poniedziałek, 20 stycznia 2014

Moment For Me Rozdział 10



Czasami nie miałam pojęcia, czego oni wszyscy ode mnie chcą. Każdemu o coś chodziło, zrób to, zrób tamto. Na całe szczęście dzień się skończył, ale nie dosłownie. Wbiegłam do domu jak oparzona, miałam tylko pół godziny. Na co konkretnie? Musiałam się zebrać. Razem z dziewczynami postanowiłyśmy, że wybierzemy się na siłownię. Trochę sportu nikomu nie zaszkodziło. Do torby wrzuciłam potrzebne mi rzeczy i sprawdziłam pocztę. Musiałam się zastanowić nad pracą, dodatkowe pieniądze zawsze się przydadzą. Zwłaszcza, że dalej nie powiedziałam mamie o zniknięciu kolii. Nie miałam zbytniego doświadczenia, więc zostały mi tylko jakieś kawiarnie, bary, ewentualnie sprzątanie w domu. Nie chciałam zostawić mamy z tym samą. Jeśli miałyśmy problemy, musiałyśmy z nich wyjść razem i teraz też tak będzie. Usłyszałam jak samochód podjeżdża pod mój dom, zamknęłam laptopa i szybko zbiegłam po schodach. Nie myliłam się, to były dziewczyny. W końcu to z nimi się umówiłam.
- Kierunek siłownia! Ciekawe czy będzie ktoś na kim będzie można zawiesić oko. – Wiadomo już po co Naomi tam idzie. Popatrzeć się na chłopaków, ale ma do tego prawo. Z tego co mi wiadomo nie była osoba, która lubi się wiązać tylko zabawić.
- Tak, siłownia. Ale ja chce w końcu usłyszeć jak wczoraj było. – Nie wiedziała, czy mam mówić wszystko. Całe spotkanie w szczegółach? Czy może trochę ominąć?
- Zjedliśmy kolacje, Niall był całkiem miły. – Po oczach Danielle widziałam, że to jej nie wystarczy i musiałam mówić dalej. – Potem pojechaliśmy w jakieś opustoszałe miejsce, okazało się że mamy przelecieć się helikopterem.
- Helikopterem?! – Ich miny były przezabawne.

- Yhy. – Patrzyłam przed siebie i modliłam się aby nie pytały o nic więcej. No ale w ich przypadku to przecież nie możliwe. Co chwila padały jakieś pytania związane z moim spotkaniem. Nie chciałam im mówić o pocałunku, przecież to było nic nieznaczące. Niall nie odezwał się od wczoraj, więc nie ma sensu aby cokolwiek mówić. Nomi zaczęła by swoje wykłady, a ja nie miałam ochoty jej słuchać.
           ***Z perspektywy Harrego***
- Ile mamy? – Louis był zdenerwowany, zresztą nie tylko on.
- Za mało, zdecydowanie za mało.
- Nie dadzą nam więcej czasu Harry, a chyba już od każdego pożyczyliśmy.
- Koniec, jesteśmy martwi. – Oparłem się o kanapę, chciałem o tym zapomnieć ale przecież tak się nie dało.
- Twój ojciec…on mam może pomóc. – Nie wierzyłem, że to powiedział. Dobrze wie, że nie utrzymuje z nim kontaktów. Wolałbym zostać postrzelonym niż pójść do niego i prosić o pomoc.
- Chyba się przesłyszałem. - Pokręciłem głową, nienawidziłem kiedy ktoś o nim wspominał. Nawet Louis, mój przyjaciel.
- Możemy umrzeć! On ma kasę, dlaczego z tego nie skorzystać?
- Bo nie! – Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem z mieszkania. Nie miałem zamiaru dalej tego słuchać, chociaż nawet dobrze nie zaczął. Ojciec…nie mogłem go nawet tak nazwać. Nie zasługiwał na to. Był największym dupkiem jakiego tylko spotkałem. Odwrócił się ode mnie, a po kilku latach chciał nawiązać kontakt. Jak gdyby nigdy nic, przyszedł i chciał porozmawiać. Jednak odprawiłem go z kwitkiem. Człowiek dla mnie nie istniał. Puste alejki, brak ludzi. Nie dziwiło mnie to, przecież w tej dzielnicy większość ludzi bała się przebywać. A ja kochałem to miejsce, po mimo tych wszystkich plotek. Wszedłem do ,,Cabro”, mojego ulubionego baru. Mieli tam dosłownie wszystko, od zwykłej wódki po tanie dziwki. Usiadłem przy barze i czekałem aż ktoś mnie obsłuży.
- Harry! – Tak, to był jedyny minus w tym miejscu. Jedyny i zbędny.
- Jon. – Odpowiedziałem bez emocji.
- Co u ciebie słychać? – Poklepał mnie po plecach i usiadł obok. Nienawidziłem tego gościa, był wstrętny i wkurzający. Działał mi na nerwy.
- Czego ty znowu chcesz? – Mój głos trochę się podniósł.
- Nic…ale wiesz jakbyś potrzebował pieniędzy to na mnie możesz liczyć. – Śmiał się mi prosto w twarz. To było najgorsze, sam miał niedawno problemy z których ledwo wyszedł. A teraz udaje cwaniaka. Nie wytrzymałem, popchałem go w tył i leżał na ziemi. Tylko jego miana nie była już taka wesoła, a moja wystarczająco dumna. Nie było koniec naszego spięcia, kiedy wstał ja też oberwałem. Tak właśnie zaczęła się bójka. Dostałem kilka razy, ale Jon oberwał mocniej. Bronić to on się nie umiał. Po kilku minutach przyszła ochrona, co jak co ale refleks mają wspaniały. Nie zdążyłem się nawet napić, aby zaspokoić moją złość. Ale trochę ją rozładowałem, na moim „przyjacielu”. Nie miałem pomysłu, nic nie wymyśliłem. Czy miałem iść do ojca? Nie, to chyba nie był najlepszy pomysł. Ale skąd miałem wziąć tak wielka sumę pieniędzy? Wszystkie te pytania buzowały w mojej głowie, a ja byłem w kropce. W sumie nic by mi nie było, jakbym pojechał i zabrał pieniądze. Za te wszystkie lata, należało mi się trochę majątku ojca. Wyciągnąłem telefon i napisałem do Louisa.
„,Będę z pieniędzmi, tylko o nic nie pytaj.”
Jego ,,rezydencja” była dość daleko, wsiadłem do taksówki i podałem odpowiedni adres. Nawet jakbym nie chciał nie mogłem go zapomnieć. Był jak tabliczka mnożenia, siedział w głowie przez cały czas. Obiecałem sobie, że nigdy tam nie pojadę. Nigdy więcej miałem go nie spotkać, za to co mi zrobił. Ale robiłem to dla Louisa, za to wszystko co dla mnie zrobił. Musiałem chociaż trochę mu się odwdzięczyć. Budynek był ogromny, wielki biurowiec. Tylko czy mnie wpuszczą? Raczej nie, wpuszczają tam tylko naburmuszonych gości w garniakach. Zdecydowanie się od nich różniłem, tatuaże, kolczyki i znacznie inne ubrania. Wyglądałem normalnie, w przeciwieństwie do nich. Jednak ci ludzie znają inne znaczenie tego słowa. Przekroczyłem próg w wejściu, a ktoś mnie złapał za ramię.
- Nie prowadzimy schroniska. Proszę stąd wyjść. – Jego wyraz twarzy mówił sam za siebie, nienawidził tej roboty. 
- Przyszedłem tu do ojca. – Odpowiedziałem chłodno, a stary gbur zjechał mnie od góry do dołu i się skrzywił.
- Proszę stąd wyjść, bo zawołam ochronę.
- Jeszcze dobrze nawet nie wszedłem, poza tym jak już mówiłem przyszedłem do ojca. Czego pan tu do cholery nie rozumie? – Podniosłem głos, miałem dość. Ale w głowie cały czas sobie powtarzałem, że robię to dla Louisa. Nie zdążył odpowiedzieć, kiedy dwóch umięśnionych mężczyzn kazało mi opuścić teren biurowca. Nawet się nie kłóciłem, bo nie miało to sensu. Usiadłem na jakimś murku i rozglądałem się dookoła. Musiałem cos wymyśleć, aby dostać się do środka. W końcu nie miałem zbyt dużo czasu. Dookoła pełno samochodów, biegających ludzi i facet ze śmieciami. Właśnie! W każdym takim budynku były tylne wejścia. Wstałem na równe nogi i skierowałem się w stronę faceta, który wywoził śmieci. Tak jak myślałem drzwi były otwarte. Wślizgnąłem się do środka i szukałem jakiejkolwiek informacji na której będzie podane gdzie mój „ojciec” ma swoje biuro. Nie było to zbyt trudne, w końcu był szefem tego gówna. Byłem na odpowiednim piętrze, o dziwo nie było nikogo. Napis na drzwiach mówił sam za siebie. „Gregory Horan” – tam musiałem wejść i zacząć trudną rozmowę.
- Co ty tu robisz? – Za moimi plecami stała jakaś lalunia. – Nie można tutaj wchodzić.
- Ja…ugh. – Po raz pierwszy nie wiedziałem co powiedzieć.
- Albo sam wyjdziesz, albo zawołam ochronę. – Wszyscy straszyli mnie ochronę, tylko po co? Szybkim ruchem przeszła do swojego biurka, które znajdowało się po prawej stronie korytarza. W ręku trzymała słuchawkę od telefonu, gotowa wykręcić numer do osiłków.
- Przyszedłem do ojca. – To słowo ledwo przeszło przez moje gardło. – Gregory Horan.
- Ojca mówisz. – Zaśmiała się. – Pan Horan ma tylko jednego syna i zapewne nie jesteś nim.
Nacisnęła jakiś guziczek i chwile staliśmy w ciszy. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, aby mnie do niego wpuściła. Dosłownie odjęło mi mowę. Jacyś kolesie złapali mnie i chcieli wyciągnąć siłą. Zacząłem krzyczeć żeby mnie puścili, ale to nic nie dało.
- Co tu się dzie…Harry? – Nic się nie zmienił, jak był stary dalej taki został. Pewnie charakter ma dalej został taki sam, wredny. 
- Tak. – Kiedy to powiedziałem, mężczyźni mnie puścili.
- Wejdź do środka. Proszę. – Nic więcej nie mówił, otworzył drzwi, a ja wszedłem do pomieszczenia. Wielkie dębowe biurko, czarny skórzany fotel i mnóstwo papierów. Usiadłem na sofie i od razu przeszedłem do rzeczy. Nie chciałem spędzać tu niepotrzebnie czasu.
- Potrzebuje kasy. – Patrzył się na mnie jak na ducha, stanął koło okna i mi się przyglądał. Zaskoczyłem go. Chciało mi się śmiać, ale to nie miało sensu. Ważne było to aby dał mi to po co tu przyszedłem.
- Jasne…- Ocknął się, podszedł do mahoniowej pułki i ją otworzył. W środku był sejf, wcisnął kilka guziczków i się otworzył. – Ile chcesz?
- Sto tysięcy. – Popatrzył się na mnie ze zdziwieniem, już drugi raz. Ale nic nie mówił, o nic nie pytał. Włożył je do czarnej walizeczki i mi ją podał. Wymieniliśmy się spojrzeniami i już miałem wychodzić, kiedy on otworzył buzię.
- Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć Harry.
- Daruj sobie, gdybym nie potrzebował forsy bym tu nigdy nie przyszedł.
Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Nie miałem zamiaru słuchać jego brzęczącego głosu. Ważne że miałem kasę, co prawda potrzebowałem trochę mniej ale za coś muszę spłacić inne długi. Z dumą pożegnałem się z piękną sekretarką i wyszedłem z tego zasranego miejsca. Mogłem dalej żyć moim popieprzonym życiem, a mój ojczulek swoim ze wspaniałą popieprzoną rodziną.

Kiedy będzie kolejny?
To zalezy od was, odpowiedzcie na ankietę po prawej stronie. :)
Zostawcie po sobie komentarz ;)


21 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Czekam na next. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, jak każdy poprzedni. Czekam na next :D
    P.S. nie komentowałam poprzednich ponieważ ,,leń'' xD ale czytam regularnie.
    Dosia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Harry i Niall są braćmi......
    Zaaskoczenie taaak baaardzo!

    Neeext < 3. K. :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Nawet się nie spodziewałam, że oni mogą być rodzeństwem... Są strasznie różni.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne, już chcę przeczytać następne :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne! Czekam na next.
    /Marry ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny, z niecierpiliwością czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne ! <3
    Nie spodziewałam się że Niall i Harry są rodzeństwem *_____*
    Fajnie by było gdyby bardziej rozwijał się wątek z Niallem i Charlie ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Super!!! masz talent, Czekam na następny, 11 rozdział =D

    OdpowiedzUsuń
  11. O kurwa! Harry i Niall to bracia! O kurde!

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny czekam na next xd <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojacieżpierdziele *__*

    OdpowiedzUsuń
  14. Dodaj we wtorek błagam,nie wytrzymam do środy.Teraz tak zamotałaś z tym Harrym,że nie wiem.Kurcze co raz lepsza ta historia.
    Jakoś od początku wole Harrego,nie wiem może dlatego,że jest mroczną postacią,a ta fałszywa dobroć Nialla była od początku podejrzana.Mam pytanie gdzie włąściwie jest matka Harrego? I jak on może sam mieszkać mając 17 lat?Takie moje małe spostrzeżenia dotyczące jego osoby.

    Zawsze z niecierpliwością wyczekująca następnego rozdziału Angelika

    OdpowiedzUsuń
  15. To jest rodzeństwo O.o.. jak zwykle świetne, pisz dalej!! nie mogę się doczekać!! ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kolejny świetny rozdział!!! Nie spodziewałam się że Niall i Harry mogą być rodzeństwem. Czekam na next z niecierpliwością :)

    Wera

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny ! Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  18. dawaj kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Wspaniałe! Czekałam na next!

    OdpowiedzUsuń
  20. Niall i Harry rodzeństwem??!! Łoł.. GENIALNE!!! KOCHAM TWOJEGO BLOGA!!!! CZEKAM NA NEXTA KTORY MAM NADZIEJĘ ŻE NIEDŁUGO SIĘ POJAWI ;)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz buduję mnie do dalszego pisania. :)