sobota, 23 sierpnia 2014

Moment For Me Rozdział 70


Owinięta w koc, stałam naprzeciwko jakiegoś faceta. Stwierdził, że całe ogrzewanie zostało popsute. Naprawa kosztuje dosyć sporo, a mnie po prostu na to nie stać. Niall zaprowadził go do wyjścia, a ja usiadłam na lodowatej kanapie. Nie miałam pojęcia co teraz zrobię.
- Hej, nie martw się. – Usłyszałam jego ciepły głos.
- Jak mam się nie martwić? Tu się nie da mieszkać, noce są coraz bardziej zimne.
- Zatrzymasz się u mnie, tak?
- Oczywiście. Będę spała razem z tobą w łóżku i schodziła na śniadanie, razem z twoim ojcem. – Powiedziałam sarkastycznie, ale on tylko się zaśmiał.
- Jego całymi dniami nie ma, zapomniałaś? Zresztą nawet się zgodził. – Pokazał mi wymianę sms-ów.
- To miłe z jego strony. – Stwierdziłam. Zdążył zadbać o to, abym tutaj nie została. Słodkie.
- W końcu jesteśmy ze sobą już bardzo długo i jesteśmy bardzo dojrzali. – Parsknęłam. – Dobra, po prostu dojrzali, bez tego bardzo.
- Lepiej. – Uśmiechnęłam się. – Od kilku tygodni rozważam pewną opcję, a dzisiejszy incydent jeszcze bardziej mnie do tego przekonuje.
- Jaką opcje? – Spytał zaciekawiony.
- Chce sprzedać dom. – Odparłam poważnie. – Nie pracuje, jestem sama i szczerze mówiąc kończą mi się środki do życia.
- Dlaczego wcześniej nic nie mówiłaś?
- Nie jest mi łatwo rozmawiać o takich rzeczach. – Mruknęłam. – Jeśli go sprzedam, będę miała pieniądze na jakieś mniejsze i potem na studia.
- Muszę przyznać, że myślisz przyszłościowo. Tylko, że nie możesz tego robić pod presją. Zastanów się dobrze.
- Zastanowiłam i naprawdę chcę to zrobić.
- W takim razie zaczynamy szukać nowego mieszkania? – Uśmiechnął się.
- Powoli. – Zaśmiałam się. – Na razie muszę sprzedać to i znaleźć sobie…
- Powiedziałem ci coś na ten temat, mieszkasz u mnie Charlie. I koniec kropka.
*** Z perspektywy Harrego ***
Przede mną wisiało chyba z trzysta strojów, a ja dalej nie wiedziałem za kogo chcę się przebrać. Impreza u Naomi była za kilka godzin, a ja oczywiście nie miałem stroju. Razem z Kate wybieraliśmy już coś ponad godzinę, ale ja dalej nie byłem do niczego przekonany.
- Kurwa Styles, jesteś gorszy od dziewczyny. – Warknęła.
- Będę piratem, okej? – Jęknąłem.
- Wybrałeś to w ciągu pierwszych dziesięciu minut, dlaczego nie mogliśmy wziąć tego od razu?
- Chciałem poszukać czegoś…oryginalnego. – Uśmiechnąłem się.
- Idź…idź po prostu zapłać. – Parsknęła.
Wziąłem do ręki dwa stroje i poszedłem do kasy. Oczywiście miałem jeszcze wykonać swoje zadanie, które było bardziej jak misja. Odebrałem zamówione już stroje Nialla i Charlie. Nie miałem pojęcia w co się przebiorą, ale szczerze mówiąc to mnie nawet nie interesowało.
Po udanych zakupach odwiozłem mojego skarba do domu, a sam udałem się do domu mojego ojca. Na całe szczęście miałem pewność, że nie ma jego w domu. Ostrożnie zapukałem i tak po prostu wszedłem do środka. Ogłuszyły mnie śmiechy Nialla, który leżał na Charlotte.
- Przywiozłem wam…umm…nic nie widziałem. – Uśmiechnąłem się.
- Bo nic się nie działo. – Podałem im stroje, ale oni nawet się tym nie przejęli. Po prostu usłyszałem krótkie „dzięki”.
- Dobrze, że jesteś. – Uśmiechnął się Horan. – Zostań z Charlie, a ja zaraz wrócę.
- Zaraz, zaraz. – Dziewczyna wstała z kanapy. – Dokąd się wybierasz? Zapomniałeś o imprezie Naomi? Jeśli nie przyjdziemy i jej nie pomożemy to się wkurzy.
- Spokojnie kochanie. – Pocałował ją w policzek i po prostu wybiegł z domu. Wow, to się nazywa powitanie gościa.
- Dlaczego nie pojechał wcześniej? – Spytałem.
- Powiedziałam mu, że nie chce zostać sama. – Skrzywiła się. – Zaraz zrobi się ciemno, a nie chcę mieć powtórki z tamtej nocy.
- To tylko korki. – Uśmiechnąłem się do niej.
- Harry? – Spojrzała na mnie z powagą.
- Tak?
- Pamiętasz…pamiętasz jak się poznaliśmy? – W jej oczach dostrzegłem ból. Myślałem, że to już za nami. W końcu to było dawno temu, a ona nie miałam mi tego za złe. Przynajmniej mi się tak wydaje.
- O co chodzi? – Spytałem delikatnie. – Wiesz, że ja…
- Nie byłeś sobą, wiem. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Po prostu chciałabym cię o coś spytać. Tylko chce mieć pewność, że ta rozmowa zostanie między nami.
- Jasne, możesz na mnie liczyć. – Tak naprawdę, nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Zrobiłem coś nie tak, a może Niall ją źle traktuje?
- Byś zrobił kiedyś komuś krzywdę? – Jej głowa była spuszona, nie patrzyła na mnie. – Gdyby ona nie chciała mieć z tobą do czynienia, a ty…zgwałciłbyś kogoś?
- Nie. – Od razu zaprzeczyłem. – Wtedy naprawdę nie byłem sobą. Nigdy bym tego nie zrobił.
- W porządku. – Dalej nie odrywała wzroku od swoich paznokci.
- Charlie? – Ująłem jej podbródek, tak aby spojrzała na mnie. – Czy…czy Niall cię skrzywdził?
- Co? – Prawie krzyknęła. – Nie, nie. Oczywiście, że nie! Skąd to pytanie?
- A skąd twoje? – Wiedziałem, że nie jest zadane przez przypadek. Coś musiało być na rzeczy, a ja się zamierzałem tego dowiedzieć. Jednak trzask drzwi wybił nas z rytmu. Do domu wpadł mój braciszek.  Uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Myślałem, że zaczęłaś się szykować. – Spojrzał na brunetkę.
- Właśnie miałam to zamiar zrobić. – Wstała z kanapy. Jej ruchy były mimowolne, a kiedy była na schodach złapałem z nią kontakt wzrokowy. Jej oczy były zaszklone, pełne bólu. Coś tu nie grało.
Nie siedziałem długo, sam musiałem się przygotować. No może mniej niż te wszystkie laski, ale w końcu jakoś musiałem wyglądać.
Około dwudziestej pierwszej oboje z Kate, stanęliśmy w niesamowitych strojach piratów przed drzwiami. Otworzyła nam jakaś obca dziewczyna, nie powiem bardzo ładna. Zdjęliśmy swoje płaszcze i udaliśmy się w stronę głośniej muzyki. Naomi miała naprawdę wielki dom, który prawie cały był zapełniony. W środku, jak i na zewnątrz było mnóstwo dyń i „strasznych” rzeczy. Pajęczyna zwisała z sufitu, a w pączu można było znaleźć pająka. Zaraz…pączu? Jesteśmy w średniowieczu?
- Jak się podoba? – Gospodyni była wstawiona, ale w końcu to jej impreza.
- Poncz? Serio Naomi? – Wywróciłem oczami.
- To nie jest poncz, tylko krew. – Zaśmiała się. – Wódkę i piwo znajdziesz na stole. Spokojnie, piracie.
- Dzięki. – Parsknąłem, a ona odeszła.
Zanim zdążyłem się zorientować Kate dosłownie mi wyparowała. Więc postanowiłem zająć się sobą. Podszedłem do stołu z napojami i postanowiłem spróbować tej całej „kwi”. Pierwszy łyk i od razu poczułem pieczenie w gardle. Co jak co, ale kopa to, to miało.
- Receptura jest słodką tajemnicą. - Jackson. On też był zaproszony?
- Nie wiedziałem, że lubisz takie imprezy przebieranki.
- Nie lubię, ale jest darmowy alkohol i pełno gorących lasek. – Puścił mi oczko.
- Super. – Uśmiechnąłem się sarkastycznie. – Masz maskę? No wiesz, do tego całego przebrania.
- Spiderman zawsze ma maskę. – Parsknął. – A teraz wybacz, ale kogoś szukam. 
*** Z perspektywy Charlie ***
Kiedy po raz pierwszy ujrzałam swój strój, myślałam, że żartuje. Był zbyt…zbyt nie w moim stylu. Czarne, skórzane leginsy i top odsłaniający zbyt dużo. Uszy i ogon, a ja dodałam do tego swoje czarne szpilki. Miałam być kobietą kot, a mój uroczy blondyn spidermanem. Najchętniej wróciłabym do sklepu i zwróciła mój dziwny strój. Niestety Niall pomyślał o mnie i wybrał mi to urocze wdzianko. Miło z jego strony, gdyby nie fakt, że czułam się okropnie.
- Nie marudź…dąsasz się już trzy godziny. – Danielle podała mi kubek z sokiem. – Patrz ile dziewczyn jest tak ubrana. Niektóre naprawdę nie musiały się przebierać. Są praktycznie w samej bieliźnie.
- Taa… - Próbowałam się uśmiechnąć. Tylko to chyba nie był jedyny powód do marudzenia. Strój to strój. Bardziej martwiła mnie sytuacja z Jacksonem, tak dalej nie zapomniałam.
- Czy ty…- Urwała, a jej oczy się rozszerzyły. Spojrzałam dokładnie w tą samą stronę co ona i o mało się nie zakrztusiłam. To był Liam, ubrany w strój batmana. Miał te same iskierki w oczach, ale jego fryzura uległa zmianie. Jego zarost był bardziej widoczny, a policzki jakby pełniejsze. Wyglądał…po prostu niesamowicie.
- Liam! – Krzyknęłam i od razu do niego podbiegłam. – Jak…ty? Jejku, tak dobrze cię widzieć!
- Tęskniłem! – Pogłębił uścisk. – Wyglądasz nieziemsko w tym stroju Charlie!
- Dziękuje. – Już miałam zawołać Dan, kiedy zorientowałam się, że jej nie ma. Miejsce na którym wcześniej siedziała zostało zajęte przez obściskującą się parę. Ciekawa byłam ile jego nie widziała.
- Co u ciebie słychać? Słyszałem plotki na temat twojej przeprowadzki z Londynu. – Poczułam ukucie w brzuchu. Po naszym oficjalnym pogodzeniu się nie rozmawialiśmy na ten temat. Jednak straciłam jakąkolwiek chęć na wyjazd z tego miasta. Dlaczego mielibyśmy nie zamieszkać tutaj? Także razem.
- Nieaktualne. – Skrzywiłam się. – Jak studia? – Zmieniłam temat.
- Wspaniałe. – Uśmiechnął się. – Kiedy wracasz…no wiesz do szkoły?
- Z początkiem nowego roku zdaje egzaminy końcowe. Wtedy moja nauka w tej szkole się kończy.
- Masz zdecydowanie za dobrze. – Zaśmiał się. – Siedzisz cały czas w domu i…umm przepraszam.
- Za co? – Skrzywiłam się.
- Za to co powiedziałem. Gdyby nie twoja…no wiesz…sytuacja. – Dopiero teraz to do mnie dotarło. Jednak nie miałam mu za złe. Miałam dobrze…w końcu nie musiałam chodzić do szkoły, tak jakby.
- Spokojnie, panie batmanie. – Zaśmiałam się. – Jest w porządku, naprawdę.
- Zmieniając temat…hmm. Widziałaś może Dan?
- Gdzieś tutaj się plącze. – Uśmiechnęłam się. – Powodzenia Liam.
Nic nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. On ją dalej lubi. Lubi, lubi. Może mi tego nie powiedział, ale ja to czuje. Oni się za bardzo kochają, aby tak to zostawić.
Spojrzałam na prawą stronę, gdzie dostrzegłam mojego sipdermana. Zaczęłam iść w jego stronę, a on się oddalał. Co jest? Jednak szłam dalej. Zachęcał mnie do tego, a ja nie miałam nic przeciw. Tylko to trochę dziecinne. Bawił się ze mną w kotka i myszkę. Weszliśmy na górę, a on skręcił do jednego z pokoi. Znałam to miejsce, sypialnia Naomi. Pomieszczenie było oświetlone jedynie przez światło księżyca. Weszłam w głąb, a on znikąd zamknął za mną drzwi. Oparł się o nie i czekał. Tylko na co?
- Jesteś dziwny. – Zaśmiałam się. – I wiesz co? Już się przyzwyczaiłam do tego całego przebrania. Nie jest takie najgorsze.
Pokiwał głową i zaczął do mnie podchodzić.
- Tak w ogóle to Liam przyjechał. – Prawie pisnęłam z radości.
Jego ruchy były nie do odczytania. Plecami dotknęłam szafy Naomi, a on zaczął jeździć rękoma po moim ciele. Dotyk czerwonych rękawiczek był śmieszny.
- Łaskoczesz. – Zaśmiałam się.
Dalej milczał, ale mi to nie przeszkadzało. Zbliżył się jeszcze bardziej, przez co mogłam poczuć zapach jego perfum. JEGO? Kiedy wychodziliśmy z domu pachniał nieco inaczej. Podniósł mnie do góry, abym mogła zaplątać moje nogi wokół jego tali. Wtedy poczułam potrzebę pocałowanie go. Jedną ręką ściągnęłam jego maskę, a moje serce zabiło mocniej. W tym samym momencie, z drugiej dłoni wypuściłam sok.
- Pomyliłaś bohaterów, skarbie. – Uśmiechnął się szyderczo. Chciałam uciec, ale to było nie możliwe. On był zbyt silny. – Teraz ty nic nie powiesz?
- Spieprzaj! – Wrzasnęłam najgłośniej jak tylko mogłam. Postawił mnie na ziemie, ale dalej przetrzymywał.
- Myślisz, że taka sytuacja się powtórzy? Nikt cię nie usłyszy, na dole jest zbyt głośno.
- Jesteś chory! – Krzyknęłam. – Pieprzenie chory!
- Odezwij się tak jeszcze raz, a dostaniesz. – Prychnął.
- Popieprzeniec…- Powiedziałam nieco ciszej, a on spełnił swoją obietnice. Bolało, nawet bardzo. Zsunęłam się po ścianie, a z mojej wargi zaczęła sączyć się krew. Dlaczego za nim poszłam? Dlaczego tu przyszedł? Kto go zaprosił? Pieprzony Jackson.
- Radze ci być miłą. – Ujął moją twarz w dłoń i spojrzał głęboko w oczy. – Jesteś suką, ale nie wiedziałem, że aż taką.
- A ty idiotą! Jak możesz? – Powiedziałam płacząc. – Chcesz mnie zgwałcić tak?
- Nie. – Zaśmiał się. – Chcę cię pieprzyć, a to zupełnie co innego.
- Na dole jest pełno dziewczyn, które na pewno będą zaszczycone twoim penisem. Idź do nich! Tylko zostaw mnie w spokoju, proszę. – Miałam nadzieje, że to coś zmieni. Puści mnie i będzie tak jak wcześniej.
- Czy ty nie rozumiesz, że wolę ciebie? – Uśmiechnął się.
- Ni…! – Poczułam kolejne uderzenie. Tym razem skuliłam się w kłębek. On zadawał mi ból, a ja nie wytrzymywałam.
- Nie będziesz nikogo wołać. Jasne? – Szturchnął mnie nogą. – Jasne kurwa?!
Pokiwałam głową i leżałam w ciszy. Nie mogłam się ruszyć, bałam się. Co jeśli chciał mnie zabić? Wydawał się jakby miał nie po kolei w głowie.
- Nie becz i wstawaj. – Jęknął.
- Charlotte?! – Usłyszałam głos. Ten zachrypnięty głos Harrego. Dłoń Jacksona znalazła się na moich ustach, a ja próbowałam się wyrwać. Musiałam komuś powiedzieć, a Styles był najbliżej. – Wiem, że tam jesteś. Ktoś cię widział jak tam wchodziłaś!
Jedną ręką założył na siebie maskę, a drugą chwycił mnie do pozycji stojącej. Otworzył okno, a kiedy stał na parapecie popchnął mnie na szafkę. Tyle go widziałam. Wyskoczył przez nie, a ja miałam nadzieje, że chociaż coś sobie złamał. Niestety to było tylko pierwsze piętro.
- Co się…? – Wzrok Harrego zatrzymał się na mnie. Siedziałam skulona z krwawiącą wargą. Zatrzasnął drzwi, włączył światło i do mnie podszedł. Jego oczy dalej były szeroko otworzone.
- Harry. – Wybełkotałam, a on mnie przytulił. Usiadł, a ja mogłam wypłakać się w jego koszulę. Czułam się strasznie. Jak małe, upokorzone, bezbronne dziecko.
- Kto to był Charlie? – Spytał po długim milczeniu.
- Nikt. – Mogłam mu zaufać?
- Chce ci pomóc. – Moja głowa uniosła się ku górze.
- Tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz. On…on mnie zniszczy.
Kiedy powiedziałam mu co zdarzyło się pomiędzy mną, a jego kuzynem był zaskoczony. Jego oczy były czarne, a ręce mu się telepały. Z powrotem wtuliłam się w jego klatkę piersiową i płakałam. Nie mówił nic, tylko dodawał mi otuchy. Jego dłonie gładziły moje włosy, dzięki czemu się uspakajałam.
- N…Niall musi wiedzieć Charlotte.
- Nie może. – Szepnęłam. – On to obróci przeciwko mnie.
- Ten dupek powinien zapłacić za to co ci zrobił i uwierz mi, że tak tego nie zostawię.
- Nie, nie, nie. – Oderwałam się od niego. – Zaufałam ci i błagam nic z tym nie rób.
- Zobacz jak wyglądasz…jak siedem nieszczęść. – Wstał i podciągnął mnie do siebie. – On nie może ciebie więcej zranić, rozumiesz?
Zanim doprowadziłam się do porządku trochę minęło. Na moich policzkach zostały ślady dłoni, a wargę dalej miałam rozciętą. Jednak dzięki Harremu udało mi się wyjść z imprezy bez żadnych pytań. Horan został ze wszystkimi, a jego brat mnie „porwał”, aby rozwiązać swoje problemy. Tylko, że to ja miałam otrzymać pomoc od niego. A nie na odwrót.

_________
Kolejny w sobote :)

środa, 20 sierpnia 2014

Moment For Me Rozdział 69



Obudziłam się w pokoju Nialla. Mój humor nie poprawił się ani trochę, dalej czułam jak moje ciało się spina. Byłam cała spocona, a mój bandaż był cały zakrwawiony. Nie miałam pojęcia jak głęboka jest rana, ale ona była najmniejszym z moich problemów. W dalszym ciągu, w głowie siedział mi stłumiony śmiech tego idioty. On był nie przewidywalny.
- Widzę, że wstałaś. – Ciepły głos blondyna…to jego potrzebowałam. Stał oparty o framugę, a w ręku trzymał szklankę soku.
- Hej. – Mruknęłam. Mój głos był nieco dziwny, zapewne przez płakanie.
- Jak się spało? – Znowu ten uroczy gest z jego strony. Gdyby nie to, że po czole za pewne spływał mi pot. Byłabym zachwycona, jednak czułam zażenowanie.
- Nie najgorzej. – Próbowałam zmusić się do uśmiechu. – Najchętniej pójdę pod prysznic.
- Jasne, tylko najpierw to wypij. – Podał mi szklankę soku, a ja posłusznie wykonałam jego polecenie. – Na półce jest moja koszulka, załóż ją jak się wykąpiesz.
- Rodziców nie ma. – Dodał.
Spałam w rurkach, a moje nogi były ledwo przytomne. Dlaczego ich ze mnie nie ściągnął? To było nieco dziwne, ale przecież sama mogłam nie zasypiać na dole. Wtedy poszłabym spać jak normalny człowiek, a tak muszę się dzisiaj męczyć.
Zdjęłam z siebie brudne ubrania i od razu wskoczyłam pod prysznic. Woda była przyjemnie ciepła. Umyłam się waniliowym żelem i od razu poczułam się lepiej. To było coś czego potrzebowałam. Nie miałam ze sobą nic czystego, więc wszystkie moje rzeczy wrzuciłam do małej pralki. Miałam nadzieje, że w ciągu dwóch godzin zdążą wyschnąć.
Zeszłam na dół w samej koszulce, szczerze mówiąc nie krępowało mnie to. A fakt, że w domu jesteśmy tylko we dwójkę dodawał mi odwagi.
- Głodna? – Usłyszałam głos z kuchni. – Bo jeśli tak…- Urwał, a jego oczy się rozszerzyły.
- Coś nie tak? – Spytałam zaniepokojona. – Wrzuciłam swoje rzeczy do pralki, nie mam zamiaru wracać tylko w twojej koszulce.
- Uhmm…taa. – Uśmiechnął się. – W-wiesz, że wyglądasz…bardzo podnie…
- Niall. – Pokręciłam głową, na co się zaśmiał. Nie miałam ochoty na jego gierki. Zwłaszcza, po wczorajszej nocy. – Potrzebuje nowego opatrunku. – Wskazałam na dłoń.
- Uhh, w porządku. – Uśmiechnął się. – Chodź.
Poszłam za nim do kuchni, a on siedział z apteczką w ręku. Ostrożnie zdjął zabrudzony bandaż, a ja zamknęłam oczy. Nie miałam zamiaru oglądać tej rany, bo co jeśli jest ona głęboka? Nie chciałam jechać na pogotowie. Poczułam pieczenie. Pisnęłam, a on zachichotał. Co w tym było takiego śmiesznego?
- Musimy jechać do szpitala…przewiduje, że to nie skończy się na zwykłych szwach. – Powiedział to tak poważnie, że zaczęłam panikować. Teraz jeszcze bardziej nie chciałam widzieć mojej ręki.
- C-co to znaczy? – Wydukałam.
- Nic głuptasie. – Zaśmiał się. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam jak na idiotę. Popieprzyło cię Niall? – Jest draśnięcie, założę ci bandaż, ale nic ci nie będzie.
- Przecież wczoraj straciłam dużo krwi. – Przypomniałam mu.
- Pewnie rozcięłaś żyłę. – Zaczął zawijać rękę. – Nic ci nie będzie, kochanie. – Powtórzył.
- Jesteś okropny. – Prychnęłam. – Wystraszyłeś mnie!
- Przepraszam. – Jęknął. – Trochę strachu ci nie zaszkodzi.
Zaszkodzi. Nawet nie wiesz jak bardzo.
On był niczego nieświadomy. Nic nie wiedział, nie podejrzewał. Cholera! NIENAWIDZĘ JEGO! Nie Nialla, tylko jego pieprzonego kuzyna.
- Gdzie są właściwie twoi rodzice? – Spytałam po chwili ciszy.
- Mama wyjechała na kilka dni do jakiejś koleżanki, a ojciec w pracy. – Powiedział obojętnie.
- On zawsze tyle pracował? – Zadałam kolejne pytanie.
- Praktycznie nie było go w domu, zresztą dalej go nie ma. Przychodzi na noc, a nawet czasami nie.
- Nie przeszkadza ci to? – Dlaczego musiałam tyle wiedzieć? To nie powinno mnie interesować, ale te pytania same wylatywały z moich ust.
- Kiedyś przeszkadzało, ale teraz mam to gdzieś. – Postawił przede mną talerz z kanapkami. Kucharz Horan strajkuje! – Dlaczego jesteś taka ciekawska?
- Ja…- Nie miałam pojęcia, co mam mu odpowiedzieć. Nienawidziłam takich sytuacji. – Tak po prostu.
- Możesz pytać o co chcesz, nie mam przed tobą tajemnic. – Uśmiechnął się.
Spytaj się, o relacje między nim, a Harry! Spytaj! Moja podświadomość, aż krzyczała. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale w końcu sam mnie do tego zachęcił.
- Dlaczego ty i Harry tak bardzo się nie lubiliście? – Wpatrywałam się w niego czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Stać go było tylko, na wzruszeniu ramionami. Naprawdę nie chciał o tym rozmawiać, a ja nie naciskałam.
****
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i odetchnęłam z ulgą, że już dojechaliśmy. Stęskniłam się za moim domem. Naprawdę. Na dworze robiło się już ciemno, a blondyn parkował samochód. Zabrał ze sobą kilka rzeczy i stwierdził, że z chęcią zostanie na noc. Mimo tego, że odpowiedziałam obojętne „Jasne”, to w głębi duszy skakałam jak małe dziecko. Cieszyłam się, że nie zostawi mnie samej. Nie chciałam powtórki z rozrywki.
Pierwsze co zrobiłam to wlałam do wanny gorącej wody. Chciałam się odprężyć i odetchnąć. Zaczęłam ściągać ubrania i po kilku minutach siedziałam w wannie pełnej piany. Oparłam się o brzeg wanny i zaczęłam wsłuchiwać się lecącą piosenkę Ellie Goulding – Beating Heart.
- Niedawno przyjechaliśmy, a ty już się kąpiesz? – Otworzyłam oczy i spojrzałam na stojącego nade mną blondyna. Na całe szczęście woda pokrywała całe moje ciało, aż po szyję. Nie zamknęłaś drzwi. Talala.
- I tak nie mam nic lepszego do roboty. – Uśmiechnęłam się. – Coś jeszcze? Próbuję cię zrelaksować.
- Tak. Jestem na ciebie zły. – Odparł.
- Za co? – Jęknęłam. – Przecież nic ci nie zrobiłam.
- Nie zaprosiłaś mnie. – Powiedział wywracając oczami. – W takim razie sam się zaproszę.
- Niall, chodź do mnie. – Powiedział sam do siebie, piskliwym głosem.
- Ja tak nie mówię. – Uśmiechnęłam się.
- Oczywiście Charlotte, że ci potowarzyszę. – Nie zwrócił na mnie uwagi i tak po prostu zaczął się rozbierać.
- Jesteś taki idealny, Niall! – Znów mnie przedrzeźnił, a ja zwijałam się ze śmiechu. Jego rozmowy sam ze sobą, były przekomiczne. Nawet nie zauważyłam, kiedy siedział po drugiej stronie wanny. Jego nogi dotykały moich ud, a moje jego. Teraz oboje się relaksowaliśmy.
- Jesteś głodna? – Poderwałam się do góry, dzięki czemu mogłam dostrzec jego nieziemsko niebieskie oczy. Były jakieś dziwne…napalone. Napalone na mnie?
- Nie, Niall. – Uśmiechnęłam się.
- Ale ja tak.
Postanowiłam się nim trochę pobawić. Nic nie odpowiedziałam, po prostu to zignorowałam. Przez kolejne kilka minut leżeliśmy w milczeniu. Potem kątem oka zauważyłam, że blondyn całkiem zanurzył się w wodzie. Umył płynem, a następnie opuścił wodę. Nie miałam pojęcia co zrobi dalej, ale cieszyłam się, że będę mogła wyjść nie czując przy tym jego palącego spojrzenia.
Kiedy sięgnęłam ręką po płyn, jego już nie było.
Szybki jest. – Pomyślałam.
Po czterdziestu minutach byłam odświeżona i zrelaksowana jak nigdy wcześniej. Wyszłam z zaparowanego pomieszczenia w samej bieliźnie. Koronkowej bieliźnie. Praktycznie wbiegłam do sypialni, gdzie narzuciłam na siebie wielką bluzę.
Etap drugi rozpoczęty. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam schodzić na dół. Świeciła się tam jedna lampka, w salonie. Wszędzie indziej było ciemno. Niall siedział na kanapie, a w telewizji leciał jakiś miecz. Podeszłam bliżej i zdałam sobie sprawę, że on ta naprawdę zasnął.
No i nici z twojego kiepskiego planu. Moja podświadomość ze mnie szydziła. Super.
Złapałam za koc i starannie go przykryłam. Uważając, aby go nie zbudzić. Wyglądał tak uroczo i słodko, kiedy spał. Jak małe dziecko. Uśmiechnęłam się na myśl o tym i poczułam nagłą chęć pocałowania go w czoło. Nachyliłam się nad nim i musnęłam najpierw jego wargi, a potem sięgnęłam wyżej.
- Mmm…- Uśmiechnął się. – Robi się ciekawie.
- Myślałam, że śpisz. – Usiadłam okrakiem na jego kolanach. Zaś on dalej nie otwierał oczu.
- Przysnąłem. – Przejechał dłonią po mojej nagiej skórze. – Długo cię nie było.
- Pewnie zdążyłeś coś zjeść. – Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Biło od niego ciepło, a ja zadrżałam.
- Dalej jestem głodny…tylko nie w ten sposób. – Szepnął.
Delikatnie musnęłam jego usta, a on pragnął więcej. Wpił się w mojego wargi i próbował dostać się do środka. Oczywiście nie miałam nic przeciwko. Jego język wplątał się w mój, a ja czułam sycące podniecenie. Moja ręka wśliznęłam się pod jego koszulkę, dzięki czemu mogłam poczuć jego umięśniony brzuch. Kreśliłam małe kółeczka na jego skórze, a następnie pozbyłam się niepotrzebnego ubrania.
- Bardzo jesteś głodny? – Spytałam uśmiechając się. On tylko pokiwał głową. Szybkim ruchem zdjęłam moją bluzę, a on przegryzł wargę.
- Nie wiedziałem, że możesz wyglądać aż tak…- Urwął.
- Jak kochanie? – Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Tak…tak podniecająco.
Zarzuciłam ręce na jego szyje, a on wstał. Wiedziałam gdzie idzie. Nasze usta nie odrywały się od siebie. On szedł po schodach, a ja próbowałam nie spaść. W końcu rzucił mnie na łóżko, a sam zdjął z siebie wszystkie możliwe rzeczy. W pomieszczeniu było ciemno, przez dobrze siebie nie widzieliśmy. Jego wargi zaczęły przegryzać moją skórę na szyi, a dłonie siłowały się z dolną częścią mojej bielizny.
- Jest pod łóżkiem? – Spytał nie przerywając pocałunków.
- Tak. – Jęknęłam.
Usłyszałam tylko, jak rozpakowuje opakowanie prezerwatywy, a potem nakłada ją na swojego członka. Podsunęłam się w głąb łóżka, tak aby zrobić jemu miejsce. Jednak on z powrotem podciągnął mnie do siebie. Leżałam na skraju materaca, moje nogi zwisały w dół. Po chwili poczułam jak ugina je w kolanach i trzyma. Nachylił się nade mną i zaczął całować. W tamtym momencie delikatnie wszedł we mnie, a ja jęknęłam. Poczułam jak robi to coraz szybciej i szybciej. Tego właśnie potrzebował, a w tym momencie zaspokajał swój głód. Po kilku mocniejszych ruchach mogłam wydać z siebie głośniejszy krzyk. Moje plecy wygięły się w łuk, a ja poczułam jak przez moje ciało przechodzi rozkosz.
- Tak, właśnie tak. – Jego głos był przyspieszony. Zdjął zużytą prezerwatywę i ostrożnie schował ją z powrotem do opakowania. – Zaraz wracam. – Pocałował mnie w czoło i znikł.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i uśmiechnęłam się z zadowoleniem. Właśnie ukończyłam moje zadanie. Zaciągnęłam jego do łóżka. Właściwie, to on zaciągnął ciebie.
Założyłam moja bieliznę, a następnie włączyłam światło. Musiałam znaleźć piżamę, było mi cholernie zimno. Długa, kolorowa bluzka i bawełniane spodnie przykryły moje ciało. Wskoczyłam pod kołdrę i czekałam na powrót Nialla. Pięć minut później zjawił się ze szklanką soku. Podał mi ja i kazał wypić. Co on z tym sokiem? Jednak nie odezwałam się ani słowem. Posłusznie poczekałam, aż zgasi światło i do mnie dołączy. Wtuliłam się w jego zimne jak lód ciało. Nie był rozgrzany, tylko zimny. Naprawdę zimny!
- Paliłeś? – Spytałam poważnie.
- Taa…- Mruknął.
- Dlaczego to robisz? Wcześniej nie paliłeś.
- To mnie uspokaja. – Wyjaśnił. – Dlaczego tu jest tak cholernie zimno?
- Przyniesiesz koc? Jest w drugim pokoju?
- Jasne. – Jego wargi musnęły mój nos, a ja się zarumieniłam. Po kilku minutach wrócił na swoje miejsce i dobrze nas przykrył. Leżeliśmy na środku łóżka, wtuleni w siebie, tak jakby dookoła nas była jakaś lawa.
- Kocham cię. – Szepnął.

_______
Kolejny w niedziele :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Moment For Me Rozdział 68



Przebudziłam się już po ósmej rano. Na samą myśl o wczorajszym wydarzeniu, wybuchałam płaczem. Było mi ciężko zasnąć i przez to nie spałam prawie całą noc. Ledwo wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Musiałam wziąć prysznic. Stanęłam przed lustrem i zauważyłam coś, czego się najbardziej obawiałam. Na mojej szyi widniał siniak, zrobiony ustami Jacksona. Dotknęłam tego miejsca opruszkami palców, a po moim policzku spłynęła łza. Nie rozumiałam jak mógł się tak zachować. Sam powiedział, że przyjaźni się z Niallem.
- Chciał mnie zgwałcić…kuzyn mojego chłopaka…chciał mnie zgwałcić. – Szepnęłam sama do siebie.
Weszłam pod ciepły strumień wody i chociaż na chwilę zapomniałam o tym wszystkim. Mój mózg się wyłączył, a ja mogłam poczuć odprężenie. Niestety to nie trwało nie wiadomo ile, kiedy wyszłam usłyszałam jak drzwi na dole się otwierają. Zaczęłam panikować.
Nałożyłam na siebie świeżą bieliznę i szybko wpadłam do pokoju. Musiałam czymś to zakryć. Leginsy, bluzka i pasujący szalik. Nigdy nie chodziłam po domu w szalikach, ale dużo ludzi nosiło je nawet w lecie. A teraz mieliśmy jesień, więc były nawet wskazane. Ledwo skończyłam się ubierać, a w drzwiach stanął blondyn. Wyglądał na zmęczonego, a jego fryzura o tym świadczyła. A raczej jej brak. Miał na głowie swoją ulubioną czapkę.
- Myślałem, że śpisz. – Usiadł na skraju łóżka.
- Nie, nie mogłam. – Skrzywiłam się. – Jak było?
- Z ojcem? – Uśmiechnął się lekko. – Do pierwszej nad ranem słuchałem cholernie nudnych ludzi, a o czwartej stamtąd wyjechaliśmy. Jestem wykończony.
- I zamiast pojechać do domu, przyjechałeś do mnie?
- Byłem już tam, ale jeśli chcesz mogę wrócić. – Jego głos był delikatny. – Chciałem przyjechać i wskoczyć do ciebie do łóżka…przytulić się i zasnąć w twoich ramionach. Tylko, że ty już zdążyłaś wstać.
- Kocham cię. – Podeszłam bliżej i się w niego wtuliłam. Kochałam te ukłucia w brzuchu, kiedy byłam z nim. To bijące serce i szczery uśmiech. Zaciągnęłam się jego perfumami i spojrzałam w niebieskie tęczówki. – Naprawdę jesteś zmęczony.
- I tak się czuje. – Mruknął.
- Chodź do łóżka. – Pociągnęłam go za rękę. – Chciałeś się przytulić, tak?
- Hmm…tak.
- W takim razie wskakuj, a ja zaraz przyjdę.
Nie wyobrażałam sobie kolejnych kilku godzin na przeleżeniu. W kuchni miałam coś, co zawsze mi pomagało. Wzięłam dwie tabletki i popiłam je wodą. Teraz miałam pewność, że będę dobrze spała. Upewniłam się, że w pokoju jest wystarczająco ciemno. Zasłoniłam dodatkowe zasłony i w samej bieliźnie wskoczyłam do blondyna. Jego silne ramiona mnie objęły, a ja poczułam ulgę. Przy nim mogłam czuć się bezpiecznie, nawet we śnie.
*** Z perspektywy Harrego ***
Razem z Kate wybraliśmy się do kawiarni. Chcieliśmy odpocząć i spędzić trochę czasu w swoim towarzystwie. U mnie było to dość trudne, bo Louis. Cały czas się czegoś czepiał, a przez ten drugi czas był naćpany. Nie wiedziałem co mam z nim zrobić. Zachowywał się coraz gorzej, co mnie nie po koiło. On zawsze mnie pilnował. Był odpowiedzialny za nas dwóch, a teraz sam zachowywał się jak dziecko. Musiałem coś z tym zrobić, bo inaczej stoczy się na dno. Nie chciałem tego oglądać. Był dla mnie jak brat, bardziej ważny niż Niall. Może to głupie, ale prawdziwe. Mieliśmy i mamy prawdziwe relacje, których nikt nie potrafi zniszczyć. Zaś z Horanem jesteśmy tylko spokrewnieni. Zaczęliśmy się dogadywać, ale to nie wystarczy. Różniliśmy się za bardzo, aby się zaprzyjaźnić. Nie potrafiłbym, nawet jeśli bym chciał.
Usiedliśmy przy stoliku, który znajdował się przy oknie. To było moje ulubione miejsce, nikt nigdy mi nie przeszkadzał. Kelnerka przyniosła nam talerze pełne jedzenia, a sama szybko się ulotniła. Znałem ją, nawet bardzo dobrze. Jednak nie miałem zamiaru wspominać o tym przy mojej dziewczynie. Nie byłaby zachwycona tym faktem.
- Harry. – Podniosłem na nią wzrok. – Myślę, że powinieneś poinformować dziewczynę Louisa.
- Eleanor? Między nimi nie jest ostatnio najlepiej…nawet nie wiem czy nie zerwali.
- Tak, ale jeśli on nie zmieni swojego życia, to się zaćpa. – Zrobiłem wielkie oczy. Ona wiedziała, że to robi? Byłem pewien, że nic nie wie. Bo niby skąd?
- Skąd wiesz? – Spytałem łagodnie.
- Mam oczy i widzę. – Uśmiechnęła się lekko.
- Obiecałem, że nie będę się wtrącał.
- Chcesz, żeby on się zaćpał? Jestem pewna, że on na twoim miejscu by ci pomógł. – Jej głos był dość cichy, ale miała racje. Musiałem mu pomóc, choćby nie wiem co.
- Masz racje. Tylko nie wiem jak to zrobię.
- Pomogę ci. – Ścisnęła moją dłoń. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy na temat najbliższej imprezy. Naomi organizowała Halloween, miała być to największa impreza w tym roku. Zaprosiła prawie wszystkie możliwe osoby, trzy dni przed wydarzeniem. Nie chciałem w nią wątpić, ale to trochę mało czasu na zorganizowanie takiego wydarzenia. Wiele największych imprez organizuje się kilka miesięcy przed, ale w końcu robiła co chciała. I tak była jedyna ze znajomych, która wpadła na taki pomysł.
Zajadając się ciastkiem o mało co się nie udławiłem. Myślałem, że mam zwidy. Do kawiarni wchodziła Rose. Jednak nie przyszła sama. Jej koleżanka była roześmiana i dobrze mi znana. Vanessa Mitchell, co ona tu robiła? I to w dodatku z ta wywłoką?
- Wszystko w porządku? – Dziewczyna spojrzała na mnie z przerażeniem. Oczywiście nie wiedziała, kim są.
- Chodźmy już. – Założyłem kurtkę i szybko poprosiłem o rachunek. Kelnerka przyszła w mgnieniu oka.
- Ale nie dokończyliśmy…- Złapałem Kate za rękę i po prostu uciekłem. Nie chciałem, aby mnie zobaczyły.
To było dosyć dziwne widzieć je dwie…razem. Coś mi w tym nie grało. Skąd się do cholery znały? Nie pamiętam, aby się przyjaźniły. Od razu wyciągnąłem telefon i napisałem do Nialla. Mimo, że nie pałałem do niego miłością musiał o tym wiedzieć.
„Vanessa wróciła i teraz ma nową przyjaciółkę -  Rose.”
****
- Dalej nie rozumiem, dlaczego musieliśmy wyjść. – Kate weszła prosto do kuchni, a ja skierowałem się w stronę salonu. Oczywiście na kanapie spał Lou. Nic nowego.
- Nie chciałem, aby mnie zauważyły. – Mruknąłem. – Stare znajome…zaraz zadawałyby miliony pytań.
- Wstydzisz się mnie? – Jej mina była przerażająca. Naprawdę mogła pomyśleć, że jej się wstydzę?
- Oczywiście, że nie. – Uśmiechnąłem się. – Po prostu nie trawie ich. Dobrze?
- Jak chcesz Harry. – Nalała nam wina. Oboje mieliśmy nadzieje, że spędzimy resztę dnia na oglądaniu telewizji. Jednak Tomlinson nie zamierzał się ruszyć.
- Louis? – Szturchnąłem go. – Wszystko w porządku?
- Spokojnie, wszystko słyszę i nie jestem naćpany. – Przewrócił się na drugi bok.
- Co ci się stało?! – Krzyknąłem. – Ktoś cię pobił.
- Brawo. – Zaśmiał się. – Punkty za spostrzegawczość panie Styles.
- To nie jest zabawne, zachowujesz się jak dziecko. – Warknąłem.
- O hej Kate. – Uśmiechnął się do dziewczyny. – Za ty jak dorosły, nadopiekuńczy ojciec, którego nigdy nie miałem. – Jęknął.
- Jackson, to przez niego? On źle na ciebie działa. – Wyszedł na zewnątrz, a ja za nim.
- Znowu to robisz…znowu się wtrącasz.
- Jestem twoim przyjacielem i chcę ci pomóc. – Oboje usiedliśmy na zimnych krzesłach.
- Nie mam problemów i nie potrzebuje pomocy. – Odpalił papierosa. – Zrozum to w końcu.
- Bez przyczyny nikt by cię nie pobił. – Mruknąłem.
- Żyje własnym życiem i tobie też to radzę. – Wyszedł. Tak po prostu mnie zostawił i olał. Kiedy ja chciałem mu pomóc. Z nim się nie dało współpracować. W tym momencie był nie do wytrzymania. Tak jak dziecko w okresie dojrzewania. Miał swoje humorki i nikt nie potrafił nad tym zapanować.
*** Z perspektywy Charlie ***
Znowu przespałam cały dzień. Jednak może to i dobrze. Nie musiałam się zagłębiać w to wszystko związane z Jacksonem. Miałam cichą nadzieje, że to wszystko okaże się głupim snem. Tylko, że to by było zbyt piękne.
Nałożyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Znowu czułam piękny zapach dochodzący z kuchni. Niall coraz bardziej wczuwał się w rolę kucharza. Trochę mnie to niepokoiło, no ale cóż. Weszłam do pomieszczenia dość zgrabnie i uroczo. Oparłam się o framugę drzwi i już miałam powiedzieć, coś niewłaściwego.
- Uhhmm…- Harry usiadł na krześle i mi pomachał. – Cześć.
- Ładnie wyglądasz. – Uśmiechnął się.
- Pozwolisz, że…- Za pewne byłam czerwona, jak burak. Nie spodziewałam się Stylesa w mojej kuchni. Zwłaszcza o dwudziestej. Nałożyłam na siebie bluzę i stare rurki. Teraz mogłam wyjść i się tak jemu pokazać.
- Gdzie jest Niall? – Spytałam zakłopotana.
- Na tarasie. – Wskazał w stronę salonu. – Miałem przypilnować tego…jedzenia.
- Pali? – Usiadłam naprzeciwko niego.
- Nie wiem. – Kłamał. Bo co innego Horan tam robił? Na dworze było cholernie zimno. – Dawno ciebie nie widziałem, Charlie.
- Tak, ja ciebie też. – Uśmiechnęłam się.
- O czym rozmawiacie? – Blondyn pojawił się w niezbyt dobrym humorze. Ciekawe dlaczego…
- Właściwie o niczym ważnym. – Harry spojrzał na niego porozumiewawczo. Nie mówiąc nic mogłam stwierdzić, że coś przede mną ukrywają. Dziwnie się na siebie patrzyli.
- Tak właściwie to co tu robisz, Harry? – Spojrzałam na loczka. Wydawał się zakłopotany.
- Przyszedłem…tak po prostu. – Coś mi tu nie grało. Oni się nie przyjaźnili, więc to trochę dziwne. Chyba, że coś się zmieniło. Coś o czymś nie wiem.
- Może zjedzmy. – Zaproponował, a Niall do niego dołączył. Siedziałam jak księżniczka, a oni zajęli się rozstawieniem talerzy. Ustawili jedzenie w pojemniku żaroodpornym na samym środku i nawet jeden z nich nalał nam soku do szklanek. Byłam zaskoczona. Jedząc o mało co się nie udławiłam. Nie dlatego, że jedzenie było nie dobre. Wręcz przeciwnie, smakowało mi. Cokolwiek to było. Jednak ich zachowanie było komiczne. Bracia, którzy kiedyś darli ze sobą koty, teraz siedzieli i jedli razem kolacje. Brakowało tylko ich rodziców.
Właściwie to nigdy się nie zastanawiałam nad tym, dlaczego oni tacy są. W stosunku do siebie. Jak to się potoczyło, że Niall jest z własnym ojcem i matką. Zaś Harry mieszka sam…z Louisem. Nie miałam pewności co do rozmowy na ten temat. Pewnie dla nich obojgu było to trudne.
Po skończonym posiłku, dalej siedziałam na swoim miejscu i nie musiałam się niczym martwić. Gdyby tak było codziennie…ale pomarzyć zawsze można.
- Muszę jechać do domu. – Usłyszałam od chłopaka.
- Uhmm…w porządku. – Nie chciałam, aby jechał. Tak naprawdę czułam przerażenie. Od razu w mojej głowie pojawił się ten głupi uśmieszek Jacksona.
- Może pojedziesz ze mną? – Spytał łagodnie.
- W porządku. – Uśmiechnęłam się. – W takim razie możemy jechać?
- Tak. – Pocałował mnie w czubek głowy. Nigdy jakoś tego nie robił, ale to było urocze. – Harry! Zbieramy się.
- On jedzie z nami? – Zmrużyłam oczy. To się robiło naprawdę dziwne.
- Taa…muszę mu coś dać.
- Ohh…- Nie stać było mnie na nic lepszego. Nagle stali się kochającym rodzeństwem? A co jeśli będą spędzać ze sobą każdą chwilę? To mnie przerażało, a jednocześnie śmieszyło.
W niecałą godzinę byliśmy na miejscu. Trwałoby to trochę szybciej, gdyby nie wypadek. Przez niego musieliśmy stać w gigantycznym korku. Styles był na miejscu nieco szybszy, w końcu jego motor przepchał się między samochodami. Byłam ciekawa, co musi dać mu Niall.
Horan wszedł do środka nie pukając…w końcu to jego dom. Tylko, że spędzał w nim trochę mało czasu. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale czy jego rodzicom też nie? Nie był właściwie aż tak dorosły.
- Niall, to ty? – Mogłam stwierdzić, że to głos jego mamy. Odetchnęłam z ulgą, nie miałam zamiaru spotykać tej jego gosposi.
- Taa…- Jęknął.
Przywitałam się z jego rodzicielką, a po chwili także z ojcem. Byli ubrani dość elegancko.
- Oh, Harry. – Uśmiech jego ojca się powiększył. – Nie zauważyłem ciebie.
- Wpadłem tylko na chwilę. – Mruknął. Czułam się nieco skrępowana. Gdzie do cholery podział się mój chłopak? Staliśmy na środku wielkiego salonu w ciszy, ale na całe szczęście Maura – jego matka ją przerwała.
- Wychodzimy na spotkanie do galerii sztuki, a potem na kolacje. – Uśmiechnęła się.
- Tak i jesteśmy spóźnieni.
- Harry. – Mężczyzna zwrócił się do syna. – Dobrze cię widzieć, naprawdę.
- Uhmm…ciebie też. – Rzucił łagodnie.
-  Wychodzimy! – Oboje krzyknęli, pewnie do swojego drugiego syna. Który zniknął, dosłownie.
- Miłej zabawy. – Powiedziałam uprzejmie, ale czy można dobrze się bawić w galerii sztuki? Nie sądzę.
Oboje z loczkiem usiedliśmy na kanapie i obserwowaliśmy jak wielkie drzwi się zamykają. Pozostało nam tylko czekać na blondyna. Naprawdę zaczynałam się niepokoić, gdzie on się do cholery podziewał? Po dziesięciu minutach bezczynnego gapienia się w jeden punkt, wstałam. Miałam ochotę na coś do picia. Byłam tutaj tylko kilka razy, ale nie krępowało mnie to. W końcu w związku z blondynem byłam dość sporo. Stanęłam przed wielką lodówką i wyciągnęłam z niej zimny sok. Nalałam do dwóch szklanek i poniosłam je z wielkim bananem na twarzy. Niestety szybko wylądowałam na podłodze.
- Kto do kurwy zgasił prąd? – Harry wydał z siebie krzyk. Spokojnie, pomyślałam.
- Nic mi nie jest, spokojnie. – Prychnęłam z irytacją. Prawda była nieco inna. Cholernie piekła mnie ręka. Wstałam z podłogi i nie za bardzo wiedziałam gdzie mam iść. Musiałam posprzątać ten cały bałagan, ale nic nie widziałam.
- Kurwa, gdzie ty jesteś Horan?! – Wrzasnęłam, a w odpowiedzi usłyszałam stłumiony śmiech.  Nie potrafiłam go rozpoznać. Był dość cichy i daleki. Moje serce raptownie przyśpieszyło. Czy to…nie to nie możliwe.
- Harry? – Szepnęłam. – Możesz tutaj przyjść?
W zamian nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zadrżałam. Ręka coraz bardziej mnie piekła, więc postanowiłam, że jakoś przedostanę się do zlewu. Był tuż za mną…chyba. Kolejny śmiech, tym razem był bliżej. To nie był śmiech Nialla. KURWA. Zaczynałam panikować.
- Harry! Niall! – Wrzasnęłam. Jednak znowu odpowiedziała mi głucha cisza. Byłam bliska płaczu, a śmiech narastał. W głębi duszy modliłam się, aby to nie był…
- Cii…bądź cicho. – Usłyszałam szept tuż przy moim uchu. Jęknęłam, gdy zimna dłoń dotknęła mojej szyi. – Jesteś taka podniecająca.
- Wywaliło korki! – Usłyszałam głos…głos Nialla. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Czyjaś dłoń zakryła mi usta. Nie czyjaś, tylko jego. Idiotka. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. On…ja. To było chore.
- Nie odzywaj się, nic nie mów. – Szepnął. – Jeśli powiesz jemu, komukolwiek….wiesz co się stanie. Zwrócę jego przeciwko tobie, kochanie. Rozumiesz?
Skinęłam głową, a jedna z moich łez spłynęła po policzku. Bałam się jego.
- Charlie? Gdzie jesteś? – Jego głos był coraz bliżej.
- Teraz cię pocałuje i zapomnimy o sprawie. – Nie, nie. NIE! Oderwał swoją dłoń od moich ust, ale nie mogłam tego zrobić. Nie tu, nie z nim! Musiałam coś wymyśleć. Nienawidziłam tego faceta!
- W kuchni. – Pisnęłam. Czułam jak złość Jacksona narasta. Złapał mnie za bolącą dłoń i mocno ścisnął. Jęknęłam, a on się ulotnił. Czułam spływającą z niej krew, cholernie bolało. Siedziałam na kolanach i płakałam. Nie mogłam nic na to poradzić, ale byłam rozdarta. Nagle w całym mieszkaniu włączyło się światło. Chwilę później zobaczyłam biegnącego do mnie Nialla.
- Jezu Charlie. Co ci się stało? – Uklęknął obok. Wtedy spojrzałam na moją dłoń. Cała się trzęsła, a z wielkiej rany wypływała krew. Cała byłam nią umazana, zresztą podłoga też.
- Ja…upadłam. – Dalej płakałam.  
- Harry! – Blondyn wrzasnął, a ja drgnęłam. Pojawił się praktycznie od razu. Dlaczego zniknął, kiedy ja go potrzebowałam? Spojrzałam na niego zranionym wzrokiem, a on otworzył szeroko buzię. Stał nieruchomo, a zaraz obok niego pojawił się…teraz ja nie mogłam mówić. – Daj mi apteczkę.
- Co jej się stało? – Wills usiadł na krześle i jak gdyby nigdy nic zaczął przeglądać gazetę. Miałam ochotę się na niego rzucić, wygarnąć mu, a co najważniejsze powiedzieć o wszystkim Niallowi. Tylko, że byłam tchórzem. Bałam się.
- Upadłaś? – Styles kucnął obok nas i zaczął przyglądać się mojej ranie. Skinęłam głową i próbowałam się uspokoić. Przecież dalej płakałam. Kilka minut później siedziałam na kanapie wtulona w tors Horana.
Przykrył mnie kocem, ale to nic nie pomogło. Było mi dalej zimno.
Dał mi tabletki, ale to nic nie pomogło. Ręka dalej mnie bolała.
Nie pozbył się jego z domu, siedział obok mnie. To mnie bolało.
Na samą myśl co może mi zrobić zaczęłam histerycznie płakać. Bracia patrzyli na mnie ze zdziwieniem, ale za pewne Jackson czuł ogromną satysfakcje. To on doprowadził mnie do takiego stanu. Dzięki niemu byłam taka rozdrażniona.
Poczułam czyjąś dłoń na moich plecach. To nie był Niall. To nie był Harry. Drgnęłam i jeszcze bardziej przysunęłam się do chłopaka.
Ta szumowina nie miała prawa się do mnie zbliżać, ale co ja mogłam?  Nie mogłam nic na to poradzić. On był wszędzie, a ja bałam się, że to nie koniec. On na tym nie spocznie.

___________
Kolejny w środę :)
POZDRAWIAM I KOMENTUJCIE ! :)

piątek, 15 sierpnia 2014

Moment For Me Rozdział 67



Po kilku sekundach otworzyła oczy, a ja odetchnąłem z ulga. W mojej głowie siedziały czarne scenariusze, ale na szczęście na nic takiego się nie zapowiadało. Przynajmniej na razie.
- Przyjechałeś już. – Jej glos był niewyraźny.
- Tak…ile lekarstw wzięłaś?
- Wystarczająco Niall.- Mruknęła. – Tylko dziwnie się czuje.
- Mam wezwać pogotowie? – W głębi duszy modliłem się, aby zaprzeczyła. Nie chciałem, aby coś jej się stało. A wezwanie karetki, tylko to potwierdzało.
- Nie. Oczywiście, że nie. – Powoli podniosła się do pozycji siedzącej. Jej oczy były niewyraźne, tak jakby się czegoś naćpała. Na tą myśl, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Charlie nigdy nawet by nie wpadła, aby coś takiego zrobić. Była za…za grzeczna. Chyba, że nie świadomie. Tak jak na jej pierwszej imprezie, gdzie napiła się z zielonego kubka z narkotykami. Zresztą teraz jej stan na to nie pozwalał. Jeden głupi wybryk i jej zdrowie było zagrożone.
- Jesteś w stanie jechać ze mną do Zayna? – Złapałem ją za zimna dłoń. Odwzajemniła uścisk i zgrabnie zeszła z łóżka. Miała na sobie krótkie spodenki…”Przestań Niall”. Skarciłem samego siebie i wyszedłem za Charlotte. Musiała mi przecież odpowiedzieć.
Stanęła przed wielkim lustrem i zaczęła poprawiać rozczochrane od snu włosy. Nie odzywałem się. Po prostu stałem w progu i podziwiałem jej każdy ruch. Mogłem tak stać godzinami. Zrobiła delikatny makijaż, a zamiast roztrzepanych włosów mogłem ujrzeć eleganckiego koka. Jej dłonie powędrowały po szklaną buteleczkę perfum. Popsikała swoje ciało i z uśmiechem na twarzy wyszła z pomieszczenia.
 - To jakaś specjalna kolacja, czy raczej spotkanie towarzyskiego? – Za pewne nie wiedziała, jak ma się ubrać. Jednak dla mnie nawet w porwanych dresach i za dużej koszulce wyglądała niesamowicie.
- Hmm…to drugie. – Odpowiedziałem zamyślony.
Po kilku chwilach stała tyłem do mnie, w samej bieliźnie. Przegryzłem wargę i wpatrywałem się w nią jak w obrazek. Jej ciało było idealne, a figury mogła pozazdrościć jej każda dziewczyna.
****
Humor dopisywał każdemu, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Nawet Charlie po tak ciężkim dniu zachowywała się jak gdyby, nic się nie stało. Może jednak nic się nie działo? Może faktycznie była zmęczona i potrzebowała odpoczynku, po tych odwiedzinach. Jednak nigdy, po wizycie na cmentarzu nie przespała całego dnia. To mnie niepokoiło.
Oboje z Zaynem usiedliśmy przy kominku i piliśmy zimne piwo. Zaś dziewczyny wybrały się na górę, obejrzeć jakieś zdjęcia. Jednak pewnie wcale o nie, nie chodziło. Czuły potrzebę plotkowania i to pewnie robiły.
- Vanessa wróciła. – Starałem się mówić dość cicho, tak aby żadna z plotkar mnie nie usłyszała. To był dość wrażliwy temat. W końcu ona nie należała do tych kochających osób.
- Na długo? – W jego głosie nie słyszałem żadnego zaskoczenia.
- Ma jakąś pracę i powiedziała, że na stałe. – Mruknąłem.
- Myślisz, że coś kombinuje? – W końcu gadał do rzeczy. – Miała cały świat do wyboru i akurat przyjechała tutaj. Nie sądzisz, że to dziwne? Tak w ogóle to jaka to praca?
- Nie wiem, nie spowiada mi się. – Skrzywiłem się. – Ale podwiozłem ją pod dosyć dobrą restauracje na jakieś spotkanie.
- Podwiozłeś ją? – Wytrzeszczył oczy. – Z całym szacunkiem, ale ja bym tego nie robił.
- Przestań. – Zaśmiałem się. – Przecież żyje.
- Ta szmata jeszcze was załatwi…wiem co mówię.
- Skąd? – Uśmiechnąłem się chytrze. – Jest nie w porządku…to fakt. Ale my nic jej nie zrobiliśmy, poza tym to rodzina Charlie.
- Jak zechce się wybić, to będzie jechać po trupach. Raz się na niej przejechaliście, nie pamiętasz?
- Tak, ale obyś się mylił. – Skrzywiłem się. – A co do rodziny…skończyłem z Jacksonem.
- Ostatnio widziałem go za klubem, bił się z jakimiś kolesiami.- Mówił to tak, jakby to było nic wielkiego. – Nie pytaj się nawet, czy mu pomogłem.
- Nie pytam, wiem, że za nim nie przepadasz.
- Ciężko go lubić, za to co się stało. – Podał mi kolejną butelkę piwa. Zimna ciecz przemknęła przez moje gardło, a ja poczułem ulgę.
*** Z perspektywy Charlie ***
Nienawidziłam miasta w środku dnia. Nie dość, że ludzi było strasznie dużo, to jeszcze padał deszcz. Przez chwilę żałowałam, że zgodziłam się na to spotkanie. Jednak z drugiej strony, cholernie mi jej brakowało. Nie miałam pojęcia, jak mam z nią rozmawiać. Po tym czego się dowiedziałam w mojej głowie panował istny chaos.
Weszłam do kawiarni i od razu poczułam, jak ciepłe powietrze mnie otula. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam na prawie pełnym wieszaku. Denerwowałam się i to bardzo. Weszłam w głąb sali i dostrzegłam zgrabną dziewczynę. Siedziała z kubkiem w ręku i wpatrywała się w jeden punkt. Nie miałam pojęcia, czy ona wie o tym, że się wszystkiego dowiedziałam.
Przywitałam się z nią i usiadłam naprzeciwko. Kobieta w granatowej sukience podała mi gorącą czekoladę i zniknęła. Dan zaczęła opowiadać o swoim wyjeździe, ale ja jej nie słuchałam. Czułam złość, na nią i Nialla. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy to się wydarzyło. Czy całowali się długo i dlaczego aż dwa razy? Było to jednego dnia, a może się spotykali?
Poczułam ukłucie w sercu. W jednym momencie miałam ochotę się na nią wydrzeć i dać do zrozumienia co takiego mi zrobiła. Tylko, że to nie było wyjście. Skoro wybaczyłam blondynowi do niej także nie powinnam mieć pretensji. Jednak tak nie było. Czułam złość, która wzrastała z każdą minutą.
- Dlaczego go pocałowałaś? – Mówiła o jedzeniu, a ja tak po prostu zadałam jej to pytanie. Była skołowana. Patrzyła na mnie z wielkim bólem i zaskoczeniem.
- Ja…nie chciałam tego.
- Wiem. Tylko, dlaczego to zrobiłaś? – Byłam poważna jak nigdy dotąd.
- Nie wiem. – Jej głos się łamał. – Przepraszam Charlie.
- Co z Liamem? – Próbowałam zejść z tego tematu. Za bardzo się denerwowałam.
- Nie wiem. – Jęknęła. – Nie odezwał się do mnie przez tyle czasu…wiem tylko, że wyjechał.
O dziwo nasza rozmowa była przeprowadzona w spokoju. Trzymałam nerwy na wodzy, ale to dalej nie było to samo co kiedyś. Zmuszałam się do uśmiechu i nawet przez moment nie przestałam myśleć o nich…To było odrażające. Na całe szczęście po niewielkim czasie dołączyła do nas, niczego nieświadoma Naomi. Na jej twarzy widoczny był szczery uśmiech.
- Mam świetny pomysł. – Zawiadomiła nas, na co obie wywróciłyśmy oczami. – Zorganizujemy imprezę z okazji halloween.
- Zwariowałaś? – Zaśmiałam się. – Niby gdzie to chcesz urządzić?
- W moim domu. – Uśmiechnęła się chytrze. – Rodziców nie będzie.
- Wchodzę, w to pod jednym warunkiem. – Danielle skrzyżowała ręce. – Nie sprzątam po tym wszystkim.
- Dobra, zgoda. – Przyjaciółka się zaśmiała. – A ty Charlie?
- W sumie czemu nie, mogę przyjść. – Odparłam z obojętnością. - Ale masz mało czasu. Tylko, cztery dni.
- Wiesz dobrze, że mi się uda. Prawda? – Zaśmiała się. – Nie zapomnicie tego wydarzenia do końca życia.
****
Na zewnątrz strasznie padało, przez co nie było widać świata. Siedziałam przy kominku i oglądałam tandetny serial. Niestety ciekawszych zajęć nie miałam. Niall wyjechał za miasto. Gdyby zrobiłby to sam, martwiłabym się. Jednak towarzyszem był jego ojciec. Blondyn pomagał mu w interesach.
Zaczęłam zastanawiać się nad swoją przyszłością. Ciągłe siedzenie w domu nie wchodziło w grę. Musiałam wrócić do rzeczywistości, do nauki. Horan miał niedługo zająć studia zaoczne, a ja? Nie wiedziałam czego chce.
Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Odkąd się tu wprowadziłam, praktycznie nic się tutaj nie zmieniło. Kanapa stała w tym samym miejscu, a na ścianach wisiały moje obrazy. Kiedy spojrzałam na jeden z nich od razu powróciły wspomnienia związane z Harrym. To jak wparował do mojego domu i zaczął się nim zachwycać. Nigdy bym nie pomyślała, że to wszystko tak się potoczy. Gdyby ktoś mi powiedział…wyśmiałabym go.
Styles już nie był takim idiotą, jak na początku mojej znajomości. Był naprawdę w porządku i nawet znalazł sobie dziewczynę. Chociaż mam małe wątpliwości, co do ich związku. Nie mam pojęcia jak im się układa i co u niego słychać. Dosyć dawno go nie widziałam, ale czy chciałam się z nim spotkać? To było dość trudne pytanie. Ciekawe co by było, gdyby mnie wtedy nie „napadł”. Co by było, gdyby Louis go wtedy nie powstrzymał. „Wyrabiasz sobie o nim złe zdanie. Co było, to było.”  Skarciłam samą siebie, ale to była prawda. On się zmienił i to było najważniejsze.
Nagle do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Trochę się przeraziłam. W końcu nikt się nie zapowiadał, a ja nie zamawiałam pizzy. Otulona kocem podeszłam do drzwi. Powoli je otworzyłam.
- Hej Charlie. – Uradowany i zmoknięty Jackson.
- Hmm…cześć. – Odpowiedziałam obojętnie. Co on tutaj robił?
- Wpuścisz mnie, czy pozwolisz abym moknął? – Zaśmiał się.
Nie przepadałam za nim, ale to był w końcu kuzyn Nialla. Zostawił w przedpokoju kurtkę i buty. Chociaż to nic nie dało, jego koszulka i tak była mokra. Wszedł do środka, a ja za nim. Miło. Miał ze sobą dwie butelki whisky, których wcześniej nie zauważyłam. Postawił je na stole i rozsiadł się jak u siebie.
- Gdzie jest Niall? – Jęknął.
- Pojechał z ojcem za miasto. Nic ci nie powiedział? – Wtuliłam się w koc i dalej kontynuowałam oglądanie serialu. Mimo tego, że był dość żenujący i tak Jackson jego nie przebijał. Ten chłopak miał coś w sobie…coś co mnie od niego odpychało.
- Nie. – Ziewnął. – Przyszedłem do niego, aby coś opić. Tylko, że znowu mnie wystawia.
- Znowu? – Nie za bardzo chciałam wchodzić z nim w dyskusje, ale to mnie zainteresowało.
- Taa…- Wstał z miejsca i poszedł do kuchni. Nie powiem, trochę mnie to zdziwiło. Zwłaszcza jak usłyszałam stukające o siebie szkło. – Masz lód? – Wrzasnął? – Znalazłem!
- Bierz, co tylko chcesz. W końcu jesteś u siebie. – Szepnęłam z irytacją.
- No więc mnie wystawił. – Usiadł na swoim miejscu i nalał do dwóch szklanek alkoholu. Jedną podał mi, a drugą szybko opróżnił. – Odmówił współpracy ze mną, ale jak on twierdzi, to była tylko pomoc.
- Nie pije. – Odstawiłam szklankę. – Pomoc w czym?
- Nie zrozumiesz, mała. – Uśmiechnął się. – Dotrzymaj mi towarzystwa.
- Przyszedłeś do niego, nie do mnie. – Mruknęłam. – Nie mogę pić.
- Jak chcesz, więcej dla mnie. – Zabrał szklankę i ją także opróżnił. Jeśli zamierzał pić w takim tempie, to już wiem po co mu te dwie butelki alkoholu. Jackson zaczął mi opowiadać o tym gdzie był i co zwiedził. Szczerze? Mało mnie to interesowało, ale udawałam, że słucham go uważnie. W końcu każdy zasługiwał na trochę uwagi, nawet taki Wills.
Było już przed północą, a on opróżnił już połowę drugiej butelki. Był strasznie pijany, ale gadał do rzeczy. Nie plątał mu się język i chodził w miarę. Musiał mieć mocną głowę. Kiedy wrócił z łazienki usiadł obok mnie. Byłam nieco śpiąca, ale nie miałam serca go wyrzucać. W końcu to był kuzyn Nialla, co powtarzałam sobie przez cały wieczór.
- Masz naprawdę śliczne oczy. – Uśmiechnął się.
- Hmm…dzięki. – Odwzajemniłam uśmiech.
- Horan jest totalnym idiotą i zdecydowanie na ciebie nie zasługuje. – Upił kolejny łyk alkoholu.
- Czasami też tak myślę…ale on mnie kocha.
- Taa…kocha. – Zaśmiał się. – Nie, no okej. Tylko ty zasługujesz na kogoś lepszego. Jesteś naprawdę śliczną i wartościową dziewczyną Charlotte.
- W porządku. – Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, dzieliły nas centymetry. Jego ręka zaczęła gładzić mój policzek. – Co ty robisz? – Spojrzałam na niego z przerażeniem.
- Masz delikatną skórę. – W jego oczach mogłam dostrzec malutki iskierki. Swoja dłoń przeniósł na moje udo. Prowadził ją do góry, a po chwili mocno je zacisnął.
- Przestań. – Próbowałam wstać, ale on mi to uniemożliwił. Nie mam pojęcia jak, ale w jednym momencie leżałam na kanapie. Cała się trzęsłam. On był pijany, zbyt pijany.
- Wiem, że tego chcesz. Widzę jak na mnie patrzysz. – Jedną ręka powstrzymywał mi ucieczkę, a drugą zdjął swoją koszulkę. W tej chwili nienawidziłam go jeszcze bardziej.
- Zostaw mnie. – Jęknęłam. – Jesteś nienormalny.
Poczułam pieczenie na policzku. Jego dłoń zetknęła się z moją twarzą. Pisnęłam, ale jego to mało co obchodziło. Powstrzymał moje nadgarstki nad głową i próbował się do mnie dobierać. Jego ohydna twarz zbliżyła się do mojej. Zaczęłam się wiercić, ale on i tak zrobił swoje. Wepchnął mi swój język do gardła. Zaczęłam płakać, a on zaczął się parszywie śmiać.
- Niall odmówił, ty też to robisz. Nie ładnie. – Prychnął. – Chce poczuć jak sprawiam ci przyjemność, ale nie dzisiaj. Jestem zbyt pijany.
Zaczął się dziwnie uśmiechać, a ja nie miałam pojęcia co chce jeszcze zrobić. Moje policzki były już mokre od płaczu, ale on nie zwracał na to uwagi. Jego usta dotknęły mojej szyi. Wiedziałam co robi. Zaczął ją przegryzać, a ja coraz bardziej się wierciłam. Chciałam od niego uciec.
- Teraz mnie zapamiętasz. – Odsunął się ode mnie. Puścił moje nadgarstki i szybko wstał. Zaś ja próbowałam złapać oddech. Moje serce biło jak oszalałe, a sama trzęsłam się jak galareta.
- Aha i jeszcze jedno. Jeśli powiesz jemu cokolwiek to wiedz, że obrócę to przeciwko tobie. Jestem jego przyjacielem od dziecka, a co najważniejsze kuzynem. Jak myślisz uwierzy mi, czy tobie?
- Wynoś się stąd! – Wrzasnęłam.
- Nie tym tonem, bo zrobię tak, że będzie boleć kochanie. – Uśmiechnął się chytrze.
Usłyszałam trzask drzwiami. Szybko pobiegłam w ich stronę, zamknęłam się na cztery spusty i zsunęłam po nich. Byłam załamana i roztrzęsiona. Nie mogłam uwierzyć, że jest takim sukinsynem.
 
_____________

Tak jak obiecałam dodaje rozdział, tylko, że nie w sobote wieczorem ale wcześniej. Mam nadzieje, że wam to nie przeszkadza ^^
Co do pytania -> Rozdziały piszę na bieżąco.
Kolejny rozdział w poniedziałek, jeśli internet zostanie ze mną. A jeśli mnie opuści to trudno mi powiedzieć. Pewnie wtedy jak wrócę do domu :)

CO MYŚLICIE O KOŃCÓWCE?