Długi sen i gorąca kąpiel całkowicie były mi potrzebne. Od
razu poczułam się lepiej. Kiedy się obudziłam byłam sama, ale czego niby miałam
oczekiwać? Moja rodzicielka zrobiła mi śniadanie, a ja powoli wracałam do
normalnego trybu życia. Wróciłam do domu i to było najważniejsze. Do końca
tygodnia zostało jeszcze kilka dni, ale nie opłacało się wracać do szkoły więc
miałam wolne. Cieszyłam się z tego, bo mogłam popracować nad praca konkursową.
Do oddania jej zostały dwa dni, a ja całkiem o tym zapomniałam. Miałam
początek, ale to było praktycznie nic. Wygrana była wielka, bo wycieczka do
Paryża o której wszyscy tak gadali. Nie wiedziałam ilu mam konkurentów, ale
miałam nadzieje że niewielu. Zrobiłam sobie miejsce na biurku i rozłożyłam się ze
wszystkimi materiałami. Musiałam wymyśleć coś powalającego, a temat był dość
trudny. Było trzeba nawiązać się do Francji i jej kultury. Nie mogłam spisać
wszystkiego z internetu i przełożyć na kartkę papieru. Każdy tak mógł zrobić, a
ja musiałam wymyśleć coś oryginalnego. Pół godziny mojej pracy zamieniło się w
ciężką harówkę. Myślałam, ze oszaleję. Nie mogłam się skupić, cały czas
myślałam o czym innym. Nie wytrzymałam i musiałam wyjść.
- Niedługo wrócę. – Byłam w trakcie nakładania butów.
- Miałam zamiar z tobą porozmawiać. – Rodzicielka stanęła w drzwiach.
- O czym? – Każdy chciał ze mną rozmawiać właśnie o tym co się stało. Nie miałam ochoty, ale wiedziałam że muszę. W końcu nie złożyłam oficjalnych zeznań przeciw tym którzy mnie trzymali.
- O tym co się stało. Nie uciekniesz od tego.
- Mamo! – Krzyknęłam. – Nie mam ochoty, rozumiesz?
- Nie tym tonem. – Odburknęła. Wiedziałam, że nie mogę na nią krzyczeć. Jednak nie miałam zamiaru ani ochoty mówić o tym wszystkim.
- Wrócę wieczorem. – Zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam. Było mi ciężko, ale nie mogłam nic na to poradzić. Byłam pewna, że za kilka dni będzie inaczej. Wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Tylko, że sprawę komplikowało to, że widziałam śmierć człowieka. To mną wstrząsnęło i gdzieś dalej siedziało. Nie wiedziałam dokąd mam iść, ani co mam ze sobą zrobić. Dziewczyny chciały się ze mną zobaczyć, ale nie tylko one. Harry także był na tej liście. Twierdził, że musi ze mną porozmawiać. Do domu loczka miałam jakieś kilka minut drogi. Więc się tam wybrałam. Mogło go tam nie być, ale warto było spróbować. Stanęłam naprzeciwko jego drzwi i już miałam pukać, kiedy same się otworzyły. Moje oczy ujrzały Stylesa.
- Hej. – Przywitałam się. – Nie przeszkadzam?
- Charlie? Co ty tutaj robisz? – Wyglądał na zmieszanego.
- Chciałeś ze mną porozmawiać, ale jeśli przyszłam nie w porę… - Przerwał mi.
- Nie, wejdź. – Złapał mnie za nadgarstek. Od razu zareagowałam i prawie krzyknęłam. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Mimo, że brałam tabletki rany ciągle bolały. Strasznie bolały.
- Przepraszam, bardzo przepraszam. – Zaczął się tłumaczyć.
- W porządku. – Uśmiechnęłam się. Nie mogłam być na niego zła, przecież nic nie wiedział. Nie miał pojęcia co mnie boli i czego nie może. Weszliśmy w głąb mieszkania, nie powiem było jeszcze bardziej dziwnie niż ostatnim razem kiedy tu byłam. Nie potrafiłam powiedzieć, co takiego było nie tak.
- Harry! – Po mieszkaniu rozchodził się kobiecy głos. Byłam zdezorientowana, podobnie jak loczek. Spojrzeliśmy na siebie kilka razy, ale żadne z nas nic nie powiedziało. Po chwili stała przede mną dobrze znana mi dziewczyna. Wyglądała inaczej. Blond włosy i zupełnie inne ubrania. Uśmiechnięta od ucha do ucha, ale kiedy zobaczyła moją osobą zupełnie zaniemówiła.
- Co ty tu do cholery robisz? – Nie wiedziałam czy mam być wkurzona czy miałam się cieszyć.
- Mogłabym spytać o to samo Charlie.
- Skąd się znacie? – Spojrzałam na Harrego. Jego oczy nie patrzyły na mnie, tylko błądziły po ścianach. Jakby tam szukał odpowiedzi na pytanie. Nessa wyjechała praktycznie bez pożegnania nic nie mówiąc. Teraz jest sobie w mieszkaniu Stylesa i paraduje w skąpych ciuchach. Odrażało mnie to i ciekawiło co ona wyrabia.
- W porządku. – Nie usłyszałam odpowiedzi na pytanie, więc zaczęłam iść w stronę drzwi.
- Wracaj Charlie, wyjaśnię ci to. – Zatrzymałam się.
- Co mi wyjaśnisz?
- To co się tutaj dzieje. – Ciągnęła.
Wszyscy usiedliśmy przy stole, cały czas czekałam aż Harry cokolwiek powie. Jednak cisza, zaś ze strony Vanessy było inaczej. Próbowała zachowywać się tak jakby nigdy nie wyjechała. Tak jakby wszystko dalej się toczyło i było po staremu.
- Dobra. – Uśmiechnęła się. – Nigdzie nie wyjechałam, cały ten czas byłam w Londynie. Chciałam się od ciebie odciąć. Próbowałam cię chronić.
- Chronić? – Zaśmiałam się. – Ciekawe przed czym? Przed tym wszystkim co mnie spotkało dotychczas?
- Nie planowałam tego uwierz mi. – Broniła się.
- Też tego nie planowałam. Nie wiedziałam, że mnie tam zamknął. Nie miałam pojęcia że zechcą zabić człowieka na moich oczach. Nie miałam pojęcia. – Z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
- Nikt nie wiedział, że jesteśmy spokrewnione. Bałam się, że się dowiedzą. Więc uciekłam…tak stchórzyłam. Potem zatrzymałam się u Harrego, sprawy się skomplikowały. Nie chciałam aby tak to się potoczyło, przepraszam.
- Twoje przepraszam nic nie zmieni. Wiedziałaś o tym wszystkim tak? Mogłaś mnie poinformować, w jaki kol wiek sposób.
- Nie mogłam Charlie. – Wyciągnęła swoją dłoń, ale ją odepchnęłam.
- Nie mam ochoty z tobą dyskutować. Jesteś suką, której nie da się wybaczyć. Chroniłaś swój tyłek, a mnie wystawiłaś. Nie mogę inaczej tego wyjaśnić. – Mówiłam to co mi ślina przyniosła na język. Nie mogłam się powstrzymać. Tak to wszystko odczuwałam. Vanessa była gorsza niż myślałam, ale przyzwyczaiłam się do tego, że zbyt pochopnie ufam ludziom. Nie obchodziło mnie to, że przyszłam tam do Harrego, a totalnie go zignorowałam. Musiałam wyjść. Trzasnęłam drzwiami i zatrzymałam się na świeżym powietrzu. Zaczęłam cała się trząść. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Charlotte? – Loczek od razu mnie przytulił. Nie protestowałam, wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. Chyba właśnie tego potrzebowałam, musiałam się wypłakać.
- Tak bardzo się bałam Harry. – Nie wiedziałam dlaczego mu to mówię, ale to wszystko wychodziło z moich ust tak szybko. Dość rzadko nie kontrolowałam swoich słów.
- Nie musisz się już ich obawiać.
- Nie mogę zapomnieć, to wszystko mnie boli.
- Wiem, że to nie pomoże ale musisz przeczekać. To było zaledwie wczoraj. Nie da się tak od razu zacząć żyć jakby nic się nie stało.
- Myślałam, że tak właśnie jest. – Oboje usiedliśmy na schodkach, otwarłam łzy i próbowałam o tym zapomnieć. Chociaż na chwilę. W towarzystwie Harrego czułam się dobrze, jednak to było coś innego niż wspólny czas z Niallem. Chciałam go znowu zobaczyć i przytulić. Czułam się źle. Byłam w towarzystwie innego chłopaka, a myślałam całkiem o kim innym. Jednak nie mogłam inaczej, on nie chciał mi wyjść z głowy. Tak jak parę innych spraw.
- Przepraszam, ale muszę jechać do pracy. – Oderwałam się od tego wszystkiego i popatrzyłam się na Harrego, który właśnie skończył rozmawiać przez telefon. Byłam tak zajęta moimi myślami, że nawet tego nie zauważyłam.
- Jasne i tak powinnam już wracać. Właściwie to nie wiem dlaczego tu przyszłam, przepraszam.
- Ej, przestań. – Zaśmiał się. – Możesz przychodzić kiedy tylko będziesz miała ochotę. Jasne?
- Dziękuje.
- Za co? – Uśmiechnął się.
- Za to, że jesteś tak dobrym przyjacielem.
- Nie musisz za to dziękować.
Pożegnałam się z Harrym i odeszłam. Nawet z nim nie porozmawiałam, a chyba po to tu mnie przygnało. Musiałam znaleźć sobie jakąś inną „kryjówkę”. Chciałam się schować od tego wszystkiego, co się zdarzyło. Siedzenie w domu było najgorsze o czym mogłam pomyśleć. Nie miałam ochoty tam tkwić i wysłuchiwać marudzeń mojej mamy. Wiedziałam, że w pewnej części ma racje, sporo racji. Musiałam zrobić kilka rzeczy. Jedną z nich było pójście na policję i złożenie zeznać. Tylko nie miałam na to ochoty. Zero. Druga była przyjemniejsza. Kupno prezentów dla dziewczyn. Miały urodziny, a ja musiałam znaleźć coś niezwykłego. Nawet miałam już pewien pomysł, jednak chodzenie po sklepach wydawało się w tym przypadku przytłaczające. Ostatnią sprawą do załatwienia była praca na konkurs, którą musiałam dokończyć. Tak wiele do roboty, a tak mało czasu.
***Z perspektywy Nialla***
Zawsze wszystko musiałem załatwiać sam. Nawet jeśli dotyczyło to spraw mojego ojca. Chciał abym pojechał do domu pod Londyn. Nie miałem ochoty na jakiekolwiek wypad. Zwłaszcza, że plany co do wieczora miałem kompletnie inne. Mianowicie chciałem odwiedzić Charlotte i sprawdzić jak się czuje. Niestety on zawsze musiał wszystko popsuć. Wsiadłem do mojego Range Rovera i ruszyłem. Po drodze chciałem wstąpić po coś na ząb. Nie miałem zamiaru przesiedzieć całego wieczoru z pustym żołądkiem. Zazwyczaj w lodówce nie było nic, prócz zgniłej cytryny. Nikt tam nie przesiadywał, więc nie było sensu robić większych zakupów. Złapałem pierwszy lepszy koszyk i praktycznie wbiegłem do super marketu. Miałem sporo czasu, ale nie chciałem czekać aż wszyscy zlecą się do sklepu. Miałem na myśli osoby, które właśnie kończyły pracę. Przez nich w kolejce stało się ponad godzinę. Kiedy w moim koszyku znajdowało się wszystko wróciłem do przedziału ze słodyczami. Szukałem moich ulubionych żelków i prawie się potknąłem. Na podłodze siedziała dziewczyna.
- Charlie. – Kucnąłem i zobaczyłem jej niewyraźny wyraz twarzy. – Charlie.
Nic nie odpowiedziała. Była zamyślona i chyba mnie nie widziała. Tak jakby żyła w innym świecie. Byłem zdziwiony jej zachowaniem. Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem do samochodu. Dalej nie odezwała się ani słowem. Patrzyła się przed siebie i nic.
- Co się stało? – Dotknąłem jej ręki, drgnęła.
- Przepraszam. – Miała łamiący się głos.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłaś.
- Przepraszam. – Powtórzyła to po raz drugi i wysiadła z auta. Zaczęła biec w stronę lasu. W tamtej chwili byłem zamieszany i nie wiedziałem co się dzieje. Zachowywała się dziwnie, tak jakby była w jakimś transie. Dosłownie, jakby ktoś ją zaczarował. Jednak to nie było możliwe. Zacząłem za nią biec. Nie opierała się. Kiedy udało mi się ją zatrzymać zaczęła płakać. Nie był to zwykły płacz. Był on przepełniony nienawiścią i żalem. Złapałem ją i nie puszczałem dopóki się nie uspokoiła. Trwało to dość długo, ale nie obchodził mnie czas. Ważne było, aby doszła do siebie. Nie mogłem patrzeć jak płacze, jak cierpi. To było nie do zniesienia.
- Zabiorę cię do domu. – Złapałem za rękę i prawie ciągnąłem ją siłą.
- Nie! – Szarpnęła ręką. – Nie chce tam być Niall.
- Na pewno ciebie tutaj nie zostawię. Nie samej.
- Poradzę sobie. – Zaczęła iść w przeciwną stronę. Nie mogłem pozwolić na to, aby znowu była sama.
- Pojedziesz ze mną, dobrze?
- Nie chce ci przeszkadzać.
- Nie marudź, tylko wsiadaj. – Rozkazałem jej.
Siedziała skulona na siedzeniu. Cały czas patrzyła się w pustą przestrzeń przed siebie. Jej palce kreśliły malutkie kółka na udach. Była strasznie spokojna i mało mówna. Coraz bardziej się martwiłem. Działo się coś niepokojącego, coś czego nie chce mówić. Jednak w pewnej części to rozumiałem. Przeszła tyle, że takie zachowanie powinno być normalne. Tylko, nie umiałem tego zrozumieć. To było do niej nie podobne. Inaczej ją zapamiętałem.
- Może powinniśmy dać znać twojej mamie, że jesteś ze mną?
- Jak chcesz. – Mruknęła.
- W takim razie zadzwonię jak już dojedziemy.
- W porządku.
- Jesteś może głodna? Zaraz zadzwonię po coś do jedzenia, to może będzie tam kilka minut po nas.
- Jak chcesz. – Każda jej odpowiedź, była taka sama. Była bez żadnego entuzjazmu i totalnie bez życia. O nic więcej się nie pytałem, nic nie powiedziałem. Ona tak samo. Kiedy dojechaliśmy na miejsce od razu weszliśmy do salonu. Charlotte usiadła na fotelu i znowu patrzyła się w jeden punkt. W tamtym momencie trafiło do mnie, że jest w totalnej rozsypce.
- Zrobię herbaty. – Zawiadomiłem i powędrowałem do kuchni. Zacząłem się po niej krzątać i szukać czego kol wiek co się nadawało do zaparzenia. Wsypałem w dwa kubki zielonej zgranulowanej substancji i wróciłem do głównego pomieszczenia. Dziewczyny w nim nie było.
- Charlie? – Szepnąłem. Kubki z gorąca herbatą odstawiłem na stolik i zacząłem jej szukać. Pierwsze co zrobiłem to wyjrzałem na zewnątrz. Jednak nie wydawało się aby wychodziła, kurtka była powieszona, a buty stały na miejscu.
- Nigdzie nie wyszłam. – Usłyszałem jej głos. Podążyłem w tamta stronę, na zewnątrz. Siedziała przy samym wejściu. Skulona i strasznie smutna.
- Myślałem, że…zresztą nie ważne.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę. Pewnie miałeś coś zrobić, a ja ci tylko przeszkadzam.
- Miałem, ale to tylko kilka kartek, które mam zabrać. – Uśmiechnąłem się i usiadłem obok. Delikatnie ją objąłem i przysunąłem bliżej siebie.
- Tak naprawdę to nie wiem jak mam to sobie wszystko poukładać. Z dnia na dzień jest inaczej.
- Charlie, to było zaledwie wczoraj. Jeden dzień to za mało, żeby o tym zapomnieć.
- Nie mówię o tym Niall. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie i tandetnie. Tylko, że chyba powinnam ci o czymś powiedzieć. Nie wiem w sumie od czego mam zacząć.
- Tak normalnie Charlie. – Zaśmiałem się.
- Nie, tak się nie da. Boje się cokolwiek powiedzieć.
- Pamiętasz, jeszcze kilka dni temu mieliśmy porozmawiać. Więc może pogadamy? Tak serio.
Skoro chciała ze mną rozmawiać to musiałem jej powiedzieć co tak naprawdę czuje. Bez względu na zakłady i chorą przeszłość. To był ten czas w którym byliśmy sami i był spokój. Teraz albo nigdy. Tak po prostu. Zamknąłem drzwi na taras i w spokoju usiedliśmy w salonie. Zanim zaczęliśmy rozmowę rozpaliłem w kominku. Na dworze robiło się coraz bardziej ciemniej i zimniej. Zawiadomiłem także mamę Charlie, musiała wiedzieć, że jej córka jest bezpieczna.
- Wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej?
- Wiem, ale nie rozumiem dlaczego to robisz. – Odparła.
- Może dlatego, że się zakochałem? Może dlatego, że nie mogę przestać o tobie myśleć. Może dlatego, że cholernie mi się podobasz? – Nie mogłem uwierzyć, że to powiedziałem. Właśnie wyznałem swoje uczucia. Jednak to nie było aż takie trudne jak myślałem.
- O tym chciałeś ze mną porozmawiać? - W końcu mogłem ujrzeć jej wspaniały uśmiech.
- Nie umiem wyznawać uczuć. – Zaśmiałem się. – Nigdy tego nie robiłem.
- Ja też nie, to dla mnie nowość. – Wstała z miejsca i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Nie mogłem się powstrzymać i zgasiłem światło. W salonie i tak było dość jasno, od żaru w kominku. Podszedłem do brunetki delikatnie złapałem ją za rękę, była zimna.
- Nie jesteś zmęczona? – Spytałem, a ona mnie pocałowała. Nie był to nie wiadomo jaki pocałunek.
- Nie wiem czy jestem w stanie zasnąć.
- Chodź. – Złapałem ją za koniuszki palców i zaciągnąłem za sobą na górę. Miałem chęć zostać tutaj na noc. Nie widziałem sensu wracania do domu. Nawet jeśli ojciec naprawdę potrzebował tych papierów, mogłem je przecież przefaksować. Charlie była ważniejsza. Weszliśmy do mojego pokoju. Był dość spory, z wielkim łóżkiem. Jednak najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu była ściana po prawej stronie. Na samym środku były powieszone trzy gitary, a dookoła nich wyniki meczów Derby. Było to dosyć oryginalne, bo dwa światy połączone w jeden. Muzyka i sport.
- Dam ci coś na przebranie.
- Jasne – Uśmiechnęła się.
Zacząłem szukać czegoś w swojej szafce. Mimo, że rzadko tutaj przebywałem miałem pełno ubrań. Użyczyłem jej białej koszulki i wskazałam łazienkę. Sam zrobiłem to samo, postanowiłem się umyć. Po dwudziestu minutach wróciłem do pokoju. Miałem na sobie dresy i granatową koszulkę. Zazwyczaj spałem w samych bokserkach, jednak chodzenie w nich przy Charlotte mogło być nie na miejscu. W pokoju zastałem Charlie, która ocierała swoje łzy. Znowu płakała, a ja nie mogłem na to patrzeć. Dusiła w sobie wszystko i próbowała udowodnić, że nic jej nie jest. Jednak to nie było najlepsze. Usiadłem obok, a dziewczyna od razu wtuliła się we mnie jak w maskotkę. Przyciągnąłem ją bliżej i starałem się ją uspokoić. Z minuty na minutę jej powieki się zamykały, najwidoczniej była strasznie zmęczona. Była zimna, a koc który miała na sobie nic nie pomagał. Chciałem przykryć ją czymś grubszym więc zacząłem wstawać z miejsca.
- Nie idź, proszę. – Szepnęła.
- Zaraz wrócę. Nie bój się nie zostawię ciebie.
- W porządku. – Mruknęła.
Kolejny w środę :)
- Niedługo wrócę. – Byłam w trakcie nakładania butów.
- Miałam zamiar z tobą porozmawiać. – Rodzicielka stanęła w drzwiach.
- O czym? – Każdy chciał ze mną rozmawiać właśnie o tym co się stało. Nie miałam ochoty, ale wiedziałam że muszę. W końcu nie złożyłam oficjalnych zeznań przeciw tym którzy mnie trzymali.
- O tym co się stało. Nie uciekniesz od tego.
- Mamo! – Krzyknęłam. – Nie mam ochoty, rozumiesz?
- Nie tym tonem. – Odburknęła. Wiedziałam, że nie mogę na nią krzyczeć. Jednak nie miałam zamiaru ani ochoty mówić o tym wszystkim.
- Wrócę wieczorem. – Zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam. Było mi ciężko, ale nie mogłam nic na to poradzić. Byłam pewna, że za kilka dni będzie inaczej. Wszystko się ułoży i będzie jak dawniej. Tylko, że sprawę komplikowało to, że widziałam śmierć człowieka. To mną wstrząsnęło i gdzieś dalej siedziało. Nie wiedziałam dokąd mam iść, ani co mam ze sobą zrobić. Dziewczyny chciały się ze mną zobaczyć, ale nie tylko one. Harry także był na tej liście. Twierdził, że musi ze mną porozmawiać. Do domu loczka miałam jakieś kilka minut drogi. Więc się tam wybrałam. Mogło go tam nie być, ale warto było spróbować. Stanęłam naprzeciwko jego drzwi i już miałam pukać, kiedy same się otworzyły. Moje oczy ujrzały Stylesa.
- Hej. – Przywitałam się. – Nie przeszkadzam?
- Charlie? Co ty tutaj robisz? – Wyglądał na zmieszanego.
- Chciałeś ze mną porozmawiać, ale jeśli przyszłam nie w porę… - Przerwał mi.
- Nie, wejdź. – Złapał mnie za nadgarstek. Od razu zareagowałam i prawie krzyknęłam. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Mimo, że brałam tabletki rany ciągle bolały. Strasznie bolały.
- Przepraszam, bardzo przepraszam. – Zaczął się tłumaczyć.
- W porządku. – Uśmiechnęłam się. Nie mogłam być na niego zła, przecież nic nie wiedział. Nie miał pojęcia co mnie boli i czego nie może. Weszliśmy w głąb mieszkania, nie powiem było jeszcze bardziej dziwnie niż ostatnim razem kiedy tu byłam. Nie potrafiłam powiedzieć, co takiego było nie tak.
- Harry! – Po mieszkaniu rozchodził się kobiecy głos. Byłam zdezorientowana, podobnie jak loczek. Spojrzeliśmy na siebie kilka razy, ale żadne z nas nic nie powiedziało. Po chwili stała przede mną dobrze znana mi dziewczyna. Wyglądała inaczej. Blond włosy i zupełnie inne ubrania. Uśmiechnięta od ucha do ucha, ale kiedy zobaczyła moją osobą zupełnie zaniemówiła.
- Co ty tu do cholery robisz? – Nie wiedziałam czy mam być wkurzona czy miałam się cieszyć.
- Mogłabym spytać o to samo Charlie.
- Skąd się znacie? – Spojrzałam na Harrego. Jego oczy nie patrzyły na mnie, tylko błądziły po ścianach. Jakby tam szukał odpowiedzi na pytanie. Nessa wyjechała praktycznie bez pożegnania nic nie mówiąc. Teraz jest sobie w mieszkaniu Stylesa i paraduje w skąpych ciuchach. Odrażało mnie to i ciekawiło co ona wyrabia.
- W porządku. – Nie usłyszałam odpowiedzi na pytanie, więc zaczęłam iść w stronę drzwi.
- Wracaj Charlie, wyjaśnię ci to. – Zatrzymałam się.
- Co mi wyjaśnisz?
- To co się tutaj dzieje. – Ciągnęła.
Wszyscy usiedliśmy przy stole, cały czas czekałam aż Harry cokolwiek powie. Jednak cisza, zaś ze strony Vanessy było inaczej. Próbowała zachowywać się tak jakby nigdy nie wyjechała. Tak jakby wszystko dalej się toczyło i było po staremu.
- Dobra. – Uśmiechnęła się. – Nigdzie nie wyjechałam, cały ten czas byłam w Londynie. Chciałam się od ciebie odciąć. Próbowałam cię chronić.
- Chronić? – Zaśmiałam się. – Ciekawe przed czym? Przed tym wszystkim co mnie spotkało dotychczas?
- Nie planowałam tego uwierz mi. – Broniła się.
- Też tego nie planowałam. Nie wiedziałam, że mnie tam zamknął. Nie miałam pojęcia że zechcą zabić człowieka na moich oczach. Nie miałam pojęcia. – Z moich oczu zaczęły wypływać łzy.
- Nikt nie wiedział, że jesteśmy spokrewnione. Bałam się, że się dowiedzą. Więc uciekłam…tak stchórzyłam. Potem zatrzymałam się u Harrego, sprawy się skomplikowały. Nie chciałam aby tak to się potoczyło, przepraszam.
- Twoje przepraszam nic nie zmieni. Wiedziałaś o tym wszystkim tak? Mogłaś mnie poinformować, w jaki kol wiek sposób.
- Nie mogłam Charlie. – Wyciągnęła swoją dłoń, ale ją odepchnęłam.
- Nie mam ochoty z tobą dyskutować. Jesteś suką, której nie da się wybaczyć. Chroniłaś swój tyłek, a mnie wystawiłaś. Nie mogę inaczej tego wyjaśnić. – Mówiłam to co mi ślina przyniosła na język. Nie mogłam się powstrzymać. Tak to wszystko odczuwałam. Vanessa była gorsza niż myślałam, ale przyzwyczaiłam się do tego, że zbyt pochopnie ufam ludziom. Nie obchodziło mnie to, że przyszłam tam do Harrego, a totalnie go zignorowałam. Musiałam wyjść. Trzasnęłam drzwiami i zatrzymałam się na świeżym powietrzu. Zaczęłam cała się trząść. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
- Charlotte? – Loczek od razu mnie przytulił. Nie protestowałam, wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. Chyba właśnie tego potrzebowałam, musiałam się wypłakać.
- Tak bardzo się bałam Harry. – Nie wiedziałam dlaczego mu to mówię, ale to wszystko wychodziło z moich ust tak szybko. Dość rzadko nie kontrolowałam swoich słów.
- Nie musisz się już ich obawiać.
- Nie mogę zapomnieć, to wszystko mnie boli.
- Wiem, że to nie pomoże ale musisz przeczekać. To było zaledwie wczoraj. Nie da się tak od razu zacząć żyć jakby nic się nie stało.
- Myślałam, że tak właśnie jest. – Oboje usiedliśmy na schodkach, otwarłam łzy i próbowałam o tym zapomnieć. Chociaż na chwilę. W towarzystwie Harrego czułam się dobrze, jednak to było coś innego niż wspólny czas z Niallem. Chciałam go znowu zobaczyć i przytulić. Czułam się źle. Byłam w towarzystwie innego chłopaka, a myślałam całkiem o kim innym. Jednak nie mogłam inaczej, on nie chciał mi wyjść z głowy. Tak jak parę innych spraw.
- Przepraszam, ale muszę jechać do pracy. – Oderwałam się od tego wszystkiego i popatrzyłam się na Harrego, który właśnie skończył rozmawiać przez telefon. Byłam tak zajęta moimi myślami, że nawet tego nie zauważyłam.
- Jasne i tak powinnam już wracać. Właściwie to nie wiem dlaczego tu przyszłam, przepraszam.
- Ej, przestań. – Zaśmiał się. – Możesz przychodzić kiedy tylko będziesz miała ochotę. Jasne?
- Dziękuje.
- Za co? – Uśmiechnął się.
- Za to, że jesteś tak dobrym przyjacielem.
- Nie musisz za to dziękować.
Pożegnałam się z Harrym i odeszłam. Nawet z nim nie porozmawiałam, a chyba po to tu mnie przygnało. Musiałam znaleźć sobie jakąś inną „kryjówkę”. Chciałam się schować od tego wszystkiego, co się zdarzyło. Siedzenie w domu było najgorsze o czym mogłam pomyśleć. Nie miałam ochoty tam tkwić i wysłuchiwać marudzeń mojej mamy. Wiedziałam, że w pewnej części ma racje, sporo racji. Musiałam zrobić kilka rzeczy. Jedną z nich było pójście na policję i złożenie zeznać. Tylko nie miałam na to ochoty. Zero. Druga była przyjemniejsza. Kupno prezentów dla dziewczyn. Miały urodziny, a ja musiałam znaleźć coś niezwykłego. Nawet miałam już pewien pomysł, jednak chodzenie po sklepach wydawało się w tym przypadku przytłaczające. Ostatnią sprawą do załatwienia była praca na konkurs, którą musiałam dokończyć. Tak wiele do roboty, a tak mało czasu.
***Z perspektywy Nialla***
Zawsze wszystko musiałem załatwiać sam. Nawet jeśli dotyczyło to spraw mojego ojca. Chciał abym pojechał do domu pod Londyn. Nie miałem ochoty na jakiekolwiek wypad. Zwłaszcza, że plany co do wieczora miałem kompletnie inne. Mianowicie chciałem odwiedzić Charlotte i sprawdzić jak się czuje. Niestety on zawsze musiał wszystko popsuć. Wsiadłem do mojego Range Rovera i ruszyłem. Po drodze chciałem wstąpić po coś na ząb. Nie miałem zamiaru przesiedzieć całego wieczoru z pustym żołądkiem. Zazwyczaj w lodówce nie było nic, prócz zgniłej cytryny. Nikt tam nie przesiadywał, więc nie było sensu robić większych zakupów. Złapałem pierwszy lepszy koszyk i praktycznie wbiegłem do super marketu. Miałem sporo czasu, ale nie chciałem czekać aż wszyscy zlecą się do sklepu. Miałem na myśli osoby, które właśnie kończyły pracę. Przez nich w kolejce stało się ponad godzinę. Kiedy w moim koszyku znajdowało się wszystko wróciłem do przedziału ze słodyczami. Szukałem moich ulubionych żelków i prawie się potknąłem. Na podłodze siedziała dziewczyna.
- Charlie. – Kucnąłem i zobaczyłem jej niewyraźny wyraz twarzy. – Charlie.
Nic nie odpowiedziała. Była zamyślona i chyba mnie nie widziała. Tak jakby żyła w innym świecie. Byłem zdziwiony jej zachowaniem. Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem do samochodu. Dalej nie odezwała się ani słowem. Patrzyła się przed siebie i nic.
- Co się stało? – Dotknąłem jej ręki, drgnęła.
- Przepraszam. – Miała łamiący się głos.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłaś.
- Przepraszam. – Powtórzyła to po raz drugi i wysiadła z auta. Zaczęła biec w stronę lasu. W tamtej chwili byłem zamieszany i nie wiedziałem co się dzieje. Zachowywała się dziwnie, tak jakby była w jakimś transie. Dosłownie, jakby ktoś ją zaczarował. Jednak to nie było możliwe. Zacząłem za nią biec. Nie opierała się. Kiedy udało mi się ją zatrzymać zaczęła płakać. Nie był to zwykły płacz. Był on przepełniony nienawiścią i żalem. Złapałem ją i nie puszczałem dopóki się nie uspokoiła. Trwało to dość długo, ale nie obchodził mnie czas. Ważne było, aby doszła do siebie. Nie mogłem patrzeć jak płacze, jak cierpi. To było nie do zniesienia.
- Zabiorę cię do domu. – Złapałem za rękę i prawie ciągnąłem ją siłą.
- Nie! – Szarpnęła ręką. – Nie chce tam być Niall.
- Na pewno ciebie tutaj nie zostawię. Nie samej.
- Poradzę sobie. – Zaczęła iść w przeciwną stronę. Nie mogłem pozwolić na to, aby znowu była sama.
- Pojedziesz ze mną, dobrze?
- Nie chce ci przeszkadzać.
- Nie marudź, tylko wsiadaj. – Rozkazałem jej.
Siedziała skulona na siedzeniu. Cały czas patrzyła się w pustą przestrzeń przed siebie. Jej palce kreśliły malutkie kółka na udach. Była strasznie spokojna i mało mówna. Coraz bardziej się martwiłem. Działo się coś niepokojącego, coś czego nie chce mówić. Jednak w pewnej części to rozumiałem. Przeszła tyle, że takie zachowanie powinno być normalne. Tylko, nie umiałem tego zrozumieć. To było do niej nie podobne. Inaczej ją zapamiętałem.
- Może powinniśmy dać znać twojej mamie, że jesteś ze mną?
- Jak chcesz. – Mruknęła.
- W takim razie zadzwonię jak już dojedziemy.
- W porządku.
- Jesteś może głodna? Zaraz zadzwonię po coś do jedzenia, to może będzie tam kilka minut po nas.
- Jak chcesz. – Każda jej odpowiedź, była taka sama. Była bez żadnego entuzjazmu i totalnie bez życia. O nic więcej się nie pytałem, nic nie powiedziałem. Ona tak samo. Kiedy dojechaliśmy na miejsce od razu weszliśmy do salonu. Charlotte usiadła na fotelu i znowu patrzyła się w jeden punkt. W tamtym momencie trafiło do mnie, że jest w totalnej rozsypce.
- Zrobię herbaty. – Zawiadomiłem i powędrowałem do kuchni. Zacząłem się po niej krzątać i szukać czego kol wiek co się nadawało do zaparzenia. Wsypałem w dwa kubki zielonej zgranulowanej substancji i wróciłem do głównego pomieszczenia. Dziewczyny w nim nie było.
- Charlie? – Szepnąłem. Kubki z gorąca herbatą odstawiłem na stolik i zacząłem jej szukać. Pierwsze co zrobiłem to wyjrzałem na zewnątrz. Jednak nie wydawało się aby wychodziła, kurtka była powieszona, a buty stały na miejscu.
- Nigdzie nie wyszłam. – Usłyszałem jej głos. Podążyłem w tamta stronę, na zewnątrz. Siedziała przy samym wejściu. Skulona i strasznie smutna.
- Myślałem, że…zresztą nie ważne.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę. Pewnie miałeś coś zrobić, a ja ci tylko przeszkadzam.
- Miałem, ale to tylko kilka kartek, które mam zabrać. – Uśmiechnąłem się i usiadłem obok. Delikatnie ją objąłem i przysunąłem bliżej siebie.
- Tak naprawdę to nie wiem jak mam to sobie wszystko poukładać. Z dnia na dzień jest inaczej.
- Charlie, to było zaledwie wczoraj. Jeden dzień to za mało, żeby o tym zapomnieć.
- Nie mówię o tym Niall. Wiem, że to może zabrzmieć dziwnie i tandetnie. Tylko, że chyba powinnam ci o czymś powiedzieć. Nie wiem w sumie od czego mam zacząć.
- Tak normalnie Charlie. – Zaśmiałem się.
- Nie, tak się nie da. Boje się cokolwiek powiedzieć.
- Pamiętasz, jeszcze kilka dni temu mieliśmy porozmawiać. Więc może pogadamy? Tak serio.
Skoro chciała ze mną rozmawiać to musiałem jej powiedzieć co tak naprawdę czuje. Bez względu na zakłady i chorą przeszłość. To był ten czas w którym byliśmy sami i był spokój. Teraz albo nigdy. Tak po prostu. Zamknąłem drzwi na taras i w spokoju usiedliśmy w salonie. Zanim zaczęliśmy rozmowę rozpaliłem w kominku. Na dworze robiło się coraz bardziej ciemniej i zimniej. Zawiadomiłem także mamę Charlie, musiała wiedzieć, że jej córka jest bezpieczna.
- Wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej?
- Wiem, ale nie rozumiem dlaczego to robisz. – Odparła.
- Może dlatego, że się zakochałem? Może dlatego, że nie mogę przestać o tobie myśleć. Może dlatego, że cholernie mi się podobasz? – Nie mogłem uwierzyć, że to powiedziałem. Właśnie wyznałem swoje uczucia. Jednak to nie było aż takie trudne jak myślałem.
- O tym chciałeś ze mną porozmawiać? - W końcu mogłem ujrzeć jej wspaniały uśmiech.
- Nie umiem wyznawać uczuć. – Zaśmiałem się. – Nigdy tego nie robiłem.
- Ja też nie, to dla mnie nowość. – Wstała z miejsca i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Nie mogłem się powstrzymać i zgasiłem światło. W salonie i tak było dość jasno, od żaru w kominku. Podszedłem do brunetki delikatnie złapałem ją za rękę, była zimna.
- Nie jesteś zmęczona? – Spytałem, a ona mnie pocałowała. Nie był to nie wiadomo jaki pocałunek.
- Nie wiem czy jestem w stanie zasnąć.
- Chodź. – Złapałem ją za koniuszki palców i zaciągnąłem za sobą na górę. Miałem chęć zostać tutaj na noc. Nie widziałem sensu wracania do domu. Nawet jeśli ojciec naprawdę potrzebował tych papierów, mogłem je przecież przefaksować. Charlie była ważniejsza. Weszliśmy do mojego pokoju. Był dość spory, z wielkim łóżkiem. Jednak najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu była ściana po prawej stronie. Na samym środku były powieszone trzy gitary, a dookoła nich wyniki meczów Derby. Było to dosyć oryginalne, bo dwa światy połączone w jeden. Muzyka i sport.
- Dam ci coś na przebranie.
- Jasne – Uśmiechnęła się.
Zacząłem szukać czegoś w swojej szafce. Mimo, że rzadko tutaj przebywałem miałem pełno ubrań. Użyczyłem jej białej koszulki i wskazałam łazienkę. Sam zrobiłem to samo, postanowiłem się umyć. Po dwudziestu minutach wróciłem do pokoju. Miałem na sobie dresy i granatową koszulkę. Zazwyczaj spałem w samych bokserkach, jednak chodzenie w nich przy Charlotte mogło być nie na miejscu. W pokoju zastałem Charlie, która ocierała swoje łzy. Znowu płakała, a ja nie mogłem na to patrzeć. Dusiła w sobie wszystko i próbowała udowodnić, że nic jej nie jest. Jednak to nie było najlepsze. Usiadłem obok, a dziewczyna od razu wtuliła się we mnie jak w maskotkę. Przyciągnąłem ją bliżej i starałem się ją uspokoić. Z minuty na minutę jej powieki się zamykały, najwidoczniej była strasznie zmęczona. Była zimna, a koc który miała na sobie nic nie pomagał. Chciałem przykryć ją czymś grubszym więc zacząłem wstawać z miejsca.
- Nie idź, proszę. – Szepnęła.
- Zaraz wrócę. Nie bój się nie zostawię ciebie.
- W porządku. – Mruknęła.
Kolejny w środę :)