sobota, 31 maja 2014

Moment For Me Rozdział 51


                                                  Czas był tym czego potrzebowaliśmy. Bez niego wszystko nie miałoby sensu. Jednak czasami leciał zbyt szybko. Nie dawał szansy aby się pożegnać. I tak po prostu nas zostawiał. Czas był chory.
Po raz ostatni spojrzałem na zamykające się drzwi. Teraz musiałem czekać, pieprzone cztery godziny. Zabrali ją w mgnieniu oka. Nic nie wyjaśniając, zresztą nie mieli komu. Informacji udzielali tylko rodzinie. Tylko, że Vanessy jeszcze nie było. Nie mogła przedrzeć się przez korki, które całkowicie zablokowały dojazd do szpitala.
- Trzymaj. – Dziewczyny nie wyglądały zbyt dobrze. Były zmęczone, zresztą nie tylko one. Siedzieliśmy tutaj cholernie długo. Jednak nie zamierzałem stąd wychodzić, dopóki nie powiedzą, że Charlie czuje się dobrze.
- Idźcie do domu. – Po raz kolejny zacząłem ta samą rozmowę.
- Jeszcze raz to usłyszę to nie ręczę za siebie. – Naomi nawet nie wstawała z miejsca. Spuściła głowę w dół i co chwilę łykała czarną ciecz.
- Wybaczcie, ale nie mogę na was patrzeć.


- Nam to mówisz? – Parsknęła. – Spójrz w lustro Niall.
- Przestańcie! – Danielle pewnie nie mogła tego słuchać. Zachowywaliśmy się okropnie, nawet w takim miejscu nie mogliśmy sobie odpuścić. Musieliśmy sobie dogryźć.
- Tak właściwie to gdzie jest mama Charlie? Nie powinna być tutaj? – Wiedziałem, że ktoś zada to pytanie.
- Nie wiem. – Skłamałem.
Przez resztę czasu zastanawiałem się jak to wszystko się potoczy. Jak moje życie będzie wyglądać, a co najważniejsze jak w tym wszystkim odnajdzie się Charlie. Miałem się nią opiekować, nie mogłem jej zawieść. Co najważniejsze nie mogłem zawieść mamy Charlie. Dałem jej słowo, przysięgłem jej. Charlotte miała być szczęśliwa i zawsze uśmiechnięta. Nie mogłem pozwolić, aby było inaczej. Byłem jedną z niewielu osób, które teraz były blisko dziewczyny. Ona nie miało wielkiej rodziny, nie miała dziadków. Nikogo. Jedyną spokrewnioną osobą była Nessa i jej matka. Tylko, że ta druga nie miała pojęcia co się tutaj dzieje. Nie rozumiałem przeszłości tej rodziny, ale to nie był czas aby ją poznawać.
Kolejna godzina minęła, a z nią moje wątpliwości się nasilały. Co ja jej powiem, kiedy się obudzi? Jak mam jej to wszystko wyjaśnić? Może i miałem list, ale nie miałem pojęcia co w nim jest. Chciałem z nią być i dać jej to do zrozumienia. Nie chciałem aby myślała, że robię to z przymusu. Bałem się tego, że może to tak odebrać. Miała prawo tak pomyśleć, ale miałem inny cel. Kochałem ją i chciałem przy niej być. Już na zawsze.
- Niall? – Podniosłem się do góry i zobaczyłem moich rodziców. Zaraz…kogo? Moi rodzice. Co oni tu robili? – Skarbie.
Moja rodzicielka podbiegła do mnie i mnie przytuliła. Pociągnąłem nosem i próbowałem nie płakać. Nie chciałem aby myślała, że jestem mięczakiem. Po za tym obok siedziała Naomi. Jakbym się popłakał miałaby kolejne powody na drwiny ze mnie.
Rodzice tak naprawdę nigdy nie poznali Charlie. Nie wiedzieli jaka jest ani jak wygląda. Jednak może z moich opowieści trochę im przybliżyłem ta wspaniałą osobę. Zastanawiałem się jakby wyglądało ich pierwsze spotkanie. Zaprosiłbym ją do nas na kolacje? A może wspólnie wybralibyśmy się do Umu, gdzie serwują najlepszą japońską kuchnię? To wszystko mogło się jeszcze wydarzyć. Za pewien czas, kiedy wszystko wracałoby do „normy”.
- Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. – Ojciec poklepał mnie po ramieniu.
- Tak. – Mruknąłem. – Wyjdzie z tego.
- Musisz być naprawdę zakochany. – Rodzicielka się uśmiechnęła. – Na zabój.
- Tak . –Odparłem bez entuzjazmu.
Nie miałem ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Chciałem poczekać w ciszy i spokoju. Zresztą o czym miałbym rozmawiać? Doceniałem to, że przyszli. Jednak nie musieli. Poradziłbym sobie sam, zresztą jak zawsze. Nie narzekam na swoje życie, jednak czegoś mi w nim brakowało. Może kogo? Zawsze radziłem sobie sam ze swoim problemami. Kasa ojca był mi bardzo potrzebna, ale co jeśli go rzadko widywałem? Siedział w swoim biurze i zawsze wiecznie go nie było. Gdyby Harry był z nami od początku, wątpię, że bym traktował go jakoś inaczej. Skoro mowa o Harrym, on też tu był. Nawet nie wiedziałem od kiedy. Przybył zdyszany razem z Vanessą. Siedzieli obok naszego tatusia i o czymś dyskutowali.
- Proszę przejść. – Oschły głos kobiety zmusił mnie do pozycji stojącej.
- Co z nią? – Od razu spytałem, a ona popatrzyła na mnie z troską.
- Jest pan tu non stop. Proszę iść do domu. – Odparła.
- Co z Charlie? – Nie dawałem za wygraną.
- Operacja jeszcze trwa. – Przystanęła na chwilę. – Nie martw się, wyjdzie z tego.
Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Takie słowa, a od razu podbudowały mnie na duchu. Z powrotem usiadłem na swoim miejscu i dalej czekałem. Jednak moja cierpliwość nie dawała za wygraną. Co raz bardziej się denerwowałem, mimo tego co usłyszałem. Przecież ona mogła się mylić. Od kiedy tędy przechodziła minęła kolejna godzina. Było już po czasie, dawno mieli skończyć.
- Gdyby było coś nie tak…poinformowali by nas? – Spytałem roztrzęsiony.
- Usiądź Niall, to chodzenie w niczym nie pomoże. – Harry dotknął mojego ramienia, ale ja go tylko odepchnąłem.
- Słyszeliście moje pytanie? – Syknąłem.
- Uspokój się. – Danielle również traciła nerwy. Wyglądała na bardzo wkurzoną. Wszyscy byli.
Nagle zza drzwi wyjechało łóżko, a obok niego kilka pielęgniarek. Leżała na nim nieprzytomna, a na twarzy miała maskę tlenową. Zdążyłem już się przyzwyczaić do tego widoku. Widywałem ją w takiej samej pozycji przez kilka ostatnich dni. Leżała w śpiączce farmalogicznej, ale wyglądała jakby spała.
„Na tym to polega, idioto.” – Skarciłem samego siebie i się ocknąłem. Stałem jak słup soli w jednym miejscu, a jej już nie było. Obok mnie stała tylko rodzicielka.
- Gdzie się wszyscy podziali? – Spytałem zdziwiony.
- Powinieneś odpocząć. – Dotknęła mojego ramienia. – Jesteś zmęczony.
- Nie! – Zaprzeczyłem. – Muszę przy niej być, ona mnie potrzebuje.
Wjechałem windą na odpowiednie piętro i znowu stałem z nimi wszystkimi przed salą. Wyglądali jakby się niczego nie dowiedzieli. Nie dziwiłem się, bo kto by cokolwiek im powiedział?
Oparłem się o ścianę i wpatrywałem się w jedne drzwi. Za którymi leżała moja dziewczyna. Nie mogłem się doczekać, kiedy w końcu stąd wyjdzie. Kiedy będzie mogła znowu cieszyć się życiem. Chciałem dla niej jak najlepiej i miałem nadzieje, że ona o tym wie.
- Najbliższe dwie doby będą decydujące. – Ktoś wyrwał mnie z myśli. – Proszę, aby poszli państwo do domu. Na nic państwo się tu zdadzą. Charlotte potrzebuje odpoczynku, jest w śpiączce.
- Kiedy się wybudzi? – Jedna z przyjaciółek próbowała nawiązać konwersacje z lekarzem.
- Trudno jest nam to powiedzieć. Jednak jeśli będzie dobrze to za trzy, cztery dni.
- Dziękujemy panie doktorze. – Uśmiechnęła się i wyszła. Wszyscy podążyli za nią. Jednak ja się nie mogłem tak poddać. Musiałem ją zobaczyć, chociaż na chwilę.
- Przepraszam. – Zawróciłem się do doktora. – Czy mógłbym…
- Ohh to pan. – Uśmiechnął się. – Narzeczony, który nie może opuścić swoje ukochanej. Cały szpital o panu mówi.
- Chłopak. – Poprawiłem go. – Mógłbym ją zobaczyć? Chociaż na chwilę. Bardzo mi na tym zależy.
- Dwie minuty. – Jego mimika twarzy wróciła do normalności. Otworzył przede mną drzwi i wpuścił do środka. Sam szedł tuz za mną. Na całe szczęście nie wchodziliśmy najpierw do jakiejś klitki. Zielony fartuszek znajdował się na moim ciele dobre kilka godzin.
Dookoła jej łóżka znajdowało się dwa razy więcej sprzętu niż wcześniej. W jednym pokoju mieściło się chyba z pięcioro ludzi. Nie licząc mnie i brunetki. Na całe szczęście nie czuć było tego całego tłoku. Usiadłem na krześle i wpatrywałem się w jej bladą cerę. Wyglądała na zmęczoną. Jej powieki były przez cały czas zamknięte. Chciałem spojrzeć w jej oczy i powiedzieć, że nic jej nie grozi. Niestety na razie nie mogłem. Musiałem być cierpliwy i poczekać na odpowiedni czas. Delikatnie dotknąłem jej zimnej dłoni i wtedy się zaczęło. Moje uczucia się ujawniły. Z oczu poleciały mi łzy. Nie mogłem uwierzyć, że było już prawie po wszystkim. Prawie się udało. Tylko zostały dwa dni, aby to wszystko się potwierdziło. Przeszczep musiał się przyjąć, bo jeśli nie…Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Nagle coś zaczęło pikać. Zacząłem się nerwowo rozglądać, a jakaś kobieta kazała mi wyjść. Odwróciłem się w stronę wyjścia i po raz ostatni spojrzałem w jej stronę. Dookoła zebrali się lekarze i pielęgniarki. Zaczęli cos do siebie krzyczeć, a ja nie wiedziałem co mam robić. Ona nie mogła umrzeć, nie teraz.
- Proszę stąd wyjść! – Ktoś krzyknął, a ja zniknąłem za drzwiami. Rodzicielka dalej tam stała. Przyglądała się na mnie z troską, a ja nie miałem siły mówić czegokolwiek. Wtuliłem się w nią i próbowałem zapomnieć o tym wszystkim co się przed chwilą stało.
- Ona nie może umrzeć. – Zacząłem. – Nie może!
- Wiem, Niall. – Uspokajała mnie. – Wszystko będzie dobrze.
- Obiecujesz? - Szlochałem.
- Obiecuje.
Jeszcze nigdy nie byłem taki załamany. Wróciłem do domu praktycznie nic nie mówiąc. Od razu wszedłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Nie miałem ochoty na nic. Nie byłem głodny ani nie miałem zamiaru iść pod prysznic. Chciałem tylko się trochę przespać i z powrotem wrócić do szpitala. Nie obchodziło mnie to, że będę kazać mi wracać do domu. Musiałem tam być i czy to im się podobało czy nie zamierzałem tam wrócić.

INFORMACJE:
1. Nie będzie rozdziału w środę z powodu mojej wycieczki xd
2. Będzie on w poniedziałek - jeśli pod tym postem pojawi się 20 komentarzy lub w sobotę - jeśli się komentarze nie pojawią.
3. Ulżyło wam, że na razie Charlie żyje? :D
4. Zapraszam was na bloga na którego będę wrzucała imaginy z 5sos ( 5 seconds of summer ). W każdą niedziele pojawi się mój imagin i zapraszam do czytania oraz komentowania.!! :)

IMAGIN BĘDZIE MIAŁ NAZWĘ: #Luke - Kopciuszek

Blog  - ZAPRASZAM !

wtorek, 27 maja 2014

Moment For Me Rozdział 50



Nafaszerowana lekami, blada jak ściana i cholernie słaba. Gdyby nie kroplówki, które mi dawano nie miałabym siły nawet wstać do łazienki. Moim głównym posiłkiem były właśnie lekarstwa. Zażywałam je kilka razy dziennie, ale to nic nie pomagało. Sama bym chciała wiedzieć dlaczego, ale niestety to była zagadka nie do rozwiązania.
Ubrana w obszerny dres usiadłam na ławeczce, która stała pod szpitalem. Tak, wypuścili mnie ze środka. Ubłagałam ich, co nie było proste. Prosiłam już kilka dni, ale dopiero dzisiaj się zgodzili.
Słońce przypiekało moją delikatną skórę, a ja mogłam w końcu odetchnąć. Czułam się inaczej, w końcu mogłam pooddychać świeżym powietrzem i nacieszyć się tak wspaniałą pogodą. Tylko nie na długo, za pół godziny miałam wracać na swój „obiadek”.
- Tu jesteś. – Odwróciłam się w stronę głosu. Myślałam, że zaraz coś mi się stanie. Kiedy ją zobaczyłam od razu wiedziałam, że będą kłopoty. Bo niby czego by chciała Rose?
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. – Ostrożnie wstałam z ławki i zaczęłam iść w stronę szpitala. Jednak słyszałam jak jej buciki stukają o kostkę. Szła tuż za mną.
- Chce tylko pogadać, nie zajmę ci dużo czasu. – Uśmiechnęła się szyderczo.
- W takim razie słucham. – Stanęłam naprzeciwko niej, a ona zaczęła mówić.
- Słuchaj wiem w jakiej jesteś sytuacji. Nie chce cię dołować, ale obie wiemy jakie masz na to wszystko szanse.
- Wiesz co? Skoro przyszłaś złożyć mi kondolencje to dziękuje i wybacz, ale muszę już iść.
- Nie! – Złapała mnie za ramię. – Chce pogadać o Niallu.
- A co on ma do tego? – Nie za bardzo ją rozumiałam.
- Wiem, że cię kocha. – Obie usiadłyśmy na ławce. – Tylko, że kiedy cię nie będzie on przez pewien czas nie będzie mógł dojść do siebie. Potem znowu będzie cieszył się życiem, a ty nie będziesz miała wpływu na to co robi.
- Co masz na myśli? – Skrzywiłam się.
- To, że powinnaś z nim zerwać. Dla jego dobra już teraz.
- Co takiego? – Byłam strasznie zdziwiona. Przychodzi tutaj i każe mi robić coś takiego? Nie miała prawa. Lecz każdy wie jaka ona jest. BEZCZELNA.
- Charlie…-Westchnęła. – Nie oszukujmy się, on już nie jest tobą zainteresowany.
- Przed chwilą mówiłaś, że mnie kocha. Więc może się tak zastanowisz, a dopiero potem będziesz ze mną dyskutować.
- Kocha…jasne, że kocha. Tylko ta miłość jest nieco ślepa.
- Naprawdę zaczynasz mnie irytować. – Chciałam wstać i sobie pójść nie miałam zamiaru dłużej wysłuchiwać tych bredni. – Nie rozumiem po cholerę tu przychodzisz?!
- On o tobie zapomni, już zapomina. – Uśmiechnęła się. – Wiesz o tym co robił kilka dni temu? Powiedział ci o grillu u Zayna? O tym, że na następny dzień przyjechał do mnie do domu? Mówił ci o tym wszystkim?
Zatkało mnie. Może i minęło już sporo czasu od tego ile tu leże, ale nie myślałam o tym w ten sposób. Nie wiedziałam, że on spotyka się z Rose. Nic mi o tym nie mówił. Ani o grillu. Bo przecież, gdyby to było normalne spotkanie z przyjaciółmi by powiedział, prawda? Zazwyczaj ukrywa się te ważne sprawy. Te, które mogą coś zmienić.
- Wiem. – Skłamałam.
- Dziwne…wyglądasz na zaskoczoną. – Serio? Zauważyła to?!
- Zdaje ci się. – Mruknęłam. – Coś jeszcze? Bo nie mam więcej czasu.
- Tak! – Pisnęła. – Chciałam ci powiedzieć, że warto się troszeczkę pomalować. Skoro twój kochany ma przyjść to musisz jakoś wyglądać, prawda?
Myślałam, że ją uduszę. Cała w środku buzowałam i z trudem się powstrzymywałam od zrobienia jej krzywdy. Uśmiechnęła się do mnie i z wielkim bananem na twarzy odeszła. Nie miałam pojęcia, jak można być tak podłym człowiekiem? Przecież ona była niemożliwa. Robiła co jej się żywnie podobało i nie miała skrupułów. Dążyła do celu, ale jakiego? Co chciała przez to wszystko osiągnąć? Musiałam się tego dowiedzieć. Tylko był mały problem. Jak? Skoro tkwiłam w jednym i tym samym miejscu.
Nie zostawałam tam ani chwili dłużej. Sama wróciłam do środka i po drodze kupiłam sobie mały soczek bananowy. Niestety kiedy wzięłam jeden łyk od razu mnie zamuliło. Poczułam jak żołądek mi się przekręca i od razu z niego zrezygnowałam. Tak miałam po każdym posiłku czy też napoju. Jedyne co teraz tolerowałam to zwykła woda.
Weszłam do swojej salki. Teraz dzieliłam ją z dziewczyną, która miała białaczkę. Miała na imię Nelsy i piękne zielone oczy. Na głowie widniała chustka, która była tego samego koloru i jeszcze bardziej je podkreślała.
- Jutro ma być jeszcze parniej. – Zawiadomiła mnie z grymasem na twarzy. – Nienawidzę takiej pogody, można się zaparzyć!
- Lepsze to, niż ciągłe deszcze. Przynajmniej dla mnie. – Uśmiechnęłam się.
- Jak byłam mniejsza to uwielbiałam burzę. Siedziałam w oknie i się gapiłam jak niebo robi się całe białe. – Zaśmiała się.
- Tak, to trochę dziwaczne.
Położyłam się na łóżku i poczułam zmęczenie. Wszystko mnie bolało, a przecież się nie nachodziłam. Przeszłam tylko kilkanaście kroków, to nic w porównaniu do mojego wcześniejszego wysiłku. Pani pielęgniarka wparowała do sali i podłączyła mnie do kroplówek. Było ich dwie. Zdążyłam się do nich przyzwyczaić, ale trochę denerwował mnie ten cały kabelek. Majtał się i trzeba było na niego uważać.
- Charlie?
- Hmm…? – Mruknęłam.
- Myślisz, że…no wiesz. – Nie mogła się wysłowić. Patrzyłam na nią z przymrużonymi oczami, aż w końcu odetchnęła i spytała się w prost. – Umrzemy?
- Kiedyś na pewno. – Westchnęłam.
Kolejne godziny ciągnęły się w nieskończoność. Zasnęłam dwa razy, ale w ogóle się nie wyspałam. Odwiedziła mnie rodzicielka i zanudziła mnie rozmową o jej współpracownicy. Jaka to ona dobra, gdyż zaprosiła ją do siebie na jakąś kolacje. Na początku nie chciała iść, ale potem się zgodziła. Cieszyłam się z tego, bo przecież jej też należy się odpoczynek od tego wszystkiego.
Kolejne dwie godziny rozmawiałam z Danielle przez telefon. Marudziła ile to ona musi wykonać pracy. Razem z Naomi miały do napisania jakiś projekt. Oczywiście brunetka nawet się nie pofatygowała aby pomóc Dan. Taka już była i nic się nie dała z tym zrobić.
Przeglądałam najnowszy magazyn, który przyjaciółka mi zostawiła. Każdą stronę oglądałam kilka razy, aż nagle ktoś przyszedł. Białe drzwi się otworzyły, a w nich stanął Harry. Biała koszulka podkreślała jego opaleniznę, a na szyi był zawieszony wisiorek. Wyglądał całkiem nieźle. Musiałam przyznać, że ta cała Kate dobrze na niego działa.
- Hej. – Przywitał się. – Jak się czujesz?
- W porządku. – Uśmiechnęłam się. – Gdzie twoja dziewczyna Harry? Mówiłam ci, że bez niej masz nie przychodzić.
- Nie przyszedłem z nią bo wiedziałem, że będzie nas za dużo.
- Jesteś tylko ty.
- Nie do końca. – Usiadł obok i bacznie wpatrywał się w drzwi. – Przyszedłem z Vanessą.
- Co proszę? – Nie dosłyszałam? Pomyliłam imiona? Czy on powiedział, że przyszedł z Nessą? Serio? Harry…dobrze się czujesz? Przyprowadziłeś moją zakichaną kuzynkę?
Drzwi ponownie się otworzyły, a do środka wparowała właśnie ona. O dziwo miała trampki zamiast szpilek, a nogi zakryła długimi spodniami. Co się z nią stało?
- Czee-ść. – Wydukała.
- Nie wiem co ty tutaj robisz i chyba nie chce wiedzieć. – Skrzywiłam się.
- Wiem Charlie, wiem. Tylko nie potrafię sobie tego darować. Głupio mi jest i to cholernie i bardzo, bardzo, bardzo, cię za wszystko przepraszam. – Zrobiła słodką minkę i stanęła bliżej mojego łóżka.
****
Wybaczyłam jej. Może i nie zrobiła najlepiej, ale się do tego przyznała i przeprosiła. Nessa nie siedziała zbyt długo. Za to Harry został dopóki nie mu kazali wyjść. Po tym jak mnie opuścili dostałam kolejną dawkę leków. Czułam się coraz gorzej. Całą mną telepało i chyba miałam gorączkę. Tylko, że nie chciałam nikogo budzić. Było już bardzo późno. A co jeśli to był fałszywy alarm i nic mi nie dolegało? Napiłam się trochę wody i starałam się równomiernie oddychać. Raz, drugi – podobnie jak panie przy porodzie.
- Charlie? – Głos mojej współlokatorki był niewyraźny. – Co się dzieje?
- Nie wiem. – Ledwo mówiłam. Powieki leciały mi w dół, tak jakbym zaraz miała zasnąć. Usłyszałam trzask drzwiami, a potem błysk światła. Krzyki i jakieś szmery. Ktoś łapał mnie za rękę, a jeszcze inny przykładał mi coś do czoła. Co się dzieje? Nie miałam pojęcia…wszystko było niewyraźne.
Czułam jak mnie kładą na łóżko. Oddychało mi się coraz lepiej. Podali mi coś? Miałam nadzieje, że tak. Chciałam poczuć się lepiej i nie mieć trudności w oddychaniu. Moje oczy były cały czas zamknięte, ale widziałam co się dzieje. Dziwne prawda? A może to tylko czułam i wszystko mi się wydawało? Nie miałam pojęcia.
- Tracimy ją! – Krzyki były okropne. Nie mogli robić tego ciszej?
Wkurzałam się na wszystko i wszystkich. Nikt nie chciał mi pomóc. Nikt nawet na mnie nie patrzył. Stali nad łóżkiem i co chwila coś gadali pod nosem. A ja stałam za nimi i byłam nieco wkurzona. Nie zwracali na mnie uwagi! A to chyba było strasznie egoistyczne. Prawda? Mogłam zaraz zginąć, a oni mieli mnie gdzieś. IDIOCI.
- HALO! – Wydarłam się. – Tutaj jestem!
Ręce skrzyżowałam na piersi i czekałam aż ktoś w końcu coś zrobi. Nic. Kompletnie mnie olewali. No kurde, ile można?!
Nagle jakiś facet się poruszył. Otarł pot z czoła i się odwrócił. W końcu mnie zauważył i postanowił się mną zająć. Uśmiechnięta ruszyłam do niego, a ten nic. Poszedł dalej. Co jest do cholery?
Kobieta wzięła z niego przykład i usiadła na krześle, które stało przy ścianie. O co im chodziło? W końcu coś do mnie dotarło. Podeszłam do łóżka i zobaczyłam kto na nim leży.
To byłam ja. Ubrana w czarny dres z podpiętymi kablami. Dopiero usłyszałam jak monitor pika. Ciche dźwięki docierały do moich uszu. Spojrzałam w prawą stronę i zrozumiałam co się stało. UMARŁAM. Na monitorze widniała jedna długa kreska. Nie było tętna, a serce nie biło.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Jak zachowuje się człowiek kiedy sam umrze? Nie miałam pojęcia. Nie płakałam, nie trzęsłam się ani nic z tych rzeczy. Po prostu stałam i się zastanawiałam co mam robić. Nie żyłam więc w czym problem? Ciało nie miało duszy, więc było bezwartościowe. Martwiło mnie tylko jedno. Nie pożegnałam się, chociaż wiedziałam co mnie czeka. Mogłam to zrobić, ale nie. Wolałam się nie odzywać i nad sobą użalać.
Pielęgniarki zaczęły mnie odpinać od tych wszystkich sprzętów, a ja powoli to odbierałam. Naprawdę byłam martwa. Nic już nie mogłam zrobić. Odeszłam…
- Była taka młoda. – Odezwała się jedna.
- Tak…szkoda. Zwłaszcza, że miała całe życie przed sobą. Ten chłopak chyba nie wytrzyma, a ktoś musi mu powiedzieć.
Chłopak? Cholera…Niall.
Właściwie to kim ja teraz byłam? Duchem? Czy duchy mogą otwierać drzwi? Postanowiłam to sprawdzić. Pchnęłam brązowe drzwi i się udało. Wyszłam na korytarz, a tam siedział on. Obok niego moja mama, Danielle, Naomi i nawet Harry. Spojrzałam na nich z utęsknieniem. Jeszcze nic nie wiedzieli, nikt ich nie powiadomił.
- Wiadomo coś? – Ten głos…
- Jechaliśmy jak najszybciej się dało, ale ta burza to jakiś koszmar. Połamało tyle drzew. – Liam mówił jakby się czegoś napił. Szybko i zwięźle. Nie był zaś sam. Perrie i Zayn tez tu byli. Potem zza filara wyłoniła się kuzyneczka. Cholera…wszyscy tu przybyli?! Wiedzieli co będzie? Domyślali się tego?
Zanim ktokolwiek zdołał im odpowiedzieć. Z gabinetu wyszedł lekarz. Był jakiś dziwny. Oczy miał zapuchnięte, tak jakby sam płakał, a w ręku trzymał teczkę z papierami.
- Panie doktorze. – Moja rodzicielka zerwała się jako pierwsza. – Co z nią?
- Proszę usiąść. – Chciał się uśmiechnąć, ale nie mógł. – Mam rozumieć, że wszyscy chcecie wiedzieć co z Charlie?
Wszyscy przytaknęli, a moja mama potwierdziła to nieco głośniej. Tak jakby pozwoliła jemu to powiedzieć. Nie rozumiałam tego, przecież to żadna tajemnica. Nie żyłam…wielkie mi halo. I tak wszyscy by się dowiedzieli.
- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy…- Zaczął, a wszyscy wiedzieli co się stało. Przynajmniej się domyśleli.
- Niech pan sobie to daruje. – Niall nie wyglądał na zrozpaczonego. Bardziej się wkurzył. Wstał i zaczął nerwowo chodzić.
- Przykro mi z powodu Charlotte. Była bardzo młoda, ale jej serce nie wytrzymało do przeszczepu.
- Serio?! – Wrzasnął. – Gdybyście z tym nie czekali nie byłoby tego! Mogła żyć! Tylko zachciało wam się jakiś pieprzonych badań!
- Niall. – Zayn podszedł do blondyna i próbował go uspokoić. Jednak to nic nie dawało. On jeszcze bardziej się nakręcał.
- Zostaw mnie! – Szarpał się. – Wszyscy mnie cholera zostawcie!
Patrzyłam na każdego po kolei, jak to przeżywają. Kiedyś jak byłam mniejsza zastanawiałam się nad tym jak to by było jakbym umarła. Ile osób by przyszło na mój pogrzeb i kto by najbardziej  cierpiał z tego powodu, że odeszłam.
Moja rodzicielka siedziała bez ruchu wpatrzona w jeden punkt. Cierpiała, ale starała się tego nie okazywać publicznie. Była dzielna i na pewno by sobie z tym poradziła.
Dziewczyny chlipiały i nie mogły się opanować. Ich makijaż był rozmyty i wyglądał okropnie. Gdyby tylko siebie widziały.
Chłopaki jak to chłopaki. Siedzieli na krzesłach ze spuszczoną głową i płakali. Serio? Oni i płacz? Pojedyńcze łzy, ale płakali.
Zanim zdążyłam się obejrzeć nie było już jego. Blondyn zniknął. Na korytarzu go nie było, a wszystkie krzesła w świetlicy były puste. Czyżby pojechał już do domu?
Weszłam do Sali w której leżało moje ciało i go znalazłam. Siedział przy samym łóżku i gładził mój policzek. Jego twarz była mokra. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek, nic nie mówił. Był spokojny, co było aż dziwne. Uniósł moja dłoń ku górze i delikatnie pocałował jej wnętrze. Na jego twarzy pojawił się mały uśmiech, a ja nie mogłam ukryć zdziwienia. Nie puszczał mojego ciał. Położył swoją głowę na mojej piersi, a po kilku sekundach złożył pocałunek. Z jego oczu cały czas płynęły łzy. Usiadłam na krawędzi łóżka i bacznie mu się przyglądałam. Chciałam go przytulić, chociaż się z nim pożegnać. W tamtej chwili poczułam małe ukucie.
Dlaczego się z nim nie pożegnałam? Dlaczego nie spędzałam z nim tych ostatnich chwil? Rose miała racje teraz już nic nie mogłam zrobić. On niedługo zapomni, o nas, o mnie. Nie mogłam nic zrobić, to wszystko przepadło.
Ostatni raz pocałował moją dłoń i delikatnie ją położył. Otarł wszystkie łzy i wstał na równe nogi. Nie odchodził, tylko się przyglądał.
- Nigdy o tobie nie zapomnę Charlotte.
- Niall…- Szepnęłam, ale na próżno. Przecież on mnie nie słyszał.
- Zawsze będę cię kochał. – Uśmiechnął się i odszedł. Odszedł na zawsze.

Kolejny w niedziele.
Były emocje? ^^

poniedziałek, 26 maja 2014

Moment For Me Rozdział 49


Byłam pewna, że wszystko się układa. Miałam nadzieje, że to wszystko potoczy się jakoś inaczej. Chciałam żyć inaczej. W spokoju i z nadzieją, że zawsze będzie dobrze. Tylko, że to był błąd. Nie zdawałam sobie sprawy z tego wszystkiego. Nie miałam pojęcia, że z dnia na dzień mogę trafić do szpitala. Mogę wszystko stracić i tak po prostu zniknąć.
Czy tego chciałam? Oczywiście, że nie. Tylko po co miałam robić sobie nadzieje. Wiedziałam, że to nie potrwa długo. Moje życie się kończyło i właśnie zaczęłam zadawać sobie z tego sprawę. Właśnie wtedy, kiedy leżałam bezczynnie podpięta do tych wszystkich monitorów.
Człowiek leżąc w szpitalu myśli o całym życiu. Co zrobił dobrze, a co źle. Rozmyśla nad swoim postępowaniem i chce się zmienić. Chce być lepszym człowiekiem i nie popełniać więcej błędów. Tylko każdy z nas wie, że to nie możliwe. Nawet jakbyś bardzo chcieli nie możemy tego zrobić. Każdy z nas popełnia błędy i będzie je popełniał. Nie ma takich ludzi, którzy są idealni. Oni nie istnieją.
Nie liczyłam na to, że zaraz pojawi się przede mną lekarz. Uśmiechnie się i powie, że znalazł się dawca. To było prawie niemożliwe. Przede mną były aż cztery osoby. Po prostu nie miałam szans. Czekałam na śmierć i tyle można było o tym wszystkim powiedzieć.
- Zjedz coś w końcu. – Głos przyjaciółki doprowadzał mnie do szału. Cały czas o tym ględziła, jak by nie było innego tematu. Może po prostu nie byłam głodna? Każdemu się zdarza. Zresztą kiedy się cały czas leży nie potrzebuje się aż tylu kalorii.
- Mówiłam ci już coś na ten temat. – Mruknęłam.
- Dobra. Już nic nie mówię. – Zaczęła czytać „Vogue”. Magazyn jedyny w swoim rodzaju, a Naomi za nim przepadała. Zawsze miała jakiś numer pod ręką i z dokładnością przeglądała każdą stronę.
- Co byś zrobiła…gdybyś była na moim miejscu? – Spytałam nagle.
- Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym. – Cały czas patrzyła prosto na mnie. - Dlaczego pytasz?
- Jakoś tak. – Uśmiechnęłam się.
Położyłam głowę na poduszkę i lekko westchnęłam. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Było mi ciężko i to cholernie. Tylko, że nie chciałam tym obarczać ani dziewczyn ani mamy. Bałam się tego wszystkiego. Szczególnie, że nie wiedziałam kiedy to nadejdzie. Chciałam mieć to już za sobą, ale to nie było możliwe. Musiałam czekać na swoją kolej.
- Charlie?! – Przyjaciółka spojrzała na mnie z wkurzoną miną. – Słuchasz mnie w ogóle?
- Taak. – Przeciągnęłam.
- To powiedz, co przed chwilą mówiłam. – Uśmiechnęła się chytrze.
- Dobra, wygrałaś. Nie słuchałam.
- Nie możesz się tym zadręczać. Musisz o tym jakoś…zapomnieć.
- Serio? – Podniosłam się do pozycji siedzącej. – Uważasz, że mam o tym zapomnieć? Mam tak sobie rzucić w niepamięć, że zaraz mogę umrzeć? Moje serce nie wytrzymuje, a ja mam tak po prostu oglądać jakieś pieprzone magazyny? Wybacz Naomi, ale na pewno nie będę tak żyła.
- Masz zamiar użalać się nad sobą? Na pewno nikt cię tak nie zostawi i ktoś ci pomoże. Wyjdziesz z tego i jestem tego pewna.
- Uważasz, że ktoś jest w stanie oddać życie za mnie? Pojebało cię?! – Nie wiedziałam czemu jestem taka nabuzowana.
- Tak. Właśnie tak uważam.
Nic więcej nie powiedziałam. Nie chciałam wybuchać, nie miałam takiego zamiaru. Z powrotem się położyłam i zamknęłam powieki. Miałam jej już dosyć. Fakt, przyjaźniłyśmy się. Jednak miała zbyt dużo do powiedzenia. Czasami nie umiała pocieszać i gadała bez sensu. Tylko, że to Naomi. Była  sobą i jak każdy miała wady i zalety.
****
Moi kolejnym „gościem” był Niall. Uśmiechnięty od ucha do ucha i z pełnym koszykiem jedzenia. Byłam sama i tylko i wyłącznie jedyna. Jak do cholery miałam to wszystko zmieścić w moim małym żołądku?! Nie rozumieli tego czego ja chce. Co im pasowało to to robili. Wkurzało mnie to.
- Tutaj masz kurczaka, jest cholernie dobry. Kupiłem go wczoraj wieczorem w restauracji i nie dałem rady zjeść wszystkiego. Więc zostawiłem kawałek dla ciebie.

- Niall.
- Nie widziałem jakie chcesz owoce więc kupiłem gruszki i banany. Winogron był strasznie niedobry, więc go zostawiłem. – Gadał jak katarynka.
- Niall.
- Jak będzie ci czegoś mało napisz mi na kartce to jeszcze dzisiaj ci to podrzucę.
- Niall!
- Właśnie! Bym zapomniał! Twoja mama będzie dopiero wieczorem spotkanie jej się przedłuża. Więc nie masz się co martwić. – Postanowiłam się nie wtrącać. Skoro tak dobrze mu się rozmawiało samemu ze sobą, to czemu miałby tego nie kontynuować. – Perrie kazała cię pozdrowić, wpadnie jutro.
- Niall!
- Tak? – Uśmiechnął się.
- Przestań. Proszę przestań. – Miałam łzy w oczach. – Nie mam ochoty na nic. Nie chce jeść i na pewno nie zechce! Chciałabym tylko z tobą posiedzieć, tak po prostu.
- Myślałem, że…
- Nie! Nic nie wiecie. Nie macie pojęcia jak to jest tutaj gnić. Nie jestem z tego dumna, ale błagam nie traktujcie mnie jak dziecko.
- Byłem dzisiaj u twojego lekarza. – Zaczął nagle. – Przepraszam.
- Za co? – Zdziwiłam się.
- Nie mogę być dawcą.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Czy on…? Tak, nie przesłyszałam się. Naomi miała racje. Może i nie mogłam. Tylko, że musiałam. Odpięłam dwa kable od mojego ciała i wstałam z łóżka. Usiadłam na kolanach blondyna i mocno go przytuliłam. Nie wybaczyłabym sobie tego gdyby on jednak mógł to zrobić. Był dla mnie wszystkim, ale nie mógł się dla mnie poświęcić. Nie mógł tego zrobić.
- Zwariowałeś? – Płakałam. – Nie mógłbyś tego zrobić.
- Dla ciebie zrobiłbym wszystko. – Pocałował mnie w czubek nosa.
- Nie. To jest zbyt wiele. Oddałbyś mi swoje serce. Tylko ja nie potrafiłabym tak żyć.
- Kocham cię i nie chce abyś cierpiała.
- Jeśli będziesz szczęśliwy nie będę. – Uśmiechnęłam się lekko. – Na szczęście nie możesz tego zrobić.
- Znajdę sposób abyś…- Urwał.
- Żyła? Nie umierała? Nie bój się tego słowa Niall.
Po kilku minutach musiałam wracać do łóżka. Kazanie pielęgniarki nie było czymś przyjemnym, jednak się tym nie przejmowałam. Miałam ją gdzieś, tak jak i resztę pracowników tego cholernego miejsca.
Dostałam kolejną dawkę leków i zrobiłam się śpiąca. Nie mogłam nic zrobić, chociaż chciałam. Miałam nadzieje, że jeszcze z nim porozmawiam. Jednak nie dałam rady. Za szybko się męczyłam. Rozmowa z Naomi, a potem z blondynem. Tego było zbyt wiele. Nim się obejrzałam zasnęłam.
*** Z perspektywy Nialla ***
Wyszedłem z Sali. Siedzenie przy śpiącej Charlie było bez sensu. Zresztą i tak miałem zamiar tu jeszcze dzisiaj wrócić. Usiadłem na chwile przy wejściu aby sprawdzić telefon. Zayn miał się do mnie odezwać jak tylko wróci do domu. Tylko, że dalej nie otrzymałem żadnej wiadomości.
Spojrzałem na prawą stronę gdzie moją uwagę przykuła jedna osoba. Chłopak rozmawiający z jakimś lekarzem. Trzymał się za łokieć i z nim dyskutował. Nie mogłem dostrzec kim jest tajemnicza osoba. Jednak kiedy się odwrócił moje przypuszczenia się powiodły. Zbliżał się w moją stronę i co raz bardziej się krzywił. Nic dziwnego.

- Co ty tu robisz? – Spytałem Harrego, a ten się chytrze uśmiechnął.
- A co cię to obchodzi?
- Charlie zasnęła i nie widzę potrzeby abyś ją budził. – Syknąłem.
- Dlaczego się tak mnie czepiasz?! – Usiadł obok i dziwnie się na mnie patrzył. – To przez Kate? I tak z nią nie byłeś Niall to czemu się tak wściekasz?
- Za to że jesteś, wiesz? Tak nagle się pojawiłeś, tylko dlaczego?
- Nie pomyślałeś o tym, że przez prawie całe życie byłem sam? Musiałem sam sobie radzić i nie miałem wszystkiego na tacy. Po za tym to twój ojciec jako pierwszy chciał ze mną zacząć normalnie rozmawiać. Jestem jego synem, a twoim bratem. I musisz to zaakceptować.
- Po co tu przyszedłeś? – Zadałem znowu to samo pytanie.
- No nie wiem…może dlatego, że przyjaźnie się z Charlie? – Odpowiedział zirytowany. – Na to nie masz wpływu i nie będziesz miał.
- Po cholerę rozmawiałeś z lekarzem? – Zadawałem kolejne pytania.
- A jak myślisz? – Uśmiechnął się.
- Nie wierze…naprawdę chciałeś być dawcą? – Kompletnie mnie zamurowało. Jak to możliwe, że Harry chciał oddać swoje serce Charlie?
- Tak. – Odpowiedział krótko. – Tylko, że nie mogę tego zrobić. Rozumiesz to? Chce pomóc, a nie mogę.
- Nie wierze. Naprawdę chciałeś to zrobić? – Dalej byłem w szoku. – Dlaczego?
- Może i nie jesteśmy razem, ale ona jest dla mnie naprawdę ważna. Nie zrozumiesz tego Horan.
- Nawet nie chce. Martwi mnie tylko to, że się tak koło niej kręcisz.
- Spokojnie nie zamierzam jej ci odpić. – Puścił oczko i zniknął za białymi drzwiami.
Nie siedziałem dłużej, wstałem i udałem się do wyjścia. Musiałem w końcu jechać do Malika. Sprawa do której dążyłem była prosta. Chciałem dowiedzieć się co kombinuje Rose. Wiedziałem, że to nie będzie nic dobrego. Zawsze potrafi coś wymyśleć i nieźle nabroić.
Wsiadłem do Range Rovera i ruszyłem. Droga była nieco dalsza niż z mojego domu. Musiałem jechać praktycznie na około. Włączyłem muzykę i cicho podśpiewywałem tekst piosenki.
Nagle dostrzegłem postać, która macha do mnie ręką. Zjechałem na pobocze i otworzyłem szybę. Jednak dziewczyna zdążyła wsiąść.
- Widzę, że jedziesz do Zayna. – Uśmiechnęła się promiennie i zapięła pasy.
- Rose? – Zdziwiłem się. – Co ty wyprawiasz?
- Muszę z nim pogadać, a skoro jedziemy w ta samą stronę to możesz mnie podwieźć. Prawda?
- Sama nie możesz? – Co ona sobie wyobrażała? Nie mogłem za nią nadążyć.
- Samochód mam w warsztacie, a autobus mi uciekł.
- Nie jeździsz autobusami nawet jak nie masz samochodu. – Przypomniałem jej. Ona zaś wywróciła oczami i zmieniła stacje. Teraz z głośników leciała jakaś ballada.
- Jak tam twoja księżniczka? – Mruknęła pod nosem. – Słyszałam, że biedactwo niezbyt dobrze się trzyma.
- Słuchaj! – Wrzasnąłem. – To, że jestem tak miły i cię podwożę. Nie znaczy, że możesz się z niej naśmiewać. Nawet nie wiesz co jej dolega.
- Ohh…- Westchnęła. – Przepraszam.
Dalszą drogę przesiedziałem w milczeniu. Blondynka cały czas gadała na ludzi ze szkoły. Jak to jej źle i nikt jej nie rozumie. Mówiła o swoich paznokciach i to jak ją potraktowały panie w salonie fryzjerskim. Nie mogłem uwierzyć w to jak z nią wytrzymałem. Byłem z nią tyle czasu i myślałem, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Byłem naiwny, ale na całe szczęście to była przeszłość.
Dojechaliśmy na miejsce i od razu poczułem ulgę. Nie musiałem przebywać z nią sam na sam. To było wielkie szczęście. Tylko zastanawiało mnie jedno. Po cholerę chciała przyjechać do Zayna? Nic mi nie powiedział, że są w aż tak dobrych stosunkach. Jednak może to tylko jakaś pułapka?
Weszliśmy do ogrodu gdzie mulat rozpalał grilla. Perrie siedziała i delektowała się drinkiem, a obok niej Liam i Danielle. Zaraz, zaraz. Co tu się do cholery dzieje?
- Czeee-ść. – Przywitałem się niepewnie.
- O Niall! – Malik od razu do mnie podbiegł. – Dzwoniłem do ciebie cały dzień. Czemu nie odpowiadałeś?
- Nie mam żadnej wiadomości. – Skrzywiłem się. – Czego ona od ciebie chce? – Wskazałem na Rose, która rozmawiała z dziewczynami.
- Nie ma pojęcia. Wczoraj pożyczyłem jej podręcznik i prawie cały czas za mną chodziła. Coś tu nie gra.
- Lepiej, żeby nic nie nabroiła.
Usiadłem naprzeciwko Liama i piłem moje ulubione piwo. Nie miałem pojęcia z jakiej okazji jest to całe zgromadzenie, ale nie miałem nic przeciwko. Każdy mógł chociaż trochę odpocząć od tego wszystkiego co się ostatnio działo.
- Naomi nie ma? – Zauważyłem to dopiero po kilkunastu minutach. Nie miałem nic przeciwko temu, ale byli tu prawie wszyscy znajomi.
- Jest w szpitalu z Charlie. – Usłyszałem od przyjaciół.
- Przynajmniej jest parzyście, prawda? – Fałszywy uśmieszek, nienawidziłem go. Rose usiadła obok i mnie przytuliła. Od razu ją odepchnąłem, a ona jak gdyby nigdy nic zaczęła się śmiać. Robiło się coraz bardziej dziwnie. Nie rozumiałem jej zamiarów.

Kolejny w środę, a w nim najbardziej ciężka do napisania scena :D
Ahh...nie wiem jak ma się za to zabrać xd

czwartek, 22 maja 2014

Moment For Me Rozdział 48


       Wpadłem jak oszalały i od razu zacząłem szukać jakichkolwiek schodów czy windy. Musiałem jak najszybciej dotrzeć na odpowiednie piętro. Nie miałem pojęcia dlaczego dostałem ten cholerny telefon ani czego mogę się spodziewać po wejściu na górę. Bieganie po schodach jest cholernie wyczerpujące. Przystanąłem na chwilę aby złapać kilka oddechów.
- Bez dawcy z tego nie wyjdzie. – Usłyszałem rozmowę dwóch kobiet. – Będzie cud jeśli przeżyje.
- Nic nie możemy zrobić…- Odpowiedziała druga.
Pchnąłem drzwi, które prowadziły na odpowiedni oddział. Powinienem zastać idealną cisze, ale tak nie było. Jakieś krzyki, ktoś cały czas biegał. Skręciłem w prawą stronę i zauważyłem Danielle. Siedziała oparta o ścianę, a w ręku trzymała kubek z jakąś cieczą. Od razu do niej podszedłem, ale nawet mnie nie zauważyła. Patrzyła się w jeden punkt bez jakichkolwiek reakcji.
- Dan? – Szepnąłem, a ona lekko odwróciła wzrok.
- Trzeba czekać. - Jej głos był okropny. Zachrypnięty i cichy.
- Na co? – Nic nie rozumiałem. Kompletnie nic.
- Reanimują ją.
- Kogo do cholery?! – Podniosłem głos.
- Uspokój się! – Nie wiadomo jak, nie wiadomo skąd obok mnie stała Naomi. Była żywsza i zdecydowanie mniej przejęta tym wszystkim. No właśni e czym? Co się do cholery dzieje? Jak zwykle nie byłem informowany. Bo przecież po co? Niall się sam domyśli.
- Nie! Dopóki nie wyjaśnicie mi co się dzieje.
- Mówiłam, żeby po niego nie dzwonić? – Zwróciła się do Danielle, a ta tylko lekko wzdychnęła. 

- Długo mam jeszcze czekać?! – Moja cierpliwość dobiegała końca. Miałem ich dosyć, a zwłaszcza nieprzyjemniej brunetki. Doprowadzała mnie do szału samą myślą, że jest obok.
- A co tu wyjaśniać? Charlotte walczy o życie, a wy się jak zwykle kłócicie. – Brunetka zaczęła nerwowo chodzić. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem, aż w końcu coś do mnie dotarło.
- Co się…? – Nie dokończyłem.
- Tak naprawdę nie wiadomo.
Nikt z nas się więcej nie odezwał. Czekaliśmy tylko na kogoś kto nam wyjaśnić co z nią się dzieje. Nie miałem pojęcia co mogło się stać. Przecież nie skarżyła się na jakieś bóle. No chyba, że omdlenia. Tylko, że to było dawno. Może powróciły? Bałem się tego co mogę usłyszeć. Jednak z minuty na minutę coraz bardziej chciałem się dowiedzieć. Denerwowałem się tym ciągłym czekaniem. Byłem niecierpliwy, to fakt. Tylko tak ciężko wyjść i dać nam znać? W pewnym momencie myślałem, że po prostu tam wejdę. Jednak kiedy podchodziłem do drzwi coś mnie od nich odpychało.
Minęły dwie godziny, a nikt nam nie chciał udzielić informacji. Co raz bardziej mnie to wkurzało. Przecież za durne „nic jej nie jest” nie wsadzają za kratki.
- Zwariuje zaraz. – Naomi tak jak i ja nie mogła wysiedzieć w miejscu.
- Poczekajmy jeszcze chwilę, zaraz na pewno ktoś nam coś powie. – Dan jako jedyna trzymała dystans. Była spokojna i się nie denerwowała. Może dlatego, że brała jakieś dziwne tabletki?
Z pokoju naprzeciwko wyszła mama Charlie. Wszyscy się zerwaliśmy i impulsywnie na nią spojrzeliśmy.
- Jak na razie nic jej nie będzie. – Wydukała.
- Możemy do niej wejść? – Spytałem jako pierwszy.
- Myślę, że tak. – Lekko się uśmiechnęła. –Tylko nie wszyscy.
Odprowadziliśmy ją wzrokiem do gabinetu lekarskiego i zaczęliśmy na siebie spoglądać. Bardzo chciałem ją zobaczyć. Podszedłem bliżej drzwi i jeszcze raz spojrzałem na dziewczyny. Usiadły i znowu zaczęły ciężko wzdychać. Odpuściły? Miałem tam wejść, a one miały zostać? Na to wyglądało. Danielle kazała ją pozdrowić, a blondynka wysłała mi wrogie spojrzenie. Nie miałem zamiaru się tym przejmować, bo najważniejsza była teraz Charlie.
Wszedłem do malutkiego pomieszczenia, dosłownie można było nazwać to kanciapą. Po lewej stronie stał zlew, a po prawej jakaś półka. Tabliczka, która wisiała na ścianie nakazywała aby nałożyć fartuszek i dokładnie umyć ręce. Zrobiłem to o co prosili i wszedłem dalej.
Białe ściany, zasłonięte okna i straszny ziąb. Na środku łóżko, a na nim dziewczyna. Była podłączona do różnych kabelków. Cały czas coś pikało, co było nieco uciążliwe. Spojrzałem na panią, która sprawdzała kroplówkę. Lekko się uśmiechnęła i dała mi do zrozumienia, że mam pięć minut. Nie ucieszyło mnie to bardzo, ale zawsze dobre i to.
Usiadłem obok łóżka i patrzyłem jak jej klatka mimowolnie się unosi. Powieki miała zamknięte, a na twarzy miała maskę tlenową. Delikatnie objąłem jej dłoń, która była gorąca. Dziwiło mnie to, bo skoro w pomieszczeniu było tak zimno to dlaczego temperatura dziewczyny była całkiem inna?
- Nic nie rozumiem. – Szepnąłem.
Nie zasługiwała na to aby tu być. Chociaż nawet nie wiedziałem, co się dokładnie stało. Tylko, że trzymanie jej w takiej „izolatce” i pod takim sprzętem nie było zbyt dobrym znakiem. Musiało się coś stać, coś naprawdę poważnego.
- Musisz już iść. – Głos kobiety odbijał się ode mnie jak od ściany. Nie chciałem jej zostawiać, ale jaki miałem wybór? Nie mogłem przecież się z nią kłócić.
- Co z nią? – Dziewczyny od razu zarzuciły mnie pytaniami. Jednak nie miałem im tego za złe. W końcu to mi pozwoliły tam pójść. Mogły się kłócić i wejść tam za mnie, ale nie zrobiły tego.
- Jest nieprzytomna…leży podpięta do tych wszystkich kabli.
- Podobno nie brała leków. Tylko teraz pytanie dlaczego? – Naomi spojrzała na mnie, tak jakbym to ja znał odpowiedź na to pytanie. Tylko dlaczego znowu nic nie wiedziałem? Nie miałem pojęcia o jakichkolwiek lekach.
Nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. To się działo zbyt szybko. Nie umiałem poskładać tego w całość i logicznie pomyśleć. Siedziałem i rozmyślałem. Tylko o czym? Przecież w takim stanie nie mogłem nic zrobić. Nie mogłem jej pomóc. Siedziałem bezczynnie i nic nie robiłem.
- Jedzcie do domu. – Usłyszałem dobrze znany mi głos. – Charlie jest teraz w śpiączce i dopiero jutro się wybudzi.
- Co się stało? Dlaczego tu trafiła? – Zacząłem zadawać pytania.
- Niall, to długa historia. – Danielle złapała mnie za ramię i chciała odciągnąć. Tylko, że ja nie miałem zamiaru się tak odsuwać. Przecież miałem prawo wiedzieć.
- Wiesz prawda? Wiecie obie co się stało. Tylko dlaczego ja nie mogę?
- Charlie powinna powiedzieć ci o tym sama. – Jej mama spojrzała na mnie z pełną troską. Była miła, a ja tego nie potrafiłem odwzajemnić. – Jedźcie już, proszę.
- Do widzenia. – Odszedłem zdenerwowany.
Nie musiałem długo czekać, aż winda sama przyjedzie. Od razu do niej wsiadłem i wcisnąłem odpowiedni guzik. Miałem przyjechać jutro, dopiero za kilkanaście godzin. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić i jak to wszystko sobie poukładać. Chciałem wiedzieć dlaczego jest w takim stanie, ale skoro miała mi sama powiedzieć to zostało mi nic innego jak tylko czekać.
****
Co z tego, że miałem nastawiony budzik? Co z tego, że było ich aż trzy. Jak zwykle musiałem zaspać. Zdarzało mi się to coraz częściej, a nauczyciele nie byli z tego zadowoleni.
Wsiadłem do mojego BMW i od razu ruszyłem do dobrze znanego mi miejsca. Nie chciało mi się tam już chodzić, ale mus to mus. Akurat jak na złość były korki. Stałem tam może z dwadzieścia minut i co chwilę przeklinałem. No, ale ile można stać w jednym miejscu?
Trzasnąłem drzwiami i już miałem lecieć na lekcje, kiedy coś mnie zatrzymało. Kilka samochodów dalej usłyszałem dziwną rozmowę. Podszedłem bliżej, ale oczywiście tak aby mnie nie zauważyli.
- Nie wiem co teraz zrobimy. – Tą dziewczyną na pewno była Rose. Miała charakterystyczny piskliwy głos. – Wszystko jak zwykle popsuła, a już się tak cieszyłam.
- Jeszcze mamy sporo czasu, może wyjdzie.
- Wierzysz w to?! – Krzyknęła. – Podobno nie dają jej jakichkolwiek szans na przeżycie. A tak chciałam się zemścić.
- Umrze? – Druga osoba była cholernie zdziwiona. – Naprawdę?
- Oj nie wiem, nie marudź. – Syknęła.
- Po prostu się o ciebie martwię. Znowu się w coś wpakujesz. W jakieś bagno, tylko tym razem nikt ci nie pomorze.
- To się nie martw. Załatwię wszystko po swojemu i jak zwykle się uda. – Nienawidziłem tego jej głosiku. Był cholernie przesłodzony i kiedy go słyszałem było mi niedobrze. Dzięki niemu dostała się na kółko teatralne, ale oczywiście na nie chodziła. Potrzebowała jego tylko do świadectwa.
Kiedy dziewczyny odeszły ruszyłem w swoją stronę. Wiedziałem o kim mówią, ale zdecydowanie większość to były plotki. Gdyby coś złego się jej działo, już dawno powinienem o tym wiedzieć. Chyba, że przez to wszystko nie chciała.
- Znowu spóźniony panie Horan.
- Tak, wiem. – Mruknąłem.
- Więcej się to nie powtórzy, prawda? – Ciągnął dalej.
Pokiwałem głową i usiadłem do swojej ławki. Nie miałem zamiaru słuchać jego kazań. Były durne i cholernie nudne. Dlatego lepiej było odpuścić i zająć się swoimi sprawami.
- Niall?
- Słyszysz?
- Niall!? – Raptownie się odwróciłem. Spojrzałem na ławki za mną i nie rozumiałem kto mnie woła. Było to trochę dziwne, bo nikt nie patrzył się w moją stronę. Po za…no właśnie.
- Czego? – Zwróciłem się do Stylesa.
- Co z Charlie? – Od kiedy się nią interesuje? Czyżby Kate go zostawiła? Biedny Harry, naprawdę biedny.
- Jest w śpiączce. – Mruknąłem.
****
Czekałem na swoją kolej. Siedziałem już dobre czterdzieści minut i odliczałem minuty kiedy ją znowu zobaczę. Jej rodzicielka była przy niej jak się wybudzała, a ja w tym czasie siedziałem na korytarzu. Wyszła kilka minut temu, a mi kazali czekać. Tylko ile jeszcze? Zacząłem układać sobie nawet fragment naszej rozmowy. Myślałem co mogę jej powiedzieć i co mam się spytać. Jednak kiedy pielęgniarka mnie zawołała wszystko mi umknęło. Wszedłem tam i nie wiedziałem jak ma się zachować. Mimowolnie usiadłem na krześle i wlepiłem swój wzrok w bladą twarz dziewczyny.
- Jak się czujesz? – Zadałem podstawowe pytanie.
- Nie najlepiej. – Miała okropny głos. Strasznie zachrypnięty.
- Co się właściwie stało? Nikt mi nie chce nic powiedzieć.
- Nic poważnego. – Uśmiechnęła się lekko. – Tylko, chyba powinnam ci o czymś powiedzieć.
- Straciłam przytomność w domu i niedawno się obudziłam. – Każde słowo wypowiadała z wielkim trudem. Wzięła głęboki oddech i mówiła dalej. – Przez pewien czas nie brałam tabletek, bo nie mogłam mieszać ich z alkoholem. Dlatego na początku w Paryżu nie chciałam pić, ale jakoś potem samo poszło.
- Dlaczego musiałaś je brać? – Pytałem dalej.
- Jestem chora. Moje serce nie jest już tak sprawne jak kiedyś.
- Co to oznacza? – Skrzywiłem się. Nie do końca wiedziałem o czym ona mówi. To wszystko do mnie nie docierało. Byłem pewny, że zaraz stąd wyjdziemy i będzie normalnie. Niestety myliłem się i to bardzo.
- Umieram Niall. – Szepnęła.

Małe problemy, ale mam nadzieje, ze się nie gniewacie.
Kolejny w Niedziele.