskie żarcie i piwo. Nie było to dosyć dobre połączenie, ale dla mnie w sam raz.
Zaparkowałem samochód przed domem. Niestety w garażu stał już jakiś nowy nabytek ojca, przez co nie było miejsca dla mnie. Ulewa nie ustępowała, a ja nie mogłem przestać myśleć o Charlie. Wszedłem do mieszkania cały zmoknięty. O dziwo było dość głośno. Jedzenie zostawiłem w kuchni i poszedłem za głosami.
- Moja córka za nim tęskni, widzę to. Chociaż w ogóle się do tego nie przyznaję. – Dobrze znałem ten piskliwy głosik.
- Zaprosił ją na bal, ale ona musi pamiętać, że jest z Charlotte. – Moja rodzicielka brała moją stronę, co mnie bardzo cieszyło. Może nie ładnie podsłuchiwać, ale na pewno nikt by mi tego nie powiedział. Więc wolałem się dowiedzieć co sądzą o tym wszystkim osoby z mojego otoczenia.
- Tak, tylko dlaczego zabrał ją? Jego dziewczyna się nie obrazi? – Miałem nadzieje, że na tym pytaniu się skończy. Nie chciałem dalej tego słuchać. – Rose ma osobne zaproszenie, a Niall swoje.
- Nigdy nie rozumiałam swojego syna. – Mogłem stwierdzić, że moja mama właśnie się uśmiecha.
- A mogłyśmy zostać rodziną.
Nie mogłem dłużej tego słuchać. Grzecznie przywitałem się z naszym gościem i poszedłem do siebie. Straciłem ochotę na jedzenie i po prostu chciałem odpocząć. Od Rose, od kłopotów, od tego wszystkiego.
________________________________
Przepraszam za wszelkie błędy, które tu znajdziecie.
Co do kolejnego rozdziału:
1. Jeśli uda mi się go napisać, będzie w poniedziałek. - 14 lipiec
2. Jeśli nie dam rady, po prostu będziecie musieli trochę poczekać. Wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę. Więc rozdziału spodziewajcie się 14 albo po 20 :)