niedziela, 2 marca 2014

Moment For Me Rozdział 25



            Z wielkim trudem dotarłam do piątku. Te wszystkie dni były jeszcze bardziej męczące, niż gdybym miała spędzić je w szkole. Doceniałam to, że wszyscy się tak o mnie troszczyli, ale ile można. Opychali mnie drożdżówkami i chyba przytyłam ze trzy kilogramy. Czułam się jak nadęta, mimo że to były tylko kilka dni. Martwiłam się trochę pracą, bo przecież ją także opuszczałam. Kiedy wróciłam do domu byłam już po ściągnięciu szwów. Mama i Danielle dotrzymywały mi tam towarzystwa. Obie krzątały się po kuchni i rozmawiały jak stare znajome. Wyglądało to dość dziwnie.
- Moja mama dodaje do sosu trochę musztardy, jest bardziej wyraźniejszy. – Nie interesowały mnie ich tematy do rozmów. Były nudne, jak flaki z olejem. Złapałam za telefon i zaczęłam sprawdzać kontakty. Kiedy zjechałam do literki „H” na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Musiało wyglądać to dość dziwnie, dziewczyna uśmiecha się do ekranu w telefonie. Fascynujące. Loczek przychodził codziennie, głównie około godziny dziewiętnastej. Właściwie to jego wizyty najbardziej lubiłam. Był jeszcze Niall, który wychodził przed Harrym. Jakby mieli ustalony jakiś grafik, ale to było raczej nie możliwe. Czekałam na obiad, chociaż wcale nie byłam głodna. To było dość nurtujące taka wiadomość, że musisz jeść bo zraz wszyscy zaczną na ciebie krzywo patrzeć.
- Poradzicie sobie same? Muszę jechać do biura i skończyć pracę. – Moja rodzicielka postawiła przed mną talerz z jedzeniem. Uśmiechnęła się sama do siebie, licząc na to że uda jej się wyjść. Oczywiście nie miałam nic przeciwko temu, w końcu musiała pracować.
- Oczywiście, że tak. Niech się pani nie martwi. – Danielle mnie wyprzedziła.
W mgnieniu oka mojej rodzicielki już nie było, a ja byłam coraz bardziej znudzona. Chciałam gdzieś w końcu wyjść, a to była niesamowita okazja. Oczywiście pod warunkiem, że Danielle się zgodzi. „Marne szanse.”  Do drzwi zadzwonił dzwonek, a ja już byłam pewna kto tu zaraz wpadnie.
- Hej. – Uśmiechnięty od ucha do ucha. – Mam dla ciebie niespodziankę.
- Dla mnie? – Zbliżyłam się do Nialla, a ten się wycofał. Nie miałam zamiaru go pocałować, ani przytulić. Niee, nic z tych rzeczy.
- Tak, ale wszystko w swoim czasie. – Uśmiechnął się. – Możemy pogadać? Tak, w cztery oczy.
- Pójdę na górę. – Gdyby to była Naomi, nie darowałaby mu, że tak się jej pozbył. Danielle była inna, wszystko odbierała jakoś tak delikatniej. Uwielbiałam ją za to.
- To o czym chcesz porozmawiać? – Zajęłam miejsce obok blondyna.
- Chciałbym cię gdzieś zabrać. Wiem, że to dość wcześnie bo już w niedziele…Moi rodzice organizują tak jakby bankiet za miastem. Pomyślałem, że może chciałabyś jechać?
- To miło, ale nie powinnam. Poza tym mama nie pozwala mi nawet wyjść na chwilę na dwór.
- Gadałem z nią, w sumie to nie ja. – Zaśmiał się. – Danielle mówiła, że się zgodziła. Więc decyzja należy tylko do ciebie. – Nie wiedziałam co mam powiedzieć. To mnie zaskoczyło, nawet bardzo. Jednak w końcu miałam dosyć siedzenia w domu i mogłam się wyrwać. Po za tym Dan mu pomogła? To było dość dziwne, ale nie bardziej niż gdyby zrobiła to Naomi.
- Mogę się zastanowić i dać ci odpowiedź jutro?
- Jasne. - Wyglądał na zdenerwowanego?
- Gdybym jednak poszła…w co należy się ubrać na taki bankiet? – Uśmiech powrócił na swoje miejsce, ale dalej nie miałam pewności czy gdybym się zgodziła zrobiłabym dobrze. Było mnóstwo za i przeciw. „W końcu to tylko przyjaciel, prawda?”  Tak, przyjaciel. Nic więcej…to tylko przyjaciel…
***Z perspektywy Harrego***
Zamiast do Charlotte, musiałem jechać do pracy. Tej w barze. Louis zajmował dom już prawie cały tydzień, a ja byłem jego wysłannikiem. Harry zrób to, a możesz jeszcze tamto? No ale czego się nie robi dla przyjaciela. Zwłaszcza, że on zrobił tyle dla mnie. Podjechałem pod budynek i od razu zauważyłem znajomą mi dziewczynę. Blond włosy były ścięte do ramion, a sukienka idealnie opinała jej kształtny tyłek. 
- Kiedy wróciłaś? – Podbiegłem do niej i od razu wyczułem dużą ilość alkoholu.
- Nie interesuj się Styles. – Złapała mnie za rękę i szła dalej. – Stawiasz mi drinka, jasne?
- Jak odpowiesz mi na pytanie. - Weszliśmy do środka, gdzie było dość sporo ludzi.
- Wczoraj. – Prawie wykrzyczała. – Niebieskiego poproszę.
Założyłem obciachowy fartuszek i zacząłem pracę. Nie mogłem oderwać wzroku od kuzynki Charlie. Zmieniła się, dość sporo. Ciekawy byłem czy Charlotte wie, że wróciła. Nie zaszkodziło zapytać, oczywiście zapłatą był kolejny drink. Po pięciu dowiedziałem się wszystkiego czego chciałem, a ona prawie spała. Była nieprzytomna.
- Przyszłaś do Jaya, co nie? – Pokiwała twierdząco głową, a ja się zaśmiałem. Wyglądała dość niewinnie i niekorzystnie. Wolałem ją w wersji lekko wstawionej Vanessy.
- Do ciebie też Harry. – Ledwo co ją rozumiałem. – Musisz mi pomóc, ty i Louis.
- Jasne, ale pogadajmy o tym jak już wytrzeźwiejesz. Dobra?
- Tak. – Zaśmiała się.
Nie mogłem pozwolić, aby została sama w klubie wypełnionym przez napaleńców. Zabrałem ją do własnego domu, własnego łóżka. Rano nie wiedziała co się dzieje, ani jak się tam znalazła. Jak dobry gospodarz zrobiłem wszystkim śniadanie, a Nessa zjadła trzy porcje. Zastanawiało mnie gdzie była do tej pory. Pożałowałem też, że właśnie o to się nie spytałem.
- Co zamierzasz teraz robić? – Louis tak jak i ja był zaciekawiony jej historią.
- Muszę z tym skończyć. Mam już jego dość. A wy nie? – Od razu odwróciłem wzrok. Każdy miał, ale nikt nie chciał się przyznać do tego na forum. Woleliśmy ukrywać to w sobie i siedzieć cicho.
- Powinnaś spotkać się z Charlie, szukała ciebie. – Zmieniłem temat.
- Nie, na pewno nie. Wy też jej nic nie powiecie. Nie było mnie tu jasne?
- Dlaczego? Powinna wiedzieć, chociaż że żyjesz.
- Zabronili mi się z nią widywać. Nie mogę. – Coraz bardziej ściszała głos.
- Nie możecie się jakoś postawić? Wszyscy razem, na pewno byście coś wymyślili. – Eleanor nie wiedziała o czym mówi, ale nie chciałem jej upominać. W końcu to była dziewczyna Lou. Chociaż miała rację, gdyby powstał jakiś solidny plan…Jay dawno by siedział.
***Z perspektywy Nialla***
Bankiet, niby normalne spotkanie, ale jednak nie. Ojciec zapraszał swoich współpracowników, znajomych i niektórych z rodziny. Wszyscy beztrosko bawili się w domku pod Londynem. To wszystko mnie nudziło, nie było dla mnie. Jednak musiałem tam być. „Muszę się tobą pochwalić.” – Tak mnie przekonywał, a ja nie miałem wyboru. Nigdy tam nikogo nie zabierałem, nawet wrednej Rose. Była tam już zaproszona, właśnie przez mojego ojca. Tylko, że teraz miało jej nie być. Karma za popchanie Charlie. Sam jej nawet nawrzucałem, ale to nic nie dało. Nie zawiesili jej, nawet nie dostała prac społecznych za to co zrobiła. „Przecież taka księżniczka jak ona nie dostanie ukarana.” Miała wpływowego ojca i to ją ratowało. Na całe szczęście Charlotte się zgodziła. Miała mi towarzyszyć. Ostatnio spędzaliśmy ze sobą dość sporo czasu, a ja nie mogłem przestać o niej myśleć. Nawet przed głupim telewizorem.
- Niall, my już jedziemy. Dojedziesz jutro na czas? – Moja mama była przewrażliwiona, ciekawe dlaczego?
- Tak, dam sobie radę. – Krzyknąłem z drugiego pomieszczenia. Nie zamierzałem siedzieć bezczynnie, od razu wysłałem widomość do Zayna. Nie chciałem siedzieć sam, to by było zbyt nudne. Po dwudziestu minutach przyjaciel już był, a z nim Perrie. Nie przeszkadzało mi to, no może trochę. Chciałem pogadać o Charlotte, a przy dziewczynie przyjaciela było to troszkę kłopotliwe.
- To jak chłopaki co robimy? – Rozsiadła się jak u siebie i zaczęła się miziać do mulata.
- Zrób nam kolację. – Zaproponowałem.
- Haha. – Skrzywiła się. – I co jeszcze kochany Niallerku?
- Nic więcej mi do szczęścia nie brakuje, tylko tego jedzenia. – Zaśmiałem się, a ona wyszła. Usłyszałam jak szpera coś w szafkach i się ucieszyłem. Robiła dla mnie jedzenie.
- Zaprosiłem Charlie na bankiet. – Powiedziałem pół szeptem.
- Rodzice wiedzą, że nie spotykasz się z Rose? – Tego pytania mogłem się spodziewać.
- Wiedzą…ojciec nie jest zachwycony. Wiesz jaki jest.
- Wiem, ale lepiej żeby się przekonał do Charlotte. Może być różnie. – Miał racje, ojciec mógł jej nie przyjąć. W końcu nie pochodziła z bogatego rodu, była zwykłą dziewczyną. Dziewczyną, o wiele lepszą od tych wszystkich, które widywałem. Była jedyna w swoim rodzaju.
***Z perspektywy Charlie***
Zdjęłam cały bandaż, na całe szczęście było widać lekką szramę. Zdziwiło mnie to, że z tak malutkiej dziurki ulało się tyle krwi. Było już po wszystkim, mogłam znowu cieszyć się „wolnością.” Wszystkie potrzebne rzeczy już dawno miałam naszykowane. Czarna koronkowa sukienka, była już na moim ciele. Może byłam i samolubna, ale wyglądała dość dobrze. Lepiej, niż wtedy kiedy mierzyłam ją w przymierzalni pół roku temu. Długi rękaw nie odkrywał mojej ręki, co było bardzo komfortowe.
- Załóż te buty. – Naomi podała mi czarne szpilki. Razem z Danielle pomagały mi się przygotować. Cieszyło mnie, że jak do tej pory udało się uniknąć jakich kol wiek uwag na temat z kim tam idę.
- Wyglądasz niesamowicie. – Powiedziały równocześnie, a ja się leciutko zarumieniłam.
- Mogę to potwierdzić. – W drzwiach stał blondyn, miał na sobie garnitur. Wyglądał dość dojrzale. Włosy miał postawione na żel, a w ręku trzymał jedną czerwoną różyczkę. Po dwudziestu minutach byliśmy w drodze, a ja zaczęłam się nieco denerwować. Dopiero zdałam sobie sprawę, że będą tam jego rodzice. Co sobie o mnie pomyślą? Niedawno zerwał z dziewczyną, a już przyprowadzał kolejną. „Jesteście przyjaciółmi.” Tak, przyjaciółmi.
- Spodoba ci się tam, jest położony praktycznie nad jeziorem. – Jego oczy błyszczały, mogłabym patrzeć się w jego tęczówki godzinami. Błękit, który się w nich znajdował był niesamowicie czysty.
Ogarnij się!” Momentalnie się odwróciłam i zastanawiałam ile to trwało. Musiałam wyjść na kompletną idiotkę.
- Powiedz, że jest tam jeszcze kładka. – Kiedy ktoś wspominał o takich miejscach, od razu w mojej głowie miałam te z filmów. Zachód słońca i dwoje kochających się ludzi. Siedzą na pomoście wtuleni w siebie. Marzenia…
- Przekonasz się na własne oczy. – Zaczął nucić coś pod nosem, a ja wpatrywałam się w mijające nas samochody. Było ich mnóstwo.
****
Serce zaczęło mi walić, a w gardle zaczęło mnie ściskać. Miałam iść tam tylko dla towarzystwa, a byłam cała zdenerwowana. Niall prawie z każdym rozmawiał i do każdego się uśmiechał, a ja stałam jak taka sierotka i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nagle poczułam jak ktoś mnie ściska, blondyn złapał mnie za rękę.
- Mam nadzieje, że tak będziesz mniej zdenerwowana. – Szepnął mi do ucha, a mnie jak zwykle oblały rumieńce. Na całe szczęście tego nie widział, bo znowu ktoś do nas podszedł. Kobieta w szykownej kreacji i wyższy od niej mężczyzna w czarnym garniturze. Przywitali się z nami, byli bardzo mili. Tylko dziwnie na mnie spoglądali, a może na nasze dłonie?
- Dobrze się bawicie? – Spytał mężczyzna.
- Bywało gorzej. – Niall się zaśmiał. – Nie powinieneś witać się z tymi wszystkimi ludźmi.
- Chciałem sprawdzić co u ciebie, ale widzę, że jak w najlepszym porządku.
- Tak. – Odpowiedział krótko.
- W takim razie baw się dobrze. – Podkreślił to słowo „baw”, liczba pojedyńcza.
- Kto to był? – Kiedy odeszli od razu spytałam się o to blondyna. Coś mnie w nich niepokoiło. Zachowywali się tak jakby mnie nie było.
- Moi rodzice. – W środku myślałam, że się zagotuje. Na początku wydawali się przesympatyczni, ale z czasem miałam wrażenie, że mnie po prostu ignorują. No cóż, ich syn spotykał się z Rose. Jej nikt nie dorówna, a ja byłam jakąś nieznajomą.
- Takie bankiety to chyba nie dla mnie. – Dalej nie puszczał mojej ręki, a drugą uniósł moją twarz ku górze. Tak abym spojrzała mu w oczy, niebieskie tęczówki.
- Nie przejmuj się nimi, są zbyt…zbyt oficjalni. – Uśmiechnął się
- Tak, ale jest mi głupio. Mogłam coś powiedzieć, cokolwiek.
- Spokojnie, jeszcze sobie odpokutujesz. – Zaśmiał się. – A teraz gdzieś ciebie zabieram.
Szliśmy długą alejką, która była dość wąska. Na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy, a z boku świeciły małe lampki. Wszystko wyglądało idealnie, nawet trawnik, który był równo obcięty. Kiedy spojrzałam za siebie ujrzałam więcej niż wcześniej. Głównie wielką salę, w której przebywaliśmy wcześniej. Jednak za nią stał z trzy razy większy budynek. Czyżby to był ten domek? Kiedy mam na myśli takie pojęcie, myślę o dwupokojowym drewnianym, malutkim…Ten był ogromny. Powiedziałabym nawet, że to jest jakaś rezydencja.
- Tak, to wygląda dość komicznie. – Zaśmiał się, tak jakby wiedział o czym myślę. To było normalne?
- Myślałam o tym miejscu trochę inaczej. – Usiedliśmy na drewnianej ławeczce, a przed nami rozciągało się wielkie jezioro. Byłam ciekawa czy to także własność Horana. Nie trwało to zbyt długo, pociągnął mnie dalej. Z początku nie miałam ochoty iść, ale kiedy zobaczyłam gdzie mnie ciągnie zmieniłam zdanie. Był to pomost, drewniany i długi. Usiadłam na samym końcu, a nogi spuściłam w dół. Blondyn usiadł obok, dalej trzymając moją dłoń. Tak jak w filmie?
- Jak byłem mały, spędzałem tu sporo czasu.
- Lubiłeś być sam? – Wypaliłam.
- Po części tak, po części nie. – Zaśmiał się. - Kiedy tu przyjeżdżałem odpoczywałem, wiesz cisza i spokój.
- Tak, jest idealnie. – Moja głowa spoczęła na jego ramieniu. Przez chwilę wahałam się czy nie powinnam jej zabrać, ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Przecież to nic złego. Siedzieliśmy tak z dwadzieścia minut, w ciszy i spokoju. Usłyszałam głośny huk i prawie wpadłam do wody.
- Spokojnie, to tylko fajerwerki. - Pomógł mi wstać i wskazał na niebo. W życiu nie pomyślałabym, że na takim bankiecie komuś zechce się strzelać petardy. Bo niby po co? Kiedy puścił moją rękę, posmutniałam. No, ale ile mógł ją trzymać? Okręcił mnie tak, abym mogła na niego spojrzeć. Jedną ręką dotknął mojego policzka, a drugą położył na talii.
- Ślicznie wyglądasz Charlie. – Przybliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta. Chciał się odsunąć, ale nie pozwoliłam na to. Chciałam więcej, pragnęłam tego. Ręce złożyłam na jego karku i coraz bardziej wczuwałam się w pocałunek. Czułam jak się uśmiecha, a na moje policzki wypływały rumieńce. Jednak nie obchodziło mnie to, nie chciałam przestać. Zresztą on także nie miał takiego zamiaru. Nasze języki zaczęły walczyć o dominacją nad druga osobą, podobało mi się to. Nigdy nie całowałam się w ten sposób, Niall był inny. Kiedy przestaliśmy, oboje zaczęliśmy się śmiać. Nie wiadomo z czego.

Dodałam nową postać ---> Bohaterowie
Kolejny w środę :)

12 komentarzy:

  1. Świetny, świetny, świetny. Jak zawsze. Życzę weny i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super <3 Ciekawe czy na tym bankiecie jest Harry bo jest pracownikiem tej firmy, a jeśli jest to ciekawe jaka będzie jego reakcja gdy zobaczy Niall'a i Charli razem ;) Zycze wenty i czekam z niecierpliwością na next <3
    Dosia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział! nie mogę sie doczekać następnego ;) powodzenia w pisaniu i weny ;)) xx @Nika1Dlove

    OdpowiedzUsuń
  4. O jezuuu genialny czekam na next ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Na tym pomoście... awww to było mega słodkie.

    http://uciekacnadno.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały! Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Super ! Czekam na nn ;)

    Natalie ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniałe !

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest świetne! Cudownie opisałaś to co stał się na tym bankiecie Naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego. Hania.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudo, cudo, cudo, cudo!!!! To jest wspaniałe. Nawet jeżeli jest mało komentarzy, to wiedz że twój blog jest świetny. Sama też korzystałam z telefonu i nigdy nie mogłam dodawać komentarzy ( nie wiem czemu), ale regularnie czytam twój blog, bo jest ciekawy i wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny!!! *-* Cieszę się, że Charlie poszła na ten bankiet z Niall'em i wszystko się tak potoczyło :3 Nie mogę się doczekać nexta :)

    Wera

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz buduję mnie do dalszego pisania. :)