środa, 26 lutego 2014

Moment For Me Rozdział 24



Na całe szczęście nic się nie działo, nic specjalnego. Dzień pełen nudnych zajęć, a wszystko byłoby w porządku. Gdyby nie jedno. Zostałam oblana sokiem, oczywiście przez Rose. Była zimną suką, która za wszelką cenę chciała mnie zniszczyć. Nienawidziłam jej z całego serca, a ona mnie.
- Masz ta powinna być dobra. – Na całe szczęście Naomi miała sporo ciuchów w swojej szafce. Przebrałam się w jej ubrania i wyszłam z kabiny.
- Nie rozumiem czego ona ode mnie chce.
- Jak to czego? – Zaśmiała się. – Jesteś coraz bliżej z jej byłym. On jest dla niej wszystkim, bogaty, przystojny i tak samo chamski.
- Dobra skończ.
Wróciłam do swojej szafki i zabrałam potrzebne mi rzeczy. Musiałam tylko wytrzymać jedną godzinę matematyki. Nienawidziłam tego przedmiotu, ale pewnie nie tylko ja. Był dość ciężki do ogarnięcia.
- Ej Charlie, zmieniłaś bluzeczkę? W tamtej było ci do twarzy. – Stała naprzeciwko mnie, nawet nie zauważyłam kiedy przyszła.
- Słucham ,czego ode mnie chcesz? – Starałam się być silna, ale nie za bardzo wiedziałam jak mam to zrobić.
- Ja? – Była zdziwiona? Nie, tylko grała. Robiła to znakomicie.
- Dobrze wiesz o co chodzi. Tylko nie wiem dlaczego to robisz. Co ci zrobiłam? – Na korytarzu zebrała się już grupka ludzi. Do dzwonka było jeszcze jakieś dziesięć minut, więc nikomu się nie śpieszyło.
- Nic skarbie. – Jej uśmiech był strasznie fałszywy.
- Nic ci nie zrobiłam. Nie masz prawa mnie tak traktować.  
- Żartujesz sobie prawda? Zabierasz mi wszystko po kolei. Nie wiem co ty sobie wyobrażasz. – Cała kipiała złością, nie wiedziałam nawet skąd to wszystko się bierze. Jej ręce wylądowały na moich ramionach. Popchnęła mnie. Szafka która za mną stała była w połowie ze szkła. Upadek bolał, cholernie bolał. Cała się trzęsłam, nie wiedziałam co mam robić.
- Charlie? – Naomi była przerażona, zresztą nie tylko ona. Po mojej drugiej stronie stał Niall.
- Co się stało? – Oboje pomogli mi wstać, ale ja dalej byłam roztrzęsiona.
- Moja ręka. - Słowa ledwo wychodziły z moich ust. Byłam cała we krwi. Mojej krwi.
***Z perspektywy Nialla***
Siedziałem na szpitalnym krześle. Obok mnie była Naomi. To było dość dziwne, ona mnie nienawidziła. Niby nie powiedziała tego wprost, ale ja to czułem. Miała prawo. Byłem wściekły na Rose, że to zrobiła. Nie miała prawa, jednak chciałem się z nią porozmawiać sam na sam. W tamtej chwili żałowałem, że miałem cokolwiek wspólnego z Rose. Była na naprawdę okropna.
- Zakładają szwy. Nic jej nie będzie. – Jej mama była poddenerwowana. Nie dziwiłem się, to wszystko nie wyglądało zbyt dobrze.
- Naomi, muszę wrócić do pracy, mogłabyś ją zawieść i trochę z nią posiedzieć? Nie chcę aby została teraz sama.
- Ja to zrobię. W końcu ją tu przywiozłem.  – Odezwałem się, a Naomi prawie zabiła mnie wzrokiem.
- Nie chce robić ci kłopotów. – Uśmiechnęła się.
- To żaden kłopot, zajmę się nią. Niech się pani nie martwi. 
- Tak, zajmiemy się Charlotte. – Dziewczyna przytaknęła, a mnie to trochę zdziwiło. Nie sądziłem, że chce przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu. Siedzieliśmy w milczeniu kilka minut, aż do momentu kiedy Charlie nie wyszła z gabinetu. 
- Chciałabym wrócić do domu. – Była blada, a rękę miała zabandażowaną. Było mi przykro, w końcu to się stało z mojej winy. Gdybym z nią nie zerwał za pewne by jej tego nie zrobiła. Naomi nie zamykała się buzia, cały czas gadała. Miałem już dość, ale przecież nie mogłem jej wygonić z samochodu. Chciałem porozmawiać z nią sam na sam, ale nie, ktoś musiał z nami jechać. Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Dostałem chyba z pięć dziwnych spojrzeń i dopiero dostaliśmy się do środka.
- Chcesz odpocząć? - Spytałem.
- Tak, ale poradzę sobie.
- Obiecaliśmy twojej mamie, że się tobą zajmiemy. – Uśmiechnąłem się, a dziewczyna to odwzajemniła. Oczywiście mowa o Charlie, bo ta druga patrzyła na mnie jakbym chciał ją zamordować.
- Nie musicie, to tylko stłuczenie. – Próbowała wmówić nam że jest dobrze, ale widziałem że nie jest. Dusiła to w sobie, w środku. I za nic nie pozwalała się temu uwolnić. Nagle zaczął dzwonić telefon, Naomi odebrała i wyszła. Poczułem ulgę, chociaż na chwilę.
- Przepraszam, przepraszam cię za nią. Nie wiem dlaczego to zrobiła.
- Nie przepraszaj, nie masz za co…Wiem, że to zabrzmi dość dziwnie, ale możesz mnie przytulić?
- Jasne. – Zdziwiło mnie to, ale zarazem ucieszyło.
***Z perspektywy Charlie***
Chciałam aby sobie poszli. Oboje. Byłam strasznie zmęczona, a leki które wzięłam jeszcze to wszystko pogorszyły. Nie mogłam im powiedzieć tego prosto w twarz, bo byli tu dla mnie. Chociaż nie przepadali za swoim towarzystwem, głównie Naomi za Niallem.
- Chyba pójdę spać. Nie obrazicie się? – Wstałam z kanapy i nagle znowu się na niej znalazłam. Nie potrafiłam utrzymać się na nogach.
- Pomogę ci. – Blondyn zwrócił się do mnie i złapał za rękę. Podniosłam się, ale dookoła wirowało. Pokój zaczął się kręcić. – Charlie? Co się dzieje?
- Muszę chwilę posiedzieć.
- Powinnam zadzwonić po pogotowie? – W głosie przyjaciółki słyszałam przerażenie.
- Nie. – Od razu zaprotestowałam. – Dajcie mi chwilę.
Minęło kilka minut zanim wydobrzałam. Do pokoju i tak zaprowadził mnie Niall. Byłam mu wdzięczna za to co robił, ale nie tylko jemu. Zamknęłam oczy i próbowałam się przespać.
***
Obudziły mnie jakieś dźwięki, jakby coś się potłukło. Na zegarku było po dziesiątej, a to oznaczało że zaspałam do szkoły. Zdziwiło mnie to, bo mój budzik powinien zadzwonić. Nie zrobił tego, więc ktoś musiał go wyłączyć. Tylko dlaczego? Ah, no tak byłam na zwolnieniu. Bum i znowu coś spadło. Wstałam z łóżka i po cichu zeszłam na dół.
- Przepraszam, nie chciałem ciebie obudzić. – Liam, to nie zwidy. Przede mną stał brunet, we własnej osobie. Tylko co on tu robił? Był przecież wtorek, była szkoła, a on nie miał zwolnienia.
- Yy…nie szkodzi? – Nie wiedziałam co mam powiedzieć. – Możesz powiedzieć mi co robisz z moim garnkiem, w mojej kuchni?
- Chciałem ugotować ci budyń. – Zaśmiał się. – Lepiej się już czujesz? Zaraz powinnaś wziąć tabletki.
- Tak. – Usiadłam na krześle i przyglądałam się przyjacielowi. Dalej nie wiedziałam czego chciał. Było to dość dziwne, a zarazem zabawne. Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem, a ten zaczął się tłumaczyć. Jakby wiedział o co mi chodzi.
- Nie chcemy abyś sama była w domu. Twojej mamy nie ma więc będziesz zdana na nasze towarzystwo.
- Nasze? – Dopytywałam dalej.
- Do szesnastej moje i Danielle. Potem wraca twoja mama.
- Co ze szkołą? Nie możecie jej olewać.
- Spokojnie, dyrektor przymknął na to oko. – A teraz idź się ubierz. Nie chce nic mówić, ale to chyba wczorajsze ciuchy.
Miał racje, nawet się nie przebrałam. Wróciłam do łazienki i doprowadziłam się do normalnego stanu. Nie był on zbyt najlepszy, ale niestety tabletki działały na mnie dość dziwnie. Byłam przemęczona i blada. Kiedy wróciłam do kuchni, była tam już Dani. Stanęłam niezauważalnie i przyglądałam się tej dwójce. Stali dość blisko siebie, uśmiechali się i całowali. Wyglądali na szczęśliwych, bardzo szczęśliwych. Chciałabym poczuć chodź przez chwilę to co oni.
- Oh… - Kiedy się odwrócili wyglądali na zakłopotanych. – Jak ręka?
- W porządku. – Posłałam im ciepły uśmiech. Taki na jaki mnie najbardziej stać.
***Z perspektywy Harrego***
Nigdy nie sądziłem, że do tego dojdzie. Nie śniło mi się to nawet w najgorszych koszmarach. To było coś strasznego i równocześnie poniżającego. Siedziałem ubrany jak na pogrzeb w dziwnym korytarzu, gdzie słyszałem własne myśli. Chciałem już wstać i wyjść, ale przyszedł. Wyglądał gorzej ode mnie i na sam widok robiło mi się niedobrze.
- Dobrze cię widzieć. – Posłał mi uśmiech pełen nienawiści i otworzył drzwi do gabinetu. Byłem tam może dwa razy, oba z przymusu.
- Nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. – Mylił się jeżeli myślał, że będę dla niego miły. To że przyszedłem tutaj, do jego biura nie oznaczało że mu wybaczyłem.
- Przejdźmy do formalności. – Nie mógł mi tego odmówić. Zaczął gadać o tym wszystkim, a ja udawałem że słucham. To było cholernie nudne, ale musiałem tam siedzieć. Przynajmniej kilka minut, dopóki nie będzie zanudzał jeszcze bardziej. Wyszedłem stamtąd po półgodzinnej męczarni. Dostałem pracę, ale to mnie nie cieszyło. Zwłaszcza, że będę musiał siedzieć tam osiem godzin. Z moim ojcem, w jednym budynku. Wszedłem do swojego auta i odjechałem, byłem zły. Zły na samego siebie, za to wszystko co się stało z moim życiem. Mogłem to rozegrać jakoś inaczej, ale nie. Trafiłem tutaj i grałem w jakąś grę. Tylko nie wiedziałem jaki jest w niej cel. Co Jay chce zyskać tym, że mam pracować w tym popieprzonym biurze. Przecież tu nie było nic ciekawego, a kasa? Wynagrodzenie, które miałem dostawać było zbyt małe jak dla niego. To było dość skomplikowane. Jednak musiałem się jakoś z tego wymigać i w końcu od niego oderwać. Wszedłem do mieszkania i usłyszałam dziwny głos. Był to głos kobiety, dobrze mi znanej. Siedziała obok Louisa, z głową na jego ramieniu.
- Eleanor! – Krzyknąłem, a ona aż podskoczyła. – Jak ty tu? Co ty tu robisz?
- To długa historia. Ważne, że jestem, chociaż na kilka dni.
- Jasne. – Uśmiechnąłem się.
- A ty Harry? Dlaczego jesteś tak dziwnie ubrany? – Ona była moją ulubioną dziewczyną, cały czas się ze mną drażniła. Oczywiście to było wielkim plusem.
- Też długa historia. Pójdę się tylko przebrać, a potem uciekam.
- Nie zostaniesz z nami? – Jej uśmiech był zaraźliwy, Lou miał szczęście. Jednak nic nie odpowiedziałem, wycofałem się. Wiedziałem, że teraz chcą spędzić czas tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie. Więc musiałem się wynieść. Spędzić czas gdzie indziej i nawet miałem pomysł gdzie.
***Z perspektywy Charlie ***
Siedzenie z mamą było bardziej denerwujące niż widok przytulających się przyjaciół. Byłam zmęczona tym pilnowaniem mnie. Chciałam gdzieś wyjść, mimo tego że ręka nadal boli. Zwolnienie miało trwać cały tydzień, to mnie najbardziej przerażało. Traktowali mnie jak dziecko, którego za nic nie wolno zruszyć. Nudziło mnie to. Strasznie. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi miałam dreszcze. W głębi duszy modliłam się, aby to nie był ktoś kto chce mnie na siłę uszczęśliwić. Siedziałam cicho, tak jakby mnie nie było. To było trochę głupie, bo przecież nikt by mnie nie wypuścił. Kiedy usłyszałam ten charakterystyczny głos, nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy panikować. Słyszałam jak wchodzi na górę, a mi coraz bardziej biło serce.
- Hej. – Uśmiechnął się, a ja mogłam uwierzyć że nie jest na mnie zły. Tylko nie wiedziałam, czy ja na niego nie jestem. W końcu nasze ostatnie spotkanie było dość dziwne.
- Cześć Harry.
- Nie przeszkadzam? Twoja mama mnie wpuściła. – Usiadł na fotelu i bacznie mi się przyglądał.
- Nie. – Z moich ust wydobył się cichy dźwięk. Ledwo słyszalny.
- Co ci się stało? Cięłaś się? – Był przerażony. Podszedł bliżej i złapał lekko za bandaż.
- Nie, Rose mnie popchnęła. – Odparłam spokojnie.
- Co zrobiła? – Teraz był wkurzony. Śmiać mi się chciało, na samą myśl o jego humorkach. Naprawdę był jak kobieta w ciąży. Przez te kilka minut zmienił się aż trzy razy.
- Poleciałam na jakąś półkę, mam dwa szwy i zwolnienie do końca tygodnia. – Sama nie wierzyłam, że tak łatwo mu o tym mówię. Nic mnie nie blokowało, po prostu gadałam jak katarynka.
- Nie wiedziałem. Boli? – Przesunął kciukiem po bandażu. Na całym ciele miałam ciarki.
- Nie, już nie. – Uśmiechnęłam się, a on zrobił to samo.
- Dlaczego tu przyszedłeś? - To pytanie mnie nurtowało.
- Nie wiem…chciałem cię po prostu zobaczyć. – Nie odrywał ode mnie wzroku, a w swojej dłoni nadal trzymał moją rękę. Był delikatny i uroczy. Chyba mu przebaczyłam, nie czułam już tej złości kiedy na niego patrzyłam. To było coś innego.
- Kłamiesz. – Zaśmiałam się.
- Naprawdę. Miałem nadzieje, że gdzieś ze mną wyjdziesz. Jednak w tej sytuacji jeśli pozwolisz zostanę i ci potowarzyszę.
- W porządku, ale pod jednym warunkiem. – Kiwnął twierdząco głową. – Obejrzymy jakiś film.
- Co tylko chcesz. – Chyba wiedział co się robi w takiej sytuacji. Zgasił światło, usiadł wygodnie obok i włączył mojego laptopa. Ze sto razy pytał się czy mi wygodnie. Harry wybrał jakiś film akcji, a ja zaczęłam zasypiać. To wyglądało dość komicznie, na ekranie się prawie zabijali, a mi się zamykały oczy. Nie chciałam wyjść na dziwaczkę, więc zaczęłam rozmowę.
- Opowiedz mi coś o sobie. – To było dość dziwne z mojej strony. Jednak praktycznie nic o nim nie wiedziałam.
- Jestem Harry i chodzę z tobą do szkoły. – Zaśmiał się.
- Mówiłam poważnie. Chce się o tobie czegoś dowiedzieć. – Próbowałam dążyć dalej.
- Hmm…nie mam ciekawego życia. – Zatrzymał film. – Będziesz to jeszcze oglądać?
- Nie, przepraszam. – Uśmiechnęłam się. – Zadam ci tylko jedno pytanie, dobrze?
- Dobra, ale jeśli odpowiem zrobię to samo. – Zabrałam laptopa i usiadłam naprzeciwko niego.
- Znasz Vanesse prawda? – Jego mina odpowiadała sama za siebie, znał ją.
- Poznaliśmy się na imprezie i wiem że jej szukasz. Tylko, że to nie ma sensu. Jeśli będzie chciała to sama wróci i co o wszystkim powie. To wszystko jest trochę poplątane, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jasne?
- Powiedz mi jeszcze jedno. Jestem w to zamieszana prawda?
- Tak, ale nic ci nie grozi. – Mówił prawdę, patrzył prosto w moje oczy.
- Skąd mam mieć tą pewność? Niedawno mnie gdzieś wywiozłeś i ukrywałeś. – Próbowałam nie krzyczeć, w końcu nie byliśmy sami.
- Po prostu przystałem na warunki tego kogoś. Póki robię co chce i nic ci nie grozi. Obiecuję.
- Co jeśli przestaniesz? – Miało być tylko jedno pytanie, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
- Nie przestanę, nie pozwolę ciebie skrzywdzić. W końcu to przeze mnie wiedzą o tobie. Gdybym się z tobą nie widywał nic by nie było. – To wszystko brzmiało tak prawdziwie, nie wiedziałam co mam o tym sądzić. „Nie pozwolę ciebie skrzywdzić”.
- Jestem dla ciebie praktycznie obcą osobą. Nie musisz mnie chronić.
- Jesteś moją przyjaciółką. Czasami nawet chciałbym…- Urwał.
- Chciałbyś?
- Nie ważne, powinnaś odpoczywać. – Zszedł z łóżka i zaczął nakładać bluzę.
- Harry, powiedz. Co chciałbyś? – Próbowałam to od niego wymusić. Swoimi dłońmi ujął moją twarz i patrzył prosto w moje oczy. Jego usta zbliżyły się do moich warg. Złożył delikatny pocałunek i wyszedł. Tak po prostu, wyszedł. Nic nie tłumacząc, a ja się dalej zastanawiałam co by chciał. Czego ode mnie oczekiwał? Czegoś więcej niż przyjaźni? Mogłam mu to zaoferować? Chciałam? A co z Niallem? Czułam, że do niego też się zbliżam. To było złe. Grałam z nimi, z dwoma na raz.
  Kolejny w niedzielę około 14 ;)

niedziela, 23 lutego 2014

Moment For Me Rozdział 23



                       Sobotni poranek. Słońce? Nie, wręcz przeciwnie. Na dworze było strasznie zimno i do tego padał deszcz. Umówiłam się z Niallem i bardzo mnie to cieszyło. Nawet nie wiedziałam czemu, przecież to miało być zwykłe spotkanie. Moja mama znowu była w domu, ale była dość dziwna. Kiedy wstałam sprzątała w kuchni. Tak, to było dość nie normalne bo zazwyczaj tego nie robi.
- Zrobiłam ci śniadanie. – Wskazała na stół.
- Dzięki. Coś się stało? – Zawsze kiedy tak się zachowywała coś się działo, albo miała coś ważnego do powiedzenia, albo zrobiła coś złego. O wyjeździe do Londynu poinformowała mnie kiedy upiekła kurczaka. Muszę przyznać, że był dość dobry jak na moją mamę.
- Nie, po prostu dużo o tym myślałam.
- O czym konkretnie? – Nie za bardzo wiedziałam o co jej chodzi.
- Wiem że to moja wina. Nie powinnam cię zostawiać na te dwa tygodnie. Wiem też że nie powinnaś się wychowywać bez ojca.
- Mamo…przerabiałyśmy to już. Ważne że mamy siebie nawzajem. – Podeszłam do rodzicieli i mocno ją przytuliłam. Wiedziałam, że chce dla mnie jak najlepiej. Jednak zbyt często obwiniała się za to co zaszło w przeszłości.
- Wiem kochanie. – Uśmiechnęła się i wróciła do dalszego sprzątania. Na stole stały dwie kanapki, z serkiem. Powoli zaczęłam je konsumować. Niestety nie dało się żyć samym powietrzem. Byłoby wtedy wszystkim łatwiej, ale przecież tak nie można. Tego dnia wszyscy zazwyczaj sprzątają swoje domy, albo imprezują. Na całe szczęście nie musiałam pracować. Nawet nie wiedziałam kiedy mam iść do pracy. Nikt mnie nie informował, ale to nie było zbyt dobre. W końcu nie wiedziałam co mam dalej robić. Czy w ogóle mam wracać do pracy. Zauważyłam że dość długo nic nie rysowałam, co było dość dziwne. Kiedy jeszcze nie mieszkałam w Londynie, siedziałam nad kartką papieru  przynajmniej kilka godzin dziennie. Teraz ledwo raz na kilka dni.
- Charlie. – Kiedy wstałam od stołu, moja rodzicielka mnie zawołała. Wyczuwałam ten głosik, coś ode mnie chciała. – Posprzątaj w łazience.
Byłam pewna, że nie będę musiała nic robić. Jednak się myliłam. Wzięłam jakąś ściereczkę i poszłam do pomieszczenia, w którym zazwyczaj się kąpałam. Rozejrzałam się dookoła i nie wyglądało to zbyt dobrze. Pełno porozrzucanych ubrań i niepoukładanych kosmetyków. Zabrałam się za porządkowanie ciuchów. Nagle ze swetra wypadła jakaś karteczka. Była zgnieciona i brudna.
„Zrobisz co zechcesz…ale wiedz, że on ci nie odpuści. Zresztą nie tylko tobie. Nie pozwól, aby on ją zniszczył, ale nie wtrącaj się w to. Nie możesz, bo jak zwykle oberwiesz.”
Liścik był dość dziwny. Charakter pisma był mi nieznany, ale byłam pewna do kogo był zaadresowany. Vanessa. To był jej sweter. Ciekawiło mnie o kim jest mowa i kto jej to dał. Dlatego wyjechała? Przez taką kartkę? Może było tego więcej. Może nie wiedziałam o niej tak naprawdę nic. Wszystko pewnie miało związek z tą nocą, w którą została pobita. Musiałam się więcej dowiedzieć, a tą osobą był Louis. Tylko, że on na pewno nie był chętny na rozmowę. Szukałam czegoś jeszcze, jakieś wskazówki. Nawet w byłym pokoju Nessy, ale nic. Nie miałam wyjścia, sprzątałam dalej.
***
Nie mogłam się z nim spotkać, w mojej głowie cały czas był ten głupi liścik. Co oznaczał i od kogo był. To było to czego musiałam się dowiedzieć. Inaczej bym nie zasnęła. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Właśnie stałam w tej strasznej dzielnicy i byłam cała przemoczona od deszczu. Było ciemno, a na niebie nie było ani jednej gwiazdy. Przede mną było mieszkanie Harrego, albo Louisa. Nie wiedziałam do kogo należy, ani czy mam odwagę tam wejść. Zanim cokolwiek zrobiłam ktoś wybiegł ze środka. Lou. Był wkurzony i nawet nie spojrzał w moją stronę. Naciągnął kaptur na głowę i szedł przed siebie. Coś w głębi duszy kazało mi za nim iść. Więc tak też zrobiłam. Starałam się być niezauważalna, bo co jeśli zauważyłby że za nim idę? Może nic by nie zrobił, w końcu Harry to był ten impulsywny.
- Dawno cię tu nie widziałem. – Jakiś koleś przybił piątkę z Louisem i odszedł. On sam wszedł do jakiegoś budynku. Prawdopodobnie odbywała się tam impreza. „Idziesz?” . Po chwili wahania poszłam za nim, aż do środka. Czułam się nieswojo. Nie było tam tłumów ludzi. Każdy siedział przy swoim stoliku, albo przy barze. Wystrój był dość ciemny i niezbyt widziałam co się dzieje. Twarze były rozmazane i nigdzie nie widziałam Louisa. Postanowiłam, że usiądę na chwilę.
- Nie ładnie śledzić przyjaciół. – Odezwał się, a ja aż podskoczyłam.
- Ja…ja nie. – Próbowałam się jakoś wytłumaczyć.
- Czego ode mnie chcesz? – Jego głos był cichy, ale dość donośny.
- Niczego. – Nie wiedziałam co mam robić. Mówić prawdę czy milczeć.
- Nie znam ciebie zbyt dobrze, ale wiem że posiedzieć tu nie przyszłaś. Czego chcesz? – Powiedział prawie przez zęby. Nie odzywałam się.
- Dobra…mam sprawę. – Już chciałam zaczynać mówić, ale Louis mnie powstrzymał.
- W porządku. Spotkajmy się tam za dwadzieścia minut. – Podał mi karteczkę, a na niej był napisany jakiś adres. Wstałam i wyszłam z pomieszczenia. W myślach zaczęłam układać sobie ciąg rozmowy. Bałam się trochę, czy odpowie mi chociaż na jedno pytanie. Musiałam się dowiedzieć, co się dzieje z moją kuzynką. Mimo tego, że jej prawie nie znałam. Na początku nawet nie chciałam jej poznać, ale to był błąd. Możliwe że miała kłopoty i dalej je ma. Nic nie zrobiłam.
- Myślałem, że jesteś chora. – Nagle przeszły mnie dreszcze, a przede mną stał Niall. Tak, okłamałam go. Przecież nie mogłam napisać mu, że robię prywatne dochodzenie. I tak by nie zrozumiał.
- Yh…nie mogłam się z tobą zobaczyć. – Wymamrotałam.
- Było tak od razu powiedzieć, a nie wymyślać. – Jego mina nie była zbyt wesoła. Nie dziwiłam się w końcu to ni było miłe z mojej strony.
- Przepraszam. Po prostu miałam coś do załatwienia. – Zaczęłam się tłumaczyć, ale on odszedł. Machnął ręką i tyle go widziałam. Było mi strasznie głupio. Nie chciałam aby tak wyszło, ale jak zwykle wszystko popsułam. Czułam się dziwnie i miałam ochotę się wygadać, więc wysłałam smsa do Danielle.
„Mogę do ciebie wpaść?”  
„Zawsze, zamawiam chińszczyznę.”
Pod podanym adresem mieścił się blok. Weszłam do środka i skierowałam się do mieszkania nr.3. Czułam się jak jakiś przestępca, albo gorzej. Coraz bardziej żałowałam, że w ogóle poszłam pod dom Louisa. Pod drzwiami czekałam dobre dziesięć minut, ale stawił się. Przyszedł sam z jakąś torbą.
- Wejdź. – Otworzył drzwi i zaprosił mnie do środka.
- Nie zajmę ci dużo czasu. Chce tylko spytać o Vanesse.
- Mówiłem ci coś, nie mam zamiaru o niej rozmawiać Charlie.
- Wiem, ale znalazłam to. – Podałam mu karteczkę, a on zmarszczył brwi. Widocznie nic o tym nie wiedział. Przyglądał się jej kilka minut, a ja stałam i nie wiedziałam czy wyrwać go z transu.
- Zajmę się tym. – Jego głos był spokojny.
- Chce wiedzieć o co chodzi. – Cały czas stawiałam przy swoim, w końcu po to tu przyszłam.
- Ostatni raz ci to powiem. Nie wtrącaj się w to.
- Mam prawo wiedzieć, co się wokół mnie dzieje! – Krzyknęłam.
- Dobra, ale wiedz że pakujesz się w kłopoty.
- Jasne. Teraz powiedz.
- Nie, ja ci nic nie powiem. Jak chcesz sama się tym zajmij, ale pamiętaj że cię ostrzegałem. To nie jest dla ciebie, siedzi w tym dużo ludzi. Tylko, że ty jak na razie jesteś w to najmniej wplątana.
- Co? Jestem w coś wplątana? – Przetwarzałam każde jego słowo, a w środku aż się mi gotowało.
- Już za dużo powiedziałem…Jutro o dwudziestej w barze masz zmianę. Przyjdź ubrana na luzie.
- Powiedz mi co się dzieje. – Prawie błagałam, ale to i tak nie miało najmniejszego sensu. Louis nie dał się złamać. Prawie siłą wyprowadził mnie z mieszkania, a ja nie mogłam nic zrobić.
***
- Myślisz że ona znała Harrego? – Danielle widziała wszystko, więcej niż Naomi. Nie wiem czemu, ale to jej ufałam bezgranicznie. Chciała mi pomóc, a ja przyjęłam propozycję. W końcu była moją przyjaciółką.
- Chyba tak, skoro Louis i on to przyjaciele.
- Pogadaj z nim. Będzie najlepiej i może on ci coś powie.
- A jeśli nie? – Nie myślałam nawet o loczku. Jednak może to on coś wiedział.
- Poszukamy dalej. To jest dziwnie podejrzane, wszystko jakoś się ze sobą łączy.
- Tak, aż za bardzo. - Przez resztę wieczoru myślałam o dwóch sprawach. Sprawie z Vanessą i Niallem. Byłam zła na siebie, że na niego wpadłam. Obwiniałam się za to, ale już nic nie mogłam zrobić. Na kawałku porwanej kartki zaczęłam go rysować. Tak bez powodu. Jego niebieskie oczy były szare, blond włosy tego samego koloru. Niestety Danielle nie posiadała kredek, ale mi to nie przeszkadzało. Rysowałam dalej, każdy kontur jego twarzy. Był idealny.
***Z perspektywy Harrego***
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Byłem w obcym mi miejscu i kręciło mi się w głowie. Nie zdarzało mi się to często, ale jednak. Pierwszą osobą, którą zobaczyłem po przebudzeniu się była Lucy. Płakała, a ja nie wiedziałem jak ją uspokoić. Mówiła, że wszystko będzie dobrze, ale nic poza tym. Jedyne co pamiętałem to zwykły sobotni wieczór. Wybrałem się potem na jakąś imprezę i na tym koniec. Byłem przekonany, że zaraz wrócę do domu i będzie jak dawniej. Jednak trochę się myliłem.
- Harry, co my teraz zrobimy? – Jej głos był straszny. Była zachrypnięta, a po dłuższym przyglądaniu się dziewczynie zauważyłem że ma rozciętą wargę.
- Powiedz. Co. Się. Stało. – Każde słowo wypowiadałem oddzielnie, tak aby zrozumiała.
- Nie możemy stąd wyjść, zamknęli nas. Powiedz, że będzie dobrze. Proszę powiedz to. – Po raz pierwszy zobaczyłem jak płacze. Zazwyczaj była silna, a teraz się złamała. Zamknąłem oczy i jeszcze raz próbowałem cokolwiek zrozumieć.
- Harry, zamknęli nas. Naszą dwójkę.
- Kto? – Dalej nic do mnie nie docierało.
- Jay, a kto inny? Pewnie zaraz tu przyjdzie, proszę zgódź się na ich propozycje. Chce stąd wyjść. Błagam. – Szlochała, a ja zrozumiałem co się dzieje. W końcu to do mnie dotarło. Nie miałem czasu do nich iść i cokolwiek zrobić. Dowiedzieli się o moim wyjeździe z Charlie, ale zaczęli torturować Lucy. Musiałem zgodzić się na ich warunki. Nie chciałem, ale musiałem. Aby chronić moich przyjaciół. Nie wiedziałem nawet ile czasu siedziałem bezczynnie. Jakiś koleś przyszedł i nas zabrał. Mnie i przestraszoną dziewczynę. Szliśmy ciemnym korytarzem, aż do podejrzanych drzwi. W środku siedział Jay i jego świta. Pomieszczenie było zadymione, co mi nieco przeszkadzało.
- Znowu się spotykamy. – Zaśmiał się. – Jak się spało?
- Masz coś dla mnie? – Od razu przeszedłem do rzeczy.
- Widzę że coś sobie przemyślałeś. Usiądź. – Wskazał na krzesło, które stało naprzeciwko niego. Zrobiłem jak kazał.
- Zatrudnisz się w firmie swojego ojca. – Na samą myśl o tym zrobiło mi się gorąco.
- Nie mam ojca.
- Oj Harry. Może nazwisko masz inne, ale genów nikt ci nie zmieni.
- Niby po co miałbym tam pracować? To nie ma sensu. – Mój wzrok był zawieszony, ale co jakiś czas spoglądałem na Lucy. Była zdziwiona, a jej mina mówiła że nic nie rozumie. Nie dziwiłem się, wszyscy doskonale wiedzą że nie mam rodziny.
- Wszystko ci wytłumaczę. Będziesz tam pracował dla mnie, a ja zostawię w spokoju Charlie i ta tutaj. 
- Co z Eleanor? – Nie wiedziałem co zaczynam. Nie powinienem o nią pytać, ale tak bardzo mnie korciło. Chciałem jej pomóc, ona nie miała prawa się ukrywać jak przestępca. – Dajcie jej spokój, obiecaj że jeśli się pojawi nic jej nie zrobisz. Nie będziesz jej nękał.
- Zgoda. Tylko jeszcze dzisiaj idziesz do niego i prosisz o przyjęcie. Zrozumiano?
- Tak. – Przytaknąłem.
***Z perspektywy Charlie***
W niedzielny wieczór zamiast siedzieć na kanapie i oglądać jakiś badziewny teleturniej układałam alkohol na pułkach. Na całe szczęście w barze nie było aż tylu ludzi jak ostatnio. Na mojej zmianie nie było Lucy, tylko jacyś inni podejrzani pracownicy. Louis był na zapleczu i nie zamienił ze mną ani słowa. Martwiło mnie to, ale nic nie mogłam zrobić.
- Dwa piwa, proszę. – Dostałam dreszczy, kiedy to usłyszałam. To był głos Nialla, jak zwykle uprzejmy. Odwróciłam się i jak nigdy nic zaczęłam nalewać napoju do szklanki.
- Gniewasz się na mnie? – Spytałam spokojnie.
- Nie, tylko nie wiem dlaczego nie powiedziałaś prawdy. – Jego wzrok starał się unikać mojego.
- Musiałam coś załatwić, przepraszam.
- Okej. – Zabrał alkohol i odszedł w stronę stolika. – Jeśli chcesz, to jutro po szkole możemy się spotkać. – Jego uśmiech powrócił, na moją twarz również.
- Nie powinnaś się z nim widywać, każdy ci to powie. No może prócz jego świty. – W końcu się odezwał. Louis wyszedł z przedsionka i zaczął przenosić jakieś pudła.
- Wszyscy tak mówią, ale chyba ja wiem najlepiej co powinnam zrobić. Nie uważasz? – Byłam trochę podirytowana.
- Jeszcze się na nim poznasz. Wszystkich wykiwa, a ty ucierpisz.
- Cholera Lou przestań! – Na całe szczęście tylko kilka osób na nas spojrzało. Muzyka była głośniejsza.
- Mówię ci tylko, że on nie jest miły za darmo. Wykorzysta cię, a potem porzuci. – Był denerwujący, z minuty na minutę. Nie odezwałam się, tylko wróciłam do przestawiania butelek. Było to chyba rozsądniejsze, niż kłótnia z Louisem.

Miał być około 14, ale jakoś wyszło, że jest wcześniej :)
Kolejny standardowo w środę, prawdopodobnie wiczorekiem.

środa, 19 lutego 2014

Moment For Me Rozdział 22



                       Przez ten cały czas Harry był bardzo miły. Starał się ze mną rozmawiać i cały czas dotrzymywał mi towarzystwa. Gdyby nie to że byłam tak jakby „uprowadzona”, cieszyłabym się. Nie powiedziałam mu prosto i otwarcie, że się już nie gniewam. Więc nasze relacje były nieco dziwne. Kiedy zadawał mi jakiekolwiek pytanie starałam się odpowiedzieć w miarę normalnie, jednak mi to nie wychodziło. Byłam zła. I nic nie potrafiło tego zmienić. Chyba…
- Myślę że powinniśmy coś zjeść.
- Yhy. – Kiwnęłam twierdząco głową i poszłam za loczkiem. Na dworze zaczęło się ściemniać, a mądry Harry prowadził nas na dach. Weszliśmy na samą górę i po chwili ujrzałam niebo. Z początku wydawało mi się to głupie, ale było bardzo ładnie. Zachód słońca i stolik z jedzeniem. Romantycznie, aż za bardzo.
- Nie wiem co lubisz, więc jest tu praktycznie wszystko. Bułki, makaron, co tylko chcesz.
- Dzięki. – Usiadłam na jednym krześle i nie wiedziałam jak mam się zachowywać. To był uroczy gest ze strony Harrego. Kolacja na dachu, przy zachodzie słońca. Kto by coś takiego zrobił? Przecież nawet nie miał powodu. Ah, tak. Miał jeden. PRZEPROSIĆ.
- Myślę, że jutro wieczorem będziemy mogli wrócić.
- Super.
- Możesz przestać to robić? – Powiedział nieco głośniej.
- Niby co?
- Rozmawiać ze mną w ten sposób. Jest mi niezręcznie.
- Naprawdę? – Zaśmiałam się. – To raczej mi powinno być.
- Powiedz mi tylko jedno. Dlaczego mnie tak traktujesz? Niall jest o wiele gorszy, a cokolwiek by nie zrobił odpuszczasz mu. Nie rozumiem. – Wiedziałam że ma racje, traktowałam go o wiele lepiej. Tylko dlaczego? Loczek mnie popchnął, ale może naprawdę nie chciał? Zrobił to przez przypadek, a ja to wyolbrzymiałam.
- Powiedz coś. Powiedz dlaczego mnie tak nienawidzisz?
- Nie nienawidzę. – Odpowiedziałam oschle, ale dopiero po chwili zauważyłam jak to brzmiało.
- Odbieram to inaczej. Naprawdę nie chciałem cię zranić.
- Powiedzmy że ci wybaczę i co dalej? Znowu zrobisz coś co popsuje nasze relacje.
- Wiem. – Jego wzrok powędrował ku górze. Zaczął przyglądać się obłoczkom, a ja nie byłam dłużna. Zaczęłam jeść do wpadło mi do ręki. Posna bułka. – Kiedy wrócimy znowu będziesz mnie unikać. Nie chce tego.
- Do mnie masz pretensje? To ty wszystko psujesz. Poza tym po co mielibyśmy się spotykać?
Odszedł od stołu i nie odezwał się ani słowem. Nawet na mnie nie spojrzał, nie próbował tego zrobić. Tak jakbym go uraziła, ale czym? Przecież nie powiedziałam nic nie stosownego. Odłożyłam jedzenie i podeszłam bliżej loczka.
- Po co miałbym się z tobą spotykać? – Mruknął pod nosem. – Polubiłem cię Charlie i nie chce zerwać z tobą kontaktu. Jeśli dasz mi jeszcze jedną szansę to spróbuję jej nie stracić. Nie chcę cię więcej skrzywdzić. Naprawdę przepraszam.
Po moim policzku spłynęła łza. Starał się, ale ja dalej nie potrafiłam. To było silniejsze ode mnie. Odsunęłam się od niego i poszłam do „swojego” pokoju. Siadłam na łóżku i nie mogłam przestać myśleć o tym co do tej pory się zdarzyło. Gdyby nie pewne momenty nie spotkałabym ich wszystkich i nie było by tego wszystkiego. Jednak nie tego chciałam.
***Z perspektywy Nialla***
Byłem chory, zakopałem się w pościeli i nie ruszałem stamtąd przez prawie cały dzień. Nie wiedziałem nawet kiedy się tak załatwiłem. Było mi również przykro, że Charlie nie odpowiada. Myślałem, że między nami wszystko jakoś się układa, ale może się myliłem. Próbowałem zasnąć, ale ktoś dobijał się do drzwi. Byłem sam w domu, więc musiałem wstać i zejść na dół. Otworzyłem, a w drzwiach stał Zayn. Jego włosy były postawione na żel – standard. Jednak coś mi nie grało, był nieco inny. Smutny?
- Mogę u ciebie posiedzieć? – Jego głos był bez emocji, oschły i mdły.
- Jasne, ale uważaj żeby się nie zarazić. – Uśmiechnąłem się, ale on tego nie odwzajemnił. Doczołgał się do salonu i rzucił na kanapę. Inaczej tego nie można było nazwać.
- Gadaj co się stało. – Kichnąłem i spojrzałem na przyjaciela. Był bez życia.
- Perrie się nie odzywa. Jest na mnie zła.
- Za…? – Nie chciałem kończyć, domyślałem się.
- Tak. Postawiła ultimatum, albo z tym skończymy, albo z nami koniec…To tak jakbym musiał wybierać, pomiędzy tobą, a nią. – Mulat spuścił głowę i się nie odzywał. Też nie wiedziałem co mam powiedzieć. Perrie miała rację, nie powinniśmy tego robić. Bardziej ja nie powinienem, ale stało się i muszę to jak najszybciej skończyć. Dotrwać do końca i będzie po sprawie.
- Zajmę się tym. Zrobię to co powinienem już dawno zrobić. Im szybciej będzie po sprawie, tym lepiej.
- Jesteś pewny? Ona się dowie Niall. Prędzej czy później.
- Wiem, ale dobrze wiesz że nie mam innego wyjścia. Nie mam zamiaru być pośmieliskiem dla nich wszystkich.
- Zrobisz co uważasz, ale Pezz i tak będzie na mnie wściekła.
- Załatwię to, obiecuje. – Uśmiechnąłem się, ale to nie był szczery uśmiech. Tak naprawdę byłem wściekły. Nasza szkoła konkuruje z inną. Uczniowie z uczniami, a dyrektor z dyrektorem. Nie mam tam przyjaciół. Raczej samych wrogów. Kilka lat temu zaczęliśmy grać w durne zakłady. Co roku był jeden i ten sam. Teraz przypadło na mnie, jeśli bym przegrał ludzie dowiedzieliby się czegoś szokującego. Czegoś o mojej rodzinie, miało to związek głównie związany z Harrym. Nie chciałem tego, głównie dlatego że pierwsze co bym zrobił to zraniłbym dziewczynę, którą polubiłem. To ją miałem wykorzystać.
***Z perspektywy Charlie***
Za oknem było ciemno, a przed nami były tylko światła samochodu Harrego. Od tamtego czasu nie zamieniłam z nim ani słowa. O powrocie do domu poinformował mnie jego przyjaciel, jakby sam nie mógł się przełamać i czegokolwiek powiedzieć. Jego mimika twarzy była ukryta, nie wiedziałam co oznacza ani czego mam się po niej spodziewać.
- Harry? – Spytałam cicho, ale nic. Żadnego odzewu z jego strony. – Harry! – Mój ton głosu się zwiększył, ale nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.
- Dlaczego nic nie mówisz? – Mój głos był lekki i nieco przepełniony bólem. Loczek wzruszył ramionami i jechał dalej. Licznik się nie zmieniał, jechaliśmy z taką samą prędkością jak wcześniej.
- To może ja coś powiem, a ty posłuchaj. – Myślałam, że to zmusi go do gadania, ale nic. To tak jakbym rozmawiała sama ze sobą.
- Ja też nie chcę się od ciebie odciąć. – Zaczęłam, chodź nie za bardzo wiedziałam co mam mu powiedzieć. – Chodzi o to, że…to co wtedy zrobiłeś mnie zabolało. Bardziej niż cokolwiek.
Nie odzywał się, jako ręka powędrowała do schowka. Wyciągnął z niego paczkę papierosów, po czym odpalił jednego. Dym rozszedł się po samochodzie, a ja zaczęłam się dusić.
- Zgaś to! – Prawie krzyknęłam, a on na mnie nie spojrzał. Nawet żadnego głupiego wzroku. Nic.
- Harry! Słyszysz?
- Znowu się tak zachowujesz! I jak my mamy się przyjaźnić? Wysadź mnie! Nie mam zamiaru dalej z tobą jechać! – Mój głos był dość wyraźny, jednak kiedy się zatrzymał pożałowałam tego o co go poprosiłam, a raczej co kazałam mu zrobić. Zostawił mnie na pustkowiu, a sam odjechał. Zachowywał się jak nieogarnięte dziecko z humorkami. Raz był miły wobec mnie, a drugi raz w ogóle go nie obchodziłam. Drażnił mnie, coraz bardziej. Dookoła nie widziałam żadnej żywej duszy, było pusto. Coraz bardziej się bałam, było ciemno. Aż za bardzo. „Idź przed siebie i o tym nie myśl.” – Moja podświadomość też miała swoje zdanie, ale przecież tak się nie dało. Byłam sama jak palec, więc niby o czym miałam myśleć. Nagle przypomniał mi się Niall, w tamtym momencie chciałam do niego podejść i go przytulić. Jednak to było trochę nie możliwe. Zastanawiało mnie także co zrobił loczek, aby nikt się o mnie nie martwił. Może jednak nikogo nie obchodziłam, może każdy miał mnie gdzieś. Było to dość prawdopodobne, bo kto by się mną interesował. Byłam tylko zwykłą dziewczyną, która uczęszcza do szkoły. Bez zapewnionej przyszłości przez tatusia i bez szafy wypełnionej drogimi ciuchami od Chanel. Nie miałam tego wszystkiego, ale miałam mamę. Ona jako jedyna mnie rozumiała i była ze mną od zawsze. Na samą myśl, że ją niedługo zobaczę na mojej twarzy pojawił się uśmiech. To ona opiekowała się mną od dzieciństwa i mimo tego wszystkiego dała radę. Była silna i zawsze stawiała na swoim. Co w niej podziwiałam. Moje całe ciało było zimne jak kostka lodu. Rozejrzałam się dookoła i nie widziałam aby się coś zmieniło. Dalej było pusto, a ja byłam sama. Przestraszyłam się kiedy zobaczyłam jak coś jedzie w moją stronę. Serce zaczęło mi walić, a nogi miałam jak z waty. Światła coraz bardziej świeciły mi prosto w oczy, co było dość niekomfortowe. Z samochodu wyszedł…Harry. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Byłam zdezorientowana, on mnie przytulił. Mogłam poczuć jak z jego ciała bije ciepło.
- Wracajmy do domu. – Szepnął mi na ucho, a ja poczułam dreszcze na całym ciele. Jego głos był znowu inny, a może dlatego że dość długo go nie słyszałam?
***
Byłam dość zmęczona, ale kiedy weszłam do domu poczułam ulgę. Tak jakbym go nie widziała kilkanaście tygodni, ale to były tylko dwa dni. Harry oddał mi całe zakupy jak i mój telefon. Niestety był rozładowany, nie wiedziałam jak to było możliwe skoro był tylko wyłączony. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić za moimi plecami usłyszałam pukanie do drzwi. Obróciłam się i od razu otworzyłam.
- Charlie! – Dnielle prawie krzyknęła, a ja się tylko uśmiechnęłam.
- Co tu robisz?
- Właściwie to przyszłam do twojej mamy. – Uśmiechnęła się. – Podobno ma do mnie jakąś sprawę?
- Sprawę? – Byłam lekko zdziwiona. Moja mama prawie nie znała Danielle. Więc czego by od niej chciała? Zaprosiłam ją do środka, a ja wybrałam się do łazienki. Musiałam wziąć prysznic i się przebrać. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i stałam pod nią z pięć minut. Jak każda dziewczyna uwielbiałam spędzać w tym pomieszczeniu dużo czasu, jednak nie teraz. Byłam zbyt zmęczona. Kiedy skończyłam wyszłam z łazienki i usłyszałam szepty.
- To będzie coś niesamowitego. – Danielle była uradowana? Zadowolona?
- Tylko wszystko musi pozostać między nami.
- Tak jak się umawiałyśmy. – Przyjaciółka odsunęła krzesło, a kiedy usłyszałam jej kroki po cichu udałam się do swojego pokoju. Zastanawiałam się czy powiedzieć jej o wszystkim, w końcu była moją przyjaciółką. Z szuflady wyciągnęłam ładowarkę i od razu podłączyłam telefon.
- No to jak było na wycieczce? – Brunetka zamknęła drzwi i rzuciła się na moje łóżko. Przez chwilę nie wiedziałam o czym mówi, ale może to powiedział każdemu Harry. ŻE JESTEM NA WYCIECZCE. Nie umiałam kłamać i wszystko od początku opowiedziałam Danielle. Dosłownie wszystko.
- Powiedz coś. - Jej mina była przerażająca.
- Powiem, że mnie zatkało. – Zaśmiała się. – Niall cię chyba lubi. Skoro zerwał z ta wywłoką.
- Może miał jej dosyć.
- Zrobiłby to wcześniej. Teraz już sama nie wiem co mam o nim myśleć.
- Zawsze był taki jak mówiła o nim Naomi?
- Ona go nie lubi. I raczej nie polubi. Kiedyś Niall chodził z jej siostrą, ale zerwali jak tylko wiesz…tak jakby ją wykorzystał. Jednak wiem to tylko z jej opowieści.
- Nie wiedziałam.
- Dużo osób o tym nie wie. Nasza szkoła skrywa wiele tajemnic, ale czasami nie chcemy aby niektóre wyszły na jaw. Robi się dla tego wiele głupich rzeczy.
- Masz coś konkretnego na myśli?
- Tak, ale nie wiem czy cię to zainteresuje. – Patrzyłam na nią jak na ruszająca się książkę. Ciekawiło mnie i to bardzo, więc dziewczyna zaczęła mówić dalej. – Kiedyś Zayn był z Perrie tylko dla zakładu, ona się dowiedziała i zerwali. Oczywiście go wygrał i dzięki temu na światło dzienne nie wyszedł jego sekret. Nikt do tej pory nie wie czemu ona do niego wróciła. Są razem już dość długo, to bardzo dziwne.
- Może się kochają? – Próbowałam to jakoś scalić, przecież miłość istnieje. A jeśli nie?
- Może. – Uśmiechnęła się.
Wiadomości i nieodebrane połączenia, to było głównie w mojej skrzynce. Tylko zdziwiło mnie jedno, większość była od Nialla.
„Spotkajmy się”
„Muszę Ci coś powiedzieć”
„Odezwij się”

Kolejny - Niedziela, około 14
Jeśli będzie jakieś 30 komentarzy, które mnie motywują :D

niedziela, 16 lutego 2014

Moment For Me Rozdział 21



                       Byłam za łatwa? Wybaczyłam Niallowi, a może nie powinnam? Nie potrafię się długo gniewać nie mogę. Tylko, że na Harrego byłam zła. Ciągle zła. Może nie powinnam? Sama nie wiedziałam co mam zrobić. Obładowana ciężkimi torbami zapłaciłam za ostatnie zakupy. Wybrałam się na nie razem z Naomi i Danielle. Jednak dziewczyny musiały wrócić wcześniej, a ja chciałam dokupić trochę spożywczych rzeczy. Opuściłam supermarket i ciężko westchnęłam. Do domu miałam jakieś dwadzieścia minut drogi. Na taksówkę nie miałam co liczyć, a inni którzy posiadali auto na pewno byli zajęci.
- Cholera! Uważaj jak idziesz! – Ktoś na mnie wpadł, byłam wściekła. Wszystko się rozsypało.
- Cha…Charlie? – Loczek podał mi rękę, jednak nie skorzystałam i wstałam o własnych siłach. Zaczęłam wszystko zbierać, a on stał i mi się przyglądał. Tak jakby zobaczył kogoś z innej strefy czasowej. – Przepraszam, nie zauważyłem…ciebie. – Jego głos był dość dziwny.
- Przyzwyczaiłam się. – Odparłam oschle. Kiedy zebrałam wszystkie zakupy ruszyłam przed siebie. Starałam się nie zwracać uwagi na Harrego, którego zostawiłam bez żadnego słowa pożegnania.
- Pomogę ci. – Nagle znalazł się obok i z jednej dłoni dosłownie wyrwał mi zakupy.
- Oddaj! – Syknęłam. – Sama sobie poradzę.
- Właśnie widzę. – Uśmiechnął się. – Do wieczora nie dojdziesz do domu, a ja mógłbym cię podwieźć.
- Nie potrzebuje pomocy. – Mój głos był wyniosły. – Zwłaszcza od ciebie.
- Mówiłem ci już…nie chciałem żeby tak wyszło. To było niechcący. – Jego głos się przyciszył. Odstawił zakupy na bok i zaczął się przybliżać. Jego oczy były hipnotyzujące. „Ogarni się!” Z drugiej strony mogłam skorzystać z podwózki. Przecież, to że wsiadłabym z nim do auta nie znaczyłoby, że muszę się z nim widywać. – Naprawdę nie chciałem. Przepraszam…
- Odwieziesz mnie tylko do domu? Potem dasz mi spokój? – Wiedziałam, że tak nie będzie. Jednak zakupy były nieźle ciężkie.
- Ugh…taa. – Złapał za wszystkie torby i włożył je do bagażnika. Po pięciu minutach byliśmy w drodze i nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Jego mina była nie do rozszyfrowania, był zły? A może zamyślony. Jechał sto na godzinę. Jednak kiedy spojrzał w lusterko nagle przyśpieszył. Zaczął omijać wszystkie samochody, które jechały przed nami. 
- Co ty robisz?! – Krzyknęłam. – Zwolnij!
- Nie! – W jego oczach widziałam złość. – Zapnij pasy i się nie odzywaj! – Najpierw chce mnie przeprosić, a teraz na mnie krzyczy. Kompletnie tego nie rozumiałam, ale nie zamierzałam się jego słuchać. W końcu miał mnie odwieść do domu, a nie odstawiać cyrki.
- Wsiadłam do tego cholernego samochodu, tylko po to abyś mnie odwiózł do domu! – Syknęłam.
- Spójrz w lusterko. – Jego ton głosu był o wiele łagodniejszy. Zrobiłam o co poprosił i nic tam nie widziałam. Jedynie samochody, od których zbyt szybko się oddalaliśmy. Spojrzałam na niego pytająco, a ten się zaśmiał.
- Cholera! Ktoś za nami jedzie! – Nawet na mnie nie spojrzał.
- Jesteśmy na autostradzie, ona na tym polega. Jeżdżą po niej samochody.
- Kurwa Charlie! Jacyś napakowani goście nas śledzą! – Skręcił w jakąś nieznajomą mi drogę.
- Skąd wiesz? – Spytałam ciszej.
- Gapili się na nas na parkingu, a potem jechali za nami. – Był skupiony na jeździe, ale odpowiadał na moje pytania.
- Niby czemu mieliby to robić? – Musieli mieć jakieś powody, w końcu dla zabawy tego by nie robili.
- Nieważne. – Kręciliśmy się w jakichś uliczkach, jednak czarny samochód jechał dalej za nami. Serce coraz bardziej przyśpieszało, za każdym razem kiedy wskaźnik się zwiększał. Nie odzywałam się do niego, a on do mnie. Jedyne czego chciałam w tamtym momencie to znaleźć się w domu. Mogłam sama zanieść zakupy, ale nie, zachciało mi się przejażdżek. Po dwóch godzinach jazdy wjechaliśmy na jakąś polną drogę. Dookoła nie było żywej duszy, ani czarnego samochodu.
- Zawieź mnie do domu. – Powiedziałam ledwo słyszalnym głosem.
- Nie mogę…na razie musimy się gdzieś zatrzymać. Z dala od twojego domu.
- Że co?! – Krzyknęłam. – Odwieź mnie do domu Harry! To nie jest śmieszne.
- Mam…mam problemy. I chyba cię w nie wciągnąłem. – Po praz pierwszy od kilku godzin spojrzał na mnie. – Znowu wszystko spieprzyłem, ale daj mi tylko dwa dni.
- Co takiego?
- To musi się uspokoić. Za dwa dni się uciszy i wrócimy.
   Byłam na odludziu. Nic mi nie pasowało, wściekałam się i na niego wrzeszczałam. Tylko, że nic to nie dało. Nie chciał mi niczego wytłumaczyć i jechał przed siebie. Zabrał i wyłączył mój telefon. Ze swojego wysłał sms-a i także go wyłączył. Czułam się jak w jakimś kiepskim filmie. Zero wyjaśnień i tysiące pytań.
- Zaraz dojedziemy, prześpimy się tam dwie noce i wrócimy. – Mówił jakby to było coś oczywistego. Jednak dla mnie nie było. – Wiem, że to wygląda trochę dziwnie…
- Naprawdę? Oh…Harry. – Spojrzałam na niego ze złością i z sarkastycznym uśmiechem. 
- Ktoś chce mnie zmusić, abym coś zrobił…Użył ciebie jako szantażu. Nie zgodziłem się. I myślę, że właśnie ciebie obserwowali. – Byłam zaszokowana. Przez loczka mogło mi się cos stać? A teraz tak nagle mnie ratuje? Nie nadążałam za nim.
- To tutaj. – Wjechał przed wielką bramę. Była zamknięta, ale kiedy wcisnął guziczek i powiedział zwykłe „To ja” raptownie się otworzyła. Dom  był ogromny. W życiu nie powiedziałabym, że taka posiadłość jest na takim „zadupiu”. Harry zgasił silnik i popatrzył na mnie z ulgą. Chociaż, ja nie czułam niczego. Miałam ochoty rzucić się na niego i zacząć krzyczeć. Jednak to nie miało żadnego sensu, był większy i silniejszy.
              ***Z perspektywy Harrego***
Nie trwało to nawet doby. Jay od razu kazał obserwować Charlie. Może gdybym jej nie spotkał pod sklepem wszystko potoczyło by się inaczej. Jednak znowu musiałem to jakoś naprawić. I tak czy inaczej przystać na propozycje gangstera. Byłem pewny, że zostawi ją w spokoju. Tylko, że tego nie zrobił. Na pewno teraz mnie szukał, a co najważniejsze szukał Charlotte. Chciał dopiąć swego i coś jej zrobić. Potrzebowałem kilku dni, aby trochę złagodniał. Wtedy odwiozę ją do domu, a sam zacznę niechętną współpracę z moim wrogiem. Louis mnie ostrzegał, ale jak jak zwykle byłem najmądrzejszy. Brunetka nie chciała wyjść z auta, ale w końcu się zgodziła i pod przymusem weszła ze mną do środka. Dawno tutaj nie byłem, jednak mogłem liczyć na życzliwość tych wszystkich ludzi. Mieli oni na sumieniu sporo nielegalnych interesów, jednak można było na nich polegać. Mało osób wiedziało o istnieniu tego miejsca, było tak jakby kryjówką. Nie wiedziałem dlaczego Eleanor nie mogła się tu ukryć. Na pewno byłoby to bezpieczniejsze miejsce, niż to w którym się teraz znajduje. Jednak to była jej decyzja i ja, a zwłaszcza Louis musieliśmy to zaakceptować.
- Harry! - W holu rozległ się znajomy mi głos. – Dawno cię tu nie było.
- Josh! – Rzuciłem się przyjacielowi w ramiona. Był jednym, który zamieszkiwał w tej posiadłości. Nieco różnił się od „nas”. Nie miał tylu tatuaży, a jego zachowanie było czasami irytujące. Starał się być miły i dbał o porządek. Zbyt przesadnie.
- Nie przestawisz mnie? - Spojrzał na zagubioną brunetkę.
- Oh…tak. To jest Charlotte. – Widziałem że niechętnie podaje mu dłoń i się uśmiecha. Nie była zadowolona z takie obrotu spraw. Zresztą ja też nie byłem. Nie miałem najmniejszej ochoty, aby jej o tym wszystkim mówić. Jednak musiałem chodź trochę jej to wytłumaczyć. Nie chciałem, aby mnie znienawidziła. A może już tak było.
            ***Z perspektywy Charlie***
Mogłam uciekać, ale i tak by to nic nie dało. Usiadłam na łóżku w pokoju do którego zaprowadził mnie Josh. Harry zniknął, bez słowa wyjaśnienia. Może to i lepiej, że go nie było. Mogłam przez chwilę pomyśleć w spokoju. Bez ciągłych dziwnych spojrzeń loczka. Siedziałam na wielkim łóżku, było na nim strasznie dużo poduszek. Miękka pościel była czarnego koloru, położyłam się na niej. Oczy zaczęły mi się zamykać, ale zanim zdążyłam zasnąć usłyszałam huk. Do pokoju wpadł rozwścieczony Harry.
- Kurwa. – Syknął. W jego rękach wylądowała lampka nocna, która w kilka chwil roztłukła się na milion kawałeczków. Podkuliłam kolana i nawet się nie odezwałam. Nie chciałam z nim rozmawiać, a co dopiero kiedy był taki zły. Podeptał resztki lampki i zaczął kopać w komodę. Patrzyłam na niego jak na kogoś kto może mnie zabić. Bałam się. Po kilku minutach usiadł na krześle i zaczął nerwowo przeczesywać włosy. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Czyżby mnie nie zauważył?
- Zaraz przyniosę ci coś do spania. – Jego głos był cichy i mało słyszalny.
- Nie trzeba.
- Przecież nie będziesz spać w dżinsach. – Uśmiechnął się, a mi ulżyło. Może nie będzie już taki wściekły, jak przed chwilą. Miałam taką nadzieje. – Chodź ze mną. – Podał mi rękę, a ja przez chwilę wahałam się czy ją złapać. Nie zrobiłam tego. Wstałam o własnych siłach i krok w krok szłam za loczkiem. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a po obu stronach były drzwi. Każde do innego pomieszczenia, przynajmniej tak mi się wydawało. Stanęliśmy naprzeciwko czarnych drzwi. Wisiała na nich tabliczka z napisem „Bitches”.
- To pokój mojej przyjaciółki. – Wyjaśnił. – Wyjechała kilka dni temu. Na pewno znajdziemy tam coś w czym będziesz mogła spać.
- Yhy. – Pokój był nieco mniejszy, w odróżnieniu do tego w którym wcześniej przebywałam. Ściany były popisane różnymi cytatami, a na łóżku panował istny chaos. Tak jakby ktoś przed chwilą wstał i mocno się śpieszył. Loczek podszedł do jednej z szuflad i zaczął w niej grzebać.
- Może być? – Podał mi zwykłą białą koszulkę w czarne serduszka i beżowe leginsy. Nie mogłam narzekać, w końcu może to były jedyne normalne ubrania w tym pomieszczeniu.
- Tak. – Mój głos był zachrypnięty.
- Coś się stało? – Złapał mnie za nadgarstki i patrzył prosto w oczy. Nie odrywał wzroku, przynajmniej się starał.
- Nie nic…Wywiozłeś mnie na jakieś zadupie i każesz mi tu zostać. Tylko, że ja nie mam zamiaru tu przebywać Harry. Nie pomyślałeś?
- Wiem, doskonale o tym wiem. Dwie noce, nie dłużej.
- Nikt nie wie co się ze mną dzieje. Nie chce aby się martwili, po za tym jeszcze szkoła. Opuszczę zajęcia.
- Wszystko jest załatwione. Nie martw się na zapas. – Zaśmiał się. – Jesteś na mnie jeszcze zła, wiesz za to co zaszło na plaży? – Czy byłam zła? W tym momencie nie wiedziałam co mam powiedzieć. Z dziwnego powodu przysunęłam się bliżej loczka i się do niego przytuliłam. Sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Może jednak powinnam puścić to wszystko w niepamięć i tak po prostu dać sobie spokój ze złością na niego. Harry nie odzywał się ani słowem, a ja nie próbowałam tego zmienić. Wzięłam ubrania i weszłam do pomieszczenia zwanego łazienką. Zanim odkręciłam kurek z wodą sprawdziłam chyba z trzy razy czy zamknęłam dobrze drzwi. Nie miałam ochoty spalać się ze wstydu, kiedy ktoś tu wparuje. Nie miałam swoich rzeczy, byłam w nieznanym pomieszczeniu i czułam się nie swojo. Nienawidziłam takiego uczucia.
***
- Wszystko mam pod kontrolą. Spokojnie. – Przekroczyłam próg pokoju, a loczek od razu zakończył rozmowę z Joshem. Wymienili się spojrzeniami i przyjaciel loczka opuścił pomieszczenie. O nic nie spytałam, ale byłam ciekawa. Tylko po co? Skoro on i tak nie udzieliłby mi żadnej informacji.
- Jesteś głodna? – Jego oczy się rozbłysły, a moje leciały na kilka stron. O niczym tak nie marzyłam jak o drzemce. Byłam wykończona, chodź nie robiłam nic wyczerpującego.
- Chciałabym się położyć. – Odłożyłam na bok swoje rzeczy i usiadłam na miękkim łóżku. Samo się prosiło, aby w nim zasnąć. Ciekawiło mnie jedno, gdzie będzie spał loczek. Przypuszczając, że to jego pokój. Może ja miałam spać gdzie indziej?
- Jasne, w takim razie dobranoc. – Uśmiechnął się i wyszedł. Zostawił mnie samą. Odebrałam to jako oznakę, że mogę tu spać. Nie zrobiłam nic innego, tylko wkopałam się pod pościel i zasnęłam.
        ***Z perspektywy Nialla***
Nie mściła się, a nawet zachowywała się tak jakby nic się nie stało. Tylko, bez tych wszystkich „uczuciowych scen”. Cały dzień nie widziałem Charlie, martwiło mnie to. Wysłałem też z pięć sms-ów. Na żadnego nie odpowiedziała. Zastanawiałem się co zrobiłem nie tak. Czy cokolwiek poszło nie tak? Nie mogłem dłużej czekać na odpowiedź i od razu po zajęciach pojechałem do jej domu. Niestety nikogo nie zastałem, co raz bardziej mnie to niepokoiło. Mogło być tysiące powodów, dlaczego się nie odzywała. Jednak ja zawsze obstawiałem te najgorsze. Co jeśli znowu zrobiło jej się słabo? Mogła leżeć w szpitalu, albo gdzieś na uboczu. „Niall opanuj się” – Skarciłem się w myślach i wszedłem do mojego domu. Panował tam istny chaos, jak nigdy. W środku była policja, a mój ojciec siedział ze spuszczoną głową.
- Co się stało? – Próbowałem przedostać się do mojego ojca.
- Jak to co…? Harry! – Prawie krzyknął. Nie po raz pierwszy policja zjawiała się z powodu tego gnojka. Chociaż ojciec już wiele razy im tłumaczył, że nie ma wpływu na jego zachowanie. Nie utrzymywaliśmy z nim nawet kontaktu. Nie zasługiwał na to.
- Dlaczego ciągle do nas z tym przychodzą? Przecież nie odpowiadamy za niego. – Starałem się być spokojny, jednak nie wychodziło mi to.
- To mój syn Niall, tak samo jak ty. Ma poważne problemy, a tym razem muszę mu pomóc.
- Co takiego? Chyba sobie żartujesz! – Nie obchodziło mnie, że ci ludzie się nam przyglądają.
- Idź do siebie. Porozmawiamy potem.
Jego wzrok mówił co innego, ale pokiwałem głową i tyle mnie widzieli. Był totalnym idiotą, skoro zgadzał się jemu pomóc. Nie powinien tego robić. W końcu Harry to zło wcielone.

Kolejny w środę :)
Komentujcie ^^