środa, 30 kwietnia 2014

Moment For Me Rozdział 42


                                           Miałam odpoczywać, brać leki i prowadzić zdrowy tryb życia. Jednocześnie miałam żyć normalnie tak jakby nigdy nic. Jednak to było niemożliwe. Cały piątek musiałam przeleżeć w łóżku, byłam wściekła. Mama trzymała mnie jak pod kloszem, a to mnie bardzo denerwowało. Może i byłam chora, ale to nie był powód aby traktować mnie jak małe dziecko. Wszystko zaczęło się w sobotę kiedy zeszłam na dół i zobaczyłam Danielle. Siedziała i płakała. Nie miałam pojęcia czemu siedzi sama w mojej kuchni. Mogła przecież wejść do mnie na górę, ale została. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się sztucznie, ale nie przestała płakać. Jej oczy były zapuchnięte, a obok niej leżało kilka zużytych chusteczek. Nie wyglądała najciekawiej. Usiadłam obok i patrzyłam się na nią ze współczuciem. Nie wiedziałam co się stało, nie miałam pojęcia. Jednak postanowiłam, że nie będę wypytywać. Sama wiedziałam, że na siłę nic się nie wskóra.
- Nie ma już do czego wracać. – Mruknęła. – Nic już nie ma, rozumiesz?
- O czym ty mówisz?
- Raczej o kim. – Poprawiła mnie. – Widziałam go z Rose. Rozumiesz to?! – Krzyknęła.
- Powoli dobrze?
- Masz swoje problemy, a ja przychodzę i się marze. Przepraszam. – Widziałam jak chce powstrzymać płacz, jednak jej się to nie udało. Zachodziła się aż od niego, a ja nie umiałam pomóc.
- Nie masz za co przepraszać, jasne?
- Widziałam Liama wczoraj jak szedł z Rose. Śmieli się i potem skręcili do niej. – Wyrzuciła to z siebie, mówiła bardzo szybko. Ledwo co ją zrozumiałam, ale nie chciałam aby mówiła to po raz kolejny. To było dla niej trudne.
- To na pewno był on? – Nie sądziłam, że Liam byłby do tego zdolny. Przecież on nigdy z nią nie rozmawiał. To było niezbyt realne. – Danielle, on nie mógł by tego zrobić.
- To dlaczego ich widziałam? Razem.
- Na pewno da się to jakoś wytłumaczyć. – Chciałam ją jakoś przekonać, ale nie wiedziałam jakich argumentów mam używać. Poza tym nie mogłam jej na siłę uszczęśliwiać. Sama byłam wściekła na Rose, była zwykłą suką. Czepiała się każdego i niszczyła wszystko co popadnie. Miałam jej dosyć, ale nic nie mogłam zrobić. Jednak każdemu się kiedyś obrywa, zawsze. Cokolwiek by nie robił musi dostać za swoje. Nie mogłam się doczekać, kiedy los się odwróci i da jej niezłego kopa. Liczyłam na to, ale pewnie nie tylko ja. Wiele osób miało jej dość.
****
Siedziałam razem z Dan w klubie, nie piłam. Starałam się dotrzymywać towarzystwa i nic więcej. W pomieszczeniu nie było mało ludzi, ale nie czułam tłoku.
- Na pewno się nie napijesz?  - Spytała po raz piąty, a ja znowu odmówiłam. Nie wiedziała dlaczego, nic nie mówiłam. Jednak miałam ochotę się komuś wygadać. W końcu miałyśmy nie mieć przed sobą tajemnic.
- Nie mogę. – Łyknęłam soku i zaczęłam szukać wzrokiem czegoś lub kogoś kto mnie uratuje. Wyznawanie tego wszystkiego w takim miejscu nie było dobrym pomysłem. Gestem pokazałam, że wychodzę. Chciałam na chwilę od niej odejść. Skierowałam się do łazienki, tam zawsze jest dobrze się ukryć. W każdej sytuacji. Rękoma podparłam się o umywalkę i spojrzałam na siebie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu byłam tak zamyślona. Było mi ciężko patrzeć na samą siebie. Wiedziałam, że może mnie zaraz zabraknąć. Cały czas o tym myślałam, na każdym kroku mi to przeszkadzało. Chciałam aby ktoś ze mną był, żeby mnie przytulił. Jednak nikogo takiego nie było. Nie pragnęłam się stać pępkiem świata, ale potrzebowałam jego. Tego samego blondyna, który mnie zranił. To mogło być idiotyczne, ale czułam pustkę. Brakowało mi jego rozmów i jego dotyku. Tęskniłam za nim i to cholernie. Tylko, że nic nie mogłam z tym zrobić. Nie odzywał się, a to mogło znaczyć, że to była jedna wielka zabawa. Jeden wielki zakład, który miał na celu…sama nie wiedziałam. W dalszym ciągu nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodziło. Czego ode mnie chciał. Przemyłam ręce zimną wodą i poczułam małą ulgę. Wyszłam z toalety i skierowałam się prosto do stolika przy którym siedziała przyjaciółka. Nie było jej tam. Usiadłam i czekałam, ale to było bez sensu.
- Co ty wyprawiasz?! – Poszłam w stronę krzyków. Jak się okazało nie na darmo.
- Odwal się od niego dobra?! – Stały naprzeciwko siebie, obie wkurzone. Nie wiedziałam czy coś dobrego z tego wyniknie. Stanęłam między Dan, a Rose. Spoglądałam raz na jedną, a raz na drugą.
- Proszę ciebie…niby od kogo? – Zaśmiała się.
- Od wszystkich po kolei! Zostaw nas wszystkich w spokoju, jasne? – Wtrąciłam się.
- To nie moja wina, że cię zostawił. – Uśmiechnęła się, a ja nie wytrzymałam. Byłam pewna, że będę musiała zatrzymywać Danielle. Jednak ja sama się wkręciłam. Rzuciłam się na nią i zaczęłam szarpać za włosy. Nie miałam pojęcia co we mnie wstąpiło. Jednak czułam się dobrze z myślą, że powyrywam jej te wszystkie włosy. Nie była mi dłużna, szarpała mną jak popadnie. Jej ręka powędrowała na moją kurtkę, którą rozerwała. Wkurzyłam się jeszcze bardziej i popchnęłam ją na podłogę. W tamtym momencie ktoś mógł pomyśleć, że się nieźle upiłam. Jednak tak nie było, po raz pierwszy byłam trzeźwa w takim miejscu. Szarpałyśmy się, a nikt nas nie uspakajał. Może tylko mi się tak wydawało, albo i nie. Każdego to interesowało…bójka dziewczyn. To musiał być niesamowity widok, ale nie był. Nie biłam się z nią dla przyjemności. Sama nie wiedziałam dlaczego to robię. Chciałam ją uderzyć i w końcu to zrobiłam. Leżała na podłodze, a ja siedziałam na niej. To oznaczało, że wygrywałam. Nie mogła się podnieść, a ja nie miałam zamiaru jej puszczać.
- Odwal się ode mnie! – Krzyczała. – Nic ci nie zrobiłam!
- Nic?! Czepiasz się mnie od samego początku.
- Odbiłaś mi chłopaka suko! – Coraz bardziej się denerwowałam. Nie miałam pojęcia co z tego wyniknie, a nie chciałam wylądować w szpitalu.
- Sam z tobą zerwał. – Zaczęłam się tłumaczyć, ale nie potrzebnie. Ona na pewno na to nie zasługiwała.
- Proszę ciebie, zerwał bo mu namotałaś w głowie. – Zaśmiała się. – Zresztą to już nie ważne. Zaraz do siebie wrócimy, a ty dalej będziesz sama.
- Tak. Pasujecie do siebie wiesz? Oboje jesteście bez uczuć! Oboje jesteście zakłamani, tylko szkoda, że nie wiedziałam o tym wcześniej.
Chciałam wstać i ją zostawić. Myślałam, że robię dobrze. Jednak się myliłam. Rzuciła się na mnie i znowu mną szarpała. Chciałam odpuścić, a ona mi nie darowała. Nie byłam dłużna, skoro chciała więcej to proszę bardzo. Tylko, że ktoś zaczął nas od siebie odciągać.
- Puszczaj! – Wyrywała się z rąk jakiegoś chłopaka. Mnie także ktoś trzymał i nie byłam z tego zadowolona. Chciałam to jeszcze dokończyć. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam kim jest mój „wybawiciel”. Loczek w skórzanej kurtce.
- Co ty tu do cholery robisz?! – Krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Ratuje cię, zanim przyjedzie tu policja. – Powiedział spokojnie i zaczął mnie odciągać. Złapał mnie za rękę i prowadził do wyjścia. Chciałam mu się wyrwać, ale na to nie pozwalał. Dosłownie wrzucił do jakiegoś samochodu i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić odjechał.
- Co tu się dzieje?! – Byłam na niego wściekła. Nie mógł tak postąpić, nie byłam dzieckiem. Byłam pełnoletnia i mogłam robić co mi się podoba.
- Policja już jedzie, ktoś zgłosił bójkę. – Uśmiechnął się chytrze. – Twoja przyjaciółka jest w dobrych rękach. ?
- Jakich rękach? – Zmrużyłam oczy.
- Mój kolega ją zabrał. – Uśmiechnął się. – Wiem, że to dość dziwnie wygląda. Tylko, że nie chce abyś spędziła kolejnego dnia na posterunku.
- Może jeszcze mam ci dziękować?
- Twoja urażona duma by tego nie zniosła, prawda? – Zaśmiał się.
- Nie mam żadnej urażonej dumy Harry. Tylko sama umiem za siebie zadecydować i nie musiałeś mnie stamtąd wyprowadzać.
- Wiem. – Uśmiechnął się.  
Nie było bezsensownego gadania ani wykładów na temat tego wszystkiego. Odwiózł mnie do domu i mogłam spokojnie pójść spać. Wzięłam długi prysznic i zamknęłam się w pokoju. Kiedy tam weszłam wszystko wyglądało jakoś inaczej. Księżyc, który wpadł do pomieszczenia rozświetlił je. Nie było sensu zapalać lampki. Usiadłam na parapecie i patrzyłam co się dzieje na zewnątrz. Żadnej żywej duszy. Wszędzie pusto i ciemno.
****
Byłam pewna, że śpię jakieś dziesięć minut. Spojrzałam na zegarek i byłam nieco zdziwiona. Było południe. Mój telefon zaczął wibrować. Odczytałam wiadomość, która była od mojej rodzicielki. Miało jej nie być cały dzień…sprawy służbowe. Nie wnikałam w to wszystko, bo niezbyt mnie to interesowało. Podniosłam głowę do góry i myślałam, że zaraz zemdleje. Strasznie mi się w niej kręciło. To wszystko było spowodowane dwoma tabletkami, których wczoraj nie wzięłam. Nie miałam ochoty iść z powrotem na dół i ich szukać. Najwidoczniej miały duże znaczenie, skoro tak kiepsko się czułam. Nawet się nie przebierałam. Zeszłam w krótkich spodenkach od piżamy i bokserce. Myślałam, że jestem sama. Skoro mama wyszła to to było raczej logiczne. Niestety wiele osób lubi wchodzić bez pukania.
- Musimy porozmawiać. – Usłyszałam od razu kiedy mnie zobaczył. Żadnego wytłumaczenia dlaczego wszedł jak do siebie. Nic.
- Mówiłam ci coś na ten temat. – Zaczęłam iść, a raczej się wlec do kuchni. Tam miałam coś co od razu mogło postawić mnie na nogi. Sięgnęłam po szklankę i ostrożnie nalałam do niej wody.
- Byłem idiotą, wiem. Dalej nim jestem, ale musisz coś wiedzieć.
- Nie zaprzeczę, ale nie mam ochoty ciebie słuchać.
- Coś się dzieje? Dlaczego bierzesz lekarstwa? – Zmienił temat i zaczął się o wszystko wypytywać. Tak jakby to go interesowało. Stanął obok i obserwował moje ruchy. Nie powiem, było to trochę nie komfortowe.
- Nie powinno cię to obchodzić. – Syknęłam.
- Przepraszam, naprawdę cię przepraszam. – Nie mogłam za nim nadążyć. Raz mówił o czym innym, a zaraz zmieniał temat. Denerwowało mnie to.
- Słuchaj, nie mam zamiaru z tobą rozmawiać. Zrobiłeś co zrobiłeś i tego nie odkręcisz. Nie mam zamiaru tego słuchać i proszę nie nachodź mnie więcej.
- Daj mi tylko pięć minut, potem pójdę. Proszę.
Połknęłam tabletki, ale na rezultat musiałam trochę poczekać. Czułam się coraz gorzej i chciałam aby w końcu mi ulżyło. Co do Nialla. Nie wiedziałam czy mam mu dać te pięć minut. Bo co jeśli mnie zbałamuci i znowu wszystko będzie jednym wielkim kłamstwem? Usiadłam w salonie i pozwoliłam mu mówić. Próbowałam na niego nie patrzeć, bo wtedy bym uległa jeszcze bardziej.
- Masz cztery minuty. – Pośpieszyłam go.
- Tak naprawdę nie wiem od czego mam zacząć…Chodzi o to, że wtedy w parku. Spotkaliśmy się pierwszy raz, nie wiedziałem kim jesteś. Spodobałaś mi się Charlie. Tylko, że wcześniej mieliśmy małą imprezę. Byłem pijany i wiesz jak to na imprezach.

- No nie za bardzo. – Mruknęłam.
- Co roku coś się dzieje. Ktoś się z kimś zakłada o różne rzeczy. Zawsze byłem temu przeciwny, ale wtedy się założyłem. Wiedzieliśmy, że do szkoły ma przyjść nowa. Zakład był prosty, a ja się zgodziłem. Na drugi dzień nic nie pamiętałem, ale umowa została i mnie zobowiązała.
- Na czym ona polegała? – Musiałam się o to spytać. Chciałam wiedzieć.
- Musiałem z tobą być…przez cały czas, aż do imprezy. Potem cię tam przyprowadzić i po prostu ośmieszyć. Nie chciałem tego, zakochałem się w tobie i nie mogłem nic zrobić. Próbowałem ci to powiedzieć, ale nie potrafiłem.
- Gdyby nie Rose dalej bym z tobą była głównie przez zakład? – Głos mi się łamał. Nie wierzyłam w to co słyszę. Bawił się mną, tak po prostu. Ja mu zaufałam, a on to wykorzystał.
- Nie. Powiedziałbym ci. Nie mógłbym cię zranić Charlie.
- Już to zrobiłeś. – Wycierałam łzy, jedną za drugą. Było mi cholernie przykro. – Zakład jest nieważny, dowiedziałam się. Nie przyprowadzisz mnie tam i nie ośmieszysz. Co za to dostaniesz?
- Wszyscy się dowiedzą, ale to nie jest ważne.
- Powiedz. – Nalegałam. – Dokończ tą badziewną historię i daj mi w końcu spokój.
- Dowiedzą się, że Harry jest moim bratem…
To co usłyszałam mnie zamurowało. Nawet się nie odezwałam, nie mogłam. Musiałam to wszystko sobie poukładać. Harry…Harry Styles i Niall. Byli braćmi. Jeszcze to do mnie nie docierało, nie mogłam tego do siebie dopuścić. Tylko dlaczego robili z tego taka tajemnicę? Wstydzili się siebie nawzajem? Nie miałam pojęcia, ale nawet o to nie spytałam. Bez słowa zamknęłam się w łazience i siedziałam tam dobre pół godziny. Nie wiem dlaczego tak postąpiłam. Jednak wiedziałam jedno, nie miałam ochoty rozmawiać z blondynem. Nie teraz. Zastanawiałam się także nad tym całym zakładem. Wszystko było po to aby się niczego nie dowiedzieli. To było podłe, bo grali na moich uczuciach. Nie tylko Niall, ale i inni. Wszystko po to aby się dobrze bawić.

Kolejny w sobotę (12-13)
Jeśli będzie 30 komentarzy ( ale nie krótkich :D )

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Moment For Me Rozdział 41


                       Było mi cholernie niewygodnie. Cały czas czułam jakbym leżała na czymś twardym, nie na własnym łóżku. Wszystko mnie bolało, a szczególnie prawa ręka. Nie miałam ochoty otwierać oczu, ale słyszałam jak coś pika. Denerwowało mnie to, ale nie mogłam się zmusić aby wstać. Byłam cholernym leniem, co czasami strasznie mi przeszkadzało. Szczególnie w takich sytuacjach jak ta. Nie pamiętałam jak wróciłam do domu co było strasznie dziwne. Tak jakby się napiła, ale przecież nic takiego nie miało miejsca. Czułam pewną pustkę w głowie, ale może dalej śniłam? Usłyszałam głośny huk. Oderwałam się, ale nie byłam we własnym pokoju. Nie byłam nawet we własnym domu. Białe ściany, a po prawej stronie maszyny monitorujące prace serca. Znajdowałam się w szpitalu. Leżałam na cholernym szpitalnym łóżku. Nie miałam pojęcia jak się tu znalazłam. Byłam przerażona i zdenerwowana. Skoro już tam byłam to mogło oznaczać tylko jedno. Jest ze mną coraz gorzej.
- Jak się czujesz kochanie? – Raptownie odwróciłam swoją głowę w lewą stronę. Moja rodzicielka wyglądała na strasznie zmęczoną, miała wory pod oczami. Nie sądziłam, że ktoś ze mną jest w sali. Nawet nie wyczułam jej obecności.
- Jak ja się tu znalazłam? – Z wielkim trudem słowa przechodziły mi przez gardło. Cholernie mnie bolało, tak jakbym miała coś w środku.
- Zemdlałaś rano więc zadzwoniłam na pogotowie. Potem zrobili ci dodatkowe badania, ale nie martw się jesteś naprawdę pod wspaniałą opieką medyczną.
- Kiedy wyjdę? – Dalej skrzypiałam. Dosłownie jak stara szafa.
- Nawet jutro. – Usłyszałam głos starszego mężczyzny. Jednak był nieco inny od tego, który mi o wszystkim powiedział. – Wyniki są bardzo dobre, czekaliśmy tylko aż się obudzisz.
- A co z moim sercem? – Każde pytanie odbierało mi dużo siły.
- Nie jest najgorzej. – Uśmiechnął się. – Teraz chciałbym porozmawiać z twoją mamą, a ty odpocznij.
Oboje wyszli, a ja zaczynałam się uspokajać. Może dzięki temu, że jakaś kobieta podłączyła mnie do drugiej kroplówki? Nie do końca wiedziałam, czy to jest właśnie ta przyczyna. Jednak byłam zadowolona, bo z każdą minutą bolało mniej. Obróciłam głowę w drugą stronę i gapiłam się w monitor komputera. Nie do końca wiedziałam co jest na nim pokazane, na pewno tętno, ale co jeszcze? Kiedyś nawet chciałam zostać lekarzem, ale szybko się poddałam. Mianowicie nie potrafiłam poskładać lalki w całość, ale chyba była zbyt stara. Dawniej wszystko wydawało się strasznie proste, ale teraz nie da się spojrzeć na to wszystko oczami dziecka. Nie umiem, nie potrafię, nie mogę. To by była ucieczka przed tym wszystkim co się teraz dzieje, a przecież nie wolno nam uciekać. Trzeba było się z tym wszystkim zmierzyć.
- Może pan wejść tylko na chwilkę, dosłownie na sekundę. – Nie widziałam kto wchodzi, ale starałam się nie ruszać. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Czułam jak nieznajomy podchodzi i siada obok mnie. Kiedy dotknął mojej ręki wiedziałam kim jest. Blondyn nic nie mówił, tak jakby myślał że śpię. W prawdzie o to mi chodziło, ale nie mógł mieć stu procentowej pewności. Poczułam jak jego miękkie usta dotykają mojej dłoni. Nie puścił jej nawet na chwilę, a ja nawet nie mogłam jej zabrać. Nie chciałam, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Chciałam ścisnąć jego rękę, ale wtedy bym się poddała. Zrozumiałby, że naprawdę mi na nim zależy. Nie chce aby tak myślał, nie po tym co zrobił. Nawet jeśli mu to w jakikolwiek sposób powiedziałam wyprę się tego, bo nie chce aby poczuł się dowartościowany. Powinien cierpieć, ale nie potrafię go skrzywdzić. Bo niby jak mam to zrobić? Nie dam rady, nie mogę.
- Cześć. – Był przygnębiony? Tak to odczułam, jego glos był szorstki.
- Nie wiem czy powinieneś tu przebywać. – Chciałam wstać i wyjść. Nie miałam ochoty słuchać ich kłótni. Jednak z drugiej strony byłam zdziwiona, że Naomi tutaj przyszła. W końcu w ostatnich dniach była zupełnie od nas odcięta.
- Tak, wiem co narobiłem. Jasne?
- No ok. A teraz proszę idź już. – Jej głos był błagalny.
- Naprawdę nie chciałem, to wszystko tak jakoś wyszło. – Dotknął mojej dłoni po raz ostatni wstał. Było mi ciężko, bo przecież mogłam się odezwać. Tylko po co?
- Zawsze tak wychodzi prawda? Samo, nie chcąco. Tylko dziwne, bo od samego początku wiedziałam, że ta twoja miłość jest fałszywa.
- Nie możesz nic mówić. Nie wiesz co czuje. Wszyscy uważają, że wiedzą wszystko. Tylko, że się mylą.
- Olśnij nas. – Zaśmiała się. – Powiedz, że nie chciałeś jej zranić.
- Nie chciałem. Możesz wierzyć albo nie.
- Nie wierze i nigdy nie uwierzę. Na pewno nie takiej żmii jak ty.
Usłyszałam głośny huk i drgnęłam. Jednak dalej udawałam, że śpię. Nie miałem pewności, że w sali jestem tylko z Naomi. Zresztą sama nie wiedziałam czy mam ochotę na jej towarzystwo. Chociaż chciałam dowiedzieć się co jest między nią a Harry. Dlaczego się z nim wtedy spotkała. Dziwił mnie też fakt, że blondyn tu przyszedł. Przecież miał jechać do Miami i to w dodatku z Rose.
- Wiem, że nie śpisz. – Usłyszałam głos. Odwróciłam się w jej stronę, a ona zaczęła się dziwnie uśmiechać. Nie wiedziałam o co chodzi.

- Czemu się tak na mnie patrzysz? – Spytałam w końcu.
- Miałam racje, dobrze o tym wiesz.
- Miałaś, ale proszę oszczędź tego gadania.
- Ale tylko dlatego, że leżysz w szpitalu. – Uśmiechnęła się chytrze.
- Dlaczego nie poleciał do tego Miami? – Nie byłam pewna czy Naomi wie o wszystkim, ale musiałam się spytać. Byłam zbyt ciekawa aby tak to zostawić.
- Niall? Był w weekend. – Kiedy to usłyszałam lekko mnie zamurowało. Jeśli już tam był, to oznaczało że jestem w tyle czasowym? To brzmiało trochę dziwnie, ale wtedy tak się czułam. Tak jakbym się cofnęła o kilka dni. Może faktycznie tak było?
- Powiedz mi ile ja już tu leże.
- Piąty dzień…zaraz ty nie wiesz? – Przysiadła się bliżej i patrzyła się jak na wariatkę.
- Jutro jest czwartek tak? – Spytałam po cichu. – Co mi się tak naprawdę stało?
- Zemdlałaś w domu. Twoja mama mówiła, że zeszłaś na śniadanie i upadłaś. Leżałaś w śpiączce a dzisiaj się dowiedziałam, że już się obudziłaś. Przychodziliśmy codziennie, praktycznie zawsze ktoś przy tobie był. Nawet Harry.
- Dziękuje. – Uśmiechnęłam się.
*** Z perspektywy Nialla ***
Nie mogłem uwierzyć, że byłem w stanie jej to wszystko zrobić. Chciałem cofnąć czas. Jednak to było nie możliwe. Gdyby jednak się dało zrobiłbym wszystko, aby do niczego nie doszło. Mogłem być mądrzejszy i o nic się nie zakładać. Jednak nie zrobiłem tego, wtedy nie myślałem. Byłem zbyt piany aby siebie kontrolować. Siedziałem przed szpitalem i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nie wiedziałem dlaczego tak to wszystko przeżywam, ale to była dla mnie kara. Za to co zrobiłem. Cały czas miałem poczucie winy a zwłaszcza od dnia w którym jej to wszystko powiedziałem. Nawet pobyt w Miami nie polepszył mi humoru. Zresztą nic w tym wyjeździe nie było fascynującego. Rose cały czas się do mnie przymilała, a ja miałem jej dosyć. Miałem ochotę jej coś zrobić, ale to by było nie właściwe. Chociaż zawsze mogło jej się stać coś przypadkiem prawda? Wsiadłem do swojego Range Rovera i ruszyłem. Moim kolejnym celem był dom Harrego. Tak, wiem dość dziwne. Jednak miałem mu przekazać dziwnie dużą kopertę od ojca. Był już u nas dwa razy. W ciągu tych pięciu dni. Nie mogłem w to za bardzo uwierzyć i dalej nie mogę. Był moim bratem, ale to nic nie oznaczało. Geny to nie wszystko, prawda? O naszym pokrewieństwie dalej nie wiedziało dużo osób. Myślałem, że tak zostanie. Jednak to żaden wstyd mieć brata…Harrego Stylesa.
Otworzyłem drzwi do jego mieszkania i raptownie je zamknąłem. Kazał mi wejść do środka, ale trochę mnie to krępowało. Nie wiedziałem dlaczego, ale czułem się dość dziwnie w jego domu. Mogłem myśleć, że mnie pobije. Przecież zraniłem Charlie. Jednak wszystko sobie wyjaśniliśmy. Dziwne prawda? Jednak nawet mnie zrozumiał, przynajmniej tak to odebrałem. Wszedłem dalej i o dziwo mieszkał dość przyzwoicie. Rozglądałem się po wnętrzu i zastanawiałem się jak sobie z tym wszystkim poradził. Sam, bez rodziców. Nie wiedziałem co się stało dokładnie. Nie powiem ciekawiło mnie to, ale to przecież nie mój interes.
- Cześć. – Jego zachrypnięty głos rozniósł się po całym mieszkaniu.
- Ojciec kazał ci to przekazać. – Położyłem kopertę na stoliku i zacząłem się nieco denerwować. Nie wiedziałem jak mam się zachowywać gdy jesteśmy sami. Było to jeszcze bardziej krępujące niż fakt, że jestem w jego mieszkaniu.
- Dzięki. – Burknął. – Charlie się obudziła.
- Wiem, przed chwilą stamtąd wróciłem.
- Rozmawiałeś z nią? – Zadał to pytanie tak jakby się bał. Nasza rozmowa była dość dziwna, tak jakbyśmy się nie znali.
- Nie. – Odpowiedziałem krótko i zacząłem iść w stronę wyjścia. Nie chciałem nawet aby mnie zatrzymywał. Nie mieliśmy o czym rozmawiać więc niby po co? Rzuciłem krótkie „cześć” i wyszedłem na zewnątrz. Bolała mnie myśl, że teraz Harry będzie miał z nią lepszy kontakt niż ja. Cały czas tylko mi o to chodziło, aby ona się z nim nie spotykała. Byłem zazdrosny? Możliwe, ale w końcu miałem o kogo. Wyłączyłem swój telefon i pojechałem w stronę klubu. Miałem ochotę się napić i chociaż na chwilę o tym wszystkim zapomnieć. Nie obchodziło mnie to, że jutro musiałem znowu wstać i iść się uczyć. Nic mnie nie obchodziło. Chciałem tylko o tym na chwilę zapomnieć. Zaparkowałem najbliżej wejścia i wszedłem do środka. Nie było tłumów, co mnie ucieszyło. Chciałem pobyć sam, a nie stać w przepychu i czekać w kolejce na głupiego szota. Usiadłem naprzeciwko barmana i złożyłem zamówienie. Wypiłem może z trzy kolejki, ale ciągle było mi mało.
- Dziewczyna? – Spytał. Zacząłem się rozglądać, ale najwidoczniej mówił do mnie. Jako jedyny siedziałem przy barze. – Chodzi o dziewczynę?
- Tak jakby. – Mruknąłem.
- Moja rzuciła mnie miesiąc temu, byliśmy razem dwa lata.
- O co poszło? – Mało mnie to obchodziło, ale skoro zaczął mówić to może chciał się wygadać.
- Wróciłem wcześniej z pracy i zastałem ją z kochankiem. Mało przyjemny widok. – Zaśmiał się.
- Na całe szczęście mnie to nie spotkało. – Uśmiechnąłem się.
- Jakiś powód musisz mieć. Wiesz pijesz sam, a to dość podejrzane.
- Powiedzmy, że zrobiłem coś strasznie głupiego. Nie da się tego odkręcić, a dziewczyna którą kocham mnie znienawidziła. Wszystko źle wyszło, a ja nie potrafię tego wytłumaczyć.
- Zawsze jest jakieś wyjście wiesz? – Polał mi kolejnego drinka.
- Nie ma, z tego się nie da wybrnąć.
- Jak będziesz myślał w ten sposób to do niczego nie dojdziesz. Skoro ją kochasz to musisz o nią walczyć.
- Nie wiem czy to ma sens. Co jeśli ona nic do mnie nie czuje?
- Nie masz pewności, prawda?
- Nigdy mi tego nie mówiła, nigdy bezpośrednio. Zresztą ja też nie.
Porady barmana były jak rozmowa u psychologa. Dosłownie. Każdy mógł się jego poradzić i wypłakać. Chociaż tego drugiego nigdy nie robiłem. Nie miałem powodu do płaczu. W klubie siedziałem prawie do północy, a potem wróciłem z Zaynem. Oczywiście do niego, ale byłem przytomny. Nie napiłem się tak, aby się zataczać. Jednak gdybym wiedział, że Perrie będzie u niego nigdy bym się nie posunął do tego, aby u niego zostać. To była wspaniała dziewczyna. Jednak w tym momencie wiedziałem czym się skończy. To była okazja w której mogła się dobrowolnie nagadać. O tym wszystkim co zrobiłem źle i jak postąpiłem. To jak wytykanie czyichś błędów, ale miałem już tego dosyć. Oczywiście zaczęła na mnie krzyczeć, a ja nie wiedziałem dlaczego.
- Nie rozumiem ile razy będę do ciebie to mówić?! – Darła się, a mi pękała głowa. Miałem jej dosyć.
- A ja nie rozumiem ile będziesz się na mnie drzeć? Wiem jak postąpiłem, jasne?
- Nie! – Krzyknęła. – Nie wiesz. Nie masz pojęcia co zrobiłeś. Złamałeś jej serce, rozumiesz? Ona przez ciebie teraz cierpi i ty nie wiesz co to znaczy!
- Oj zamknij się już. – Zacząłem się śmiać, sam nie wiedziałem dlaczego.
- Rób sobie co chcesz, ale wiedz jedno. Zerwałeś ten cały popieprzony zakład więc nie dość, że Charlie się o nim dowiedziała ty będziesz mieć przesrane z drugiej strony. – Nie miała prawa zaczynać tego od tej najgorszej strony. Wiedziałem co mnie czeka i nie musiała mnie o tym znowu informować. Zakład został zerwany a to oznaczało, że miałem kłopoty. Jednak to był teraz mój najmniejszy problem.
- Nie ma dowodów, jasne?
- Błagam cię. – Zaśmiała się. – Wszyscy już o tym wiedzą. Teraz wystarczy czekać do imprezy na której po prostu zginiesz. Nie będziesz już ideałem Niall.
- Stop! – Zayn chyba miał już tego dosyć. Ledwo co wszedł i już był wściekły. Nie dziwię się jemu, w końcu ile można tego słuchać. W kółko i w kółko. Poszedłem do pokoju w którym zazwyczaj śpię. Zrzuciłem z siebie wszystkie ubrania i położyłem w samych bokserkach. Miałem ochotę na długi sen, w którym nikt mi nie przeszkodzi. Nie będzie tam żadnych krzyków Perrie, ani gderania Naomi.

Wybaczcie, że tyle czekaliście.
Kolejny w środę, o tej samej godzinie. ( 19-20 )
Komentujcie :)

środa, 23 kwietnia 2014

Moment For Me Rozdział 40


                                                                           Starałam się o tym wszystkim nie myśleć, ale to było zbyt ciężkie. Kiedy byłam w towarzystwie innych ludzi naklejałam na twarz sztuczny uśmiech, tak aby nie było widać moich „problemów”. Nie miałam się z czego cieszyć. Za chwilę miałam wejść do gabinetu lekarskiego. Wcześniej zaś dowiedziałam się o wynikach z konkursu. Miałam cichą nadzieje, że może jednak coś wygram. Jednak nagroda była tylko jedna, a kto ją wygrał? Nie chce nawet wymawiać tego imienia. Określenie i miano wrednej suki z liceum już miała. Wystarczy tylko to, a każdy wie o kogo chodzi. Nie widziałam jej pracy, ale skoro wygrała musiała być niesamowicie zdolna. Chociaż nigdy jej nie widziałam w pracowni artystycznej. Dziwne, nieprawdaż? Z samego rana dostałam telefon od miłej pani z recepcji. Kazała się wstawić po odbiór badań. Jakby nie mogli znowu ich przesłać, przecież to by było prostsze. Korytarz był pusty, a ja siedziała tam już jakieś czterdzieści minut. Kazali czekać, więc czekałam. Nie miałam innego wyjścia.
- Pani Rivers. – Kobieta promiennie się uśmiechnęła i kazała wejść do środka. Tak też zrobiłam. Gabinet był cały biały, mdliło mnie na ten widok. Od razu mi się kojarzył ze strzykawkami. Brrr.
- Jest pani sama? – Usiadłam naprzeciwko mężczyzny, który miał przyczepioną plakietkę ze swoim nazwiskiem. Był doktorem, którego o dziwo nigdy wcześniej nie widziałam. Miał może czterdzieści lat, a na jego głowie były tylko czarne gęste włosy, bez siwizny. 
- Tak. Tylko mam prośbę. Proszę mi mówić po imieniu, nie jestem aż tak stara. - Nie lubiłam, kiedy wszyscy tak do mnie mówią. Pani. Pani. Byłam tylko dziewczyną, która miała skończone osiemnaście lat, a nie kobietą w podeszłym wieku.
- W porządku Charlie. – Uśmiechnął się. – Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.
- Chodzi o wyniki badań? Nie rozumiem dlaczego miałam je powtarzać?
- Chcieliśmy się upewnić w pewnej sprawie. Na początku myślałem, że to jakieś nieporozumienie. Jednak kiedy je powtórzyłaś wszystko się zgadzało.
- Do czego pan zmierza?- Byłam zaniepokojona. Czy to oznaczało, że byłam poważnie chora? Oczywiście, zdarzało mi się omdleć. Jednak to było nic poważnego. Zasłabnięcia i tylko tyle. Żadnych wymiotów, gorączki, nic innego.  
- Jest osoba, która mogłaby być przy tobie?
- Tak. Tylko, moja mama pracuje. Wolałam jej oszczędzić niepotrzebnych wizyt w szpitalu.
- Obawiam się, że to będzie nie możliwe. Wolałbym, abyś jednak przyszła z nią tutaj.
- Panie doktorze, proszę mówić. – Chciałam się jak najszybciej dowiedzieć i wyjść. Zaczynało mi się robić niedobrze od tego zapachu. Miałam prawo się dowiedzieć, co mi dolega. Nie byłam przecież już dzieckiem.
- Twoja choroba jest bardzo skomplikowana, mianowicie masz niewydolność serca.
- Słucham? – W tamtym momencie nie wiedziałam co się dzieje. Lekarz, który siedział naprzeciwko mnie zaczął mi wszystko tłumaczyć. Jednak wcale go nie słuchałam. Wiedziałam co to za choroba, wiedziałam z czym się wiąże. Siedziałam i cała się trzęsłam, nie mogłam się uspokoić. Łzy same napływały mi do oczu. Zaczęłam żałować, że przyszłam tu sama.
- W najgorszym przypadku będzie potrzebna transplantacja serca.
- To znaczy, że umieram? – Wyjąkałam.
- Musisz brać odpowiednie leki o wyznaczonej porze. Jeśli wszystko będzie dobrze, wszystko powróci do normy. Trzeba tylko czasu.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie. – Syknęłam. – To wszystko prowadzi do śmierci, mogę umrzeć w każdej chwili prawda?
- To jest niewykluczone. Twoje serce nie jest tak silne jak kiedyś. Jednak będziemy o nie walczyć.
Siedziałam tam ponad godzinę. Truł mi o tym wszystkim, jak to wszystko przebiega. W pewnym momencie miałam ochotę wyjść i nie wracać. Miałam już dość jego wyrazu twarzy i tego w jaki sposób do mnie mówił. Wkurzał mnie i to bardzo. Cały czas powtarzał, jakie to ważne, abym następnym razem przyszła tu z kimś z rodziców. Był jeden problem, nie miałam ich. Miałam tylko mamę, zapracowaną mamę. Która także czasami nie wytrzymywała. Wiele razy kiedy wstawałam w nocy słyszałam jej płacz, ale nigdy nie reagowałam. Uważałam, że człowiek musi to wszystko z siebie wyrzucić. Wtedy musi być sam i sobie to wszystko poukładać. W Londynie już tego nie zauważyłam, nie słyszałam po nocach jej płaczu. Tak jakby poukładała to wszystko dzięki przeprowadzce. Może tam zostawiła wszystkie swoje problemy. Skulona siedziałam na jednym ze szpitalnych krzeseł. Nie chciałam wracać do domu i się fałszywie uśmiechać. Tutaj za pewne nikt nie miał zamiaru mnie szukać. Potrzebowałam samotności. Nie wiedziałam jak mam powiedzieć o tym wszystkim mojej rodzicielce, bałam się. Nie chciałam jej martwić i może nie powinnam. Jednak to w końcu moja mama, powinna wiedzieć. Sama nie wiedziałam co będzie dobre. Mówienie jej o tym czy milczenie.
*** Z perspektywy Harrego ***
Wieści szybko się rozchodzą nie tylko w małym mieście. Mimo tego, że Londyn był wielki tutaj także wszystkie można było się dowiedzieć w dwie sekundy. Rose chwaliła się wszystkim na prawo i lewo. Tylko byłem ciekawy ile z tego wszystkiego było prawdą. Chciałem się tego wszystkiego dowiedzieć, ale byłem zbyt zajęty. Czym? Bzdetami, albo i nie. W tamtym momencie musiałem pomóc Naomi. Coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy. Tylko nie w intymnym sensie. Była dla mnie przyjaciółką, którą niedawno poznałem. Kiedyś nawet bym nie pomyślał, że to właśnie z nią będę tyle rozmawiał.
- Naprawdę nie wiem co mam robić. – Przez ostatni czas była przygnębiona. Nie dało jej się nawet rozśmieszyć. Problem tkwił bardzo głęboko, mianowicie chodziło o jej rodziców. Głównie o ojca.
- Nic już nie zrobisz, po prostu musisz to przeczekać.
- Tylko, że to nie jest takie proste. Sam dobrze o tym wiesz.
- Tak, dlatego właśnie rozmawiasz ze mną. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze ci pomogę, choćby nie wiem co. Cokolwiek by się działo masz od razu do mnie dzwonić, jasne?
- To brzmi jak pożegnanie. – Skrzywiła się.
- Tak, do jutra. – Uśmiechnąłem się niepewnie.
- Też powinnam już iść. Mam tylko jeden wielki dylemat.
- Dalej im nie powiedziałaś? – Byłem zdziwiony. Po to miała przyjaciółki, aby z nimi rozmawiać. Obiecała, że powie. Jednak nie powiedziała kiedy.
- Nie i nie wiem jak mam to zrobić. Same mają problemy, a ja im tylko ich dołożę. Nie chce być ciężarem, dla nikogo.
- Nie jesteś, a na pewno nie dla nich. Nie wierze, że to mówię. Ale chyba właśnie na tym polega przyjaźń. Trzeba sobie zaufać, prawda?
- Tak, tobie zaufałam.
****
Do domu wróciłem nieco później, niż się tego spodziewałem. Wszystko przez jakiś wypadek w centrum miasta. Stałem w korkach może jakieś dwie godziny. Nienawidzę tego. Czekanie w samochodzie i słuchanie klaksonów to najgorsze co może być. W mieszkaniu panował straszny bałagan. Na środku korytarza stały trzy walizki, a na górze ktoś coś przestawiał. Codziennie ktoś lub coś mnie zaskakuje. Tylko tym razem miałem nadzieje, że to będzie miła wiadomość.
- Halo! – Krzyknąłem. – Jest tu kto? Lou!?
- Tutaj! - Poszedłem w stronę salonu, skąd dobiegał jego głos. Siedział na podłodze i przewracał w papierach. – Widziałeś mój paszport?
- Nie. Po co ci paszport? – Zgasiłem jedną z lampek nocnych. Chyba zapalił wszystkie żarówki jakie tylko można było. Usiadłem na kanapie i czekałem na jakąkolwiek odpowiedź.
- Wylatuje do Meksyku. – Oznajmił ze spokojem, a ja byłem nieco zmieszany. Zacząłem się śmiać, ale kiedy popatrzył na mnie z tą swoją wściekłą miną od razu mi się tego ode chciało.
- Nie rozumiem, wybacz. – Uśmiechnąłem się.
- Tam jest Eleanor Harry. Wiem to, jestem przekonany.

- Dalej bawisz się w detektywa? – Byłem już tym wszystkim poirytowany. Cały czas o tym gadał. Na jaki trop wpadł, a w pokoju miał wielką mapkę z miejscami gdzie mogli ją przetrzymywać. To była jak jakaś choroba, której nie do końca rozumiałem. Jednak to chyba nazywa się miłość.
- Nie odpuszczę, dobrze o tym wiesz.
- Masz pewność? Przecież może jej tam nie być. W ogóle kto ci dał taką informacje? Ile musiałeś zapłacić co? – Zaczynałem się wkręcać w tą całą irytującą rozmowę.
- Nic nie zapłacił. Ona tam jest i to jest pewne. – Vanessa zeszła z kolejnymi walizkami. To mogło oznaczać tylko jedno. Wyjeżdża razem z Lou.
- Ah, no tak. Mogłem się domyśleć, że to ty mu ciągle mieszasz w głowie.
- Teraz ty się mnie czepiasz? Może wy się zamieniacie ciałami co? – Zaśmiała się. – Pierw Lou się wkurza, teraz ty. Może na mnie kolej?
- Dobra przestańcie! – Lou zerwał się z podłogi. – Musimy już iść, bo zaraz odleci nasz samolot.
- Nie jest za późno? – Było kilka minut przed północą, a przecież mogli wylecieć na drugi dzień. Skoro tak bardzo chcieli…Jednak ja byłem i tak temu przeciwny. Wiedziałem, że nic nie znajdą. Nikogo.
- Jutro będzie za późno. – Szorstki głos Nessy zniechęcił mnie do jakiegokolwiek słowa. Postanowiłem, że w ogóle się nie będę odzywał. Siedziałem i patrzyłem jak panikują czy zabrali wszystko. Jak nakładają na siebie kurtki i mi machają. Uśmiechnąłem się i zamknąłem za nimi drzwi. Miałem cały dom dla siebie, powinienem się cieszyć. Jednak tak nie było.
*** Z perspektywy Charlie ***
- Naprawdę się boje. – Cały czas płakałam. Zdobyłam się na odwagę i jej powiedziałam. Na początku nie mogła uwierzyć, ale kiedy zobaczyła wyniki badań zrozumiała.
- Pójdziemy do innego lekarza Charlie. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Pocałowała mnie w głowę i położyła się obok. Chciała abym zasnęła. Jednak ja nie potrafiłam. Zamykałam oczy, ale nie mogłam zasnąć. To był coś strasznego, cały czas myślałam, że mogę umrzeć. Bałam się tego. Kilka minut potem usłyszałam jak zamyka drzwi. Mogłam w końcu usiąść i spokojnie się nad tym wszystkim zastanowić. Może jednak to była kolejna pomyła? Tylko, że ile można się mylić. Do końca jeszcze to do mnie nie docierało, ale z czasem powinno. Nie mogłam tak dłużej siedzieć, to mnie doprowadzało do szaleństwa. Byłam pewna, że rodzicielka nie zajrzy już do mojego pokoju. Więc wstałam z łóżka i po cichu ubrałam się w „normalne ubrania”. Czarna bluza, czarne trampki, dosłownie cała byłam ubrana w jednym kolorze. Nie brałam nic, nawet telefonu. Chciałam pobyć sama, tak aby nikt mnie nie nękał. Kiedy wyszłam od razu skręciłam w prawą stronę. Nie wiedziałam czemu tam idę, bo przecież w tamtej części mieszkał Harry. W tamtej okolicy kiedyś się do mnie dobierał, to tam mieszkają ci przerażający ludzie. A ja tam właśnie szłam, ubrana jak przestępca. Jednak w tamtej chwili mnie to nie obchodziło. Tylko może nie chciałam być sama? Może potrzebowałam przyjaciela, a w tamtej chwili Harry był tym z którym znowu mogę porozmawiać. Miałam jeszcze Danielle, ale ona też była zajęta swoimi problemami. Skręciłam w kolejną uliczkę, w tą w której mieszkał loczek. Stanęłam przy jednym z murów i przyglądałam się wejściu do jego domu. Miałam ruszyć i tam wejść. Zawahałam się.  Drzwi się raptownie otworzyły, a z nich wybiegł Harry. Był zdenerwowany. Zaczął iść w stronę parku, a ja nie stałam w miejscu. Nawet nie wiedziałam czemu to robię, ale poszłam za nim. Starałam się, aby nie zwrócił na mnie uwagi. To nie było trudne, bo szedł strasznie szybko. Był zbyt poddenerwowany aby dostrzec, że za nim idę. Nie mogłam powiedzieć, że go śledzę. Przecież nic takiego nie robiłam. Prawda?
- Spokojnie. – Podbiegł do jakiejś dziewczyny, a ta od razu rzuciła mu się w ramiona. – Zrobił ci coś?
- Zdążyłam uciec. – Jej głos był niewyraźny. Przepełniony żalem i gniewem. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Jednak z drugiej strony coś mnie trzymało. Czułam, że nie zaszkodzi jeśli jeszcze tu postoję. Nie myliłam się. Kiedy się odwróciła wiedziałam kim jest. Naomi. Tylko co robiła w środku nocy i to jeszcze w towarzystwie Harrego? Zaczęli się oddalać, a ja dałam sobie spokój. Usiadłam na trawie i próbowałam to wszystko złożyć do kupy. To co się działo w ostatnim czasie było dla mnie jednym wielkim szokiem. Od kogo ona uciekała? To było nurtujące pytanie, ale dla mnie ważniejsze było to dlaczego rozmawiała o tym z nim. Przecież miała nas, mnie i Danielle. Postanowiłam, że musimy to sobie wyjaśnić. Wszystko. Każda z nam miała jakieś tajemnice, jednak to nie miało najmniejszego sensu.

Kolejny w sobotę, jeśli będzie 30 komentarzy.
PS. Tylko prosiłabym, aby to nie były pojedyńcze słowa. Tak wiem jestem wymagająca :D

sobota, 19 kwietnia 2014

Moment For Me Rozdział 39



                       Nie było jej w szkole, nie odbierała telefonów. Naomi wcięło, zresztą nie pierwszy raz. Tylko tym razem postanowiłyśmy do niej puść. Stanęłyśmy pod bramą jej wielkiego domu i czekałyśmy, aż ktoś nam otworzy. Byłam zniecierpliwiona, bo ile można czekać.
- Może po prostu jej nie ma. – Danielle zaczęła rozglądać się po podwórku. Oczywiście mogła wyjść, ale dlaczego jej samochód stał przed domem? Byłam przekonana, że ona tam właśnie jest.
- Zaczekajmy jeszcze, może coś się stało.
- Co wy tu robicie? – Aż drgnęłyśmy. Byłyśmy skupione. Nawet nam na myśl nam nie przyszło, że Naomi może tak po prostu zajść od tyłu i nas przestraszyć.
- Przyszłyśmy do ciebie, nie było cię w szkole. – Zaczęłam mówić, a ona tylko wywróciła oczami.
- Co się dzieje?
- Nic, po prostu muszę zostać w domu. – Zaczęła się od nas oddalać i otworzyła furtkę. Chciałyśmy wejść, ale nawet nas nie zaprosiła. Po prostu zamknęła nam ją przed nosem.
- Nie pogadasz z nami?
- Przepraszam, ale nie możecie tam wejść. Zobaczymy się…potem. – Uśmiechnęła się sztucznie i pobiegła dalej. Delikatnie otworzyła drzwi i za nimi zniknęła. Tak jakby miała coś do ukrycia. 
- Rozumiesz coś z tego? – Skrzywiłam się.
- Nie, ale to było dziwne. Bardzo dziwne Charlie.
Wsiadłyśmy do samochodu i odjechałyśmy. Nie sądziła, że odprawi nas z kwitkiem, w końcu byłyśmy ze sobą na tyle blisko, że mogła nam powiedzieć co się dzieje. Nie chciała, albo nie mogła. Jednak ja stawiałam przy tym pierwszym.
- Podrzucić cię do domu? – Spytała, a ja pokiwałam głową. W sumie to nie wiedziałam czy chce tam jechać i znowu sama siedzieć. Jednak z drugiej strony musiałam ogarnąć ten cały burdel, przed powrotem mamy.
- Naomi nie chce nam nic powiedzieć. – Zaczęłam. – W takim razie może chociaż ty coś powiesz? Dlaczego zerwaliście?
- Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś z Niallem? – Uśmiechnęła się chytrze.
- Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie.
- To nie jest takie proste, my po prostu….sama nie wiem. Wtedy trochę mnie poniosło, zaczęłam flirtować z innym kolesiem. Wiem, nie powinnam. Tylko, że byłam piana i nie wiedziałam co robię. Liam to zobaczył i zaczął na mnie krzyczeć. Nie mogłam tego znieść i trochę się posprzeczaliśmy.
- Powiedziałaś mu to? Rozmawialiście w ogóle?
- Tak, ale nic dobrego z tego nie wyszło. – Była bliska płaczu. – Nie wiem jak mam z nim rozmawiać, unika mnie. A jeśli się spotkamy to nie widzę z jego strony żadnego entuzjazm u, tak jakby chciał tego rozstania.
- Nie mów tak. Na pewno się pogodzicie.
- Nawet nie wiem czy już tego chcę. Skoro ma być dla mnie taki szorstki to wolę być sama.
- Żartujesz? – Byłam zdziwiona jej słowami, nie sądziłam, że może coś takiego powiedzieć. – Byliście najcudowniejsza parą i za pewne dalej będziecie.
- Dobra, koniec tematu. Mów co między tobą, a Niallem? – Uśmiechnęła się, ale to był wymuszony uśmiech.
*** Z perspektywy Nialla ***
Nie mogłem uwierzyć, że mój ojciec jest taki chamski. Nawet nie raczył mnie poinformować o pieprzonym bankiecie, na który już zaprosił Rose. Tak, właśnie ją. Gdy tylko to usłyszałem, myślałem że wpadnę w szał. Zacząłem się sprzeczać, że za nic tam nie pojadę. Tylko, że sprawa była dosyć skomplikowana. Ojciec miał spotkanie, które miało być w niedziele. Żeby było jedno, ale nie. Potem miał się spotkać z Harrym na obiadku. Tak bardzo rodzinnie. Wkurzałem się na niego, bo tak nagle sobie o nim przypomniał? Gdybym był na miejscu Stylesa już dawno zerwałbym z nim kontakt. Bo po co komu taki ojciec, który się nie interesuje własnym dzieckiem. Do Miami miałem pojechać w piątek, a wrócić stamtąd w niedziele wieczorem. Kiedy wszystko miało się skończyć. Właściwie to miałem robić za organizatora i pilnować tak aby wszystko grało. Nie rozumiałem dlaczego inni tego nie mogli zrobić, przecież miał do tego ludzi. Byłem w drodze…właściwie to nie wiedziałem gdzie mam jechać. Po prostu chciałem się od niego uwolnić. Na wieść o tym, że ma zostać w domu przez najbliższe kilka godzin mnie odrażało.
- Halo? – Odebrałem telefon, jednak coś przerywało. Nienawidziłem kiedy coś szmera, wtedy jeszcze bardziej się wkurzałem.
- Niall!? – Ktoś po drugiej stronie słuchawki się darł. – Słyszysz?
- Tak, mów. – Wyciszyłem radio i wsłuchałem się w komórkę. – Mówiłem, że to zły pomysł. Tylko, że ona się upiera.
- O co chodzi?- Zayn czasami nie mógł dokładnie wszystkie wyjaśnić. Zaczynał praktycznie od końca, co nie było zbyt dobrym pomysłem.
- Perrie chciała, abyś przyszedł z Charlie na kolacje. Chciała ją bliżej poznać, zresztą nie tylko ona. Wiem, że to za wcześnie. Jesteście ze sobą, praktycznie bardzo krótko…
Zgodziłem się. I tak nie miałem nic innego do roboty, a taka kolacja mogła być całkiem dobrym pomysłem. Chociaż Perrie od początku nie była przekonana co do moich spotkać z brunetką. Trochę się obawiałem, że może wspomnieć coś o zakładzie. Tylko po co by to robiła, w końcu kiedyś sama została oszukana. Teraz jest szczęśliwa i nie ma do nikogo pretensji. To wszystko brzmi, jakbym robił dobrze. Nie jest tak, postępuje źle. Od samego początku, ale nie da się inaczej. Gdybym cokolwiek zrobił wszystko rozsypało by się na drobny mak, a tego na pewno nie chciałem. Zresztą nie tylko ja. Moje relacje z Charlie…wątpię żeby w ogóle jakiekolwiek były. Powinna wiedzieć, ale na pewno nie teraz. Może kiedyś, może w najbliższym czasie. Tylko po co ją ranić? Owszem zasługiwała na prawdę, ale to mogło wiele kosztować. Kolacja miała odbyć się jutro, co mnie cieszyło. Chciałem pobyć z nią dzisiaj sam na sam. Przytulić się do niej i odpocząć od tego wszystkiego. Byłem zmęczony tym wszystkim, ciągłym kłamstwem. Zaparkowałem pod jej domem i zanim cokolwiek zrobiłem musiałem się na chwilę zatrzymać. Czas nie mógł stanąć, ale ja owszem. Mogłem iść i udawać, że nic się nie stało. Tylko, że nie chciałem. To wszystko mogło ja zaboleć jeszcze bardziej, gdyby dowiedziała się od innych. Jeśli bym jej powiedział, może bolało by mniej? Stanąłem przed drzwiami i już miałem zaczynać rozmowę. Nie dałem rady, nie mogłem. Stała uśmiechnięta, ale z każdą sekundą jej wyraz twarzy się zmieniał. Robiła się smutna, bo ja taki byłem. Natychmiastowo się uśmiechnąłem i ją przytuliłem. Na początku czułem, że była zdziwiona tym gestem. Jednak odwzajemniła uścisk i nie puszczała. Może i jestem chłopakiem, który nie jest do końca szczery. Tylko też potrzebuje takiej chwili w której mógłbym odetchnąć. Przy Charlie właśnie tak się czułem, spełniony, szczęśliwy. Mógłbym w ogóle od niej nie odchodzić, potrzebowałem jej. Była dla mnie bardzo ważna, wręcz najważniejsza. Tylko dlaczego zdaje sobie z tego sprawę teraz? Kiedy mogę ją stracić. Nie wieżę, że tak łatwo mi to wszystko uchodzi. To co zrobiłem i to co robię. Mogłem siebie za to znienawidzić.
- Coś się stało? - W jej głosie mogłem wyczuć troskę. Uścisnąłem jej dłoń i jeszcze bardziej do siebie przytuliłem. – Niall?
- Nie, po porostu się za tobą stęskniłem.
- Rozumiem.
- Zayn zaprosił nas jutro na kolacje, chcesz pójść?
- Z przyjemnością. – Uśmiechnęła się.
- W porządku. – To jedyne co mogłem powiedzieć. Nie wiedziałem o czym mam rozmawiać. Cały czas wydawało mi się, że zaraz to wszystko wybuchnie. Postanowiłem wtulić się w dziewczynę i po prostu odpocząć, tak jak zamierzałem to zrobić za pierwszym razem.
*** Z perspektywy Charlie ***
Nie wiedziałam co go tak zmęczyło, ale nie zamierzałam mu przeszkadzać. Spał na siedząco, a ja ledwo się od niego uwolniłam. Trzymał mnie tak, jakbym miałam mu uciec. Nie zamierzałam tego robić, ale widocznie blondyn miał inne zdanie. Podeszłam do okna i obserwowałam jak krople wody ściekają po szybkie. Po pięknej pogodzie nie pozostało śladu, na zewnątrz był okropnie. Na szczęście nie było burzy, tylko sam deszcz. Nie mogłam się doczekać wycieczki do Paryża. Nigdy tam nie byłam, ale zawsze chciałam zobaczyć to miasto w deszczu. Nie wiem skąd to się wzięło, ale takie było moje małe marzenie. Dość dziwne, ale w końcu oryginalne. Drgnęłam. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam jak idzie w moją stronę. Poczułam jego zimne usta no moim obojczyku. Delikatnie złożył pocałunek na moim rozgrzanym ciele i mnie objął.  
- Jesteś dzisiaj taki spokojny. –Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wolisz jak jestem bardziej rozrywkowy? – Szepnął.
- Uwielbiam cię pod każdą postacią.
- Nawet taką? – Po tych słowach zaczął mnie całować. Jego ręce krążyły po moim ciele, a usta błądziły po szyi. Czułam jak z każdym pocałunkiem zostawia po sobie ślad.
- Mhmm. – Mruknęłam.
Obróciłam się do niego przodem i w końcu mogłam zauważyć jak się uśmiecha. Jednak w jego oczach widziałam coś zupełnie innego. Strach? Nie chciał mi o czymś powiedzieć, czułam to. Wiedziałam, że coś jest nie tak. To było do niego nie podobne, zachowywał się inaczej. Niall którego znam śmiał się i nie przestawał uśmiechać. Ten, który stał przede mną nie miał humoru i był przygnębiony. Dłonią dotknęłam jego twarzy, a usta delikatnie musnęłam. Był idealny pod każdym względem. Czułam jak jestem pod wpływem, to co się działo był nie do wyjaśnienia. Mogłabym tak stać godzinami, bez słów. Byliśmy wtuleni w siebie i milczeliśmy. Tak jakby czas się zatrzymał, tylko dla nas. Tylko dla naszej dwójki. Zbliżyliśmy się do siebie, ale w nieco inny sposób. Nasze języki zaczęły współpracować, ale nie było to nachalne i doprowadzające do obrzydzenia. Delikatne pocałunki, które dawały cholernie dużo emocji. Było mi zbyt dobrze, aby to tak wszystko przerwać. Tego wszystkiego nie dało się nazwać zadurzeniem czy zauroczeniem, to było coś niezwykłego. Niestety nie trwało to zbyt długo, jak zawsze coś musiało nam przeszkodzić. Dzwonek do drzwi był denerwujący, a ten ktoś cały czas go naciskał.
- Może to nikt ważny.
- Może, ale muszę otworzyć. – Ostatni raz go pocałowałam i odeszłam. Byłam ciekawa kto się tak dobijał i czego ode mnie chciał. Kiedy otworzyłam drzwi nie mogłam wyjść ze zdumienia. Przede mną stała zmoknięta Rose. Nie miałam ochoty jej znowu widzieć, zwłaszcza teraz. Zaczęłam zamykać drzwi, ale ona była szybsza.
- Wiem, że jest u ciebie Niall. – Uśmiechnęła się chytrze. – Muszę z wami pogadać Charlie.
- Nie mamy o czym. – Spojrzałam na nią z pełną nienawiścią, ale chyba to nie podziałało. Wparadowała do środka pozostawiając po sobie mokre ślady.
- Niall!? – Darła się jak psychiczna. – Musimy pogadać!
- Co ty do cholery tu robisz?!
- Chyba nadszedł czas nie sądzisz? – Usiadła na kanapie i zaczęła się głupkowato uśmiechać.
- Wyjdź! – Blondyn wrzasnął, a ja aż drgnęłam. Serce coraz bardziej mi biło, zaczynałam się bać.
- No powiedz jej w końcu.
- O czym masz mi powiedzieć? – Chciałam spojrzeć mu w oczy, ale to nie było takie proste. Błądził nimi po całym pomieszczeniu, tak jakby bał się natchnąć na mój wzrok. Samo to źle wróżyło, wiedziałam, że coś jest nie tak. Czułam, że nie chce mi czegoś powiedzieć. Tylko co do tego miała Rose?
- Boisz się, że cię znienawidzi? – Zaśmiała się. – Prędzej czy później by musiała kochanie.
- Jeszcze raz powiesz tak do mnie…- Blondyn zaczął się do niej zbliżać, a ona śmiała mu się prosto w twarz. Tylko ja stałam jak ten kołek i nie wiedziałam co mam ze sobą począć.
- To co? Co mi zrobisz Niall? Wiesz dobrze, że nic nie możesz. Nawet twój ojciec mnie uwielbia, dlatego zaprosił mnie na ten bankiet, a nie ją.
- Wyjdź, proszę cię wyjdź stąd! – Blondyn był coraz bardziej wkurzony, byłam pewna, że zaraz wybuchnie. Tak jak taki wulkan.
- Masz ostatnią szansą, mówisz jej czy nie? – Znowu się zaśmiała. Myślałam, że nie wytrzymam i jej coś zrobię.
- Cholera Rose czego ty chcesz?! – Krzyknęłam.
- Czekałam na to. – Wstała i podeszła bliżej mnie. – Niall cię nie kocha, nigdy by nawet na ciebie nie spojrzał. To był zakład kochanie. Czysty zakład.
Na początku myślałam, że to jakiś kiepski żart. Zakład? Niby o co? O to, że się zakocham? Nie ruszyło mnie to, ani trochę. Rose była taka, mieszała wszędzie. Jednak kiedy spojrzałam na blondyna wszystko stało się inne. Cała ta sytuacja została postawiona w zupełnie innym świetle. Siedział na fotelu i nawet nic nie mówił. Głowę podpierał rękoma i nie spojrzał w moją stronę. Miałam nadzieje, że zacznie się śmiać. Tylko, że nic takiego nie miało miejsca.
- Niall? - Mój głos zaczynał się łamać. Blondyn nawet się nie uniósł kręcił tylko głową i coś sobie szeptał.
- Nie chciałem, to nie tak miało wszystko wyglądać.
- Czyli to wszystko to jedno kłamstwo? Kłamałeś…cały czas kłamałeś. – Moje policzki zaczęły robić się mokre. Nie mogłam powstrzymać płaczu, to wszystko działo się tak szybko.
- Nie! – Zaczął się do mnie zbliżać. – To nie tak…naprawdę.
- Wyjdź! Oboje wyjdźcie.
- Przykro mi. Naprawdę. – Ten komentarz z jej strony był zbędny. Wiem, że nie powinnam. Tylko, że nie mogłam się powstrzymać. Z całego serca jej nienawidziłam, a od teraz jeszcze bardziej. Była dla mnie okropną osobą, więc zasługiwało na to samo. Popchnęłam ją i upadła. Była przerażona, ale nie zbyt mnie to obchodziło. Usłyszałam tylko jak drzwi się zatrzaskują i to mnie zadowoliło. Jednak byłam pewna, że wyszli oboje.
- Nie znałem cię kiedy to wszystko się zaczynało. Potem się zakochałem, naprawdę. Było za późno, aby to odkręcić. Charlie, naprawdę przepraszam. To nie tak miało wyglądać…- Niedawno się całowaliśmy, a teraz ode mnie obrywał. Zasłużył na to. Moja ręka uderzyła w jego policzek.
- Myślałam, że to wszystko to coś niezwykłego. Naprawdę się w tobie zakochałam wiesz? Byłam naiwna, ale trudno. Wszyscy mnie przed tobą ostrzegali, kazali się trzymać od ciebie z daleka. Nawet cię dobrze nie znałam, a zaufałam. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko to jedno wielkie kłamstwo. Nigdy się tak nie czułam. – Cały czas płakałam, nie mogłam się opanować.
- Ja… - Urwał. – Nie wiem co powiedzieć.
- Nie musisz. Por prostu wyjdź. Wyjdź stąd i nie pokazuj mi się więcej na oczy. Nie dzwoń, nie pisz. Nic nie rób. Żyj w swoim idealny życiu.
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale go nie słuchałam. Pobiegłam na górę i miałam nadzieje, że mnie zostawi. Z minuty na minutę była coraz bardziej rozdarta. Bolało mnie to. Ten ból był cholernie silny i spowodowany tym, że nawet nie raczył mi sam o tym powiedzieć. Ciekawe czy ją tu też sam przyprowadził. Może ustalili to od samego początku? Tylko, co ja im takiego zrobiłam. Nic. Mścili się za nic. Zakochałam się, a on to wykorzystał. Jednak gdyby przyszła nieco później, mogłoby się to skończyć nieco inaczej. Mogłabym zrobić coś czego bym żałowała do końca życia, a tak przeboleje i po wszystkim. „To będzie bolało, cholernie bolało. To nie zauroczenie, zakochałaś się w dupku bez uczuć.”  Płakałam jak głupia, przez jednego chłopaka. Nie powinnam tak cierpieć, a to było tylko kilka minut. Założył się…tylko ciekawe jak to wyglądało. Zakład miał polegać na tym czy mnie zaliczy? A może chodziło o to abym potem nie mogła się pozbierać. Nie miałam pojęcia. Jednak wiedziałam jedno. Nasz „związek” nie należał do udanych.

Kolejny w środę :)

WESOŁYCH ŚWIĄT, A DLA GIMNAZJALISTÓW ZDANYCH EGZAMINÓW :D