poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Moment For Me Rozdział 68



Przebudziłam się już po ósmej rano. Na samą myśl o wczorajszym wydarzeniu, wybuchałam płaczem. Było mi ciężko zasnąć i przez to nie spałam prawie całą noc. Ledwo wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Musiałam wziąć prysznic. Stanęłam przed lustrem i zauważyłam coś, czego się najbardziej obawiałam. Na mojej szyi widniał siniak, zrobiony ustami Jacksona. Dotknęłam tego miejsca opruszkami palców, a po moim policzku spłynęła łza. Nie rozumiałam jak mógł się tak zachować. Sam powiedział, że przyjaźni się z Niallem.
- Chciał mnie zgwałcić…kuzyn mojego chłopaka…chciał mnie zgwałcić. – Szepnęłam sama do siebie.
Weszłam pod ciepły strumień wody i chociaż na chwilę zapomniałam o tym wszystkim. Mój mózg się wyłączył, a ja mogłam poczuć odprężenie. Niestety to nie trwało nie wiadomo ile, kiedy wyszłam usłyszałam jak drzwi na dole się otwierają. Zaczęłam panikować.
Nałożyłam na siebie świeżą bieliznę i szybko wpadłam do pokoju. Musiałam czymś to zakryć. Leginsy, bluzka i pasujący szalik. Nigdy nie chodziłam po domu w szalikach, ale dużo ludzi nosiło je nawet w lecie. A teraz mieliśmy jesień, więc były nawet wskazane. Ledwo skończyłam się ubierać, a w drzwiach stanął blondyn. Wyglądał na zmęczonego, a jego fryzura o tym świadczyła. A raczej jej brak. Miał na głowie swoją ulubioną czapkę.
- Myślałem, że śpisz. – Usiadł na skraju łóżka.
- Nie, nie mogłam. – Skrzywiłam się. – Jak było?
- Z ojcem? – Uśmiechnął się lekko. – Do pierwszej nad ranem słuchałem cholernie nudnych ludzi, a o czwartej stamtąd wyjechaliśmy. Jestem wykończony.
- I zamiast pojechać do domu, przyjechałeś do mnie?
- Byłem już tam, ale jeśli chcesz mogę wrócić. – Jego głos był delikatny. – Chciałem przyjechać i wskoczyć do ciebie do łóżka…przytulić się i zasnąć w twoich ramionach. Tylko, że ty już zdążyłaś wstać.
- Kocham cię. – Podeszłam bliżej i się w niego wtuliłam. Kochałam te ukłucia w brzuchu, kiedy byłam z nim. To bijące serce i szczery uśmiech. Zaciągnęłam się jego perfumami i spojrzałam w niebieskie tęczówki. – Naprawdę jesteś zmęczony.
- I tak się czuje. – Mruknął.
- Chodź do łóżka. – Pociągnęłam go za rękę. – Chciałeś się przytulić, tak?
- Hmm…tak.
- W takim razie wskakuj, a ja zaraz przyjdę.
Nie wyobrażałam sobie kolejnych kilku godzin na przeleżeniu. W kuchni miałam coś, co zawsze mi pomagało. Wzięłam dwie tabletki i popiłam je wodą. Teraz miałam pewność, że będę dobrze spała. Upewniłam się, że w pokoju jest wystarczająco ciemno. Zasłoniłam dodatkowe zasłony i w samej bieliźnie wskoczyłam do blondyna. Jego silne ramiona mnie objęły, a ja poczułam ulgę. Przy nim mogłam czuć się bezpiecznie, nawet we śnie.
*** Z perspektywy Harrego ***
Razem z Kate wybraliśmy się do kawiarni. Chcieliśmy odpocząć i spędzić trochę czasu w swoim towarzystwie. U mnie było to dość trudne, bo Louis. Cały czas się czegoś czepiał, a przez ten drugi czas był naćpany. Nie wiedziałem co mam z nim zrobić. Zachowywał się coraz gorzej, co mnie nie po koiło. On zawsze mnie pilnował. Był odpowiedzialny za nas dwóch, a teraz sam zachowywał się jak dziecko. Musiałem coś z tym zrobić, bo inaczej stoczy się na dno. Nie chciałem tego oglądać. Był dla mnie jak brat, bardziej ważny niż Niall. Może to głupie, ale prawdziwe. Mieliśmy i mamy prawdziwe relacje, których nikt nie potrafi zniszczyć. Zaś z Horanem jesteśmy tylko spokrewnieni. Zaczęliśmy się dogadywać, ale to nie wystarczy. Różniliśmy się za bardzo, aby się zaprzyjaźnić. Nie potrafiłbym, nawet jeśli bym chciał.
Usiedliśmy przy stoliku, który znajdował się przy oknie. To było moje ulubione miejsce, nikt nigdy mi nie przeszkadzał. Kelnerka przyniosła nam talerze pełne jedzenia, a sama szybko się ulotniła. Znałem ją, nawet bardzo dobrze. Jednak nie miałem zamiaru wspominać o tym przy mojej dziewczynie. Nie byłaby zachwycona tym faktem.
- Harry. – Podniosłem na nią wzrok. – Myślę, że powinieneś poinformować dziewczynę Louisa.
- Eleanor? Między nimi nie jest ostatnio najlepiej…nawet nie wiem czy nie zerwali.
- Tak, ale jeśli on nie zmieni swojego życia, to się zaćpa. – Zrobiłem wielkie oczy. Ona wiedziała, że to robi? Byłem pewien, że nic nie wie. Bo niby skąd?
- Skąd wiesz? – Spytałem łagodnie.
- Mam oczy i widzę. – Uśmiechnęła się lekko.
- Obiecałem, że nie będę się wtrącał.
- Chcesz, żeby on się zaćpał? Jestem pewna, że on na twoim miejscu by ci pomógł. – Jej głos był dość cichy, ale miała racje. Musiałem mu pomóc, choćby nie wiem co.
- Masz racje. Tylko nie wiem jak to zrobię.
- Pomogę ci. – Ścisnęła moją dłoń. – Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
Siedzieliśmy i rozmawialiśmy na temat najbliższej imprezy. Naomi organizowała Halloween, miała być to największa impreza w tym roku. Zaprosiła prawie wszystkie możliwe osoby, trzy dni przed wydarzeniem. Nie chciałem w nią wątpić, ale to trochę mało czasu na zorganizowanie takiego wydarzenia. Wiele największych imprez organizuje się kilka miesięcy przed, ale w końcu robiła co chciała. I tak była jedyna ze znajomych, która wpadła na taki pomysł.
Zajadając się ciastkiem o mało co się nie udławiłem. Myślałem, że mam zwidy. Do kawiarni wchodziła Rose. Jednak nie przyszła sama. Jej koleżanka była roześmiana i dobrze mi znana. Vanessa Mitchell, co ona tu robiła? I to w dodatku z ta wywłoką?
- Wszystko w porządku? – Dziewczyna spojrzała na mnie z przerażeniem. Oczywiście nie wiedziała, kim są.
- Chodźmy już. – Założyłem kurtkę i szybko poprosiłem o rachunek. Kelnerka przyszła w mgnieniu oka.
- Ale nie dokończyliśmy…- Złapałem Kate za rękę i po prostu uciekłem. Nie chciałem, aby mnie zobaczyły.
To było dosyć dziwne widzieć je dwie…razem. Coś mi w tym nie grało. Skąd się do cholery znały? Nie pamiętam, aby się przyjaźniły. Od razu wyciągnąłem telefon i napisałem do Nialla. Mimo, że nie pałałem do niego miłością musiał o tym wiedzieć.
„Vanessa wróciła i teraz ma nową przyjaciółkę -  Rose.”
****
- Dalej nie rozumiem, dlaczego musieliśmy wyjść. – Kate weszła prosto do kuchni, a ja skierowałem się w stronę salonu. Oczywiście na kanapie spał Lou. Nic nowego.
- Nie chciałem, aby mnie zauważyły. – Mruknąłem. – Stare znajome…zaraz zadawałyby miliony pytań.
- Wstydzisz się mnie? – Jej mina była przerażająca. Naprawdę mogła pomyśleć, że jej się wstydzę?
- Oczywiście, że nie. – Uśmiechnąłem się. – Po prostu nie trawie ich. Dobrze?
- Jak chcesz Harry. – Nalała nam wina. Oboje mieliśmy nadzieje, że spędzimy resztę dnia na oglądaniu telewizji. Jednak Tomlinson nie zamierzał się ruszyć.
- Louis? – Szturchnąłem go. – Wszystko w porządku?
- Spokojnie, wszystko słyszę i nie jestem naćpany. – Przewrócił się na drugi bok.
- Co ci się stało?! – Krzyknąłem. – Ktoś cię pobił.
- Brawo. – Zaśmiał się. – Punkty za spostrzegawczość panie Styles.
- To nie jest zabawne, zachowujesz się jak dziecko. – Warknąłem.
- O hej Kate. – Uśmiechnął się do dziewczyny. – Za ty jak dorosły, nadopiekuńczy ojciec, którego nigdy nie miałem. – Jęknął.
- Jackson, to przez niego? On źle na ciebie działa. – Wyszedł na zewnątrz, a ja za nim.
- Znowu to robisz…znowu się wtrącasz.
- Jestem twoim przyjacielem i chcę ci pomóc. – Oboje usiedliśmy na zimnych krzesłach.
- Nie mam problemów i nie potrzebuje pomocy. – Odpalił papierosa. – Zrozum to w końcu.
- Bez przyczyny nikt by cię nie pobił. – Mruknąłem.
- Żyje własnym życiem i tobie też to radzę. – Wyszedł. Tak po prostu mnie zostawił i olał. Kiedy ja chciałem mu pomóc. Z nim się nie dało współpracować. W tym momencie był nie do wytrzymania. Tak jak dziecko w okresie dojrzewania. Miał swoje humorki i nikt nie potrafił nad tym zapanować.
*** Z perspektywy Charlie ***
Znowu przespałam cały dzień. Jednak może to i dobrze. Nie musiałam się zagłębiać w to wszystko związane z Jacksonem. Miałam cichą nadzieje, że to wszystko okaże się głupim snem. Tylko, że to by było zbyt piękne.
Nałożyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Znowu czułam piękny zapach dochodzący z kuchni. Niall coraz bardziej wczuwał się w rolę kucharza. Trochę mnie to niepokoiło, no ale cóż. Weszłam do pomieszczenia dość zgrabnie i uroczo. Oparłam się o framugę drzwi i już miałam powiedzieć, coś niewłaściwego.
- Uhhmm…- Harry usiadł na krześle i mi pomachał. – Cześć.
- Ładnie wyglądasz. – Uśmiechnął się.
- Pozwolisz, że…- Za pewne byłam czerwona, jak burak. Nie spodziewałam się Stylesa w mojej kuchni. Zwłaszcza o dwudziestej. Nałożyłam na siebie bluzę i stare rurki. Teraz mogłam wyjść i się tak jemu pokazać.
- Gdzie jest Niall? – Spytałam zakłopotana.
- Na tarasie. – Wskazał w stronę salonu. – Miałem przypilnować tego…jedzenia.
- Pali? – Usiadłam naprzeciwko niego.
- Nie wiem. – Kłamał. Bo co innego Horan tam robił? Na dworze było cholernie zimno. – Dawno ciebie nie widziałem, Charlie.
- Tak, ja ciebie też. – Uśmiechnęłam się.
- O czym rozmawiacie? – Blondyn pojawił się w niezbyt dobrym humorze. Ciekawe dlaczego…
- Właściwie o niczym ważnym. – Harry spojrzał na niego porozumiewawczo. Nie mówiąc nic mogłam stwierdzić, że coś przede mną ukrywają. Dziwnie się na siebie patrzyli.
- Tak właściwie to co tu robisz, Harry? – Spojrzałam na loczka. Wydawał się zakłopotany.
- Przyszedłem…tak po prostu. – Coś mi tu nie grało. Oni się nie przyjaźnili, więc to trochę dziwne. Chyba, że coś się zmieniło. Coś o czymś nie wiem.
- Może zjedzmy. – Zaproponował, a Niall do niego dołączył. Siedziałam jak księżniczka, a oni zajęli się rozstawieniem talerzy. Ustawili jedzenie w pojemniku żaroodpornym na samym środku i nawet jeden z nich nalał nam soku do szklanek. Byłam zaskoczona. Jedząc o mało co się nie udławiłam. Nie dlatego, że jedzenie było nie dobre. Wręcz przeciwnie, smakowało mi. Cokolwiek to było. Jednak ich zachowanie było komiczne. Bracia, którzy kiedyś darli ze sobą koty, teraz siedzieli i jedli razem kolacje. Brakowało tylko ich rodziców.
Właściwie to nigdy się nie zastanawiałam nad tym, dlaczego oni tacy są. W stosunku do siebie. Jak to się potoczyło, że Niall jest z własnym ojcem i matką. Zaś Harry mieszka sam…z Louisem. Nie miałam pewności co do rozmowy na ten temat. Pewnie dla nich obojgu było to trudne.
Po skończonym posiłku, dalej siedziałam na swoim miejscu i nie musiałam się niczym martwić. Gdyby tak było codziennie…ale pomarzyć zawsze można.
- Muszę jechać do domu. – Usłyszałam od chłopaka.
- Uhmm…w porządku. – Nie chciałam, aby jechał. Tak naprawdę czułam przerażenie. Od razu w mojej głowie pojawił się ten głupi uśmieszek Jacksona.
- Może pojedziesz ze mną? – Spytał łagodnie.
- W porządku. – Uśmiechnęłam się. – W takim razie możemy jechać?
- Tak. – Pocałował mnie w czubek głowy. Nigdy jakoś tego nie robił, ale to było urocze. – Harry! Zbieramy się.
- On jedzie z nami? – Zmrużyłam oczy. To się robiło naprawdę dziwne.
- Taa…muszę mu coś dać.
- Ohh…- Nie stać było mnie na nic lepszego. Nagle stali się kochającym rodzeństwem? A co jeśli będą spędzać ze sobą każdą chwilę? To mnie przerażało, a jednocześnie śmieszyło.
W niecałą godzinę byliśmy na miejscu. Trwałoby to trochę szybciej, gdyby nie wypadek. Przez niego musieliśmy stać w gigantycznym korku. Styles był na miejscu nieco szybszy, w końcu jego motor przepchał się między samochodami. Byłam ciekawa, co musi dać mu Niall.
Horan wszedł do środka nie pukając…w końcu to jego dom. Tylko, że spędzał w nim trochę mało czasu. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale czy jego rodzicom też nie? Nie był właściwie aż tak dorosły.
- Niall, to ty? – Mogłam stwierdzić, że to głos jego mamy. Odetchnęłam z ulgą, nie miałam zamiaru spotykać tej jego gosposi.
- Taa…- Jęknął.
Przywitałam się z jego rodzicielką, a po chwili także z ojcem. Byli ubrani dość elegancko.
- Oh, Harry. – Uśmiech jego ojca się powiększył. – Nie zauważyłem ciebie.
- Wpadłem tylko na chwilę. – Mruknął. Czułam się nieco skrępowana. Gdzie do cholery podział się mój chłopak? Staliśmy na środku wielkiego salonu w ciszy, ale na całe szczęście Maura – jego matka ją przerwała.
- Wychodzimy na spotkanie do galerii sztuki, a potem na kolacje. – Uśmiechnęła się.
- Tak i jesteśmy spóźnieni.
- Harry. – Mężczyzna zwrócił się do syna. – Dobrze cię widzieć, naprawdę.
- Uhmm…ciebie też. – Rzucił łagodnie.
-  Wychodzimy! – Oboje krzyknęli, pewnie do swojego drugiego syna. Który zniknął, dosłownie.
- Miłej zabawy. – Powiedziałam uprzejmie, ale czy można dobrze się bawić w galerii sztuki? Nie sądzę.
Oboje z loczkiem usiedliśmy na kanapie i obserwowaliśmy jak wielkie drzwi się zamykają. Pozostało nam tylko czekać na blondyna. Naprawdę zaczynałam się niepokoić, gdzie on się do cholery podziewał? Po dziesięciu minutach bezczynnego gapienia się w jeden punkt, wstałam. Miałam ochotę na coś do picia. Byłam tutaj tylko kilka razy, ale nie krępowało mnie to. W końcu w związku z blondynem byłam dość sporo. Stanęłam przed wielką lodówką i wyciągnęłam z niej zimny sok. Nalałam do dwóch szklanek i poniosłam je z wielkim bananem na twarzy. Niestety szybko wylądowałam na podłodze.
- Kto do kurwy zgasił prąd? – Harry wydał z siebie krzyk. Spokojnie, pomyślałam.
- Nic mi nie jest, spokojnie. – Prychnęłam z irytacją. Prawda była nieco inna. Cholernie piekła mnie ręka. Wstałam z podłogi i nie za bardzo wiedziałam gdzie mam iść. Musiałam posprzątać ten cały bałagan, ale nic nie widziałam.
- Kurwa, gdzie ty jesteś Horan?! – Wrzasnęłam, a w odpowiedzi usłyszałam stłumiony śmiech.  Nie potrafiłam go rozpoznać. Był dość cichy i daleki. Moje serce raptownie przyśpieszyło. Czy to…nie to nie możliwe.
- Harry? – Szepnęłam. – Możesz tutaj przyjść?
W zamian nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zadrżałam. Ręka coraz bardziej mnie piekła, więc postanowiłam, że jakoś przedostanę się do zlewu. Był tuż za mną…chyba. Kolejny śmiech, tym razem był bliżej. To nie był śmiech Nialla. KURWA. Zaczynałam panikować.
- Harry! Niall! – Wrzasnęłam. Jednak znowu odpowiedziała mi głucha cisza. Byłam bliska płaczu, a śmiech narastał. W głębi duszy modliłam się, aby to nie był…
- Cii…bądź cicho. – Usłyszałam szept tuż przy moim uchu. Jęknęłam, gdy zimna dłoń dotknęła mojej szyi. – Jesteś taka podniecająca.
- Wywaliło korki! – Usłyszałam głos…głos Nialla. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Czyjaś dłoń zakryła mi usta. Nie czyjaś, tylko jego. Idiotka. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli. On…ja. To było chore.
- Nie odzywaj się, nic nie mów. – Szepnął. – Jeśli powiesz jemu, komukolwiek….wiesz co się stanie. Zwrócę jego przeciwko tobie, kochanie. Rozumiesz?
Skinęłam głową, a jedna z moich łez spłynęła po policzku. Bałam się jego.
- Charlie? Gdzie jesteś? – Jego głos był coraz bliżej.
- Teraz cię pocałuje i zapomnimy o sprawie. – Nie, nie. NIE! Oderwał swoją dłoń od moich ust, ale nie mogłam tego zrobić. Nie tu, nie z nim! Musiałam coś wymyśleć. Nienawidziłam tego faceta!
- W kuchni. – Pisnęłam. Czułam jak złość Jacksona narasta. Złapał mnie za bolącą dłoń i mocno ścisnął. Jęknęłam, a on się ulotnił. Czułam spływającą z niej krew, cholernie bolało. Siedziałam na kolanach i płakałam. Nie mogłam nic na to poradzić, ale byłam rozdarta. Nagle w całym mieszkaniu włączyło się światło. Chwilę później zobaczyłam biegnącego do mnie Nialla.
- Jezu Charlie. Co ci się stało? – Uklęknął obok. Wtedy spojrzałam na moją dłoń. Cała się trzęsła, a z wielkiej rany wypływała krew. Cała byłam nią umazana, zresztą podłoga też.
- Ja…upadłam. – Dalej płakałam.  
- Harry! – Blondyn wrzasnął, a ja drgnęłam. Pojawił się praktycznie od razu. Dlaczego zniknął, kiedy ja go potrzebowałam? Spojrzałam na niego zranionym wzrokiem, a on otworzył szeroko buzię. Stał nieruchomo, a zaraz obok niego pojawił się…teraz ja nie mogłam mówić. – Daj mi apteczkę.
- Co jej się stało? – Wills usiadł na krześle i jak gdyby nigdy nic zaczął przeglądać gazetę. Miałam ochotę się na niego rzucić, wygarnąć mu, a co najważniejsze powiedzieć o wszystkim Niallowi. Tylko, że byłam tchórzem. Bałam się.
- Upadłaś? – Styles kucnął obok nas i zaczął przyglądać się mojej ranie. Skinęłam głową i próbowałam się uspokoić. Przecież dalej płakałam. Kilka minut później siedziałam na kanapie wtulona w tors Horana.
Przykrył mnie kocem, ale to nic nie pomogło. Było mi dalej zimno.
Dał mi tabletki, ale to nic nie pomogło. Ręka dalej mnie bolała.
Nie pozbył się jego z domu, siedział obok mnie. To mnie bolało.
Na samą myśl co może mi zrobić zaczęłam histerycznie płakać. Bracia patrzyli na mnie ze zdziwieniem, ale za pewne Jackson czuł ogromną satysfakcje. To on doprowadził mnie do takiego stanu. Dzięki niemu byłam taka rozdrażniona.
Poczułam czyjąś dłoń na moich plecach. To nie był Niall. To nie był Harry. Drgnęłam i jeszcze bardziej przysunęłam się do chłopaka.
Ta szumowina nie miała prawa się do mnie zbliżać, ale co ja mogłam?  Nie mogłam nic na to poradzić. On był wszędzie, a ja bałam się, że to nie koniec. On na tym nie spocznie.

___________
Kolejny w środę :)
POZDRAWIAM I KOMENTUJCIE ! :)

7 komentarzy:

  1. Świetny imagin. Niech ten Jackson zostawi biedną Charlie bo mi jej bardzo szkoda, niby sie to fajnie chyta ale naprawdę łzy mi lecą jak o tym czytam. Super że relacje Harrego i Nialla sie poprawiły szkoda że nie zostaną w niedalekiej przyszłości przyjaciółmi. Mam jeszcze tylko pytanko : czy w nastepnej części bedziesz pisała o imprezie u Naomi ? Pozdrawiam i życzę weny Kasia xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział ! Jak czytałam to czułam dużo emocji, szczególnie na końcu :s . Debil z tego Jackonsa . Co on jej zrobi? :ss / Hania

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuu ale się zrobiło ciekawie ! Naprawdę super, ale jak czytałam to trochę mi sie zachciało płakać :-( . Czekam na na następny :D/ Kamila

    OdpowiedzUsuń
  4. O ktorej nowy? Nie moge sie doczekać

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz buduję mnie do dalszego pisania. :)