Znowu olałam szkołę, nie chciałam i nie mogłam tam iść. Miałam zbyt
wielkiego kaca, aby uczyć się francuskiego i patrzeć jak oblicza się pole
trójkąta. Na całe szczęście wylądowałam we własnym łóżku i byłam w nim sama. W
domu także nikogo nie było, prócz mnie. Mama nie wiedziała, że byłam na
imprezie. Nie wiedziała, że urwałam się ze szkoły. I także o wielu innych
sprawach. Miałam przed nią coraz więcej tajemnic, co mnie trochę bolało. Jednak
nie dało się o wszystkim jej powiedzieć. To była w końcu moja kochana mama. O
dziwo z tamtego wieczoru pamiętałam prawie wszystko. Jedyną tajemnicą i zagadką
było dla mnie jak wróciłam do domu. Wszystko inne zostało mi w pamięci. Było mi
nawet trochę głupio jak postąpiłam z blondynem. Jednak z drugiej strony
dowiedziałam się czegoś ważnego. Niall chciał czegoś więcej. Tylko, czy ja też
tego chciałam? Podobał mi się i to bardzo.
- Charlie! – Ktoś krzyknął, a ja byłam pewna, że jestem sama. Zeszłam na dół i naprzeciwko mnie stały dziewczyny. Czyżby także zrobiły sobie wolne?
- Co jest? – Usiadłam na schodku.
- Jedziemy na zakupy, zbieraj swoje cztery litery.
- Serio? – Zaśmiałam się. – Nie mam ochoty na żadne zakupy.
- Nie marudź, tylko się zbieraj. – Nie chodziło o pieniądze, bo miałam je dzięki pracy. W końcu miały być na kolie, ale skoro sama się odnalazła to miałam własne oszczędności. Co do pracy, zmianę miałam właśnie dzisiaj. Za pewne do trzeciej w nocy, co oznaczało że znowu będę zmęczona. Jednak tym razem nie mogłam sobie odpuścić zajęć. Miałam do napisania dwa sprawdziany i potem kartkówkę. Na całe szczęście już się nauczyłam i miałam to z głowy. Zebrałam się w kilka minut i razem z dziewczynami pojechałyśmy do galerii. Nie chciało mi się tam łazić, więc na sam początek zaliczyłyśmy jakiś barek. Było to też spowodowane tym, że strasznie burczało mi w brzuchu.
- Czy to Perrie? – Naomi wskazała na dziewczynę w sklepie z bielizną. Kolorowe włosy i krótka szara sukienka. To była ona, dziewczyna Zayna.
- Wygląda na to, że jest sama.
- Kiedyś miała przyjaciół, ale chciała być z tym dupkiem. Więc teraz ma za swoje. – Jak zwykle Naomi była niemiła. Nie wiedziałam skąd się u niej to wszystko bierze.
- Znałyście ją? – Próbowałam dążyć dalej. Skoro dziewczyna miała o każdym takie zdanie, to musiała spędzać z nimi czas.
- Tak. Znałyśmy. – Burknęła.
- Jaka jest? – Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej.
- Książkę piszesz czy co? – Ostawiła pusty talerz i podeszła bliżej barku.
- Przyjaźniły się, ale kiedy zaczęła zadawać się z nimi wszystkimi odcięła się od Naomi. Od tamtej pory nie rozmawiają. Unikają siebie jak ognia. – Danielle była na tyle uprzejma, że mi wszystko wyjaśniła. Zaś ja dążyłam dalej, skoro już tyle się dowiedziałam. To czemu nie miałam próbować dalej?
- Z nimi, czyli z też z Niallem?
- Tak. Nie wiem co się między nimi porobiło, nie rozmawiamy na ten temat.
- Dalej nie potrafię zrozumieć, dlaczego ona go tak nienawidzi.
- Świetnie się wam gada na mój temat? – Naomi stała za nami, a ja byłam pewna, że jest przy barze.
- Po prostu chce wiedzieć. – Odparłam.
- Dobra, powiem ci i miejmy to z głowy. Perrie została zaproszona na imprezę do Malika, jako kochana przyjaciółka poszłam z nią. Tylko szybko tego pożałowałam. Po kilku drinkach musiałam iść do toalety, a zamiast tego znalazłam się w pokoju. Był tam tez Niall i jakaś dziewczyna. Nie muszę zdradzać szczegółów co robili. Wyszłam szybko, a po pięciu minutach blondynek się zemścił. Oczywiście za to, że przerwałam mu zabawę. Wrzucił mnie do basenu i ośmieszył przed całą szkołą. Nic go nie usprawiedliwiało, nawet to, że był zalany w trupa. Potem każdy się ze mnie nabijał i stałam się ofiara szkolną. Wystarczy?
- Nie wiedziałam. – Powiedziałam cicho, a Naomi miała łzy w oczach. Było mi przykro, że Niall tak postąpił. Jednak wiedziałam, że teraz jest inny. Nawet w stosunku do niej.
***Z perspektywy Harrego***
Miałem już tego wszystkiego dosyć. Zmieniło mi się wszystko, a głównie godziny mojej pracy. Tym razem do biura szedłem po godzinach szkolnych. Co oznaczało, że muszę chodzić do najgorszego miejsca na ziemi. Słuchać tych wszystkich marudzeń nauczycieli, że powinienem się w końcu wziąć w garść i zdać. Wiedziałem, że mają racje. Tylko co z tego, że mi się nie chciało. Wolałem poimprezować, albo siedzieć przed telewizorem w domu.
Cały dzień ani razu nie wpadłam na Charlie. Nie chciałem jej pouczać, ale też powinna chodzić do szkoły. Opuszczała ją coraz częściej. „Znalazł się specjalista”.
Wsiadłem do swojego samochodu i odjechałem. Kierunek biuro ojca. Miał mi coś ważnego do powiedzenia, a ja nawet domyślałem się o co chodzi. Przywitałem się z nim i usiadłem wygodnie na skórzanej kanapie.
- Musimy porozmawiać Harry. – Miał poważną minę, a ja musiałem ukryć, że mnie to choć trochę martwi.
- Wiem, wiem. – Ziewnąłem. – Przejdziesz do sedna sprawy?
- Zginęły mi pewne dokumenty, widziałeś może jak ktoś się tu kręcił? – Serce zaczęło mi mocniej bić, ale starałem się być spokojny.
- Nie. – Skłamałem. – To było coś ważnego?
- Tak, ale mam jeszcze jedną sprawę. – Zrobił się łagodniejszy. – Na razie będziesz segregował pewne zapiski. Datami. Wszystko wytłumaczy ci Marry.
- Co z tym co robiłem dotychczas?
- Rozmawiałem z twoimi nauczycielami, powinieneś podciągnąć się w nauce.
- Oh…to może od razu mnie wyrzuć. Zresztą od kiedy interesujesz się moją nauką? – Wkurzyłem się.
- Nie będę tego robił, jeśli chcesz możesz tu pracować. Tylko na innych zasadach.
- Jakich znowu zasadach? – Zacząłem błąkać się po pomieszczeniu.
- Musisz mieć dobre oceny, to jest warunek. – Wiedziałem, że już po mnie. Jeśli by mnie wyrzucił, dostałbym od Jaya. Więc musiałem wziąć się do roboty, a z tym było trochę ciężej.
- Dobra. – Lekko się uśmiechnąłem, nawet nie wiem dlaczego.
- Harry. – Zatrzymałem się na chwilę. – Gdybyś jakoś chciał…pamiętaj że, możesz na mnie liczyć.
Nie odpowiedziałem, trzasnąłem drzwiami i tyle mnie widział. Od kiedy to jest moim ojcem? Może mamy takie same geny, ale nic po za tym. Jest był i zawsze będzie tym, który się mnie wyparł. Nic tego nie zmieni, nawet głupia praca. Obok mnie przeszedł starszy mężczyzna, którego nie znałem. Wszedł do biura i trzasnął za sobą drzwiami. Coś mnie podkusiło, aby nie odchodzić za daleko. Rozejrzałem się dookoła i nikogo nie było. To był znak, aby trochę poszpiegować. Przyłożyłem jedno ucho do drzwi i wsłuchałem się w rozmowę.
- Wiesz, że będziemy mieli poważne problemy? – Mówił mężczyzna. – Jeśli to trafi w niepowołane ręce.
- Spokojnie, coś wymyślimy. Zresztą może się gdzieś zawieruszyły. Ty je ostatnio miałeś. – Ojciec starał się być spokojny, przynajmniej słyszałem to w jego głosie.
- Handel ludźmi to jest zbyt wiele! – Krzyknął, a mnie aż zatkało. Więc ukradłem dokumenty człowieka, który handlował ludźmi? Po co Jayowi takie informacje?
- Zamknij się! Chcesz żeby ktoś nas usłyszał? – Chciało mi się śmiać.
- Wybacz. – Coś odpiło się w ich pomieszczeniu. – Jestem przekonany, że siedzi w tym twój synek. Kiedy się pojawił zaczęły się kłopoty.
- Nie, Harry by tego nie zrobił.
- To w takim razie zastanów się gdzie one są. Mamy czas do dwunastej, dobrze wiesz. Bez nich upadniesz i nic nie będziesz miał.
- Wiem. Zajmę się tym.
Usłyszałem kroki. Szybko odsunąłem się od drzwi i wszedłem w pierwszy lepszy korytarz. W mojej głowie motało się od tego wszystkiego. Miałem już dość, jednak co mogłem zrobić? I nagle mnie olśniło. Tylko, czemu nagle ruszyło mnie sumienie? Właśnie w takim momencie chciałem mu pomóc. Ale czy miałem to zrobić? Zasługiwał na to? Nie pewnie, że nie. Zostałem tak długo, jak musiałem. Kiedy tylko wybiła godzina w której mogłem iść zabrałem swój płaszcz i prawie wybiegłem z budynku. Musiałem jak najszybciej dostać się do Jaya i z nim pogadać. Jednak najpierw musiałem wstąpić do domu po Louisa. To on musiał mnie poprzeć, bez jego zgody nic bym nie zrobił. W końcu to on znał Jaya najlepiej i wiedział czy mógłbym poprosić go o dokumenty. W mieszkaniu po raz pierwszy od dłuższego czasu śmierdziało papierosami i nie tylko. Kiedy tylko wszedłem w głąb pomieszczenia poczułem fale dymu.
- Louis? – Podszedłem do przyjaciela, jednak on nie reagował. Obok niego stał alkohol, a na stole leżały narkotyki. – Kurwa.
Wiedziałem co się za tym kryje. Pobiegłem na górę, a by sprawdzić czy są rzeczy Eleanor. Były porozwalane po całym pokoju. Dziewczyny nigdzie nie było, co oznaczało tylko jedno. Jay maczał w tym palce. Nie było mnie przez tak krótki czas, a już się tyle wydarzyło. Byłem zły na siebie, ale nic nie mogłem zrobić. Zostawiłem wszystko i pojechałem szukać Vanessy. Dlaczego jej? Ona mogła wiedzieć co się stało z dziewczyną Lou, a on sam mógł nie być w stanie ze mną rozmawiać przez najbliższe kilka godzin. Nie mogłem tyle czekać.
***Z perspektywy Nialla***
Nie rozumiałem całej tej sytuacji. Ojciec chodził jak napruty, a ja nie mogłem w spokoju obejrzeć meczu. Nie wiedziałem o co chodzi, ale miałem tego dość. W salonie było istne szaleństwo, pełno dokumentów i walających się papierów. Jednak bałem się o co kol wiek zapytać.
- Niall, przynieś mi pudło z samochodu. – Zerwałam się z kanapy i zrobiłem tak jak kazał. Nie miałem zamiaru się nawet przeciwstawiać. Po dziesięciu minutach moje cztery litery znowu wylądowały na moim ulubionym miejscu.
- Może ci pomogę. – Zaproponowałem, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. – Słyszysz mnie?
- Tak. Wielką pomocą będzie to, jak zabierzesz się stąd. Potrzebuje spokoju. – Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, a ja nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać.
- Dobra, już dobra. Wrócę…dość późno.
- Wspaniale.
Wyszedłem przed dom i jedyne co tkwiło w mojej głowie to to, co mam ze sobą zrobić. Wybrałem jedno miejsce, dom Charlotte. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie. Byłem ciekawy czy dziewczyna ucieszy się na mój widok. Może będzie zdziwiona? Tak, na pewno będzie. Przecież niezapowiedziane wizyty zawsze tak wyglądają. Osoba zazwyczaj jest zaskoczona. Po dziesięciu minutach dojechałem, ale nie zobaczyłem zdziwionej Charlotte. Nie miałem okazji. Okazało się, że Charlie wyszła. Wróciłem do auta i już miałem jechać dalej. Mój telefon zawibrował, a ja posłusznie go odebrałem.
- Halo.
- Możesz tu przyjechać? – To była Rose, a jej ton głosu był błagalny.
- Co się stało?
- Proszę przyjedź. – Czułem, że coś jest nie tak. Nigdy jej takiej nie słyszałem. Jej głos się zmienił, tylko dlaczego? Długo się nie zastanawiałem, ruszyłem do byłej dziewczyny. Robiłem dobrze? Jednak to chyba nic wielkiego. Właśnie, chyba…
Kolejny w środę :)
- Charlie! – Ktoś krzyknął, a ja byłam pewna, że jestem sama. Zeszłam na dół i naprzeciwko mnie stały dziewczyny. Czyżby także zrobiły sobie wolne?
- Co jest? – Usiadłam na schodku.
- Jedziemy na zakupy, zbieraj swoje cztery litery.
- Serio? – Zaśmiałam się. – Nie mam ochoty na żadne zakupy.
- Nie marudź, tylko się zbieraj. – Nie chodziło o pieniądze, bo miałam je dzięki pracy. W końcu miały być na kolie, ale skoro sama się odnalazła to miałam własne oszczędności. Co do pracy, zmianę miałam właśnie dzisiaj. Za pewne do trzeciej w nocy, co oznaczało że znowu będę zmęczona. Jednak tym razem nie mogłam sobie odpuścić zajęć. Miałam do napisania dwa sprawdziany i potem kartkówkę. Na całe szczęście już się nauczyłam i miałam to z głowy. Zebrałam się w kilka minut i razem z dziewczynami pojechałyśmy do galerii. Nie chciało mi się tam łazić, więc na sam początek zaliczyłyśmy jakiś barek. Było to też spowodowane tym, że strasznie burczało mi w brzuchu.
- Czy to Perrie? – Naomi wskazała na dziewczynę w sklepie z bielizną. Kolorowe włosy i krótka szara sukienka. To była ona, dziewczyna Zayna.
- Wygląda na to, że jest sama.
- Kiedyś miała przyjaciół, ale chciała być z tym dupkiem. Więc teraz ma za swoje. – Jak zwykle Naomi była niemiła. Nie wiedziałam skąd się u niej to wszystko bierze.
- Znałyście ją? – Próbowałam dążyć dalej. Skoro dziewczyna miała o każdym takie zdanie, to musiała spędzać z nimi czas.
- Tak. Znałyśmy. – Burknęła.
- Jaka jest? – Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej.
- Książkę piszesz czy co? – Ostawiła pusty talerz i podeszła bliżej barku.
- Przyjaźniły się, ale kiedy zaczęła zadawać się z nimi wszystkimi odcięła się od Naomi. Od tamtej pory nie rozmawiają. Unikają siebie jak ognia. – Danielle była na tyle uprzejma, że mi wszystko wyjaśniła. Zaś ja dążyłam dalej, skoro już tyle się dowiedziałam. To czemu nie miałam próbować dalej?
- Z nimi, czyli z też z Niallem?
- Tak. Nie wiem co się między nimi porobiło, nie rozmawiamy na ten temat.
- Dalej nie potrafię zrozumieć, dlaczego ona go tak nienawidzi.
- Świetnie się wam gada na mój temat? – Naomi stała za nami, a ja byłam pewna, że jest przy barze.
- Po prostu chce wiedzieć. – Odparłam.
- Dobra, powiem ci i miejmy to z głowy. Perrie została zaproszona na imprezę do Malika, jako kochana przyjaciółka poszłam z nią. Tylko szybko tego pożałowałam. Po kilku drinkach musiałam iść do toalety, a zamiast tego znalazłam się w pokoju. Był tam tez Niall i jakaś dziewczyna. Nie muszę zdradzać szczegółów co robili. Wyszłam szybko, a po pięciu minutach blondynek się zemścił. Oczywiście za to, że przerwałam mu zabawę. Wrzucił mnie do basenu i ośmieszył przed całą szkołą. Nic go nie usprawiedliwiało, nawet to, że był zalany w trupa. Potem każdy się ze mnie nabijał i stałam się ofiara szkolną. Wystarczy?
- Nie wiedziałam. – Powiedziałam cicho, a Naomi miała łzy w oczach. Było mi przykro, że Niall tak postąpił. Jednak wiedziałam, że teraz jest inny. Nawet w stosunku do niej.
***Z perspektywy Harrego***
Miałem już tego wszystkiego dosyć. Zmieniło mi się wszystko, a głównie godziny mojej pracy. Tym razem do biura szedłem po godzinach szkolnych. Co oznaczało, że muszę chodzić do najgorszego miejsca na ziemi. Słuchać tych wszystkich marudzeń nauczycieli, że powinienem się w końcu wziąć w garść i zdać. Wiedziałem, że mają racje. Tylko co z tego, że mi się nie chciało. Wolałem poimprezować, albo siedzieć przed telewizorem w domu.
Cały dzień ani razu nie wpadłam na Charlie. Nie chciałem jej pouczać, ale też powinna chodzić do szkoły. Opuszczała ją coraz częściej. „Znalazł się specjalista”.
Wsiadłem do swojego samochodu i odjechałem. Kierunek biuro ojca. Miał mi coś ważnego do powiedzenia, a ja nawet domyślałem się o co chodzi. Przywitałem się z nim i usiadłem wygodnie na skórzanej kanapie.
- Musimy porozmawiać Harry. – Miał poważną minę, a ja musiałem ukryć, że mnie to choć trochę martwi.
- Wiem, wiem. – Ziewnąłem. – Przejdziesz do sedna sprawy?
- Zginęły mi pewne dokumenty, widziałeś może jak ktoś się tu kręcił? – Serce zaczęło mi mocniej bić, ale starałem się być spokojny.
- Nie. – Skłamałem. – To było coś ważnego?
- Tak, ale mam jeszcze jedną sprawę. – Zrobił się łagodniejszy. – Na razie będziesz segregował pewne zapiski. Datami. Wszystko wytłumaczy ci Marry.
- Co z tym co robiłem dotychczas?
- Rozmawiałem z twoimi nauczycielami, powinieneś podciągnąć się w nauce.
- Oh…to może od razu mnie wyrzuć. Zresztą od kiedy interesujesz się moją nauką? – Wkurzyłem się.
- Nie będę tego robił, jeśli chcesz możesz tu pracować. Tylko na innych zasadach.
- Jakich znowu zasadach? – Zacząłem błąkać się po pomieszczeniu.
- Musisz mieć dobre oceny, to jest warunek. – Wiedziałem, że już po mnie. Jeśli by mnie wyrzucił, dostałbym od Jaya. Więc musiałem wziąć się do roboty, a z tym było trochę ciężej.
- Dobra. – Lekko się uśmiechnąłem, nawet nie wiem dlaczego.
- Harry. – Zatrzymałem się na chwilę. – Gdybyś jakoś chciał…pamiętaj że, możesz na mnie liczyć.
Nie odpowiedziałem, trzasnąłem drzwiami i tyle mnie widział. Od kiedy to jest moim ojcem? Może mamy takie same geny, ale nic po za tym. Jest był i zawsze będzie tym, który się mnie wyparł. Nic tego nie zmieni, nawet głupia praca. Obok mnie przeszedł starszy mężczyzna, którego nie znałem. Wszedł do biura i trzasnął za sobą drzwiami. Coś mnie podkusiło, aby nie odchodzić za daleko. Rozejrzałem się dookoła i nikogo nie było. To był znak, aby trochę poszpiegować. Przyłożyłem jedno ucho do drzwi i wsłuchałem się w rozmowę.
- Wiesz, że będziemy mieli poważne problemy? – Mówił mężczyzna. – Jeśli to trafi w niepowołane ręce.
- Spokojnie, coś wymyślimy. Zresztą może się gdzieś zawieruszyły. Ty je ostatnio miałeś. – Ojciec starał się być spokojny, przynajmniej słyszałem to w jego głosie.
- Handel ludźmi to jest zbyt wiele! – Krzyknął, a mnie aż zatkało. Więc ukradłem dokumenty człowieka, który handlował ludźmi? Po co Jayowi takie informacje?
- Zamknij się! Chcesz żeby ktoś nas usłyszał? – Chciało mi się śmiać.
- Wybacz. – Coś odpiło się w ich pomieszczeniu. – Jestem przekonany, że siedzi w tym twój synek. Kiedy się pojawił zaczęły się kłopoty.
- Nie, Harry by tego nie zrobił.
- To w takim razie zastanów się gdzie one są. Mamy czas do dwunastej, dobrze wiesz. Bez nich upadniesz i nic nie będziesz miał.
- Wiem. Zajmę się tym.
Usłyszałem kroki. Szybko odsunąłem się od drzwi i wszedłem w pierwszy lepszy korytarz. W mojej głowie motało się od tego wszystkiego. Miałem już dość, jednak co mogłem zrobić? I nagle mnie olśniło. Tylko, czemu nagle ruszyło mnie sumienie? Właśnie w takim momencie chciałem mu pomóc. Ale czy miałem to zrobić? Zasługiwał na to? Nie pewnie, że nie. Zostałem tak długo, jak musiałem. Kiedy tylko wybiła godzina w której mogłem iść zabrałem swój płaszcz i prawie wybiegłem z budynku. Musiałem jak najszybciej dostać się do Jaya i z nim pogadać. Jednak najpierw musiałem wstąpić do domu po Louisa. To on musiał mnie poprzeć, bez jego zgody nic bym nie zrobił. W końcu to on znał Jaya najlepiej i wiedział czy mógłbym poprosić go o dokumenty. W mieszkaniu po raz pierwszy od dłuższego czasu śmierdziało papierosami i nie tylko. Kiedy tylko wszedłem w głąb pomieszczenia poczułem fale dymu.
- Louis? – Podszedłem do przyjaciela, jednak on nie reagował. Obok niego stał alkohol, a na stole leżały narkotyki. – Kurwa.
Wiedziałem co się za tym kryje. Pobiegłem na górę, a by sprawdzić czy są rzeczy Eleanor. Były porozwalane po całym pokoju. Dziewczyny nigdzie nie było, co oznaczało tylko jedno. Jay maczał w tym palce. Nie było mnie przez tak krótki czas, a już się tyle wydarzyło. Byłem zły na siebie, ale nic nie mogłem zrobić. Zostawiłem wszystko i pojechałem szukać Vanessy. Dlaczego jej? Ona mogła wiedzieć co się stało z dziewczyną Lou, a on sam mógł nie być w stanie ze mną rozmawiać przez najbliższe kilka godzin. Nie mogłem tyle czekać.
***Z perspektywy Nialla***
Nie rozumiałem całej tej sytuacji. Ojciec chodził jak napruty, a ja nie mogłem w spokoju obejrzeć meczu. Nie wiedziałem o co chodzi, ale miałem tego dość. W salonie było istne szaleństwo, pełno dokumentów i walających się papierów. Jednak bałem się o co kol wiek zapytać.
- Niall, przynieś mi pudło z samochodu. – Zerwałam się z kanapy i zrobiłem tak jak kazał. Nie miałem zamiaru się nawet przeciwstawiać. Po dziesięciu minutach moje cztery litery znowu wylądowały na moim ulubionym miejscu.
- Może ci pomogę. – Zaproponowałem, ale on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. – Słyszysz mnie?
- Tak. Wielką pomocą będzie to, jak zabierzesz się stąd. Potrzebuje spokoju. – Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, a ja nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać.
- Dobra, już dobra. Wrócę…dość późno.
- Wspaniale.
Wyszedłem przed dom i jedyne co tkwiło w mojej głowie to to, co mam ze sobą zrobić. Wybrałem jedno miejsce, dom Charlotte. Odpaliłem silnik i ruszyłem przed siebie. Byłem ciekawy czy dziewczyna ucieszy się na mój widok. Może będzie zdziwiona? Tak, na pewno będzie. Przecież niezapowiedziane wizyty zawsze tak wyglądają. Osoba zazwyczaj jest zaskoczona. Po dziesięciu minutach dojechałem, ale nie zobaczyłem zdziwionej Charlotte. Nie miałem okazji. Okazało się, że Charlie wyszła. Wróciłem do auta i już miałem jechać dalej. Mój telefon zawibrował, a ja posłusznie go odebrałem.
- Halo.
- Możesz tu przyjechać? – To była Rose, a jej ton głosu był błagalny.
- Co się stało?
- Proszę przyjedź. – Czułem, że coś jest nie tak. Nigdy jej takiej nie słyszałem. Jej głos się zmienił, tylko dlaczego? Długo się nie zastanawiałem, ruszyłem do byłej dziewczyny. Robiłem dobrze? Jednak to chyba nic wielkiego. Właśnie, chyba…
Kolejny w środę :)
I znowu tyle się dzieje, wspaniale! Masz u mnie ogromny szacun, dziewczyno! :D
OdpowiedzUsuńMarta D
Wspaniały <3 zresztą jak zwykle. ;) dlaczego tak długo karzesz nam czekać? :'(.
OdpowiedzUsuńDość proste pytanie :D
UsuńSzkoła nie pozwala, abym dodawała rozdziały codziennie. Musialabym wtedy spędzać caly czas przed komputerem.
No nareszcie ! Ciekawe o co chodzi.. No nic weny ;>
OdpowiedzUsuńNatalie ♥
Świetnyyy czekam na nn ♥
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział! ;) ahh nie moge sie doczekać kolejnego ;) do czego tej Rose Niall niby potrzebny, ciekawe o co jej chodzi ;D powodzenia i weny ;) xx
OdpowiedzUsuńCo się stało El? Czego ta Rose chce od Niall'a? Tyle pytań się mnie męczy, a na odpowiedzi trzeba czekać xD niemoge się dochcekać next <3 życzę wenty :* kocham twój blog <3 i jeszczę chce życzyć wszystkiego najleprzego z okazji Dnia Polish Directioners siostro <3
OdpowiedzUsuńDosia :*
Przepraszam, wszysrkiego najleprzego z okazji Dnia Polish Directioners "siostry"
OdpowiedzUsuńDosia :*
mnie ciekawi kto ukradl kolie i czuje ze to ma związek ze zniknieciem El i z telefonem Rose
OdpowiedzUsuńmnie ciekawi kto ukradl kolie i czuje ze to ma związek ze zniknieciem El i z telefonem Rose
OdpowiedzUsuńmnie ciekawi kto ukradl kolie i czuje ze to ma związek ze zniknieciem El i z telefonem Rose
OdpowiedzUsuńmnie ciekawi kto ukradl kolie i czuje ze to ma związek ze zniknieciem El i z telefonem Rose
OdpowiedzUsuńmnie ciekawi kto ukradl kolie i czuje ze to ma związek ze zniknieciem El i z telefonem Rose
OdpowiedzUsuńSuper! O co chodzi Rose? Na odpowiedź trzeba poczekać. Więc zniecierpliwiona czekam
OdpowiedzUsuńHmm... strasznie mnie ciekawi co kombinuje Rose. xD
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział, czekam na next'a +...
WENY <3 :*
http://vampire-hazza.blogspot.com/